Ten stan, w którym reklama skłania Cię do myślenia myśli przeróżnych…
Dobra, normalność wraca. W firmie wysłali Ci maila, że wracacie z powrotem do biura i będziecie pracowali stacjonarnie. Jak za dawnych czasów. Jak za tych czasów, kiedy wszyscy siedzieli w swoich kubikach, robili nowe „ekscytujące” projekty, nadgodziny i zastanawiali się w zapchanym tramwaju o zachodzie słońca, czy tego wszystkiego nie rzucić, wyjechać w Bieszczady lub może chociaż na Lubelszczyznę, gdzie lepsze są warunki do wystartowania farmy alpak, kóz lub założenia samotni, postawienia jakiegoś kampera lub zbudowania wygodnej jurty. No ale skąd brać na to kasę, co rodzina powie, dziewczyna na pewno się nie zgodzi.
Pandemia nam się kończy, trzeba porzucić wygodę siedzenia w domu, bo ile można siedzieć w dresie i oglądać Netflixa, trzeba spotkać się w końcu ze znajomymi, ruszyć w miasto. Mama dzwoni, żeby wpaść na weekend. Trzeba na słoneczko wystawić buzię. Instagramerka poleca, prosto z Bali. Serotoninka. I jakiś krem przeciwzmarszkowy w komplecie. Bo nie możesz mieć zmarszek. Celulitu. Brzucha. Musisz być modny. Społecznie i fizycznie aktywny. Musisz być lepszy niż Twój sąsiad…
Serio?
Żyjemy w takich czasach, że zawsze się znajdzie ktoś, kto Ci powie co masz robić i jak masz żyć. Jak się masz ubierać, jak wyglądać, co robić, co mówić i co myśleć. Gdzie bywać, jak i co jeść. Ile zarabiać, żeby mieć sukces. Z kim się zadawać, żeby być w grupie. A jednocześnie powstają takie kawałki jak ten:
I te kawałki łapią półtorej bańki na YouTube, ktoś ich słucha, ktoś tego potrzebuje. I te kawałki wprost mówią o książce, w której facet (podświadomie!) kończy ze swoim dotychczasowym życiem, bo nagle coś ważnego do niego dociera. Palahniuk napisał „Podziemny krąg” (ang. „Fight Club”) w 1996 roku, mam jednak wrażenie, że morał jest z każdym rokiem bardziej aktualny. Większość z nas należy do grona przebodźcowanych indywidualistów, którzy przegrzebują się przez falę docierających treści, walczą z FOMO, częściej wybierając Joy Of Missing Out. Bo nie da się tego wszystkiego zrobić, czego od nas oczekują. Łatwo poczuć się gorszym.
Mamy ten etap za sobą. Mieszamy w dużym mieście, łatwo się zachłysnąć, chcieć być wszędzie, niczego nie ominąć. Łatwo się spalić. No nie da się być na każdej imprezie. Dlatego powstał Going., dlatego tworzymy przewodnik miejski, wybieramy wydarzenia-perły i polecamy je wszystkim tym, którzy nie mają czasu być zawsze na bieżąco. Chcieliśmy kiedyś zrobić taką reklamę, że mamy fajne wydarzenia. Weź zobacz i się wybierz. Albo się nie wybierz. Jak chcesz. Ale miej te wydarzenia w aplikacji Going., jak Ci się zachce ruszyć w miasto. Możesz być znawcą, koneserem, melomanem, audiofilem. Ale może chcesz być normalsem i po prostu raz w tygodniu coś fajnego zrobić na mieście. Najlepiej bądź sobą i zrób coś fajnego, jak będziesz mieć ochotę. I tak kombinowaliśmy z tą reklamą, aż zobaczyliśmy ten spot:
I tak, wiemy. To reklama. Ale czy reklamy nie są najlepszą soczewką naszych potrzeb? HARDMADE potrafił nazwać coś istotnego. Że jesteśmy (my ludzkość, lol) pełni zewnętrznych imperatywów, wszyscy nam mówią „you can do it”, co robić, jak żyć. A my jesteśmy tymczasem:
Dlatego jesteś zwycięzcą, gdy siedzisz w pidżamie, a sos z pizzy kapie Ci na pościel. Lub gdy zabierasz się za tę jogę, kupujesz specjalną, personalizowaną matę, ale dochodzisz do wniosku, że to nie jest dla Ciebie. Jesteś zwycięzcą, gdy poświęcisz ten moment na to, żeby zastanowić się, czego TY chcesz. Kim jesteś. I co chcesz robić. I to jest spoko. Bo możesz wszystko i nic nie musisz. To na maksa ściąga tę całą presję, ten owczy pęd. To jest fajne. Żyj tak. Zobaczysz, jakie to miłe. Żyj dobrze. Po swojemu. Dzięki HARDMADE. Zamiast podkładać bombę pod wynajęte mieszkanie pełne mebli IKEA, napiję się dzisiaj tego piwka o smaku Ice Tea Peach. Bo mogę. Ale nie muszę. Plus te alpaki. Nie zapominajcie o alpakach.
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE