Czytasz teraz
Kino kobiet, które nie mówi tylko o kobietach – rozmawiamy z organizatorkami festiwalu HER Docs
Opinie

Kino kobiet, które nie mówi tylko o kobietach – rozmawiamy z organizatorkami festiwalu HER Docs

6 marca w warszawskiej Kinotece rozpocznie się HER Docs. To wyjątkowy festiwal – przez 5 dni, po raz pierwszy w Polsce, będziemy mogli zobaczyć ponad 60 filmów dokumentalnych autorstwa kobiet.

Maja Szydłowska i Kasia Korytowska, jedne z organizatorek HER Docs, opowiedziały nam o branży filmowej, dyskryminacji i niepowielaniu stereotypów.

Milena: Jak myślicie, czym spowodowane jest to, że mimo że, jak podajecie na swojej stronie, “kobiety stanowią mniej więcej połowę studentów i studentek szkół filmowych, czyli mają równe szanse w dostępie do nauki co ich koledzy, o ich twórczości słyszy się rzadziej”  – czego przykładem jest fakt, że filmy kobiet na festiwalach stanowią czasem jedynie 25 % programu?

Maja: To jest tak naprawdę pytanie, na które cały czas próbujemy sobie odpowiedzieć. Jakie zmiany powinny zajść, żeby rzeczywiście filmów kobiet było więcej – nie tylko na festiwalach, ale też w dystrybucji filmowej. Na podstawie badań, które były do tej pory przeprowadzane w Polsce i zagranicą, a także naszego doświadczenia w branży filmowej (szczególnie dokumentalnej) możemy powiedzieć, że wszystko sprowadza się do kasy – chodzi po prostu o dostęp do funduszy. Pierwszy film stosunkowo łatwo jest zrobić – na ogół to etiuda finansowana przez uniwersytet, a jeśli to dokument, to dodatkowo budżet jest mniej wymagający. Na tym etapie szanse są jeszcze w miarę wyrównane – problem zaczyna się po wyjściu ze szkoły, gdy konfrontujemy się z dzikim rynkiem branży filmowej. Wówczas rzeczywiście kobiety z jakiś powodów mają mniejszy dostęp do funduszy.

To, jak są rozdysponowane pieniądze zależy do tego, kto jest decydentem w danej branży. W tym wypadku w większości komisji czy jury na festiwalach zasiadają nadal biali mężczyźni. To oznacza, że zarówno kobiety, jak i inne mniejszości czy grupy narażone na wykluczenie, mają o wiele mniejsze szanse na dostanie się do programu takiego wydarzenia. Dlatego zadając sobie to pytanie zawsze należy patrzeć na to, kto tak naprawdę decyduje o tym, czyje projekty dopuszcza się na festiwale.

Kasia: Warto wspomnieć, że świat, czy Europa zaczynają to zauważać i reagować  – chociażby wprowadzając regulacje, które mają wpływać na zwiększenie równości wśród decydentów. Przykładem tego może być inicjatywa 50/50. 

Maja: Akcja, która narodziła się w Szwecji, czyli „50/50 by 2020” przyjęła się w większości europejskich państw. Polega na podpisaniu przez większe festiwale filmowe – m.in. Berlinale, Cannes czy Wenecje – tzw. karty równości, która zobowiązuje do tego, by komisje czy jury składały się z większej ilości kobiet. W tym momencie podpisały ją wszystkie większe festiwale, łącznie z naszym festiwalem w Gdyni. Czy to coś zmieni? To okaże się prawdopodobnie na przestrzeni kolejnych 2-3 lat.

Kasia: Należy pamiętać, że to nie dotyczy programu festiwali, ale ciał decydujących.

Docelowo jednak prowadzić będzie to do zmiany ich programów. Mówicie dużo o równości w ogólnym tego słowa znaczeniu. Czy to znaczy, że kolejne edycje festiwalu nie będą dotyczyć tylko kobiet?

Kasia: Obrałyśmy sobie za cel wypełnić festiwal filmami wyreżyserowanymi przez kobiety. Chciałybyśmy przyczynić się do wyrównywania szans w branży filmowej i tworzyć przestrzeń dla prezentacji twórczości reżyserek. Niemniej zdajemy sobie sprawę, że ta przestrzeń jest potrzebna również dla innych osób narażonych na dyskryminację.

HER Docs
Maja Szydłowska i Kasia Korytowska, fot. Andrzej Sieńkowski

Maja: Dyskryminacja nie działa tylko w obrębie płci. Myślę, że to rozszerzenie wyjdzie pewnie organiczne – przy pierwszej edycji obrałyśmy sobie właśnie taką formę, bo najbardziej się na tym znamy. W myśl zasady “nic o nas bez nas” chciałyśmy skupić się na środowisku, które jest nam bliskie. 

Kasia: Od samego początku myślałyśmy jednak o włączeniu w program, jak i komunikację kontekstu niebinarności. Nie chciałybyśmy dzielić świata na dwie części i do uczestnictwa w festiwalu zapraszamy osoby wszystkich płci. Chcemy prezentować różnorodne perspektywy po to, żeby nasz projekt był jak najbardziej krytyczny – zarówno wobec nas samych, jak i rzeczywistości.

Niedawno Katarzyna Kasia, kierowniczka Katedry Teorii Kultury oraz prodziekan warszawskiego Wydziału Zarządzania Kulturą Wizualną ASP, wraz z pracującymi na uczelni byłymi studentkami zorganizowała wystawę, której towarzyszyła petycja dot. stworzenia żłobka przy uczelniach artystycznych. Miała ona ułatwić m.in. młodym mamom kontynuowanie pracy na uczelni. Jak się okazuje, w szkołach artystycznych mamy nadal do czynienia z wyjątkową nierównością – na 70, czy nawet 80 % profesorów przypada ok. 20 % profesorek.

Maja: W Stanach istnieją takie inicjatywy w branży filmowej – postulują budowanie żłobków, żeby kobiety mogły realizować się zawodowo. Dużo mówi się o tym, dlaczego wypadają z obiegu. Często jest to związane z założeniem rodziny. Jeśli kobieta chce mieć rodzinę, to bardzo prawdopodobne, że w tym czasie nie będzie mogła siedzieć po 16 godzin na planie filmowym. To jest ciężka branża, ale macierzyństwo wcale nie musi z niej wykluczać.

Kasia: Jednocześnie jesteśmy dalekie od określania jednoznacznej przyczyny, dla której widoczność kobiet w branży filmowej jest mniejsza. Według nas, ważne jest budowanie przestrzeni dla tych głosów, które mogą dzięki niej wyraźniej wybrzmieć. Tilda Swinton powiedziała w Cannes, że to, że nie znamy kobiet-reżyserek nie wynika z tego, że ich nie ma, tylko z tego, że nie jesteśmy wystarczająco uważne i uważni. Nie chce nam się często sięgnąć poza pierwszą stronę wyszukiwarki w Google.

Maja: Gdy wpiszemy “100 najwybitniejszych reżyserów” nie wyskakuje nam żadna kobieta – zarówno w Google, jak i na IMBD.

Milena: A czy Wy same doznałyście jakiejś formy dyskryminacji w życiu zawodowym? 

Kasia: Ja osobiście nie odczułam tego na polu zawodowym, ale myślę, że jest to związane z tym, że jestem jeszcze na początku drogi. Natomiast w życiu codziennym spotykam się z ogromnym seksizmem. Jest rażąco wszechobecny zarówno w przekazie płynącym z mediów będących produktem świata kapitalistycznego, czy w prozaicznych sytuacjach w knajpie, na ulicy. 

Maja: Jestem prawniczką, obecnie pracuję w organizacji międzynarodowej z siedzibą w Berlinie i na co dzień obserwuję przykłady dyskryminacji względem kobiet. Wcześniej, pracując w branży dokumentalnej, przyglądając się chociażby selekcjom festiwalowym na bieżąco wielokrotnie widziałam te dysproporcje.

Dla mnie ciekawe, ale też i mocno niepokojące jest to, co Ty Kasia powiedziałaś o dyskryminacji  w życiu codziennym – że trudno Ci ją właściwie zdefiniować, bo jest tak rozproszona.

Kasia: Zdaję sobie sprawę z wszechobecnych przejawów dyskryminacji względem kobiet na wielu płaszczyznach, Mogę nawet nie być świadoma w jakim obszarze mnie dotknęła.

Ja rozumiem to tak, że często nawet możemy nie wiedzieć, jak mogłoby być bez tych barier, bo już się do nich przyzwyczaiłyśmy. Traktujemy je jak normę.

Maja: To może być rzeczywiście mocno zinternalizowane. Obserwujemy te mechanizmy również w rozmowach z kobietami z branży – reżyserkami, twórczyniami. Dostajemy bardzo różny feedback – to nie tak, że wszystkie automatycznie nas wspierają. Duże wsparcie płynie szczególnie od młodszego pokolenia, ale często spotykamy się też ze stwierdzeniem, że gdyby filmy kobiet były dobre, to byłyby obecne na festiwalach. I to mówią reżyserki, które są już u szczytu kariery, które się przebiły.

Kasia: W filmie „America Is Not Ready For This” Karola Radziszewskiego Marina Abramović podkreśla, że nie jest feministką i że jej pozycja udowadnia, że kobiety mogą osiągnąć sukces – przecież jej się udało. Odczułam, że mówi to z cynicznej pozycji władzy, w której nie ma miejsca na wzajemne wsparcie.

Czyli dla niektórych kobiet, które przebiły się przez te wspomniane bariery, funkcjonalne jest utrzymywanie ich po to, by podkreślić jak bardzo są wyjątkowe.

Maja: Tak, zgodzę się. I myślę, że to dotyczy każdej branży. Związane jest to też ze świadomością, że na tym “szczycie” jest tak mało miejsca dla kobiet, że te, które się tam znajdą bardzo bronią swojego miejsca. 

Co sądzicie na temat określenia “kobiece kino”/“kobiecy film”? Czy to jest dla Was symptom jakiejś gettoizacji, szufladkowania? Czy może nobilitujące wyróżnienie?

Maja: Po długich dyskusjach uznałyśmy, że w naszym przekazie nie mówimy “kobiece kino” tylko “kino kobiet” lub “kino autorstwa kobiet”. W polskim języku przymiotnik “kobiecy” sprzężony jest z tzw. “kinem na obcasach”,  lekkimi komediami romantycznymi. Kiedy słyszę “kobiece kino” to przed oczami mam reklamę z początku lat 2000, tańczącą kobietę w szpilkach i czerwonej sukience, która zaprasza na kobiece wieczory w Fabryce Trzciny. 

Kasia: Ja nie powiedziałabym, że uważam to określenie za pejoratywne, jednak jest problematyczne. Tak jak i mówienie o “kobiecej perspektywie” – przecież perspektyw jest tyle, ile jest autorek/ilu autorów. I każdy ma swoją, w zależności od tego, w jakiej pozycji się znajduje. Płeć nie determinuje tej pozycji w 100 procentach. Nie używamy tego określenia z uwagi na to, że mogłoby być zrozumiane inaczej niż byśmy chciały.

Maja: Jest bardzo dużo ciekawych głosów w teorii filmu próbujących odpowiedzieć na pytanie, czym właściwie jest “female gaze” [„kobiece spojrzenie” – termin z feministycznej teorii filmu określający perspektywę/spojrzenie kobiety jako obserwatorki/widzki] i czy w ogóle istnieje. Czy jeśli kobieta zrobi film akcji, w którym nie będzie seksizmu to będzie właśnie to?

Kasia: Ja wierzę, że to, kto stoi za kamerą ma znaczenie. Wierzę, że w większości przypadków kobiety, ze względu na swoje doświadczenia, mogą mieć większą wrażliwość w pewnych sferach.

HER Docs Going.
Maja Szydłowska i Kasia Korytkowska, fot. Andrzej Sieńkowski

Czy filmy, które prezentujecie na festiwalu, oprócz tego, że są wyreżyserowane przez kobiety, prezentują tematy stricte odnoszące się do naszej [kobiet] kondycji, sytuacji społecznej? 

Maja: Gdy zaczęłyśmy tworzyć program nie stawiałyśmy sobie warunku, że tematyka filmów ma być związana z kobietami. Naszym warunkiem było to, że ma być to filmy zrobione przez kobiety i po prostu dobre. Naturalnie, gdy wyłaniały się sekcje programowe, okazało się, że rzeczywiście większość filmów dotyczyła problemów, z którymi mierzą się kobiety na całym świecie. Ale kobiety robią dokumenty o wszystkim – o rynkach finansowych, o Snowdenie, o wojnach, o kryptowalutach.

Kasia: Program I edycji może sprawiać takie wrażenie, ale znajdują się w nim filmy dotykające bardzo różnych tematów. Kierowałyśmy się przede wszystkim naszą aktywistyczną wrażliwością – wybierałyśmy filmy, które poruszają istotne dla nas wątki, które prowokują dyskusje. Zależy nam na tym, żeby trochę wtykać kij w mrowisko, ale w sposób, który skłaniałby nie tyle do konfliktów, co otwartej rozmowy. 

Maja: Mówi się w branży, że kobiece spojrzenie na wojnę jest inne. W tym roku ten temat jest szczególnie obecny, bo nominowany do Oscara został film “For Sama”. O wojnie w Syrii zrobiono już wiele dokumentów, ale jeszcze nikt nie pokazał jej z perspektywy matki, która chroni swoją córkę. Czy mężczyzna zrobiłby taki film? 

Kasia: Mógłby, ale z tego co wiemy, nie zrobił. Film “Sędzia”, który pokazujemy na festiwalu jest z kolei portretem pierwszej kobiety-sędzi w prawie szariatu, która znalazła ustęp w Koranie mówiący o tym, że kobieta może pełnić taką funkcję. To reżyserka Erika Cohn sięgnęła po taki temat. Mogłabym pokusić się o stwierdzenie, że to właśnie bagaż doświadczeń związanych (także) z tożsamością płciową powoduje chęć naświetlania nieopowiedzianych wcześniej herstorii.

A dlaczego skupiłyście się na filmach dokumentalnych?

Maja: W dużej mierze dlatego, że większość z organizatorek festiwalu miała doświadczenie w tej branży. Jednocześnie uważamy, że dokument jest o wiele mocniejszym przekazem, jeśli chodzi o poruszanie spraw społecznych – opowiada o świecie, w którym żyjemy, przybliża postaci, których mogłybyśmy nigdy nie spotkać. Jest mocnym narzędziem, ale też i dlatego niebezpiecznym – w zależności od tego, kto stoi za kamerą przekaz może być zupełnie inny.

Kasia: Mimo że nie byłam wcześniej związana z tą branżą, jako aktywistka czułam, że film dokumentalny daje tą przestrzeń do mówienia o ważnych rzeczach. Film fabularny jest istotnym narzędziem, ale wchodzi bardziej w sferę wyobraźni i abstrakcji.

Zobacz również

Wśród postaci przewijających się na ekranie mamy m.in. aktorkę Delphine Seyrig, piosenkarkę Kate Nash, artystkę Yayoyi Kusamę. Gdybyście miały wybrać jedną/dwie postaci kobiece, które dla Was są rodzajem punktu odniesienia, to kto by to był i dlaczego?

Maja: Dla mnie odpowiedź jest prosta – sędzia RBG, czyli Ruth Bader Ginsburg – też z racji mojego wykształcenia. To sędzia amerykańskiego Sądu Najwyższego, która ma teraz 86 lat i jest gwiazdą popkultury. Ludzie mają tatuaże z jej inicjałami a ona wstaje codziennie rano i zaczyna dzień od 30 pompek. Przebiła się w latach 60./70. walcząc o prawa kobiet i nie tylko. Walczyła z dyskryminacją na poziomie legislacyjnym i zawsze stała po dobrej stronie barykady – czy to były problemy rasowe, czy społeczność LGBT. Wszystko to robiła jednocześnie w bardzo wyważony sposób – merytorycznie i spokojnie. Film o niej jest świetny i podnoszący na duchu.


Kasia: Dla mnie taką osobą jest reżyserka filmu “Młodzi idą dalej”. Slater Jewell-Kemker nakręciła go w ciągu 10 lat, zaczynając od rejestrowania protestów młodzieżowych i strajków klimatycznych w Europie jeszcze gdy była nastolatką. Teraz mając 28 lat siada razem z Gretą [Thunberg] i debatują o tym, co młodzi ludzie mogą zrobić dla środowiska, jak można umacniać ruchy ekologiczne. Pokaz tego filmu organizujemy za darmo dedykując go młodzieży licealnej. Już teraz zapisało się na niego ponad 200 osób (kilka szkół). Po projekcji zapraszamy na spotkanie z Jadwigą Klatą z Extinction Rebellion i Moniką Sadkowską, która zakładała Obóz dla Klimatu, a także z Marą Niedźwiedzką, aktywistką z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. 

Mogłabym wymienić także Evę Collé, bohaterkę filmu „Ewa nie chce spać” – fascynującą postać anarchistki, która bada i odsłania różne oblicza swojej tożsamości i igra z własnym wizerunkiem.

Te historia można by mnożyć – mamy ponad 60 filmów w programie.

Festiwal to też bogaty program wydarzeń towarzyszących.

Maja: Przyjeżdża do nas parę reżyserek – m.in. Lina Maria Mannheimer, twórczyni filmu “Okres godowy”, który jest moim osobistym numerem jeden w naszym programie. Mannheimer chciała nakręcić film o millenialsach – o tym jak kochają, jak randkują. Swoich bohaterów szukała na Tinderze – na jej propozycje udziału w projekcie odpowiedzieli niezależnie od siebie Naomi i Edwin. Ciekawe jest to, że reżyserka ani razu nie widziała się z wybraną dwójką na żywo, kontakty ograniczając do rozmów na Skypie. Bohaterowie kręcili się sami – w ich ręce reżyserka oddała stworzenie tej historii.

Kasia: A oni swoje życie – zaufali jej przekazując wszystkie materiały, łącznie z prywatnymi wiadomościami na messengerze. 

Maja: Film zaczyna się od tego, że Naomi psuje się kamerka i nie może jej podłączyć. Lina prosi Edwina, by pomógł jej ją naprawić, a żeby dowiedzieć się, co stało się dalej, trzeba koniecznie zobaczyć film. 

Zaprosiłyśmy również Antonię Hungerland, reżyserkę filmu “(M)other” opowiadającego o tym, czym tak naprawdę jest macierzyństwo i kogo właściwie można nazwać dziś “matką”.

Kasia: Po projekcji filmu “Diana Kennedy” 8 marca w samo południe odbędzie się z kolei spotkanie wokół zrównoważonego podejścia do produkcji jedzenia i wykorzystywania surowców naturalnych. Diana Kennedy to nie tylko królowa kuchni meksykańskiej, to również aktywistka – często apeluje o większą uważność względem natury i szacunek wobec niej. Jedna ze scen z filmu stała się inspiracją dla spotkania, które poprowadzi dziennikarka Aga Kozak. Udział w nim biorą Kaja Kietlinska, jedna z założycielek Kooperatywy Spożywczej Dobrze, dziennikarka kulinarna związana z magazynem “Usta” Olga Badowska, oraz projektantka i kuratorka Agata Kiedrowicz. Wspólnie zastanowią się nad przyszłością gastronomii w obliczu katastrofy klimatycznej.

W ramach HER Docs powstała też Sekcja Sztuka.

Kasia: Będziemy pokazywać współtworzony z ASP oraz MSN program, na który składają się filmy zarówno artystek znanych, np. Agnieszki Polskiej czy Anny Zaradny, jak i nowego pokolenia reprezentowanego przez Zofię Krawiec czy Bożnę Wydrowską, organizatorkę Balu u Bożeny. Wiele z tych prac będzie pokazywanych po raz pierwszy. Kuratorką sekcji jest Bogna Stefańska z MSN.

W sobotę odbędzie się również impreza w Departamencie Obecności.

Kasia: Impreza odbywająca się pod hasłem Czułość ma być przede wszystkim przestrzenią do działania dla wielu artystów i artystek. Zaprosiłyśmy do współpracy scenografów, będziemy pokazywać film “Filipka”, który otwiera całe wydarzenie, odbędzie się też pokaz taneczny Katarzyny Szugajew, o wizualizacje zadba kolektyw Pussymantra. Chcemy pokazać, że mimo że festiwal przedstawia i promuje twórczość kobiet, to otwieramy się na środowiska związane ze sztuką, czy środowiska queerowe. Nie będzie to klasyczna impreza a wydarzenie na pograniczu sztuki, imprezy i doświadczenia multisensorycznego – zadbamy o światła, zapach, muzykę. Temat przewodni starałyśmy się ugryźć od wielu stron. Czułość  to właśnie ta cecha, którą uważam za istotną w naszym życiu – jest potrzebna do tego, by podchodzić do rzeczywistości uważniej.

Większość tych filmów, jak i spotkań czy wydarzeń towarzyszących to zadawanie pytań – o to, gdzie jesteśmy i co teraz jest dla nas istotne.

Pełny program festiwalu możecie zobaczyć na stronie HER Docs.

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony