Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich…
Myśleliście, że w tym feedzie to tylko te hiphopy ciągle? Psikus. Jeden z fajniejszych tegorocznych piątków z premierami obdarował nas nowymi albumami Leona Vynehalla i Flying Lotusa. Jak wyszło? Przezajeeeeee!
Leon Vynehall | Rare, forever
Oj, Leon to wie, jak sprawić, żeby nóżka tupała. Ale to nie wszystko, co się tu odbywa! Kontynuując rozpoczęte przy okazji poprzedniego albumu Nothing Is Still poszukiwania piękna w ambientowych wycieczkach, Brytyjczyk postanawia połączyć yin i yang / imprezkę i czilerę. I w ten oto sposób dostajemy muzyczkę, która ładnie wpasowuje się w szufladkę z rzeczami, jakie wychodzą spod ręki takiego np. Floating Points. A takich dobroci nigdy za wiele! Leonowi deep house nie jest oczywiście obcy. Udowodnił to dobitnie przy okazji swoich ostatnich EP-ek, które zdążyły (zasłużenie) zyskać kultowy status.
Rare, Forever przypomina trochę moją wymarzoną zabawę na parkiecie trzeciego dnia festiwalu o trzeciej nad ranem, jak już mocno łupie w plecach i bolą stopy. No bo z jednej strony masz jeszcze ochotę trochę pobrykać i przynajmniej pobujać się na stojąco, ale z drugiej strony, sporo to kosztuje, jeśli chodzi o zapasy energii więc przydałaby się jakaś przerwa na przycupnięcie pod ścianą. Vynehall raczej tak tego nie rozkminił (a może tak, nic nie wiadomo), co nie zmienia faktu, że jego album sprawdza się w tym scenariuszu perfekcyjnie. Parkietowe szlagiery w wersji do bujania w obłokach przeplatane są cudownymi ambientowymi wstawkami, które dają odetchnąć. Mało tego! Znalazło się nawet miejsce na bardziej IDM-owe wygibasy, jakie serwują zazwyczaj Barker czy Second Woman. Zdarza się pisać, że taki czy owaki album jest „prawdziwą muzyczną przygodą”, ale bardzo często są to słowa rzucane na wiatr, nie mające pokrycia w rzeczywistości. W tym wypadku to określenie pasuje jednak jak ulał.
Flying Lotus | Yasuke
W 2017 roku Flying Lotus wpadł z Thundercatem na koncert do Warszawy. Nie mogłem przegapić tej okazji. Wydarzenie zbiegło się w czasie z tragiczną wieścią o śmierci Prodigy’ego z Mobb Deep. Kiedy Fly Lo wszedł za decki, poinformował o tym publiczność i puścił Survival of the Fittest. Chwila była magiczna i zapadła mi głęboko w pamięć. Nieprzypadkowo o tym wspominam. Amerykanin od zawsze jawił mi się jako artysta z wyjątkową zbitką fascynacji. Słychać to w jego twórczości, wywiadach, a przede wszystkim podczas występów na żywo. We wspomniany wieczór Fly Lo zagrał Laura Palmer’s Theme w remixie, „Amore” Sakamoto i sporo zwrotek Kendricka. Nie ma chyba bliższej memu sercu mieszanki niż taka właśnie.
Od tamtej pory sporo się zmieniło. Dziś nie ma zbytniego sensu wspominać o fascynacjach artysty, zamiast tego wystarczy przywołać jego dokonania. Mając na koncie pełnometrażowy film, a teraz również ścieżkę dźwiękową do serii anime wyprodukowanej dla Netflixa (serial opowiada o przygodach czarnoskórego samuraja) – Fly Lo ociera się powoli o wszechstronność Davida Lyncha. Co ciekawe, po Yasuke nie czuć wcale tak bardzo, że jest ścieżką dźwiękową. Dłuższe utwory przeplatane tymi krótszymi mogłoby wprawdzie na to wskazywać, ale producent wykorzystywał ten patent także przy swoich poprzednich albumach. W dodatku, ich różnorodność i brak mocnego, powracającego motywu sprawia, że naprawdę ciężko wyczuć, że ta muzyka ma w założeniu towarzyszyć obrazowi.
Yasuke słucha się świetnie. Traczki przechodzą płynnie, urzekają niuansami i zarażają groovem. Album ten jest poniekąd zbiorem tropów znanych z dotychczasowej twórczości Amerykanina. Być może zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, że jest to świetny punkt startowy do zapoznania się z twórczością Fly Lo. Przemawia za tym ogromna przystępność i wysoka jakość wykonania projektu. Autor Cosmogrammy ma na swoim koncie albumy, które wyróżniają się większą oryginalnością, ale żaden z nich nie sprawdza się przy tym na tylu różnych polach co Yasuke. I to jest największa moc tej płytki, dajcie sb, nie pożałujecie!
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich rapowych wersów i sposobów na przejście Dark Souls.