Hurkle-durkling to nowy trend podróżniczy. Na czym polega?

Hurkle-durkling zachęca wszystkie przebodźcowane i przemęczone osoby do spokojnego wypoczynku. Czasem właśnie tylko tego nam trzeba.
Urlop nie musi być aktywny
Do tej pory urlop zwykle kojarzył się z wyjazdami. Te rzecz jasna często wiązały się z aktywnymi formami spędzania czasu, wielogodzinnym zwiedzaniem i eksplorowaniem nowych miejsc. Teraz internauci zaczęli zwracać uwagę, że zmęczonym i zestresowanym ludziom bardziej przyda się poleżenie w wygodnym łóżku niż kolejna gonitwa. Wiąże się z tym hurkle-durkling, który zdobywa coraz większą popularność.
Zwrot wywodzi się z języka szkockiego i był używany już w XIX wieku. Tym mianem Szkoci określali długie wylegiwanie się w ciepłym łóżku, by wypocząć, spokojnie poczytać książkę lub zrobić inne rzeczy, które nie wymagają wychodzenia spod kołdry. Nigdy nie wiązano tego jednak z typowym bezczynnym gniciem w łóżku lub pozostawaniem w nim z powodu złej kondycji psychicznej. Hurkle-durkling to nagroda dla zmęczonych osób, które chcą bez presji odpocząć w swoim domu lub wygodnym hotelowym pokoju.
Alejki w supermarkecie zamiast pieszych szlaków? Turystyka sklepowa rośnie w siłę
Hurkle-durkling: zwolnić tempo
Pracownicy znanych hoteli zauważają, że trend zyskuje popularność w miesiącach zimowych, kiedy spędzanie czasu w ciepłej i przytulnej przestrzeni jest dla nas szczególnie atrakcyjne. Idąc tym tropem, amerykański hotel The Williams Inn oferuje swoim gościom pakiet Literary Sabbatical, dzięki któremu przyjezdni mogą skorzystać z biblioteki umieszczonej w apartamencie.
Kolejnym miejscem, w którym wprowadzono udogodnienia, jest butikowy hotel Bellyard w Atlancie. W jego ofercie pojawiły się pakiety zawierające długie kąpiele, które nie wymagają opuszczania hotelowego pokoju.