
Współpracownik tygodnika Polityka i kwartalnika ZAiKS Wiadomości, a także rapowa…
– Do tej pory w żaden krążek nie byłem zaangażowany w stu procentach. Zazwyczaj działałem przez sieć, a jak już pojawiałem się z kimś w studiu, to nie byłem przy raperze w trakcie powstawania tekstów – mówi producent, który albumem Wytrych nagranym z W.E.N.Ą otwiera nowy etap w swojej karierze. Poza premierowym krążkiem bierzemy na tapet przeprowadzkę artysty, stan rodzimych bitów i rapowy mainstream.
Krzysztof Nowak, Going. MORE: Czy wiesz, po co się dziś spotkaliśmy?
Amatowsky: Po to, żeby porozmawiać o płycie?
Właściwie chciałem spytać, czy poszedłeś do tej egipskiej knajpki na Marymoncie, którą ci polecałem niecałe dwa lata temu.
Oczywiście, było bardzo smacznie, a do tego właściciel był przemiły! Tak w ogóle – domyśliłeś się wtedy, że robię płytę z W.E.N.Ą.?
Przyznam, że nie połączyłem tych kropek.
Pierwszy raz spotkaliśmy się w lipcu 2023, ale impuls do prac nad albumem można datować na marzec wspomnianego roku. To wtedy Michał czegoś ode mnie potrzebował. Chodziło bodajże o grafikę do singla, który miał puścić z Quizem. Skorzystałem z okazji i napisałem: Słuchaj, mam sporo bitów, trochę cię nie było, może byśmy coś ponagrywali, wpadłbym do ciebie i popuszczał ci swoje rzeczy.

Jak zareagował?
Wydaje mi się, że miał poczucie, iż chce wrócić do gry, ale jeszcze nie do końca uświadomione. Mimo to powiedział: Dobrze, zróbmy to. Po kilku miesiącach spotkaliśmy się właśnie na Marymoncie, w mieszkaniu, w którym żyje jego mama. Pani Wiesława pojechała na działeczkę, a my mieliśmy dla siebie trzy dni. Od razu złapaliśmy wspólny język, bo jesteśmy Wodnikami. Bardzo cenię ten czas, także dlatego że zauroczyło mnie samo blokowisko.
Oj, ta skala robi wrażenie…
Zgadza się. Michał oprowadził mnie po okolicy i opowiedział swoją historię. Prevki nagrywaliśmy w pokoju na 17. piętrze, w którym się wychował, pośród obrazów jego mamy. To wywoływało silne emocje i w nim, i we mnie.
Czym zaowocowały?
Gdy wyjeżdżałem, to mieliśmy sześć prevek. W serduszku tliła się nadzieja, że zrobimy całą płytę, lecz nie chciałem narzucać presji. Sześć lat od ostatniego albumu to w końcu kawał czasu.
Te sześć prevek to dużo czy mało?
Myślę, że dużo, bo przed przyjazdem nie wysłałem żadnych bitów. Po prostu komponowałem, mniej więcej wiedząc, z czego Michał jest uszyty. Okazało się, że był to dobry pomysł, bo szybko wybierał produkcje, freestyle’ował do nich i już wiedział, co chce wziąć na potencjalny krążek.
To kwestia profesjonalizmu?
Tak, W.E.N.A. jest bardzo zaangażowany w sam proces. Jest perfekcjonistą. Ma za to czasami słabą podzielność uwagi, przez co musiałem się nauczyć, że musi chwycić jakąś myśl, przeanalizować ją i dopiero możemy iść dalej. Najwięcej kłopotów mieliśmy na etapie postprodukcji, czyli aranżacji, bo chciał wyciągnąć jak najwięcej z melodii. Sam osadzał się w swoim stylu. Czasem też napisał jakiś wers i mnie pytał, czy nie jest zbyt cheesy.
Denerwowały cię te zmiany aranży?
W pewnym sensie tak. Chcieliśmy domykać rzeczy, a Michał dzwonił po dwa, trzy razy. A wiesz, ja normalnie pracowałem na etacie. Musiałem usiąść albo wieczorem, albo poczekać do weekendu. Były nerwówki, choć kocham działać pod presją. Przez łączenie profesji musiałem jednak sporo wypoczywać.

To zabrzmi dziwnie, ale spróbuję. Kiedy byliście pewni, że to będzie album, a nie EP-ka?
Podczas któregoś spotkania złapaliśmy się za głowy i powiedzieliśmy: Ty, mamy już 13 utworów, róbmy to. Nie mieliśmy jednak żadnych oczekiwań, nie wiedzieliśmy, czy wydamy ją fizycznie. Gdy wszystko udało się dopiąć, poczułem, że to magiczny moment. Właściwie nadal to wszystko przetwarzam. Siedzimy sobie tu na kawie, a ten dwuletni proces nadal we mnie jest. Dopiero teraz spijam śmietankę.
Czemu aż tak to na ciebie wpłynęło?
Do tej pory w żaden krążek nie byłem zaangażowany w stu procentach. Zazwyczaj działałem przez sieć, a jak już pojawiałem się z kimś w studiu, to nie byłem przy raperze w trakcie powstawania tekstów. Żałuję tylko, że nie udało mi się być na planie klipów, ale to kwestia logistyki.
Kosma Król: Długi czas miałem kompleks, że jestem mało hip-hopowy. Przeczytaj naszą rozmowę z raperem!
A te nawiązania muzyczne do dawnych płyt WudoE to celowe czy przypadkowe?
Jakie nawiązania?
W piekle i z powrotem brzmi jak wyjęte z EP-ki z Sariusem i Voskovymi. Najlepsze dla mnie to nowa wersja utworu Nie pierwszy raz, chyba nawet jest tu ten sam sampel.
To bardzo ciekawe, co mówisz, bo celowo nie spoglądałem w jego muzyczną przeszłość. Wyszło to więc nieintencjonalnie, naturalnie. Inspirowaliśmy się wzajemnie neo-soulem i undergroundowym west coastem. Na pewno Inferno brzmi trochę jak J. Cole i Mac Miller, bo obaj ich lubimy.
Czy te inspiracje sprawiają, że łatwo ci określić stylistykę całego krążka?
Nie, ale pogadajmy o bitach na polskim rynku. Cały nowoczesny mainstream brzmi bardzo podobnie, ta podziałka rytmiczna wydaje się już wyeksploatowana. Niektórzy mówią, że wraca oldschoolowe brzmienie, tworząc tzw. neo boombap. Nie byłbym tego taki pewien, to raczej powrót do melodyjności i elementów samplingu.
Chciałbyś być w takim mainstreamie?
Rozmawiałem o tym z Michałem. On już tam był, a teraz wrócił na swoich zasadach, na co dzień zajmując się czymś innym. To wygląda na niewysłowioną poradę…
Ominąłeś pytanie.
Powiem inaczej: cały czas biję się z myślami, czy w ogóle chcę być etatowym producentem. Nigdy nie postawiłem wszystkiego na jedną kartę, nie rzuciłem pracy w pogoni za marzeniami. Bardziej widziałbym siebie jako producenta muzycznego, nie rapowego. Muzyka do filmu, muzyka do reklamy… Miałem okazję tworzyć dla Bytomskiego Teatru Tańca i Ruchu Rozbark, gdzie pracuje moja narzeczona. Odnajduję się w takich klimatach.

To czemu bijesz się z myślami?
To wygodna sytuacja, gdy masz pracę, z której czerpiesz profity, a muzyka jest procesem, w którym nie wiesz, co cię czeka. Wierzę, że dzięki Wytrychowi znajdę się w fajnym miejscu, może zrobimy drugą płytę, kto wie? Najważniejsza jest jednak przeprowadzka.
Skąd dokąd?
Wracam do Polski po dziewięciu latach w Niemczech. Muszę się na nowo odnaleźć w rzeczywistości, to duże wyzwanie. Po długim okresie bycia na odległość chcę się nacieszyć miłością mojego życia. Nie rzucę nagle roboty, żeby skupić się tylko na produkcji, bo to spowodowałoby niepotrzebny stres.
Czyli nie jesteś orędownikiem stylu: jak zmiany, to raz, a dobrze?
Mam przekonanie, że producent to specyficzny zawód. Można stworzyć mocne CV i w wieku 60 lat robić rap. Nie mówię, że będę czekać tak długo z decyzją – ale mógłbym. Najlepiej byłoby dojść do momentu, w którym można działać, oczywiście zachowując skalę, DJ Premier. On daje propozycję składającą się z trzech bitów, masz sobie wybrać jeden, a jak nie, to nara. Do legendarnego Masta Ace też wysłałem trzy, wybrał sobie jeden i tyle. Taka normalność, do której dochodziłem latami.
Masz poczucie, że jednak zmarnowałeś wiele lat, nie przebijając się w tej branży?
Nie chcę tak mówić. Jak miałem 17 lat, to był rok 2003, a nieco szerzej wypłynąłem 10 lat później. Przez dekadę siedziałem w swojej małej miejscowości i za bardzo się nie rozwijałem. Działałem tylko lokalnie i to dopiero rozwój internetu dał mi szanse na cokolwiek. Było kilka dzieł przypadku. Gdybym nie zamieszkał we Wrocławiu, to nie produkowałbym dla Szada. Gdybym nie wziął udział w konkursie, to Gural by ze mną nie współpracował. Ale gdybym przeprowadził się do Warszawy i brał udział w eventach, to moja przygoda by na pewno przyspieszyła. A przynajmniej tak sądzę, bo już tego nie sprawdzę. Są jednak pozytywne strony.
Jakie?
Przede wszystkim nie zdążyłem się wyeksploatować i stracić frajdę z tworzenia. Do tego muzyka zawsze była dla mnie wartością samą w sobie, bo kolekcjonuję płyty i digguję. To mnie stworzyło.
Sprawdź najlepsze koncerty rapowe i złap swoją wejściówkę!
Tak się zagadaliśmy, że zapomniałem spytać o zawodowy aspekt przeprowadzki. Co będziesz robić?
Jeszcze nie wiem. Z zawodu jestem elektronikiem. Chciałbym się przebranżowić w kierunku realizatora dźwięku czy wizualnego, np. w teatrze. Bardzo mnie to interesuje, tym bardziej że moja narzeczona pracuje w kulturze.
Chciałbyś zostać Skorupem?
Chciałbym! Transport zamówiony, wypowiedzenie złożone, jeszcze trochę papierów po niemieckiej stronie do ogarnięcia… Czuję, że potrzebuję jeszcze trochę odpoczynku, oddechu. To też wynika z przeszłości. Z dekadę wcześniej pracowałem w fabrykach na trzy zmiany i miałem mało motywacji do działania. Musiałem sobie ustawić workflow tak, że choćby się waliło i paliło, to codziennie wyprodukuję cokolwiek. Mogła to być ledwie melodia, ale codziennie. Doszedłem do wprawy, w 15 minut mam jakiś zarys bitu. Do tego słuchanie muzyki i można się poczuć studentem kultury hip-hopowej. Ta droga daje mi ogromną satysfakcję – mimo tego że jest długa i kręta.

Współpracownik tygodnika Polityka i kwartalnika ZAiKS Wiadomości, a także rapowa głowa. W przeszłości dziennikarz prasowy magazynów Playboy, Esquire i CKM czy redaktor muzyczny newonce.