Drake: certyfikowany kochaś powrócił | Muzyczny Feed #30
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich…
Certified Lover Boy wjechało dziś rano na streamingi. Champagne Papi wrócił na dobre!!!111 Spisujemy pierwsze wrażenie z odsłuchu nowego albumu Drake’a.
Premierę albumu poprzedzały liczne turbulencje. Początkowo Certified Lover Boy miało ukazać się jeszcze w 2020. Potem zostało przesunięte na styczeń 2021. Niestety tego terminu również nie udało się dowieźć z powodu komplikacji po kontuzji Drake’a. Operacja kolana i późniejsza rehabilitacja nie pozwoliły kanadyjczykowi skupić się na doszlifowaniu materiału.
Dodatkowym wątkiem towarzyszącym premierze długo wyczekiwanego 6. albumu autora Hotline Bling był oczywiście niekończący się konflikt z Kanye. Panowie wymienili między sobą kilka „strzałów” w necie, ale to wystarczyło by słuchacze zaczęli dywagować nad tym czy Kanye i Drake zdecydują się wypuścić swoje płyty w podobnym momencie. Teraz już wiemy, że tak. Jeśli chcecie prześledzić zawiłe relację dwóch artystów, którzy jeszcze parę lat temu planowali wspólny materiał, by dziś skakać sobie do gardeł, to odsyłam do tego tekstu.
No dobra panie, ale co z tą muzyczką
Szybki rzut okiem na tracklistę zdradza imponującą listę gości. JAY-Z, Future, Travis Scott, Lil Wayne, Young Thug, Rick Ross, Lil Baby, Project Pat, 21 Savage, Ty Dolla $ign oraz Kid Cudi to naprawdę topowa zbieranina. Album otwiera Champagne Poetry z minimalistycznym bitem opartym na wokalnym samplu i oszczędnej perkusji. Od samego początku wiadomo, w jaki moodzik celuje Drake. Otwierający kawałek brzmi trochę jak próba przekonwertowania patentów Westside Gunny na drejkowską modłę – co ma sens biorąc pod uwagę, że Aubrey propsował publicznie Griseldę.
Po przesłuchaniu kolejnych 3-4 kawałków pojawia się myśl: czy to powrót Drake’a do bardziej hiphopowych bitów? Scorpion i More Life były mocnym odbiciem w stronę radiowego popu i rozwodnionego r&b. O ile w przypadku More Life było to z góry założoną strategią z racji na mixtejpową formułę, tak Scorpion sugerowało, że to jest właśnie kierunek, jaki raper z Toronto chce obrać . Szczęśliwie – przynajmniej dla mnie – CBL jest powrotem do brzmienia z Views czy If You’re Reading This It’s Too Late.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Cancelować Kanyego? A komu to potrzebne??
Co tam dalej? Future klasycznie dowiózł. Chłop to król gościnek i nikt temu nie zaprzeczy. Kanye miał Jaya na Dondzie, Drake ma Jaya na CBL. Zwrotka? Wporzo, bez szału, choć jest tu trochę vintage Hova flow i za to szac. Thugger w Way 2 Sexy na poziomie, choć sam kawałek wypada blado biorąc pod uwagę to, co z trapem wyprawia ostatnio Trippie Red. W Pipe Down słyszymy w końcu ewidentne zaczepki skierowane w stronę Westa:
I know the book that you would write is a tell-some, not a tell-all
Just to make sure you well off, you would sell all rights
Why does your ex think we beefin’, is that man alright?
That nigga can’t even look at me, he fell off twice
Yebba’s Heartbreak jest cudowne. Znów mam 16 lat, złamane serduszko i poprawiam full cap na głowie kminiąc jak przetrwać w LO. Wjazd Project Pata w Knife Talk dezorientuje – średnio lubię akcję typu odgrzewanie legendarnych tracków w oparciu o kultową zwrotkę. Na szczęście okazuje się, że jest to tylko mały follow-up. Sam kawałek wypada jednak blado. Rozwiązanie wydaję się aż nazbyt oczywiste: 21 Savage type beat plus 21 Savage plus Project Pat to jak pomysł wygenerowany przez algorytm i tak też brzmi.
You Only Live Twice zaskakuje Just Blaze’owym cięciem sampli i charakterystycznie kipiącą od energii perką. Szybkie spojrzenie na creditsy, za bit odpowiada Bink!. Okej, klasyczne zataczanie koła w muzyce trwa. Mogliby chociaż wrzucić ironicznie kultowy tag „Just Blaaaaaze”.
Końcówka płyty to już typowy Drake układający swoich słuchaczy do snu. Krzywdy nie zrobi, uczuć nie wzbudzi, przeleci i zapomnisz, co tam się w ogóle wydarzyło. Na tym etapie słychać już, że płyta ma 21 kawałków i trwa 1h 26min. Po ujrzeniu okładki fani obawiali się, że 12 kobiet może sugerować jedynie 12 utworów. Beka. Co się stało w ogóle? Krótkie albumy miały być trendem i optymalnym rozwiązaniem kiwania streamingowych gigantów na swoją korzyść. Dwie największe rapowe premiery w ostatnim czasie zupełnie burzą ten schemat.
Werdykt
Z oceną albmu warto jeszcze zaczekać. Cieszy, że Drake przypomniał sobie o tym, że nadal może nawijać pod bardziej klasyczne bity. Zebrał gości, którzy spełnili oczekiwania, zadbał – w miarę – o brzmieniową różnorodność, ale nie uciekł od demonów, z którymi mierzy się od dawna czyli bycia generatorem zwrotek nagrywanych w podobny sposób, poruszających pakiet oklepanych tematów na niezaskakujących onirycznych podkładach. Tylko czy jest sens się jeszcze na to wkurzać? Kto zechce, ten odpali, kto nie, to i tak usłyszy. I to jest fenomen Drake’a.
Wszyściutkie feedy
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich rapowych wersów i sposobów na przejście Dark Souls.