Wychowany na Ślizgu i DosDedos. Wielbiciel kuchni Dariusza Barańskiego i…
Miało być miło, a wylała się żółć… Sprawdźcie, co widzieliśmy na dwudziestej pierwszej edycji festiwalu Nowe Horyzonty i co nas tak zdenerwowało!
Jakimś cudem znalazłem podczas FESTU czas, żeby udać się do Wrocławia i wpaść na kilka pokazów dwudziestej pierwszej edycji Nowych Horyzontów. Dziwnym trafem wszystkie z wybranych przeze mnie filmów były pokazywane miesiąc temu na festiwalu w Cannes…
Vortex, czyli zaskakujący powrót Gaspara Noé
Miałem się tutaj rozpływać o Lingui, Kolanie Aheda i Paryżu, 13. dzielnicy ale chyba nie zdążę przed wyjściem z biura, więc skupmy się na najważniejszym – Vortex. Gdybym miał Wam polecić tylko jeden tytuł z tegorocznego programu, to wybrałbym właśnie ten!
Ostatni długi metraż Gaspara Climax był dla mnie niestety filmem dość obojętnym, a przecież uwielbiam jego filmy. Na szczęście Noé powrócił w przepotężnej formie.
Nastroje przed seansem szampańskie. No bo przecież czego można spodziewać się po reżyserze Climaxu, Love czy Wkraczając w pustkę? Seksu, narkotyków, bad tripów, czystego hedonizmu?
Na początek filmu dedykacja, która mnie więcej leci tak: „wszystkim tym, których mózgi rozłożą się przed ich sercami”. Ok, czyli zaraz ruszamy z tym imprezowym rollercosterem… Nie tym razem, bo najnowsze dzieło Gaspara to trochę taka Miłość Hanekego, tylko na split screenie.
Film niezwykle dojrzały, podejmujący mega poważne i zdecydowanie mało atrakcyjne dla młodych ludzi tematy starości, odchodzenia, uzależnienia, śmierci. Serio ten film to jest waga superciężka! Pamiętacie martwy ciąg ze Strongmanów? Uniesienie emocjonalnego ciężaru Vortexu to wyzwanie podobnej rangi. Żeby nie było, że nie ostrzegałem! Ale na pewno musicie się na ten film wybrać, tylko zabierzcie ze sobą chusteczki!
Film niezwykle dojrzały, podejmujący mega poważne i zdecydowanie mało atrakcyjne dla młodych ludzi tematy starości, odchodzenia, uzależnienia, śmierci. Serio ten film to jest waga superciężka! Pamiętacie martwy ciąg ze Strongmanów? Uniesienie emocjonalnego ciężaru Vortexu to wyzwanie podobnej rangi. Żeby nie było, że nie ostrzegałem! Ale na pewno musicie się na ten film wybrać, tylko zabierzcie ze sobą chusteczki!
Seks z samochodem i niedosyt po Titane
Gdzieś między topami a flopami tegorocznego festiwalu Nowe Horyzonty muszę umieścić Titane (z żalem chyba jednak bliżej flopów). Na początek dostajemy niesamowite intro. Te wszystkie detale i cała ta anatomia samochodu robią spore wrażenie! W głowie mam skojarzenia z body horrorami Cronenberga, więc mocno nakręcam się na dalsze oglądanie filmu Julii Ducournau i jestem pełen nadziei na dalszy seans. W przełomowym dla fabuły momencie makabrycznego zarzynania jakiś bogu ducha winnych imprezowiczów liczę po cichu na to, że za chwilę będą oglądał kontynuację Człowiek pogryzł psa.
Nadzieja matką głupich, bo im dalej się ciągnie Titane, tym ten film staje się co raz bardziej chaotyczny i chyba nie do końca wie, czym chce być. Wraz z jego trwaniem odnoszę wrażenie, że jedynym celem tego dzieła jest zszkowanie widza. Recenzent z BBC głosi, że Titane to „najbardziej szokujący film 2021 roku”. Tylko co z tego szoku wynika? W sumie trochę się wkopałem u góry z tym kultowym belgijskim mockumentem, bo z tego mockumentu też pewnie nic nie wynika?
Chyba już jestem za stary na takie filmy i możliwe, że kolejny seans Człowiek pogryzł psa mocno popsułby moją opinie o tym klasyku. Lata robią swoje, a gdzieś tam w serduchu co raz mocniej narasta potrzeba przeżycia czegoś bardziej emocjonalnego? Po wyjściu z Titane czuję mocny niedosyt i niewykorzystany potencjał tego film. Serio jest to dla mnie wielka szkoda.
Memoria – zdecydowanie too slow
Czas na konkretne flopy – Memoria… W moim życiu zdarzyło mi się wyjść z kina tylko dwukrotnie. Drugi zaszczyt przypadł nowemu dziełu Apichatponga Weerasethakula, w którym główne skrzypce gra Tilda Swinton.
Oglądam często filmy, które mi się zwyczajnie nie podobają i kompletnie mnie nie wciągają, ale chyba tylko na Memorii czułem, że zwyczajnie tracę czas siedząc na sali. A rzadko to odczuwam, bo lubię się lenić i leżeć brzuchem do góry. W ramach wstępu i własnej obrany napiszę tu jeszcze, że uwielbiam Liberté Alberta Serry i Szatańskie tango Béli Tarra.
Slow cinema rządzi się swoimi prawami. Ok, zgoda, ale moja cierpliwość kończy się w momencie, w którym zwyczajnie NIE WIEM, O CO CHODZI W FILMIE I PO CO JA TO W OGÓLE OGLĄDAM. A komu to potrzebne? A dlaczego?
Patrzę na te statyczne ujęcia, co jakiś czas przestraszy mnie ten prześladujący główną bohaterkę ogłuszający dźwięk, a ja tylko zastanawiam się, w którym momencie wyjść z sali. Po seansie rozmawiamy ze znajomymi i opinie o Memorii są na mocno podzielone. Film z rodzaju kocham lub nienawidzę. Mnie nie siadło głównie dlatego, że było to nudne i nic z tego nie zrozumiałem. Nie znam się, ale się wypowiem.
Czy arthouse’owe kino musi wyglądać tak, jak Titane czy Memoria? Oczywiście, że nie, ale to właśnie te dwa dzieła zgarnęły główne nagrody w Cannes, co jest olbrzymim kopem dla tych tytułów, mocno nakręca ich hype i gdzieś tam je umieszcza w świadomości filmowych festiwalowiczów i fanatyków (pewnie wysoko na liście filmów odhaczenia).
Pozwolę sobie jeszcze do czegoś się przyczepić, a dokładniej do wtórnych tytułów z tegorocznego programu. Rozumiem, że pandemia zrobiła swoje i pewnie z wielu widzów ma spore filmowe zaległości, ale czy serio w programie musi pojawiać się tak dużo filmów z ubiegłego roku? Berlin Alexanderplatz, Ema, Biały, biały dzień, Ból i blask, Deerskin?!
Dobra, wystarczy tego narzekania, bo Nowe Horyzonty to nadal najmocniej lśniąca perła polskich festiwali filmowych, a ja już od wyjściu z ostatniego seansu z niecierpliwością czekam na przyszłoroczną edycję. Będzie oglądane!
Wychowany na Ślizgu i DosDedos. Wielbiciel kuchni Dariusza Barańskiego i restauracji Daniela Pawełka. Chciałbym przeczytać Zaprzeczenie śmierci Ernesta Beckera, ale pewnie prędzej kupię The Savoy Cocktail Book Harry'ego Craddocka. Lubię klasyczne koktajle, zakupy w Boucherie de Varsovie i na Hali Mirowskiej.