Damien Hirst oszukuje? Prowokator sztuki współczesnej oskarżony o złe datowanie swoich prac
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Dziennikarzom The Guardian udało się ustalić, że co najmniej 10% prac wchodzących w skład projektu The Currency powstało później, niż początkowo deklarowano.
Świat sztuki współczesnej składa się z tych, którzy pokornie dostosowują się do obowiązujących zasad, i z kpiących z nich tricksterów. Damien Hirst bez wątpienia należy do tej drugiej grupy. Odkąd w latach 80. podjął naukę na Uniwersytecie w Londynie, chciał przełamywać tabu i prowokować odbiorców do refleksji.
Sztuczna inteligencja na tropie malarskich arcydzieł. Model śledzi dzieła Moneta i Renoira
Damien Hirst: zachwyt i politowanie
Przykłady? Brytyjczyk wyróżniony prestiżową Nagrodą Turnera zasłynął za sprawą serii Natural History, w ramach której umieszczał martwe, preparowane zwierzęta w formalinie. Na potrzeby pracy Na miłość boską inkrustował diamentami prawdziwą ludzką czaszkę. Gablotę Lullaby wypełnił masowo zażywanymi w XXI wieku lekami na depresję, a w The Virgin Matters wyrzeźbił ciężarną kobietę z odsłoniętą macicą i pływającym w niej płodem. Krytycy podchodzą do tych pomysłów skrajnie ambiwalentnie: jedni z zachwytem, drudzy – z politowaniem.– Nie ma w tym czegoś bardziej interesującego od okazu szczupaka wiszącego nad drzwiami pubu. W rybie może być nawet więcej sztuki niż w martwej owcy – szydził Brian Sewell.
Sztuka (nie) dla wszystkich
– Hirst jednocześnie lubi wbijać szpilę samemu środowisku, z którego się wywodzi. Kwestionuje mechanizmy rządzące galeriami i licytacjami, czemu dał upust w projekcie „Beautiful Inside My Head Forever” – pisaliśmy dwa lata temu. We wrześniu 2008 roku, przy okazji tamtego przedsięwzięcia, zorganizował dwudniową wystawę w domu aukcyjnym Sotheby’s. Prace sprzedawał bezpośrednio publiczności, bez udziału osób trzecich: marszandów i kuratorów. Tym samym chciał zwrócić uwagę na demokratyzację sztuki oraz jej powiązania z finansami. Na licytacji zebrał prawie 200 milionów dolarów.
Fizyczny albo niematerialny
Najgłośniejszym projektem Hirsta z ostatnich lat bez wątpienia jest The Currency. W ramach niego artysta stworzył 10 tysięcy unikalnych, ręcznie namalowanych dzieł przedstawiających kolorowe kropki. Do wszystkich przypisano numer oraz fragment ulubionej piosenki twórcy. Każda z prac doczekała się także swojego cyfrowego odpowiednika w postaci NFT – niewymienialnego tokenu poświadczającego autentyczność. Kupujący mieli dwie opcje – albo zatrzymali fizyczny przedmiot, albo jego niematerialny substytut. Gdy postawili na drugą opcję, Brytyjczyk dokonał zniszczenia obrazka. Nie szedł w półśrodki – do jednego z takich aktów założył ognioodporny kombinezon i spalił swój dorobek na oczach publiczności.
Dobry koncept, żmudna robota
Akcję ogłoszono w 2021 roku. Teraz, po trzech latach, znów zrobiło się o niej głośno. Dziennikarze The Guardian zwrócili bowiem uwagę na to, że Damien Hirst przy prezentacji dzieła lekko minął się z prawdą. Na pracach z The Currency widniała informacja, że wszystkie powstały osiem lat temu. Ich sprzedawca wielokrotnie podkreślał tę datę, żeby przyciągnąć potencjalnych kupujących. W końcu im starsze dzieło, tym większą zyskuje wartość. W toku śledztwa okazało się jednak, że obrazy produkowano masowo jeszcze w latach 2018 i 2019. Za ich stworzenie odpowiadało kilkudziesięcioro malarzy zatrudnionych w Science Ltd – firmie należącej do artysty.
O warunkach pracy w studiu anonimowo zgodził opowiedzieć się jeden ze zleceniobiorców. – To było bardzo żmudne. Na stołach leżało mnóstwo płócien. Były dość niskie, dlatego, aby robić kropki, ciągle musieliśmy się schylać. Po pewnym czasie niektórzy zaczęli doznawać powtarzających się urazów spowodowanych przeciążeniem – zdradza. Hirstowi zależało jednak na dużej skali procesu i jego szybkim ukończeniu. Wiedział, że boom na NFT nie potrwa długo, dlatego chciał w porę się na nim wybić.
Oskarżenia na wyrost
Prawnicy artysty uważają, że ich klient nie ma sobie nic do zarzucenia. Produkcja dzieł zlecana osobom trzecim to powszechna praktyka w świecie sztuki współczesnej. Sama praca w Science Ltd rzeczywiście nie należała do najłatwiejszych, ale przestrzegano ponoć wszystkich przepisów. A co z nieścisłościami w datowaniu prac? – Artyści mają pełne prawo do robienia tego według własnego uznania, ale rzeczywiście bywają w tym niekonsekwentni – przekonują obrońcy. Pytanie, czy takie wyjaśnienie wystarczy osobom, które mogły poczuć się oszukane.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.