Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE
Kiedy okazało się, że do moich obowiązków redaktora naczelnego Going. MORE należy nie tylko picie szampana, ale też
PROWADZENIE
STAŁEJ
RUBRYKI
DZIENNIKARSKIEJ…
…śmierć zajrzała mi w oczy 👁👅👁
I wcale nie dlatego, że ostatni raz pióro i kałomocz kałamarz miałem w rękach w eeeeeee…. yyyyyy…. no dobra, zupełnie niedawno miałem, bo musiałem nadać pocztą sprzeciw wobec wyroku sądowego (***** sady) za niewinność, czyli udział w Strajku Kobiet, 118 wyroków uniewinniających nie zrobi się samo, ***** ***, z fartem.
Nie dlatego, że odwykłem, śmierć w te oczy mi zajrzała, ale dlatego, że absmak (jak powiedział kiedyś, z niemiecka, Jarosław Kaczyński, a mógł zabić bardziej po polsku. Czyje interesy reprezentuje Herr Kaczyńśki 🧐🤔?) budzi we mnie figura osoby medialnej, co to pierdaczy swoje mądrości przeróżne na lewo i prawo, na każdy temat. I mówi mi jak mam żyć. Albo Ci. Tobie.
Ci wszyscy specjaliści od wszystkiego.
I fascynuje mnie ten proces (choć może trwa to tylko chwilę), kiedy ktoś stwierdza, że w każdej dziedzinie ma do powiedzenia coś wartościowego i cennego, w każdej jest ekspertem. Imponujący miks narcyzmu, samouwielbienia i kompletnego braku autokrytycyzmu.
Te wszystkie
Stanowskie
Hołdysy
Intryguje moment wyparcia, niedostrzegania tego, że jest się beczką śmiechu dla wszystkich poza banieczką medialną.
Najmany
Hartmany (wrzucenie go do tego wora to spora niesprawiedliwość, ale fajnie rymuje się z Najmanem).
Ziemkiewicze
„Eksperci”.
Masakra.
Fanfaroni. Farmazoni. Fuck off.
Ja wkurzony, więc przerwa na muzyczkę.
Może właśnie to jest NORMALNA reakcja? Że jak ci dają, to bierzesz, nie zastanawiasz, jak o kwalifikacje nie pytają. Nie pytają cię o imię walczą z ost
Bo jak ja do tej telewizji nie wezmę i nie pójdę, jak ja im tam tego, o tym wszystkim, nie powiem, to inny farmazon tam weźmie pójdzie i powie.
A co jeśli to^, ale nieironicznie?
Co jeśli ci etatowi eksperci są jak Atlasi, co dźwigają na swoich barkach cały rigcz wszechświata, bo wiedzą, że jeśli nie ich parcie na szkoło, to przyjdzie jeszcze większy przychlast i wtedy naprawdę niebo spadnie nam na głowy i to wszystko pierdolnie?
A mój wewnętrzny krytyk, moje hamletyzowanie i krygowanie, czy aby na pewno mam MORALNE PRAWO zabierać głos, nie są przejawami żadnego rigczu, ale deficytów bezwarunkowej miłości w dzieciństwie?
Krytyka czystego „chłopskiego rozumu”
Czemu im ufamy? Oczywiście ja nie ufam, Ty nie ufasz, nasi znajomi nie ufają. Panie, u mnie w domu i w całym bloku nikt na tych pissdzielców nie głosuje! A jednak, jako społeczeństwo, głosujemy, ufamy.
Jeżeli Stanowski jest ekspertem od gały, to z pewnością wszystko inne też robi dobrze. Na wszystkim innym też się zna jak na gale*.
Taki proces myślowy, taka ekstrapolacja eksperckości, zachodzi zarówno w głowach fanów Stanowskiego, jak i w głowie samego Stanowskiego. Jeśli na własne oczy widziało się eksperckość Stanowskiego w zakresie gały, łatwo jest uwierzyć w dogłębną znajomość i innych arkanów. I na „chłopski rozum” tłumaczyć zawiłości współczesnego świata, i na „chłopski rozum” chłopskorozumowe tłumaczenia przyjmować za P.R.A.W.D.Ę .
Myślę, że wcale nietrudno wpaść w tę pułapkę. Gała w nawet najlepszym wydaniu potrafi się znudzić każdemu. Tematy kończą się dość szybko (pozdrawiam siebie z przyszłości, już za 3 miesiące…) i szybko przestajemy trzymać się sztywniutko swojej domeny. Stanowski węszy więc za ekscytującym gawiedź tematem jak świnia za truflą (mam nadzieję, że wspaniałe zwierzątka nie pogniewają się za to porównanie).
To może dokopiemy feministce? To niezwykle męskie – próbować dokopać feministce w gronie innych ekspertów od gały w programie, który oglądają sami wielbiciele gały (jedynie w męskim wydaniu, oczywiście, bo przecież gałą damską gardzą). Mental pryszczatego incela, który nie do końca rozumie buzujące w swoim ciele hormony, więc na wszelkie przejawy kobiecości inne niż mmm cycunie w CKM-ie reaguje agresją. Na wszelki wypadek w bezpiecznym gronie innych incelujących kolegów za plecami, żeby zarechotali dla dodania animuszu i w razie czego obronili przed kobietą. Taki obraz ich:
(* inb4: zdaję sobie sprawę, że przydługo ciągnięty greps z gałą może być odebrany jako homofobiczny. Chciałbym zaznaczyć, że nie jestem przeciwny takim aktom czułości w męskim gronie, wręcz przeciwnie – każdy sposób okazywania sympatii czy miłości przez wzajemnie zainteresowane strony uważam za piękny. Szczęśliwie w mojej bańce jest podobnie. Natomiast w mejnstrimie polskiej piłki nożnej, w świecie Stanowskiego i jego fanów, w tej rzeczywistości wiecznych chłopaczków w krótkich spodenkach „hehe bedał” wciąż funkcjonuje jako obelga najwyższej wagi. W świecie zdrowych, świadomych siebie i swojej seksualności ludzi nie jest to obelgą. Użyłem więc określeń nieobraźliwych wiedząc, że wywołują obrazę w adresatach)
Za mundurem…
Zbigniew Hołdys to uczeń, który leci na dobrej opinii. Coś tam przyświrował prymusa na pierwszych lekcjach muzyki w poprzedniej epoce i tak już zostało. Na KILKADZIESIĄT LAT…
A także na regule autorytetu leci, choć rozumianej nieco inaczej, niż Guru Hołdys (sam fakt, że ktoś używa wobec siebie takiego określenia, DAJE DO MYŚLENIA XDD) by sobie tego życzył. Bo ludzie – co fajne – autorytetom ufają bardziej, przy czym – co mniej fajne – dla uznania autorytetu albo zwiększenia autorytatywności wystarczą same atrybuty autorytetu. Mundur, lekarski fartuch. Dlatego w reklamie leków i suplementów wystarczy ziomek albo ziomalka w kitlu. Wygląda jak lekarz? ☑ – i już każdy telewidz ufa jak pojebion, że reklamowane przy użyciu kitlowego specjalisty od wzdęć środki na zgagę łagodzą zgagę lepiej niż konkurencyjne środki na zgagę bez postaci specjalisty od zgagi w reklamie.
Zbigniew Hołdys w swojej dość ekscentrycznej, jak na polskie standardy, stylówce wygląda jak stereotypowe wyobrażenie muzyka: tu kapelutek, tu kolorowe ciuszki, tam długie włoski. No muzyk jak malowany, bo przecież nikt NORMALNY!
Ten jego (i nie tylko jego oczywiście) styl „na muzyka” to też umundurowanie, tylko dopuszczające nieco więcej inwencji i wariacji. Tak samo stylówki członków subkultur – długość włosów, ilość tatuaży, szczególny model najaczy, tiszerty z nadrukami, CZY CO TAM TERAZ TE DZIECIAKI NOSZĄ, to tylko troszkę bardziej skomplikowany system pagonów, wojskowych insygniów.
Warto przy tym zauważyć, że takimi atrybutami można sobie rekompensować braki, niepewności. W zasadzie tak się dzieję najczęściej – im bardziej ktoś się stara wyglądać na prawilnego gabbera/emo/dresiarza/punka/u-name-it, tym mniej pewnie się czuje i bardziej próbuje to zamaskować. Dodać sobie autorytetu bardziej dojebanym mundurem.
Dobra, kolejna przerwa na muzyczkę. To był mój soundtrack do jazdy na rowerze tego deszczowego kwietnia:
O właśnie, rowery!
Moje ulubione słówko ubiegłego roku, odkąd zacząłem tak całkiem sporo jeździć na rowerze, to MAMIL. Wdzięczy akronim od „middle-aged man in lycra”, niezwykle trafnie opisuje zjawisko opakowanych w lajkrowe rowerowe mundury panów w średnim wieku na drogich lub bardzo drogich rowerach wyczynowych. Część z nich jeździ zapewne profesjonalnie lub półprofesjonalnie, to widać, ale większość, hmm, no biorę ich na swoim miejskim czołgu z Decathlonu za 800 ziko. Ech, rywalizacja…
Ale jest coś takiego, że ludzie lubią dodać sobie animuszu PROFESJONALNYM EKWIPUNKIEM już na samym początku SPORTOWEJ PRZYGODY.
W tamtym roku pożyczyłem nawet taki rower od kolegi na kilka tygodni. Prędkości rzeczywiście wzrosły, wprost proporcjonalnie do spadku przyjemności z jazdy. Ja wiem, że dla niektórych szybkość ponad wszystko, no ale umówmy się, nie jesteśmy tu na jakimś WIXAPOLU. A tu łapy na takim rowerze bolą, bo się człowiek opiera na kierownicy całym ciężarem, prostata cierpi, bo przyjmuje na siebie każdą nierówność podłoża ;/ Dość powiedzieć, że są nawet specjalne gacie z wkładką, które służą do ochrony prostaty przed zmasakrowaniem twardym jak stanowisko Kościoła wobec tuszowania pedofilii (XD) siodełkiem. I gacie takie w żargonie cyklistów nazywane są „pieluchą” :——-)
Zrezygnowałem z tych wyczynowych przyjemności na dobre, kiedy zobaczyłem, jak wyprzedza mnie, pędzącego na wyczynowym rowerze ze wzrokiem wbitym w glebę i poobijaną prostatą, ziomeczek na zwykłym rowerze trekkingowym, jadący w pozycji wyprostowanej, NORMALNIE, po prostu cieszący się życiem. Ech, rywalizacja…
Wyczynowy rower koledze oddałem bez żalu. Znam znacznie przyjemniejsze sposoby na realizowanie analnych fiksacji 😳
Czemu, jako społeczeństwo, ufamy tanim medialnym ekspertom, wyposażonym w co najwyżej atrybuty autorytetu? No właśnie, ufamy uzurpatorom, ale to nie znaczy, że nie potrzebujemy figury autorytetu jako takiego. Po prostu odrzucamy dotychczasowe wartości – wiedzę książkową, tytuły akademickiej, lata doświadczenia – i ucieleśniające je postaci.
W latach 70., kiedy pojawiła się punkowa rewolucja w muzyce, młodzież znająca przysłowiowe trzy akordy zmiotła z piedestału muzycznych wirtuozów. Dziesięć lat póżniej rewolucja rapowa pokazała, że nawet te trzy akordy nie są do niczego potrzebne, kiedy ma się zmysł obserwacji, słuch językowy i coś do powiedzenia. Ludzie wolą proste historie (czy muzyczne, czy słowne), z którymi mogą się utożsamiać, od wirtuozerii, wolą swojską treść od wyrafinowanej formy.
Dziś już tylko ostatni boomerzy (wspaniale post-post-post-post-ironicznie punktowani przez Wychowanego na Trójce) sarkają na to, że coraz mniej miejsca na Prawdziwą Muzykę z Duszą.
Być może to samo dzieje się właśnie w sferze eksperckiej, tylko ja, mentalny boomer, jeszcze tego nie rozumiem.
Kiedy okazało się, że jako redaktor naczelny Going. MORE muszę prowadzić swoją stałą rubrykę dziennikarską, śmierć zajrzała mi w oczy…
No jakże mam się mądrzyć, jakże mam mówić komuś, jak ma żyć?!
Tymczasem nie musiałem wybierać dla siebie formatu felietonu. Mogłem nagrywać vlogi ze swoich rowerowych wycieczek, mogłem zrobić podcast, w którym asmr-owo czytam szeptem dowcipy przeróżne, mogłem wszystko, jestem naczelnym, GOD DAMN IT!
Wybrałem pierdaczenie mądrości na każdy temat.
POzdrawiam cieplutko,
Piotr
PS zgodnie z obietnicą sprzed miesiąca, dorzucam polecajki:
1. Poza Wychowanym na Trójce, wiele warstw ironii, a także wspaniałą krytykę kruchego męskiego ego znajdziecie w serialu Eastbound & Down, z którego pochodzi filmik z początku felietonu. Produkcja ma już parę ładnych lat, ale sądzę, że sporo osób mogło o niej nie słyszeć. Ostatnio obejrzałem cały serial chyba z piąty raz.
2. A polecił mi go, za co ma moją dozgonną wdzięczność, Kacper Peresada, który dla MORE napisał kapitalny tekst o genialności nieco bardziej znanego serialu – Chłopaków z Baraków. Przeczytajcie koniecznie!
3. O tym, jak ludzie chcą słuchać historii sobie bliskich i poznawać życie z bliskiej sobie perspektywy jest chyba fenomen @frogshoposting – zajrzyjcie więc do naszego wywiadu z Żabiarą.
MUZYCZKA:
4. Wklejany już wyżej
Robert Lester Folsom – Music and Dreams – cała płyta nie jest niestety taka jak April Suzanne, ale i tak jest zajebiście
5. Matt Berry – Phantom Birds – najlepszy zestaw NORMALNYCH piosenek, jaki słyszałem od dawna
6. Gazelle Twin & NYX – Deep England – dla fanów filmu Wicker Man (tego z 1973 roku, oczywiście) oraz Dead Can Dance
7. Jane Inc – Number One
PPS Okazało się, że sporo moich znajomych nie ma bladego pojęcia o tym, kim jest Stanowski ❤❤ Jest jeszcze dla nas nadzieja!
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE