Chodzę na wystawy, piszę o nich i je polecam. Z…
Mityczne trolle, Aphex Twin i taniec pod wpływem LSD – oto subiektywny przegląd kilku najbardziej transowych momentów 2018 roku.
Szał, ferwor, euforia, ale też i niekiedy rodzaj łagodnego upojenia – trans ma wiele odsłon. Wprowadzali się w niego szamani, towarzyszył seansom spirytystycznym, w nim greckie drogi przemierzał orszak Dionizosa. Niewtajemniczonym takich wrażeń dostarcza sztuka. Od performansu, przez film aż po koncert – artystyczne doświadczenie potrafi wywołać niezapomniane odczucia, dzięki którym, choć na chwilę, odcinamy się od codzienności.
cover foto: Sirkling fot. Pat Mic
Performans
W 2018 roku w warszawskim CSW otwarto wystawę Handmade Acoustics norweskiej artystki Tori Wrånes. Łącząc różne media Wrånes tworzy fantazyjny świat, którego protagonistami czyni mityczne postaci umuzykalnionych trolli. Te niesamowite istoty o niedookreślonej płci i wieku stają się, jak czytamy w opisie wystawy, „metaforą Innego”.
Te same stworzenia zjawiają się w przestrzeni XVII-wiecznego zamku w ramach towarzyszącemu wystawie performansu Sirkling. Orszak śpiewających we własnym, improwizowanym języku trolli przemierzał sale wystawiennicze grając na prostych instrumentach. Publiczność część występu oglądała na obrotowej platformie, która przesuwając się powoli wprowadzała w stan magicznego rozleniwienia. Następnie trolle kierowały się od jednej baszty do drugiej, podróż kończąc na dziedzińcu. Podążając nieśpiesznie za człekopodobnymi istotami wpadało się w rodzaj błogiego otępienia. Akustyka zamku przedłużała dźwięki odbijając je od starych murów, podczas gdy baśniowe stworzenia odprawiały swój tajemniczy ceremoniał.
Zupełnie inny klimat miał performans teksańskiej grupy House of Kenzo. Wyrastający z kultury queer kolektyw taneczny wystąpił w 2018 roku w ramach krakowskiego Unsound. Łącząc siły z producentem Rabitem i artystą wizualnym Samem Rolfesem stworzyli interdyscyplinarne show Magna Surgat, w którym choreografia tancerzy przeniesiona została do rzeczywistości wirtualnej. Nałożone na ciało artystów specjalne przyrządy mapowały ich ruchy, zmieniając w niematerialne, fikcyjne postaci.
Całość ukoronowała punkowa wariacja na temat burleski. Dwie tancerki i tancerz wykonali na platformie umieszczonej wśród publiczności dziki taniec z elementami striptizu. Od voguingu, przez quasi-szamańskie gesty, na zastygłych na moment „ludzkich rzeźbach” kończąc: niczym opętane, ciała tancerzy wibrowały do rytmicznej muzyki, podsycanej przez wizualizacje wyobrażonych krajobrazów.
Film
[uwaga, spoilery!]
Rok 2018 to również powrót tzw. body horror. Tę podkategorię filmów grozy wyróżniają wyraziste obrazy poddawanego torturom ludzkiego ciała. W tym roku na ekrany polskich kin wszedł wyczekiwany Climax Gaspara Noé. Opowieść o przedawkowujących LSD młodych tancerzach zawiera w sobie jedną z najbardziej transowych scen w dziejach kina. Mroźna, zimowa noc w opuszczonej szkole tańca – ćwicząca choreografię grupa postanawia odprężyć się po pracy organizując imprezę. Gdy okazuje się, że do sangrii ktoś dodał psychodelików, jest już za późno.
Kulminacyjna scena wijących się w krwistym świetle ciał to majstersztyk sztuki operatorskiej. Kolisty ruch kamery podążający za łamanymi w konwulsjach kończynami wprowadza w stan wyczerpującego odurzenia. Przy akompaniamencie przemieszczających się stawów, histerycznych krzyków i przyspieszonych oddechów parkiet zmienia się w koszmarny stół operacyjny. Wraz z dezintegracją pierwotnej choreografii, rozkładowi ulega osobowość bohaterów. Ruchy przestają mieć znaczenie stając się jedynie bezsensownymi skurczami mięśni.
Równie drastycznych obrazów nie poskąpił nam Luca Guagdagnino w Suspirii. Biorąc na warsztat kultowy film Dario Argento włoski reżyser stworzył autonomiczne dzieło nasiąknięte wątkami okultystycznymi. Historia przybywającej do Berlina z amerykańskiej prowincji Susie to opowieść o niebywałej sile ideologii. Marząca o karierze tancerki zostaje wciągnięta do tajemnej sekty w prestiżowej szkole Heleny Markos. Zafascynowana niezwykłym światem wiedźm dziewczyna wkrótce przyjmuje rolę przywódczyni grupy – mitycznej Matki Suspirii. Podczas krwawego rytuału rozdziera paznokciami klatkę piersiową prezentując czarne, bijące serce. Orgiastycznemu uniesieniu towarzyszy oszczędna w formie kompozycja Unmade Thoma Yorke’a. Kręcona w zwolnionym tempie sekwencja zestawiona z szaleńczym tańcem pozostałych uczennic i delikatnością utworu kreuje poetycką acz brutalną wizję spod znaku gore. W przeciwieństwie do Climaxu ten pozorny chaos pozwala Susie odkryć swą prawdziwą tożsamość.
Koncert
Na koniec zestawienie dwóch skrajnie różnych występów choć, pod względem energii, równie ekstatycznych.
Listopad okazał się znakomitym miesiącem dla fanów szeroko rozumianego IDM’u. W berlińskim Funkhausie, potężnej post-NRDowskiej rozgłośni z lat 50., wystąpił legendarny Aphex Twin. Po 15 latach brytyjski producent powrócił do stolicy Niemiec by zagrać swój eklektyczny set. Poruszając się od ambientów przez acid, techno, hardcore techno, drum’n’bass, electro, czy breakbeat Richard D. James zmieniał tempo w przeciąg paru sekund, wprawiając publiczność w przyjemną konfuzję. Co chwila na ekranie pokazywały się zdeformowane twarze fanów – efekt mapowania, które dziś jest już znakiem rozpoznawczym muzyka z Kornwalii. Półtoragodzinny występ zakończył się kakofoniczną puentą. Shedhalle wypełniły wściekłe strobo i lasery. Ciało z trudem nadążało za kawalkadą bezkompromisowych dźwięków. Frenetyczne trzaski, szumy i odgłosy dosłownie wbijały w parkiet, nabierając materialnej mocy. Raptownie przerwana seria muzycznych glitchy pozostawiła publiczność w stanie oszołomienia.
Rodzaj oszołomienia towarzyszył również listopadowemu koncertowi promowanej przez wytwórnię Dunno Aldony Orłowskiej. Gwiazda Internetu wystąpiła wraz ze swym partnerem w warszawskim klubie Jasna 1, którego program można zaliczyć do tych bardziej eksperymentalnych.
Mieszkająca na co dzień w Szwecji wykonawczyni takich hitów jak To przeznaczenie czy Nie wiem na scenę przyszła w asyście ochrony. Zgromadzona na sali publiczność od razu dała się porwać melodyjnym utworom, śpiewając i skandując imię gwiazdy. Występ Aldony Orłowskiej podzielono na parę części – piosenkarka powracała na salę kilkukrotnie, przedzierając się przez tłumy fanów. Powtarzana droga, od samego wejścia do klubu aż do sali, napędzała ogólną ekscytację łaknących autografu czy wspólnego zdjęcia wielbicieli. Skąpana w czerwono-pomarańczowym świetle piosenkarka nie kryła zadowolenia – świetny kontakt z publicznością sprawił, że koncert w pewnym momencie przerodził w rodzaj spotkania. Niecodzienne zestawienie klubu techno z repertuarem artystki i jej ekscentryczną osobowością okazało się strzałem w dziesiątkę. Efekt to abstrakcyjne doświadczenie na granicy snu i jawy, które trudno byłoby uzyskać przy innym zestawieniu.
Na tym kończy się krótkie podsumowanie najbardziej transowych momentów 2018. Oby przyszły rok przyniósł kolejne równie, a może i nawet bardziej, intensywne doznania!
Chodzę na wystawy, piszę o nich i je polecam. Z wykształcenia historyczka sztuki i fotografka, z zamiłowania kartomantka. Ezo tematy nie są mi obce. Lubię rozmawiać, szczególnie z kobietami i o kobietach. Jestem związana z Radiem Kapitał, gdzie współprowadzę "Tarotiadę" i mam swoje solowe pasmo "Czeczota".