Czytasz teraz
Mapowanie: Zinek, czyli safe space na przypale
Opinie

Mapowanie: Zinek, czyli safe space na przypale

Zinek to biblioteka i drukarnia zinów w jednym. To też otwarta przestrzeń artystyczna, w której każdy może czuć się jak u siebie. Wypijesz tu kawę, posłuchasz muzyki, poczytasz niezależne publikacje. Stojącym za inicjatywą Agacie, Ninie i Małgorzacie przyświecają otwartość i luz.

Wchodzę w niewielką bramę przy jednej z głównych ulic miasta. W Pasażu Pod Złotą Kulą znajduję niewielki lokal na piętrze. To Zinek, nowo otwarta przestrzeń artystyczna. Dużo tu różowego, który uwielbiam. Wnętrze wypełniają plakaty i zinowe wydawnictwa. Od druku się zresztą zaczęło. Zinek to zdrobnienie od zina, czyli wydawanej oddolnie, w niewielkim nakładzie, niezależnej publikacji. Zinowy sposób działania cały czas patronuje inicjatywie. Jest kameralnie, swobodnie, po prostu nic na siłę, choć prowadzenie własnej miejscówki często tej siły wymaga.

2/3 Zinka (Agata Żelechowska i Nina Budzyńska) opowiedziały mi trochę o trudach i urokach samoorganizacji w postpandemicznym Poznaniu.

Zinek
Zinek, fot. Milena Soporowska

Skupiacie się na zinach. Co tak mocno fascynuje Was w oddolnych wydawnictwach?

W zinach wspaniały jest możliwość wyprodukowania czegoś niezależnie, od początku do końca, nie pytając nikogo o zdanie ani akceptację. Daje to poczucie swobody, wolności i luzu, co jest najważniejsze w pracy twórczej. Jest to też świetna opcja dla młodych artystek i artystów na autopromocję i sposób na dotarcie ze swoją sztuką do szerszej publiczności. Nic cię nie ogranicza, w tym algorytmy.

Zinek
Zinek, fot. Milena Soporowska

W przypadku oddolnych, niezależnych wydawnictw nie wchodzi się w kapitalistyczną grę – nie chodzi tu o zysk i pieniądze, tylko o czystą zajawkę.

Zanim ruszyła zinowa przestrzeń, już kilka lat prowadziłyście wydawnictwa BOMBA i KSERO. Czy szykujecie niedługo jakąś nową publikację? Można zgłaszać się do was ze swoimi pomysłami? 

Wydawnictwo Bomba to projekt Niny i Małgorzaty Mycek, który zakończył się w 2021 roku. Wydałyśmy razem kilkanaście projektów, ostatnie drukując już w riso drukarni KSERO (riso – technika druku cyfrowego podobna do sitodruku, której efektem są niepowtarzalne odbitki tworzone za pomocą specjalnej matrycy, przez którą przechodzi farba – red.). Z kolej KSERO współtworzymy razem, równolegle do Zinka – to drukarnia risografii, która częściej nie działa niż działa, ale jak już działa, to drukuje wspaniale. Nasze maszyny mają już po 20 lat, więc różnie bywa. Można wysyłać nam do druku swoje ziny, plakaty, drukujemy też harmonogramy i ulotki dla teatrów czy instytucji kultury w Poznaniu.

Jesteśmy chyba najtańszą i najbardziej traszową drukarnią riso na rynku.

Szykujemy duży projekt na przyszły rok, chcemy wydawać kwartalnik kulturalny – ale więcej na ten moment nie zdradzimy, musimy załapać się na jakiś grancik. 

Ziny można u was drukować, ale i czytać. Co znajdziemy w waszej zinowej bibliotece?

Wszystko – od punkowych publikacji z lat 90-tych po najświeższe wydawnictwa riso z Polski, Grecji czy Niemiec. Osoby regularnie przynoszą nam publikacje, nowe i stare, co sprawia, że nasza biblioteka ciągle się rozrasta.

Jaki najdziwniejszy zin trafił w wasze ręce? 

Jednym z najciekawszych zinów, jaki wpadła nam w ręce jest Podróż jako stan umysłu – wygląda zupełnie jak paszport, ma paszportową okładkę i jest wydrukowany na paszportowym papierze. Super koncept. Autorką zina jest Marta Normigton.

Zinek
Zinek, fot. Milena Soporowska

Organizujecie do tego warsztaty, wymiany ubrań, zbiórki książek dla uchodźców i migrantek, imprezy, koncerty – czy czujecie, że Zinek tworzy rodzaj społeczności? Systemu wsparcia?

Staramy się, żeby nasza działalność była benefitowa na tyle, na ile się da. Chcemy pomagać na bieżąco, nawet mniejszym grupom, czego przykładem jest nasz cykl wspierający osoby w kryzysie psychicznym. Niestety, właściciel pasażu pokrzyżował nam plany, zakazując organizacji imprezek pod groźbą wyrzucenia nas z lokalu. Od tego czasu zbieramy kasę w samym Zinku w inny sposób – głównie poprzez koncerty i sitodruki. Imprezy organizujemy w innych lokalizacjach. Mamy nadzieję, że nasza oddolna pomoc może być inspiracją również dla innych miejscóweczek i ekip.

Wpadajcie na najbliższe sito z Devils Claws już 24.11!

Wspieranie mniejszości i potrzebujących jest szczególnie ważne w obecnych czasach, kiedy politycy udają, że większości problemów nie ma lub je eskalują.

Już dwa lata minęły od pandemii. Czy czujecie, że ten okres mocno wpłynął na zawiązywanie się tego typu wspólnot artystycznych? Bardziej je rozluźnił czy wręcz przeciwnie – sprawił, że ludzie bardziej chcą się jednoczyć? 

Wydaje nam się, że po takim czasie sytuacja się unormowała. Ciężko stwierdzić, czy doświadczenie pandemii ma na nas jeszcze jakiś wpływ. Ludzie chyba starają się o tym zapomnieć. Może teraz chętniej korzystają z oddolnych, niezależnych opcji działania – obawiają się polityki rządu, że coś nie wyjdzie, będą mieć problemy, kompletnie stracili już do nich zaufanie.

To, czym się zajmujecie, wykracza poza typową galerię. Czy trudno było wam otworzyć w Poznaniu swoją miejscówkę? Długo szukałyście swojego lokum?

Czy trudno otworzyć taką miejscówkę – i tak, i nie. Czynsze są wysokie, w Poznaniu pomału wszystko przestaje funkcjonować, przez ciągłe rozkopy centrum jest sparaliżowane, co nie sprzyja prowadzeniu lokalu w tej okolicy.

Naszej miejscówy szukałyśmy parę miesięcy – przejęłyśmy pracownię po znajomej, w tanim pasażu przy jednej z głównych ulic w mieście. Miałyśmy totalnego fuksa!

Zobacz również

Mimo wszystko, wbrew przeciwnościom losu, da się w Poznaniu coś ogarnąć. Ważne, żeby się nie poddawać. W mieście jest mnóstwo pustostanów, ZKZL (Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych – red.) ma masę tanich lokali. Jeśli się odpowiednio zakręcisz, wszystko da się zrobić DIY. Nam udaje się nie dokładać do biznesu, robimy to bardziej dla przyjemności niż zarobku.

Zinek
Zinek, fot. Milena Soporowska

Pamiętacie jakieś wydarzenie przełomowe w waszym życiu, które sprawiło, że pomyślałyście: chcę mieć coś swojego, chcę mieć swoją przestrzeń!

Przełomu raczej nie było, wszystko – na spokojnie – rodziło się po kolei. Pracownia wyszła z naturalnej potrzeby posiadania miejsca na nasze działania i pomysły.

Co wydaje wam się najtrudniejsze w prowadzeniu swojej własnej artystycznej przystani? A co absolutnie wynagradza Wam wszystkie związane z tym trudy?

Organizacja niektórych inicjatyw, wydarzeń wymaga sporo czasu i energii, a jak wspomniałyśmy, Zinek nie jest naszym źródłem utrzymania. Mamy też swoje prace, inne kolektywy i inicjatywy.

Kiedy różne rzeczy się pokrywają, bywa ciężko, a z kolei łatwo się przy takiej robocie wypalić.

Staramy się jednak dawać sobie tyle luzu, ile się da i nie zajeżdżać się. Robimy rzeczy wtedy, kiedy nam się chce i często na przypale – zdarzają nam się przez to fuck upy, ale nie przejmujemy się tym! A kiedy jest trudno, zawsze robi się nam lepiej, kiedy widzimy, że ludzie lubią przebywać w naszej przestrzeni, wpadać do Zinka na wydarzenia i traktują go jako bezpieczniejszą przestrzeń.

Najważniejsza rada dla kogoś, kto chciałby otworzyć swoją niezależną przestrzeń artystyczną?

Róbcie, róbcie, powolutku, na czarno i bez spiny. Wszystko się da. 

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony