Dystopijne filmy science fiction, które próbowały przewidzieć naszą rzeczywistość
Akcja pierwszego Blade Runnera toczyła się dokładnie 20 listopada 2019 roku. Zatem od kilku dni przyszłość stała się oficjalnie przeszłością. Zdziwieni?
Blade Runner w reżyserii Ridleya Scotta i z Harrisonem Fordem w roli głównie stanowi kanon mrocznego kina science fiction. Opowieść o androidach posiadających ludzką wrażliwość to kino wybitne, o którego sile stanowi nie tylko sam scenariusz czy ikoniczna muzyka Vangelisa, ale i znakomite aktorstwo (Rutger Hauer <3), powalające zdjęcia i wyjątkowy, dystopijny klimat.
W ubiegłym tygodniu przypadła niezwykła data – na 20 listopada 2019 roku przypada czas trwania akcji tego kultowego filmu, który na zawsze zmienił postrzeganie kina sci-fi. Z tej okazji postanowiliśmy wrzucić Wam selekcję filmów, które z pewnością wyprzedzały swoje czasy, jeśli chodzi o futurystyczne wizje i nadal przyciągają uwagę osobliwościami oraz potrafią przerazić aktualnością wydarzeń. Jest kultowe anime, jest innowacyjne w swoim czasie slow motion, są złowrogie maszyny, jest nadmierna przemoc. Jednym słowem – same przyjemności!
Ex-machina, reż, Alex Garland (2015)
Kochamy artystyczną wrażliwość i wizję kina sci-fi, jaką od lat prezentuje Alex Garland. Jego Ex–machina otworzyła oczy nie tylko fanom gatunku, ale też ludziom, którzy niespecjalnie przepadają za kinowymi wizjami przyszłości. Wizualnie chłodny i bardzo minimalistyczny obraz porażał swoim przesłaniem. Ludzkie piękno zamknięte w zimnej metalowej puszce. Kino po raz kolejny zadaje pytanie, gdzie jest granica wrażliwości i emocjonalności i czy są one przypisane jedynie żywym organizmom? No i do tego wspaniali aktorzy – Alicia Vikander, dla której były to wrota do hollywódzkiej kariery czy antypatyczny Oscar Isaac w roli przerośniętego geniusza zła. Dla wielu arcydzieło, dla nas na pewno przełomowy obraz.
Akira, reż. Katsuhiro Ôtomo (1988)
Cyberpunkowy kanon, jedna z najważniejszych pozycji w historii japońskiego anime i obraz pełen kultowych scen. Powstała w 1988 roku Akira dzieje się w… teraźniejszości. Zupełnie jak Blade Runner, akcja tej animacji toczy się w 2019 roku, z tą różnicą, że areną wydarzeń jest nie Los Angeles, a Neo Tokyo. Zresztą, podróżując w tym roku po stolicy Japonii można było dostrzec wiele murali i plakatów nawiązujących do tej symbolicznej rocznicy. Film o tym, jak łatwo ulec żądzy nieograniczonej władzy i jak niebezpieczna może być dla społeczeństwa tyrania połączona z wszechobecną inwigilacją. Wiarygodne portrety charakterologiczne to zresztą jeden z największych atutów Akiry, którą znać nie tyle wypada, co trzeba.
Ptaszki ćwierkają, że w 2021 wybierzemy się do kin na aktorską wersję tego dzieła, za którego reżyserię będzie odpowiadał Taika Waititi. Możemy być zatem spokojni o szereg dziwactw i niekonwencjonalnych rozwiązań, jakie przyniesie ten duchowy spadkobierca. Trzymamy kciuki za jakość!
Brazil, reż. Terry Gilliam (1985)
Jak to u Gilliama – fantazyjna charakteryzacja, pokręcony świat przedstawiony i przerysowane aktorstwo. Brazil to jednak film znakomity, będący ciekawą wariacją na temat Orwellowskiej wizji reżimu i dyktatury „wielkiego brata”. Wiecie – korpo, nadgodziny, brak czasu dla siebie, śmieciówki i szukanie „prawdziwego ja” i sensu istnienia. Daj sobie wcisnąć pauzę, nie biegnij tyle, bo zwariujesz. 35 lat minęło, a temat aktualny jak nigdy (chociaż z drugiej strony, powinniśmy raczej powiedzieć „jak zawsze”).
Matrix, reż. Lilly i Lana Wachowskie (1999)
Nie będziemy owijać w bawełnę – Matrix to opus magnum kina science fiction, który przewidział przyszłość z niepokojącą precyzją. Film, który wylansował Keanu Reevesa (kochamy :*) i na zawsze zmienił postrzeganie mrocznego akcyjniaka z futurystycznym wajbem. Ludzie podpięci do komputerów? Maszyny przejmujące kontrolę nad światem i nad narodzinami ludzi? Jedynka obowiązkowo, kolejne części trylogii może nieco odstają poziomem, ale też warto je zobaczyć (m.in. dla sceny na autostradzie z bliźniakami -albinosami w rolach głównych).
Matrix matriksem, ale chyba jeszcze większe wrażenie robi prequel serii – Animatrix. To tam znajdziecie odpowiedź na pytanie, jak maszyny objęły rządy nad ludzkością. Scary shit, a w 2020 jeszcze mocniej.
Gattaca, reż. Andrew Niccol (1997)
Koszmar wszystkich przeciwników metody in vitro. W niedalekiej przyszłości względem roku 1997 (a więc jakoś teraz) podział społeczeństw na klasy wrócił do porządku dziennego. Ludzie urodzeni tradycyjną metodą zapłodnienia są oczywiście tymi „gorszymi”, a na piedestale stawia się genetycznie ulepszonych i jednocześnie obrzydliwie bogatych. Ciekawa tematyka i dość aktualny temat, który na przestrzeni kolejnych lat może się zmaterializować – może niekoniecznie w aż tak radykalny sposób, but who knows. Film fajny, w pewnych kręgach kultowy, oglądajcie.
Videodrome, reż. David Cronenberg (1983)
Nie jest to klasyczne kino science fiction, bardziej psychologiczny dramat pełen dziwactw, czyli to, za co Cronenberga lubimy najbardziej. Główny bohater, Max Renn, jest właścicielem niewielkiej stacji telewizyjnej i w dużym skrócie, ma dość spore parcie na szkło. W jego mniemaniu telewizja przyszłości to szokujące sceny, pojechana tematyka i kontrowersja wylewająca się z monitora. O wszechobecnym seksie, brutalności i wulgarności wspominać nie trzeba, to pewniaki. W pewnym momencie biedny Renn trafia na tajemniczą serię Videodrome, która zmienia jego życie na dobre (czytaj: „na złe”).
Nie będziemy Wam zdradzać fabuły, powiemy tylko, że Videodrome w znakomity sposób przewidział telewizyjny reżim i to, w jaki sposób koncerny robią ludziom papkę z mózgów. Ku przestrodze? Za późno.
Ludzkie Dzieci, reż. Alfonso Cuarón (2006)
Tu akurat mamy dystopijne sci-fi w blockbusterowym wydaniu. W Alfonso Cuarónie pokładaliśmy swego czasu spore nadzieje, które zostały przez niego w znacznej większości spełnione. Meksykański reżyser ma na swoim koncie jedną dużą wpadkę (Grawitacja), ale ma też ocierającą się o geniusz Romę, udanego Więźnia Azkabanu, no i bardzo solidne Ludzkie Dzieci.
Grany przez Clive’a Owena bohater przemierza post-apokaliptyczną rzeczywistość, w której największym bogactwem jest nie sława czy pieniądze, a… płodność. Tak, ludzie utracili możliwość do prokreacji, a jak możemy się spodziewać, niczego dobrego to nie wróży. W tej wizji to nie roboty niosą zagładę, a ludzie tacy, jak my. Świat wygląda zupełnie jak nasza teraźniejszość – populizm, klimatyczny regres, buntownicy na płonących ulicach, brak latających samochodów, za to ogrom reklamowych ekranów na co drugim budynku. Nieprzyjemnie znajomy krajobraz.
Ghost in the Shell, reż. Mamoru Oshii (1995)
Zróbcie sobie tę przysługę i nie odpalajcie remake’u ze Scarlett Johansson w roli głównej. Znacznie większą wartość artystyczną i duchową ma japoński pierwowzór z połowy lat 90. Na tapecie androidy, czyli coś, co dzieje się powoli na naszych oczach i zapewne rozkwitnie mocno w trzeciej dekadzie XXI wieku. Ghost in the Shell pełen jest mizantropii, egzystencjalnej filozofii i gęstych opadów deszczu, które wraz z genialną muzyką i pięknymi kadrami dopełniają tę ponadczasową opowieść. Należy sobie zadać pytanie – kto jest naszym Władcą Marionetek?
Jeśli chcecie przeczytać nasze inne filmowe rekomendacje, to koniecznie zacznijcie od wstrząsających rosyjskich filmów oraz azjatyckich dziwactw w klimacie grozy. I wypatrujcie kolejnych zestawień!
Co filmowego dzieje się na mieście? Rozpoczął się 13. Festiwal Filmów Rosyjskich Sputnik (koniecznie sprawdźcie naszą dedykowaną aplikację!), a chwilę później startuje 19. MFF Watch Docs. Okazji do pójścia do kina nigdy za mało!