Czytasz teraz
Marcin Maciejczak: „Letnia nutka nie potrzebuje rozwinięcia” [WYWIAD]
Muzyka

Marcin Maciejczak: „Letnia nutka nie potrzebuje rozwinięcia” [WYWIAD]

Marcin Maciejczak

Marcin Maciejczak nie rozpamiętuje eliminacji do Eurowizji. Artysta przygotowuje się do wydania solówki, ale opowiedział nie tylko o niej.

Krzysztof Nowak, Going. MORE: Eurowizyjne emocje powoli opadają, ale i tak warto o to spytać. Czy pogodziłeś się już z tym, że nie reprezentowałeś naszego kraju w tegorocznej edycji?

Marcin Maciejczak: Zająłem wysokie trzecie miejsce ex aequo z Kayah. Wyżej były tylko Justyna Steczkowska i Luna. Otarłem się o włos o występ w konkursie. Nie spodziewałem się tego, wiedząc, jacy artyści się zgłosili, a liczba zgłoszeń była liczona w setkach. Nie ma więc mowy o tym, że z czymś musiałem się pogodzić. Ten wynik dał mi mnóstwo wiatru w żagle. Mam przed sobą całe życie, zdążę jeszcze pojechać na Eurowizję. Zadeklarowałem już, że zgłoszę się ponownie w przyszłym roku.

Spory kawałek masz też za sobą, bo wcześnie rozpocząłeś karierę muzyczną. Czy z perspektywy czasu uważasz, że tak szybkie wejście do przemysłu było dobrym pomysłem?

Marcin Maciejczak: Jestem bardzo szczęśliwy, że pojawiłem się w odpowiednim czasie w idealnym miejscu. W końcu nie byłbym w tym miejscu, w którym teraz jestem. Przede wszystkim dzięki ludziom, których poznałem na początku tej drogi. Oczywiście z biegiem czasu widzę minusy szybkiej popularności i całego backstage’u, związanego z życiem codziennym, łączeniem kariery ze szkołą… Ale dałem sobie radę. Teraz jestem bardziej świadomy, co dzieje się wokół mnie. Nie bardzo natomiast mogę sobie przypomnieć ten najbardziej intensywny czas, bo dużo się działo. Moja popularność wystrzeliła tak nagle i na taką skalę, że słyszę tylko od starszych artystów, że oni takiej skali nigdy nie doświadczyli – ja mierzyłem się z nią, będąc jeszcze dzieckiem. Byłem dosyć schowany, lecz teraz staram się być bardziej pewny siebie i otwarty na ludzi.

Ostatnio ogłoszono choćby powrót Must Be the Music. Jaka jest najważniejsza rzecz, której nauczyły cię starty w tego typu programach?

Marcin Maciejczak: Braku nastawiania się na sukces, a podejścia do tego jak do zabawy! Oczywiście końcowe etapy są stresujące i wtedy każdą sekundę się analizuje. Takie programy są często nieprzewidywalne, to w końcu telewizja! Pomaga też niemyślenie o tym, że jesteśmy przed kamerami i będzie to w telewizji. Najlepiej jest po prostu przeżywać to, co się dzieje tu i teraz.

Sam dzięki zwycięstwu znalazłeś się pod skrzydłami majorsa. Co jest największą zaletą działania w nim, gdy jesteś młodym artystą? Z drugiej strony – co jest największą wadą?

Marcin Maciejczak: To na razie zamknięta historia, bo po wydaniu EP-ki hypno w 2022 roku odszedłem z wytwórni. Nie chcę mówić o wadach i zaletach, bo dla każdego artysty przypuszczam, że będą inne. Z moim byłym wydawnictwem zrobiłem wiele wspaniałych rzeczy, ale jeszcze fajniejsze i przynoszące większą satysfakcję robię w niezależnym labelu. Dla wielu może być zaskakujące, że sporo działań ma teraz większy rozmach, niż kiedy wydawałem w majorsie. Dla mnie jako dla młodego, rozwijającego się w bardzo szybkim tempie artysty najważniejszymi rzeczami są wolność artystyczna, możliwość robienia niestandardowych działań i mówienie jednym głosem z teamem, z którym pracuję.

Jak więc doszło do twojej najnowszej współpracy z Zuzą Jabłońską?

Marcin Maciejczak: Od początku byłem fanem głosu Zuzy i wiedziałem, że w przyszłości prędzej czy później zaproszę ją do jakiegoś numeru. Stało się to szybciej, niż myślałem. Utwór side eye tworzyłem z Chloe Martini, a po zrobieniu dema wiedzieliśmy, że to będzie duet. Wiadomo, na kogo padło!

Wasz utwór trwa niecałe dwie minuty. Nie miałeś obaw, że w tak krótkim czasie, tym bardziej działając w duecie, będzie ci ciężko przekazać wszystko, co planowałeś?

Marcin Maciejczak: side eye to letnia nutka, która nie potrzebuje większego rozwinięcia. Wyśpiewaliśmy to, co chcieliśmy i czas piosenki nas tu nie ograniczał. Ale faktycznie, minuta i 52 sekundy to chyba mój najkrótszy numer.

Będzie wakacyjny hit?

Marcin Maciejczak: Coraz bardziej się rozkręca, cieszy mnie to. To dla mnie dość eksperymentalny numer – nie planuję umieszczać go na płycie, która będzie jednak w innym klimacie. Ale podoba mi się, że ma tak dobry odbiór i że ludziom się podoba, bo to coś zupełnie innego ode mnie. Nie liczę na duży hit. To, co się dzieje z piosenkami, jest nieprzewidywalne. Najczęściej hitami stają się utwory, po których się tego nie spodziewamy. Zobaczymy, co się wydarzy…

Zobacz również
Sokół i Pezet

Czemu postawiliście na tak minimalistyczny klip?

Marcin Maciejczak: Ta piosenka powstała spontanicznie, bardzo szybko. Tak samo spontaniczne było zaproponowanie jej właśnie Zuzie czy późniejszy performance na żywo na warszawskich schodkach nad Wisłą. Wszystkie te działania były bardzo naturalne. Podobnie było z wideo. Nie chcieliśmy robić dużego teledysku, bo zależało nam na zarejestrowaniu naszych reakcji podczas sesji zdjęciowej tak, żeby ludzie zobaczyli trochę kulis naszej pracy. Fajnie jest mieć taki klip w swoim dorobku i cieszę się, że ludziom się spodobał. Natomiast mogę zdradzić, że od wielu tygodni przygotowuję już teledysk do jednego z kolejnych singli, a to już bardzo duże przedsięwzięcie. Prace nad nim pochłaniają dużo czasu, bo szukamy rozwiązań, żeby nasz plan się powiódł. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, już w lipcu wejdziemy na plan.

Jakie będą twoje najbliższe dalsze kroki? Kolejne single czy może większy materiał?

Marcin Maciejczak: Od początku roku intensywnie tworzę nowy album. Nagrywam go w Warszawie i Lizbonie i mam nadzieję, że ukaże się jeszcze w tym roku. Po raz pierwszy mogę zdradzić, że mam już gotowych kilka singli i do dwóch z nich już nawet nagrane teledyski, które właśnie dopracowujemy. Bardzo mi zależy, żeby moi fani czuli się dopieszczeni i robię, co w mojej mocy, żeby nowym albumem dać im wszystko to, na co zasługują, bo są dla mnie największym wsparciem.

Czy w tych czasach wydawanie dłuższych materiałów ma jeszcze sens?

Marcin Maciejczak: Oczywiście, że ma sens i ja prywatnie jestem głodny utworów, które trwają 4-5 minut lub dłużej, jestem ich ogromnym fanem! Lubię też słuchać całych płyt. Jednak żyjemy w dobie TikToka i krótkich materiałów, które scrollujemy i dostarczamy do naszego mózgu tysiąc informacji na minutę. Takie krótkie utwory mają w dzisiejszych czasach duży sens, ludzie przyzwyczajają się do coraz krótszych materiałów lub do samych fragmentów utworu z TikToka. Odpowiadamy trochę na obecne potrzeby. Ale u mnie to jest bardzo zróżnicowane i na nowej płycie będą zarówno dłuższe utwory, jak i takie w krótkiej formie.

Więcej wywiadów muzycznych przeczytacie tutaj!

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony