Czytasz teraz
Faceci randkują, czyli jak oszaleć z miłości w 3 dni | Going. aMORE
Kultura

Faceci randkują, czyli jak oszaleć z miłości w 3 dni | Going. aMORE

Kamil Błoch szczerze o randkowaniu.

Nie jesteśmy randkowymi wyjadaczami. Randki nas stresują. Nie myślimy tylko o seksie. Potrzebujemy bliskości i czułości. Boimy się odrzucenia. Marzymy o rodzinie i otulającym domu. Chcemy rozmawiać i słuchać o emocjach, żeby czuć się bezpiecznie.

Podryw

Skomentował moje stories. Napisał, że ładnie wyglądam. Był pierwszy dzień nowego roku, 1. stycznia 2023. 15 stopni. A ja sfotografowałem się w krótkim rękawku na tle zbawiksowego kościoła [Plac Zbawiciela – przyp. red.]. Czułem się rozkosznie tego dnia, zachwycony pięknym latem tej zimy.

Kiedyś przejrzałem jego profil. Podobał mi się, ale nie miałem śmiałości zagadać. Więc cieszyłem się, że on to zrobił. Chyba odpisałem mu, że on też mi się podoba. Na co on stwierdził, że trzeba coś z tym zrobić. I już po chwili byliśmy umówieni.

Randka

Na wstępie poprosił mnie, żebym przeczytał mu menu, co było niesamowicie sexy. Potem się zorientowałem, że to w związku z jego chorobą. Ale nadal wydawało mi się to bardzo romantyczne. No i było świetnym sposobem na przełamanie lodów. Siedzieliśmy na jednej kanapie, więc zwróciliśmy się do siebie. I to też przyjemnie skracało dystans. Ja czytałem, on słuchał.

Zachwycił mnie swoją bezpośredniością. Podobał mi się i mi imponował. Żartowaliśmy i nie mogliśmy się nagadać. Opowiadaliśmy sobie o naszych życiach, o tym, co nas kręci, i o naszych działalnościach w sieci. O tym, że się “podglądaliśmy” i o naszych kosmogramach. 

Komentowaliśmy grindra – gejowską aplikację randkową. Ja mówiłem, że to trudne miejsce, pełne homofobii, bodyshamingu oraz kolesi, którzy napastują cię niechcianymi dickpikami i chcą tylko bezosobowego seksu. On mówił o tym, że kolesie z grindra już nawet na jednorazowy seks się nie spotykają, bo nasz mechanizm nagrody i potrzeba szybko osiągalnych bodźców sprawiają, że mężczyźni kompulsywnie zaspokajają się masturbacją do przesłanych zdjęć i na tym się kończą “miłosne” podboje. A żeby podtrzymać dopaminowy haj, rozpoczynają poszukiwania kolejnej zdobyczy, scrollują apkę i finiszują w zaciszach własnych domów wobec nowych porno-nudesów.

Kamil Błoch o samotności chemicznego seksu

Czas mijał. Rozmowa wrzała, a dystans między nami malał. Czułem euforię, pomieszanie radości i lęku. Momentami jej poziom był trudny do zniesienia, więc co jakiś czas oddychałem głęboko. Po jakimś czasie poczułem, jak nasze palce ocierają się przypadkiem. Przeprosił za to, a ja powiedziałem, że to w porządku, bo sam chciałem go dotknąć, ale wstydziłem się zapytać. Siedzieliśmy, sczepieni palcami, zwalniając w ekscytacji. W końcu zrobiło się miejsce na wspólne zatrzymanie i ciszę.

Lubię wspólną ciszę. Lubię wspólne szukanie spokoju w jej niezręczności. Chyba mu to wypowiedziałem. A przynajmniej coś w tym stylu. On powiedział, że dla niego to trudne, bo traci wtedy kontrolę. To jakoś otworzyło przestrzeń do tego, żeby opowiedzieć sobie, jak sobie radzimy ze stresującymi sytuacjami. Ja najczęściej reaguję lękiem i próbą konfrontacji, on – unikowo.

Zasiedzieliśmy się. Był spóźniony na swoją terapię, więc zamówił taksę. Kiedy czekaliśmy na auto, ja trząsłem się z zimna. Zaproponował, że mnie przytuli. Bezceremonialnie stałem w jego przytuleniu na Zbawiksie i śmiałem się do braku spalonej tęczy. Przyjechała taksówka, więc wypuścił mnie z uścisku. Pożegnaliśmy się obietnicą kolejnego spotkania. I odjechał.

Dzień 1. Euforia

Wracałem do domu, unosząc się kilka centymetrów nad ziemią i wyobrażając sobie, jak mówię o tym przyjaciołom i przyjaciółkom. Przede wszystkim jednak fantazjowałem o naszym kolejnym spotkaniu. Jak na szpilkach czekałem, aż skończy terapię, żebyśmy mogli kontynuować nasze spotkanie przez wiadomości na Instagramie. Euforia mnie rozsadzała, więc robiłem, co mogłem, żeby się uziemić.

I wtedy się zaczęło. Wirus randkowy się zainstalował i rozpoczął hakowanie: Czekać, aż skończy terapię, czy napisać od razu, żeby po włączeniu telefonu miał przyjemność czytania wiadomości ode mnie? Czy ja aby się za bardzo nie ekscytuję? O boże, dotykaliśmy się! Ojeju, jak było zabawnie! Może powinienem się powściągnąć? Tak, play it cool! Nie mogę się doczekać, aż się odezwie! Czyżby i tak już cudowny początek roku sprawił mi jeszcze jeden prezent? Jak będzie wyglądać nasza kolejna randka? Kiedy ona będzie? Uspokój się, masz już 33 lata, jesteś za duży na takie naiwne ekscytacje!

To, że się sobie nawzajem podobaliśmy, było dla mnie oczywiste. Jednak taki tłumaczenie nie pomagało. Próbowałem się uspokoić i poszukać głębszych przyczyn swojego stanu, żeby móc sobie z nim poradzić. I wtedy na to wpadłem! Wprost proporcjonalnie do tego jak mi się podobał – czułem lęk przed odrzuceniem. Bingo, zyskałem trochę spokoju. Zająłem się więc czymś, żeby odwrócić swoją uwagę i znalazłem jakiś sposób na spędzenie reszty wieczoru. Udało mi się nawet zapomnieć o telefonie. A kiedy sobie o nim przypomniałem, czekała w nim słodka nagroda – napisał! Więc znowu mogłem się oddać euforii, wymianie wiadomości i fantazjowaniu o kolejnej randce.

Dzień 2. Udawaj cool guya

Następnego dnia obudziłem się zniecierpliwiony. Nie mogłem się doczekać, aż włączę telefon i spłyną zaległe wiadomości. Nowych wiadomości jednak nie było. To nic. Pewnie napisze, jak się obudzi. Znowu próbowałem odwrócić czymś swoją uwagę i szukałem sobie zajęcia. Nawet dość skutecznie. 

W ciągu dnia zobaczyłem, że napisał. Ucieszyłem się. Choć miałem takie ledwo uchwytne wrażenie, że coś jest nie tak. Że entuzjazmu u niego jakby mniej. I gada wirus w mojej głowie: Czego ty chcesz, przecież on normalnie się zachowuje! Czego oczekujesz? Przecież w ogóle się nie znacie, byliście na jednym krótkim spotkaniu, a ty już fantazjujesz o relacji? Ogarnij się. Zachowujesz się jak boomer. On jest prawie dziesięć lat młodszy. To już inne pokolenie, inne myślenie o związkach. Większa otwartość na płynne relacje i potrzeba przestrzeni. Dla niego dotyk nie musi być tak zobowiązujący!

Starałem się wyczilować i przyjąć postawę większego cool guya, a właściwie postawę jakiegokolwiek cool guya. Jakoś wymienialiśmy się wiadomościami, a mój stan emocjonalny coraz bardziej mnie niepokoił. Toczyłem zawirusowane monologi w swojej głowie: No teraz to chyba  jestem odpowiednio cool. Ale w sumie to co złego jest w ekscytacji ledwo co poznaną osobą? Przecież mi się podoba. A w ogóle to moi przyjaciele praktycznie zamieszkali ze sobą zaledwie po kilku spotkaniach. Ale  moja historia to nie ich historia. Zresztą znowu próbujesz kogoś sobą zalać. Tak na wstępie i bez uzgodnienia…

Dzień 3. „Najdroższy, to pewne, znowu ogarnia mnie szaleństwo”

Minęła kolejna noc, mijał następny dzień, a ja byłem coraz bardziej zaniepokojony i zaskoczony tym, jak się czuję. Jak coraz bardziej mi źle. Gadałem w międzyczasie ze swoją przyjaciółką, żeby pooglądać z nią wspólnie moje myśli i upewnić się, że wszystko ze mną w porządku. Wszystko okej. Ale moje samopoczucie równią pochyłą staczało się w dół. Kiedy wieczorem wracałem Krakowskim Przedmieściem ze spotkania z przyjacielem, czułem się tak źle, że zacząłem płakać. Szedłem ulicą i chlipałem, bardzo się o siebie martwiąc.

A w głowie:

– Może mu napisać?

– Ale co?

– No to, jak się czuję. I że nie wiem, o co chodzi.

– Pomyśli się, że jesteś walnięty. I że się narzucasz.

– No to, jak mam sobie poradzić? Co mam zrobić?

Cisza.

Zobacz również
Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Zatrzymałem się. Wziąłem oddech. Muszę jakoś rozsupłać ten stan. Od czegoś zacząć. Nie ufałem już sobie w niczym. Co jest jedyną pewna dla mnie w tej chwili rzeczą? To jak się czuję. No dobrze – więc co czuję? Czuję lęk. I absolutny brak poczucia bezpieczeństwa i zaufania do siebie. Tak jakby ktoś mi je zabrał.

Bang!

Ta myśl była zbawienna! Nagle, stojąc zapłakany na chodniku Krakowskiego Przedmieścia, zrozumiałem wszystko. Tropem była myśl, że to, co czuję nie jest moje, że ktoś mi coś zabrał. Ta myśl skojarzyła mi się z jednym z elementów gaslightingu i ghostingu. Sprawca doprowadza do tego, że osoba traci zaufanie do siebie i poczucie bezpieczeństwa.

Nagle uświadomiłem sobie, że przecież to on napisał pierwszy! To on zaproponował spotkanie! Pierwszy skracał dystans! To on opowiadał, jak obserwuje mnie już od dłuższego czasu. Jak słucha naszego podcastu i mojej historii. Że przyszedł na nasze kręgi w nadziei, że mnie spotka! To on pytał, czy mam jeszcze chłopaka i wyrażał nadzieję, że już nie. On pierwszy mnie dotknął i zaproponował, że mnie przytuli, gdy marzłem! A ja w tym czasie, znając siebie i swoją “wylewność”, starałem się powściągnąć, żeby nie robić sobie złudnej nadziei.

A jednak w obliczu tylu jednoznacznych gestów, przyjemnej rozmowy i fajnej wymiany, poczułem się bezpiecznie i wszystko wskazywało na to, że jesteśmy sobą wzajemnie zainteresowani. Tymczasem natychmiast po skończeniu spotkania on zaczął dystansować się w komunikacji, co zresztą słusznie wyczuwałem. Jednocześnie w ogóle tego nie wyrażając! I gdy to wszystko zrozumiałem i zdążyłem opłakać, dostałem od niego wiadomość: Nic z tego nie będzie, ale możemy być kolegami.

Epilog: Uświadomienie

Kolegami my ass! Wtedy zrozumiałem, co to znaczy zostać uwiedzionym. Wtedy zrozumiałem, że zdobył mnie, jak ci kolesie z grindra, o których mówił. A potem zastosował unik, o którym sam mówił. Zostałem zdobyty, możemy się rozejść.

Zrozumienie tego, co się stało, było mi tak bardzo potrzebne. Moje poczucie bezpieczeństwa nie było tak zachwiane od lat! Poważnie się o siebie martwiłem. A brak zaufania do siebie, swoich myśli i tego, co czuję, mnie przerażał. Brak emocjonalnej, relacyjnej transparentności był jak wirus, który sprawił, że myślałem o sobie w najgorszy sposób. Starał się unieważnić całą, wypracowaną przez lata samoświadomość i poczucie własnej wartości. Ale pozostałem przy swojej mocy, w najbardziej kryzysowym momencie, zwróciłem się do siebie samego i do tego, co jest dla mnie jedynym pewnym elementem rzeczywistości – mojego czucia. Byłem z siebie bardzo dumny.

Od początku stycznia randkuję. Mam marzenie o Domu. Pisałem Wam o nim przy okazji Świąt. Chciałbym poznać osobę, z którą ten Dom będę tworzył. Jestem gotowy. Jednak randkowanie jest trudne. Czuję na sobie dużą presję randkowych schematów. Że trzeba się pokazać, zaprezentować swoją najlepszą możliwą wersję. Savoir-vivre nie przewiduje rozmawiania o emocjach, ani rozmawiania o tym, że w czasie randki mierzymy się z trudnościami. Nie możemy ujawnić za dużo. Nie jest w dobrym tonie opowiedzenie o swoim lęku przed odrzuceniem albo słabościach. Tym bardziej jeśli jesteśmy facetami (nawet jeśli homoseksualnymi). A już w ogóle nie powinniśmy pokazywać, że nam zależy!

A ja pierdolę takie randkowanie! Ja chcę rozmawiać o naszych emocjach, bo wtedy czuję się bezpiecznie, Bo wiem, co ty przeżywasz i wiem, jak ty się masz z tym, co ja przeżywam. Chcę usłyszeć o twojej słabości, bo wtedy cię poznaję. Bo przecież jesteś człowiekiem. Chcę usłyszeć o twojej słabości, bo wtedy wiem, że starasz się siebie poznać i rozmawiasz ze sobą. Usłyszeć o twojej słabości, tak samo jak o tym, co cię cieszy, co cię pochłania i co sprawia, że zapominasz o bożym świecie. Chcę poznać człowieka. Bo ja nim jestem.

Zapraszam cię do posłuchania odcinka podcastu Czuła Męskość Grupy Performatywnej Chłopaki, w którym szerzej wraz z innymi Chłopakami opowiadamy o tym jak randkują czuli faceci.

Kamil Błoch – mężczyzna queerowy, osoba twórcza; trener antyprzemocowy; współtwórca Grupy Performatywnej Chłopaki i Fundacji Czułych Mężczyzn; współtworzy i inicjuje kręgi mężczyzn, działa na rzecz czułej męskości; aktor, reżyser, poeta i piosenkopisarz; amator wolnych chwil i dobrego towarzystwa; żywe srebro i sama radość

Więcej tekstów o miłości znajdziesz w cyklu Going. aMORE

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony