Czekacie na Scootera? Oto 5 powodów, dla których wciąż kochamy happy hardcore
Szybkie, miejscami trudne do okiełznania tempo, niewybredne stylówki oraz pełne euforii i dziwnych metafor teksty. Ciężko do końca wytłumaczyć fenomen kiczowatych lat 90. i popularnej muzyki tanecznej z tamtych czasów.
My jednak spróbowaliśmy prześwietlić jeden z najbardziej rozpoznawalnych i kojarzonych z tamtymi czasami gatunek – happy hardcore. 26 października Scooter zagra w Katowicach, a 30 października na wypełnionym po brzegi Torwarze. My zadajemy sobie pytanie – dlaczego wciąż taka muzyka ma rację bytu i dlaczego radzi sobie tak świetnie?
Bilety dostępne są w Going.
Hype na gabber/Wixapol i podobne
To nie żadne domysły, tylko czyste fakty. Była moda na drum’n’bass i dubstepy, był szał na punkcie schranz techno, a obecnie jest na wszystko to, co nieznośnie szybkie i bezlitośnie intensywne. W Polsce w hardcore’owo-gabberowym peletonie przewodzi oczywiście Wixapol, ale naśladujących ich inicjatyw powstała cała masa. Czym spowodowany jest ten revival? Może potrzebą totalnej odpinki albo osadzenia w tym kontekście słowiańskości i polskości, które jednak mocno kojarzyły się z imprezami w wielkopowierzchniowych klubach aka Energy 2000 czy scenerie Czekając na sobotę. No i teraz to wszystko jest cool i wręcz wypada się tam pokazać, oczywiście w idealnie skrojonej pod tę okazję stylówce – bucket hat, ortalionowe dresy, futurystyczne sneakersy i przypałowe okulary przeciwsłoneczne.
Beztroska i lekko przaśna zabawa
Nie bójmy się tego. Generalnie ludzie kochają przaśną zabawę, tylko dzielą się na dwie grupy – ta, która otwarcie się do tego przyznaje oraz ta, która robi to jedynie IRONICZNIE, obowiązkowo w super cool undergroundowym otoczeniu. Punkt wyjściowy pozostaje jednak ten sam, a jest nim miłość do banalnych melodii, prostych tekstów, które można wyśpiewywać w niebogłosy i niczym nieskrępowanej dobrej zabawy. Czym różni się „Maria” Scootera puszczona na wiejskim weselu od tego samego utworu zagranego IRONICZNIE przez DJ-a z Berghain? No właśnie.
Meta/post ironia
Płynnie przechodzimy w jeden z najwyraźniejszych znaków charakterystycznych współczesnego internetowego świata. Takie słowa jak “meta” czy “post” weszły już na stałe do mowy potocznej i w zasadzie już nie wiadomo, co oznaczają i co określają, bo… oznaczają i określają dosłownie wszystko… i nic. Odnosząc to do najntisowej muzyczki tanecznej – utarło się pewne przekonanie, że słuchając Scootera, Dune czy Marushy musisz nosić białe rękawiczki, mieć na głowie kilogram brylantyny i pogwizdywać niczym Pierrluigi Collina. A to wcale tak nie działa! Teraz możesz ubierać się w Acne, bujać się codziennie w za dużym garniturze, wrzucać na walla muzykę eksperymentalną z Angoli i OFICJALNIE gardzić happy hardcore’ową muzą, ALE jak przyjdzie weekendzik to stajesz się bogiem gabberowej apokalipsy i wygrywasz wszystkie lokalne konkursy w hakken. Ale na co dzień wiadomo, tylko Unsound, Žižek, Mac DeMarco i Houellebecq.
Radosne i euforyczne melodie
Tytytytyryrytyty tyrytytytyryrytyty. I tak dalej, i tak dalej. Nieodłącznym elementem piosenek Scootera czy innych happy hardcore’owych gwiazd lat 90. są przecież nieskomplikowane teksty i podniosłe, euforyczne melodie. Nawet jeśli nie kojarzysz nazwy zespołu czy tytułu samej piosenki, to z pewnością znasz motyw przewodni i jeśli tylko usłyszysz go w radiu – podkręcasz głośność na maksa, pozwalasz małemu gabberowcowi przejąć kontrolę nad swoim umysłem i ciałem i dajesz sobie do woli. Albo wyobraź sobie, że ktoś to przypadkowo puścił na domówce. O słodki Jezu, szykuje się ZAGŁADA.
Można sobie dać
Zostawiliśmy ten element na sam koniec, ale jest to w zasadzie kręgosłup powracającej fascynacji happy hardcorem i podobnymi. Imprezy z taką MUZĄ to przecież doskonały pretekst do totalnej odpinki. Ale takiej totalnej, w której mieszasz wszystkie możliwe alkohole ze wszystkimi możliwymi substancjami psychoaktywnymi i budzisz się po trzech dniach na działce u dziadków. A tak zupełnie na poważnie – czy istnieje lepszy soundtrack do weekendowego znieczulenia? Wysokie skoki, szaleńcze tańce, chóralne skandowanie refrenu i poczucie więzi z tłumem, porzucone T-shirty i spocone ciała. To wszystko zwyczajnie działa.