Czytasz
Grzegorz Ryczywolski – szczeliny, oddolność i poezja o męskości

Grzegorz Ryczywolski – szczeliny, oddolność i poezja o męskości

W styczniu spotykamy się wyjątkowo nie z Kamilem Błochem, a Grzegorzem Ryczywolskim. W osobistym felietonie dzieli się z nami kulisami powstawania ksiażki poetyckiej “Wróciłem po miejsce, którego mógłbym ci ustąpić”.

Grzegorz Ryczywolski: Wróciłem po miejsce, którego mógłbym ci ustąpić

Grzegorz Ryczywolski: Pod koniec zeszłego roku ukazał się na świecie mój tomik poezji Wróciłem po miejsce, którego mógłbym ci ustąpić. Nie jestem debiutantem – to już moja trzecia książka. Za to pierwsza, w której tak otwarcie mówię o sobie. Zbieram w niej doświadczenia, które złożyły się na przełom w moim życiu. Pisałem ją inaczej i wydałem inaczej niż dwie poprzednie – nie poprzez wydawnictwo, ale dzięki pomocy przyjaciół. Pierwszy raz miałem tak duży wpływ na ostateczny rezultat, a równocześnie tyle zaryzykowałem.

Zacząłem pisać w liceum.

Trudno było mi się wypowiedzieć w mowie. Pisanie było formą komunikacji. Miało tę przewagę, że mogłem poddać je staranniejszej kontroli. Zminimalizować ryzyko popełnienia błędu. Do siódmego roku życia praktycznie nie miałem kontaktu z rówieśnikami. Panicznie bałem się grup. W szkole nie rozumiałem, dlaczego inne dzieci się ze mnie śmieją. Wydawało się, że wciąż zachowuję się niezręcznie. Nie rozumiem dowcipów, nie potrafię odpowiedzieć na zaczepkę. Tylko w nauce szło mi dobrze. Po lekcjach kładłem się na tapczanie i pochłaniałem książki. Były moim schronieniem. Niczego nie wymagały. W każdej chwili mogłem je odłożyć.

Skończyłem liceum i studia psychologiczne nie nawiązując z nikim bliższej znajomości. Mocno się eksploatowałem. Nauka, praca, wieczne niewyspanie, jedzenie w biegu. W końcu organizm nie wytrzymał. Zaczęła się bezsenność. Wstydziłem się do tego przyznać przed kimkolwiek poza swoją  partnerką. Myślałem, że jestem niezniszczalny i starałem się o tym przekonać wszystkich naokoło. Uważałem, że tylko wtedy będą mnie lubić i szanować.

Kilka lat ignorowania problemu zakończyło się depresją i rozpadem związku. Budziłem się rano i czekałem, aż dzień się skończy. Brałem coraz więcej leków. Szukając pomocy trafiłem na psychoterapię.

To było jak nauka nowego języka.

Do tamtej pory nie analizowałem szczególnie swoich emocji. Kiedy ktoś pytał mnie, czego chcę albo jak się czuję, często nie potrafiłem odpowiedzieć. Na terapii dowiedziałem się, że może mi w tym pomóc obserwacja własnego ciała. Zauważenie tego, że na przykład czuję ścisk w gardle czy napięcie ramion. Wcześniej nie zwracałem na to uwagi. Traktowałem ciało jak narzędzie, które ma mi służyć. Dopiero podczas terapii zacząłem słuchać tego, co do mnie mówi. Zacząłem też traktować je z większą łagodnością – bardziej jak przyjaciela, niż jak niewolnika. Moje ciało zyskało głos. Podpowiadało mi, czego chcę, a na co się nie zgadzam. Gdzie się zaczynam, a gdzie kończę.

Doświadczenie zwierzania się terapeucie ośmieliło mnie do robienia tego samego wobec otoczenia. Reakcje były zazwyczaj pozytywne. Ludzie, widząc, że okazuję im zaufanie, odwzajemniali się tym samym, otwierając się przede mną. Pojawiły się głębsze relacje. To wszystko było dla mnie bardzo nowe. Miałem wrażenie, że większość ludzi uczy się tych rzeczy w dzieciństwie, natomiast ja stawiałem pierwsze kroki jako dorosły facet. No cóż, mówiłem sobie, każdy ma własne tempo. Lepiej późno, niż wcale.

Od zawsze bałem się przede wszystkim mężczyzn.

To spadek po przemocowym ojcu i wyśmiewających mnie kolegach z podstawówki. Na studiach i w pracy trzymałem się raczej z kobietami. Nie były w moim odczuciu tak zagrażające, jak faceci. Teraz ten lęk zelżał i odważyłem się dołączyć do męskiego kręgu. Początki nie były łatwe. Długo nie byłem w stanie poczuć się komfortowo. Ostatecznie się to udało i teraz po raz pierwszy mam stałą grupę męskich przyjaciół. Brak elementu seksualnego między nami sprawia, że możemy sobie pozwolić na większą szczerość i otwartość. Nie mamy nic do „ugrania”. Dzielimy się doświadczeniami i odkrywamy, jak wiele nas łączy. Choć oczywiście są też różnice.

Pasją mojego życia jest poezja. Piszę od liceum, wydałem dwie książki. Pierwsza była dość osobista, w drugiej sporo eksperymentowałem z językiem. Terapia i proces samopoznania zmieniły mój sposób pisania. Po każdej sesji notowałem na gorąco swoje wglądy i przemyślenia. Były to notatki przeznaczone tylko dla mnie, swobodny zapis myśli. Uchwycenie doświadczenia było ważniejsze niż forma i gramatyczna poprawność. Starałem się opisać odczucia z ciała i emocje. Często nie dało się tego zrobić bez metafor. Polubiłem też luźną, notatkową formę i zacząłem pisać właśnie takie wiersze. Pozwalając sobie na okazywanie słabości w życiu, otworzyłem się na większą spontaniczność również w poezji. Przestałem cyzelować swoje teksty w nieskończoność. Podobała mi się ich nowa szorstkość, niewykończenie.

Nie chciałem dłużej być doskonały.

Chciałem dać sobie prawo do popełnienia błędu, do pozostawienia rzeczy tak, jak zostały zapisane pod wpływem impulsu. Dlatego moje wiersze przestały lśnić kunsztowną formą. Słyszałem za to, że stały się bardziej przystępne. Wpadło do nich więcej powietrza.

Grzegorz Ryczywolski
Grzegorz Ryczywolski: Wróciłem po miejsce, którego mógłbym ci ustąpić

Piszę z kilku powodów, ale przede wszystkim z chęci ocalenia jakiejś chwili, jakiegoś wrażenia czy wizji. Próbuję zatrzymać entropię. Uchwycić jakiś kształt w bezkształtnej, przelewającej się rzeczywistości. Ale pisanie wiersza to dla mnie również obcowanie z czymś delikatnym, pocieranie czułej struny, bez której, jako ludzie, nie bylibyśmy w pełni tym, kim jesteśmy. Tworzenie przeciwwagi dla brutalnego i bezlitosnego świata. Dawanie głosu zjawiskom, które są ciche, którym łatwo zginąć – tak jakbym przystawiał do nich tubę, wzmacniacz.

Pod koniec 2020 roku wypłynęło ze mnie w krótkim odstępie czasu kilkanaście wierszy o emocjach i relacjach z ludźmi. Tak jakbym wyciągnął jakiś korek i pozwolił rzeczom wyjść na zewnątrz. Wiersze wyraźnie układały się w cykl. Podekscytowany wysłałem je kilkorgu znajomym. Ich opinie zachęciły mnie do dalszego pisania. Rok później miałem już projekt książki. Wiedziałem, że są to teksty dość odmienne stylistycznie od reszty produkcji literackiej. Nie chciałem jednak nikogo naśladować. Chciałem, by wyrażały one mnie i moją wrażliwość. Wierzyłem, że odsłonięcie się i wpuszczenie innych do mojego świata wzbogaci rzeczywistość. Że nie jest to gest egocentryczny i czysty ekshibicjonizm, ale okazja do pokazania tego, że nie ma jednego, obowiązującego wzorca bycia w świecie (jako mężczyzna, kobieta, rodzic, partnerka, przyjaciel itd.) Że ludzie różnią się między sobą.

Sprawdź też
Dobry piesek

To piękne i fascynujące.

Wydawnictwa, do których się zgłosiłem, nie były zainteresowane współpracą. Postanowiłem więc, że wydam książkę sam, z pomocą przyjaciół. Oznaczało to jednak, że muszę poprosić o wsparcie. To nigdy nie było moją mocną stroną. Bałem się odmowy, która mocno kojarzyła mi się z odrzuceniem. Na szczęście dzięki psychoterapii nauczyłem się trochę rozmawiać z głosami w mojej głowie. Mam na przykład silny głos, który odzywa się, gdy chcę poprosić kogoś o pomoc, albo ktoś mi odmawia. Słyszę wtedy: Zrobiłeś coś niewłaściwego. Nie miałeś prawa o to prosić. Uraziłeś go/ ją. Odmowę najczęściej brałem za odrzucenie mnie w całości. Będąc w kontakcie z tym głosem mogłem jednak trochę nad nim panować. Byłem w stanie przenieść odpowiedzialność za reakcję drugiej osoby na nią samą i tym samym zdjąć ją z siebie. Bardzo pomagała mi też wiara w potencjał terapeutyczny książki – nie tylko dla mnie, ale też dla innych.

Grzegorz Ryczywolski
Grzegorz Ryczywolski: Wróciłem po miejsce, którego mógłbym ci ustąpić

Kilkoro przyjaciół zgodziło się napisać mi rekomendacje. Uruchomiłem zrzutkę w internecie. Dzięki wsparciu medialnemu Grupy Performatywnej Chłopaki uzbierała się pełna suma, potrzebna do wydania książki. Ktoś zrobił mi za darmo skład, ktoś inny korektę. Był w tym silny pierwiastek działania wspólnotowego, bardzo dla mnie ważny. Każdy z darczyńców w ramach podziękowania otrzymywał tomik. Wszystko opierało się na wymianie. Ja odsłaniałem się prosząc o pomoc, a osoby doceniały ten gest i udzielały mi wsparcia. Bardzo korespondowało to ze zmianami, które zachodziły w moim życiu. Przezwyciężenie lęku i wyjście ze skorupy pokazało mi, że nie jestem sam.

Że świat na zewnątrz może być życzliwy. 

Był to dla mnie też przykład siły społeczności – tego, że można coś zrobić nie oglądając się na instytucje, granty, procedury, cały ten system. Że w naszym coraz bardziej sformatowanym i kontrolowanym świecie wciąż istnieją szczeliny, gdzie jest możliwa spontaniczność, oddolne działanie, inny punkt widzenia.

Książka ukazała się w grudniu 2022 roku. Wygląda dobrze. Nie mam się czego wstydzić. Staram się mówić światu, że jest. Umożliwić ludziom korzystanie z niej. Dzięki.

Grzegorz Ryczywolski: Wróciłem po miejsce, którego mógłbym ci ustąpić – więcej informacji o książce

Sprawdź też: Rodzinne święta. Kamil Błoch o samotności narcyza

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone