ASMR, szeptanie, pomrukiwanie – Billie Eilish vs Clairo | Muzyczny Feed #28
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich…
Zaglądamy dziś do muzycznego świata pokolenia Gen Z, które wynalazło swoją metodę na walkę z otaczającym nas szaleństwem. Jaka to metoda? Wykrzykiwanie Wyszeptywanie postulatów, takie muzyczne ASMR. Przed Państwem nowe albumy Billie Eilish i Clairo.
ASMR od Billie Eilish: Happier Than Ever
Billie jest Happier Than Ever więc trudno się nie cieszyć. Przyznam od razu, że mocno kibicuję jej karierze i trzymam kciuki, aby wiodło się jej jak najlepiej. Z takim nastawieniem odpalałem również jej najnowszy album opierając się wcześniej pokusie sprawdzania singli. Pierwsze wrażenie? I Didn’t Change My Number wylądowało na liście ulubionych już po pierwszym odsłuchu. Rozochocony tym bangerem, spodziewałem się więcej Billie na tak żwawych podkładach – jak się później okazało, nadaremno :< Balladowa Eilish jest super, szczególnie w akompaniamencie tak chwytliwych riffów jak w Your Power. Problem w tym, że przy aż 56 minutach nowego materiału nazbyt często sprawia wrażenie powielania jednego rozwiązania. Jej charakterystyczny mruczany niemal jak ASMR wokal ma swoją moc, czego dowód słyszymy w Not My Responsibility, ale skłamałbym, jeśli bym stwierdził, że bardziej urozmaicone podkłady zaszkodziłyby tej płycie.
Z instrumentalną warstwą Happier Than Ever to w ogóle jest jakaś śmieszna sprawa. Piszę o bangerach, o urozmaiceniu, ale kiedy je dostaję, to kręcę nosem.
Chodzi o to, że Billie i Finneas wybrali drogę ekstremalnej wręcz skrajności. Ich jedynym sposobem na ucieczkę od monotonni jest przeskok ze skompresowanych kameralnych dźwięków fortepianu i gitary do skompresowanych + przesterowanych do granic, krzyczących syntezatorów i perkusji. Istnieją jednak nieliczne kawałki na tej płycie, które znajdują jakiś złoty środek i właśnie wtedy brzmią tak, jakbym sobie tego życzył.
Bardzo ciekawi mnie droga, jaką obierze w przyszłości najpopularniejsze rodzeństwo w mainstreamie. Oboje są niezwykłymi talenciakami, nie martwię się zupełnie o egzekucje pomysłów na jakie wpadną, liczy jedynie, że te będą po prostu nieco ciekawsze. Na ten moment Happier Than Ever jest dla mnie albumem, z którego trzeba wyławiać kawałki zamiast słuchać ich jeden po drugim wg. ustalonej kolejności – i to niestety jest na minus w moim dzienniku.
ASMR od Clairo: Sling
Podczas gdy Billie pomrukuje, Clairo poszeptuje. Billie walczy o to, by jej wokal wybrzmiał na tle trzęsących podłogą niskich częstotliwości, a Clairo dostaje do dyspozycji ogrom przestrzeni na tle folkowych pociągnięć strunami gitary. Pomijając te różnice, oba albumy celują w dość podobny efekt, choć oczywiście rozpoznawalność obu artystek jest nie do porównania. W recenzji albumu dla Pitchforka Cat Zhang pisze, że Taylor Swift potrzebowała 8 albumów, aby finalnie zamknąć się w chatce w środku lasu i nagrać Evermore. Clairo zrobiła to już przy okazji drugiego albumu w swojej karierze więc w tej kwestii wyprzedza ikonę współczesnego popu.
Clairo wygrywa także jedno mini-starcie z Billie Eilish – Sling odznacza się przyjemną spójnością, która sprawia, że działa lepiej jako całość niż Happier Than Ever. Przy czym najjaśniejsze i najbardziej chwytliwe momenty u Clairo nie mają podjazdu do szlagierów amerykanki. Można by zapytać: komu jest potrzebne tego typu granie? No to powiem, że przydaje się czasem. Ostatnio np. wracałem samochodem bardzo zmęczony z biwakowego wypadu do Borów Tucholskich (mmmm, polecam!!!) i to właśnie szeptane, oszczędne i lekkostrawne numery Clairo dbały o to, żebym nie dał się pożreć toksycznym napadom złości wynikających z próby spokojnego prowadzenia pojazdu w otoczeniu drogowych wariatów…
Więcej feedów
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich rapowych wersów i sposobów na przejście Dark Souls.