Czytasz teraz
Lutosław Granat porozmawiał tylko z nami. Jak jeden z szefów Bolta zrobił bit dla Sokoła?
Muzyka

Lutosław Granat porozmawiał tylko z nami. Jak jeden z szefów Bolta zrobił bit dla Sokoła?

Sokół

Gdyby ta historia znalazła się w filmie, to byście w nią nie uwierzyli. Lutosław Granat nie zajmował się zawodowo muzyką, lecz Sokół i tak mu zaufał, dzięki czemu powstał utwór Pluszowy.

Nie wydaje mi się, żebym był wyjątkowo wartościowym rozmówcą, biorąc pod uwagę, że Pluszowy to jedyna rzecz, jaką oficjalnie zrobiłem w branży – powiedział mi Maks Malicki aka Lutosław Granat, gdy spytałem go o rozmowę na pięciolecie albumu Wojtek Sokół. Jak przekonacie się z naszego wywiadu, enigmatyczny producent zdecydowanie nie docenił historii, która stoi i za nim, i za wspomnianym bitem. Trudno o bardziej fascynujące postaci i romantyczniejsze opowieści związane z polskim rapem.

Krzysztof Nowak, Going. MORE: Myślę, że bardziej pasowałaby ci ksywka Granat KMWTW. W środowisku rapowym jesteś anonimem.

Lutosław Granat: Bo ja nie jestem ze środowiska rapowego. Nigdy w nim nie byłem i nigdy w nim nie będę.

Research na twój temat nie był prosty – coś tam jednak udało się wyszperać. Prawie dekadę temu prowadziłeś firmę zajmującą się produkowaniem okularów za pomocą drukarek 3D.

Przez chwilę próbowaliśmy robić coś takiego ze wspólnikiem. Teraz mam 36 lat, wtedy miałem dwadzieścia kilka. Nie mieliśmy zielonego pojęcia o biznesie i branży modowej. To był pomysł, który ciągnęliśmy przez bodajże rok, aż uznaliśmy, że to nie ma sensu. Totalny niewypał.

Inaczej niż twoja późniejsza kariera zawodowa. Potem odpowiadałeś za marketing w polskim oddziale marki Bolt, a teraz jesteś w tej firmie na stanowisku Head of Brand. Na Polskę czy świat?

Zacząłem w Polsce, ale teraz odpowiadam za świat. To moja normalna praca.

W Tallinie?

Nie, w Warszawie. Wpisałem sobie jednak Tallin na LinkedInie, co wiesz z researchu. Na tym portalu mnóstwo osób wysyła jakieś oferty sprzedażowe, więc uznałem, że jak sobie ustawię tę lokalizację, to ciężej będzie mnie namierzyć i stargetować.

Namierzyłem cię za to w creditsach pianistycznego Duo Granat. Zajmowałeś się przy tym projekcie tłumaczeniem, czyli w sumie czym?

To duet mojej mamy. Chyba pomagałem jej tłumaczyć teksty na okładki płyt i do bookletów. Taka rodzinna pomoc, nie wpisuję tego do CV.

Tym sposobem doszliśmy do rodziny. Twój ojciec to też znany pianista, czyli Waldemar Malicki. Zgadza się?

Widzę, że jesteś dobry w te klocki. Faktycznie moi rodzice są aktywnymi pianistami. Pewnie też miałem nim być. Ćwiczyłem przez 10 lat, jak jeszcze byłem mały. Potem się jednak zbuntowałem, bo nie chciałem grać po osiem godzin dziennie. Mama i tata twierdzili, że będę żałować – typowa rozmowa z 15-latkiem. Cóż, żałuję, ale to zamknięty temat. W sumie nigdy nie interesowała mnie muzyka klasyczna.

Ale rap tak?

Zainteresowałem się nim po odstawieniu pianina.

I zacząłeś działać w jakimś składzie?

Rapowałem, ale szybko uznałem, że mnie to nie interesuje. Wszedłem więc w produkowanie bitów. Zrobiłem ich pewnie z siedem tysięcy do szuflady – ukazał się tylko ten jeden, który słyszałeś.

Naprawdę nie ma żadnych undergroundowych pozostałości w sieci?

Na szczęście nie. Ktoś ma kawałki na dysku, ale mam nadzieję, że nigdy nie ujrzą światła dziennego.

Czemu właściwie produkowałeś tylko do szuflady?

Miałem problem z kierunkiem, w którym chciałbym działać. Nie wiedziałem, czy bardziej chcę robić prawilne Dilated Peoples, czy może jednak głupiego Cam’rona i Juelza Santanę. Gdybym miał skompletować płytę, to byłoby na niej góra 10 numerów i każdy byłby zupełnie inny. Trudno by się tego słuchało.

Skoro jest tak ciekawie, to pozwolę sobie na małą sztampowość. Jak się zainteresowałeś tym gatunkiem?

Ukradłem płytę z Empiku.

Jaką?

Enter the Wu-Tang (36 Chambers). Słuchałem mnóstwo tego rapu, tylko ten gatunek mnie interesował. On też w końcu przestał, bo bardziej intrygowało mnie robienie bitów. Najpierw chodziło o samplowanie lat 50., potem 60., dalej jakiś japoński krautrock… I potem znów wszystko przestało mnie interesować. Teraz słucham country.

Nie masz ani jednego rapera na playliście?

No dobra, słucham Sentino. Czyli moja droga jest śmieszna.

Zmieńmy temat. Kiedy poznałeś prywatnie Sokoła?

A kiedy wyszła płyta?

W 2019.

No to pewnie w jakimś 2016, może 2017.

Zakumplowaliście się?

My się ledwo znamy. On po prostu ma jakąś nieprawdopodobnie rozbudowaną sieć znajomych z bardzo różnych środowisk. Wydaje mi się, że poznaliśmy się przed którymś klubem na papierosie, pewnie byłem nie do końca trzeźwy. Zaczęliśmy gadać i mimochodem zażartowałem, że mógłbym mu zrobić bit na płytę, a on na poważnie powiedział: spoko, wyślij mi coś. Chyba ze dwa tygodnie później posłałem szkicową wersję tego, co jest na albumie. Nie wiedziałem, czy pamięta naszą rozmowę, ale nie chciałem mieć wyrzutów sumienia dotyczących tego, że nie skorzystałem z okazji. Nie wiedziałem też, jak działa sama branża, lecz podejrzewałem, że taki Sokół musi dostawać tysiące bitów. Nie umiałem znaleźć powodu, dla którego miałby zaprosić mnie do współpracy.

Co się stało potem?

Cisza. Nie odpisywał mi na tę wiadomość przez rok, aż tu nagle wysłał zwrotkę na tym podkładzie. Widzisz, to absurdalna seria przypadków – podobnie jak sama historia tego bitu.

Podzielisz się nią?

Pewnie. To jakaś wariacja na temat reklamy, którą zrobiliśmy dla wspomnianych okularów.

Co?

Nie mieliśmy kasy, więc sam zrobiłem muzykę do filmiku promocyjnego. To taka prymitywna wersja tego, co pojawiło się w Pluszowym. W sumie splagiatowałem samego siebie, odkopiesz to na YouTubie.

Zobacz również
Avatar: Legenda Aanga

Nie miałeś choćby szczątkowego portfolio. Czemu ci zaufał w tak ważnej kwestii?

Nie mam bladego pojęcia. Widziałem jednak, że robi otwarte nawoływania w sprawie bitów, więc chyba nie miał i nie ma parcia na znane nazwiska. Chciałbym mieć jakąś fajną anegdotę na ten temat, ale niestety nie mam.

Oj, nie przesadzaj, cała ta akcja to świetna anegdota! Wracając – gdy dostałeś zwrotkę, to byłeś zestresowany faktem, że ruszyła maszyna?

Tak. Po pierwsze, strasznie ciężko przychodzi mi skończenie czegoś. Znając mnie, chciałbym dłubać w tym aż do dziś, bo zupełnie nie wiem, kiedy coś uznać za skończone.

A po drugie?

Najbardziej stresowało mnie to, że totalnie nie znam się na robieniu bitów – szczególnie od strony technicznej. Przeraziłem się, że trzeba przygotować ścieżki do masteringu. Czy zrobię to dobrze? Czy nie uznają, że jestem idiotą? Jak tego słuchałem na kompie, to brzmiało jak z akwarium. Nie znam się na inżynierii dźwięku. Nie wiem, jak ustawiać poziomy, żeby to miało sens. Nie wiem, co to kompresja. Nic nie wiem. To, że to jakoś brzmi, jest zasługą speców.

Podejrzewam, że także twoja, bo pewnie musiałeś wprowadzić jakieś poprawki…

Pewnie powiedział, że coś jest do dupy, więc to zmieniłem. I tyle. Nie przypominam sobie wielkiej krytyki tego podkładu, na pewno miałem też jakieś pole manewru. Nie widzieliśmy się też w studiu. Ja nawet nie miałem odpowiedniego sprzętu, pewnie robiłem ten bit na słuchawkach, w których gadam teraz z tobą. Zero profesjonalizmu. Denerwowałem się czymś innym.

Czym?

Że ktoś w końcu zauważy, że nie wiem, co robię.

Czy to powstrzymało cię przed pójściem na imprezę promocyjną?

Byłem na niej! To były chyba walentynki, więc się ucieszyłem, że jest plan na wieczór. Wtedy w aucie pierwszy raz usłyszałem inne numery, które powstały na ten materiał. Mój był zdecydowanie najgorszy, nie wiedziałem, co on tu robi.

Poczułeś jednak dumę czy przeżyłeś rozczarowanie?

Ani to, ani to. Nie tylko na polu muzycznym, ale tak w ogóle mam imposter syndrome. Mam wrażenie, że cały czas oszukuję ludzi, a oni w końcu zobaczą, że nic nie umiem. To nie pozwala się do końca cieszyć z rzeczy, bo czekasz, aż ktoś ci wytknie głupotę. Ale z drugiej strony… Zobacz, czy to nie jest romantyczne? Nie byłem z branży, a zrobiłem coś takiego. I dlatego też nie zrobiłem już niczego innego muzycznie. Mam jeden bit, jedną platynową płytę w domu i ten jeden wywiad. Wystarczy.

Naprawdę nawet przez chwilę nie pomyślałeś, żeby po tym sukcesie zainwestować czas w tę zajawkę?

Naprawdę się na tym nie znam. Nawet wtedy, gdy sprawdzałem, co się dzieje w rapie, była masa młodych ludzi, którzy mieli duże umiejętności techniczne. Potrafili zrobić bardzo szybko coś, co brzmiało spoko. Po co komuś człowiek, który będzie siedział nad tym tygodniami, by było całkiem spoko, a ktoś inny zrobi coś podobnego lub lepszego w kilka godzin? Zwrot z inwestycji jest żaden.

Zaznaczyłeś, że to koniec. A jakby odezwał się Sentino?

Sentino jest najbardziej utalentowanym raperem, jaki kroczył po polskiej scenie muzycznej w ostatnich 20 lat. Nie mam pojęcia, co bym zrobił. Podejrzewam jednak, że bycie producentem wymaga dopasowania się do rapera, a żeby móc się dopasować, to trzeba mieć umiejętności techniczne. Ja ich nie mam.

Nadal spragnieni ciekawych historii? Przeczytajcie wywiad z Mesem, który zrobiliśmy na 18-lecie jego klasycznego albumu!

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony