Patrycja Sikora: Iść przez życie w wiecznym rave’ie [WYWIAD]
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Rzutem na taśmę, jeszcze przed końcem roku, ukazał się jej drugi tomik poetycki Wszyscy o nas mówią. Z autorką rozmawiamy jednak nie tylko o wierszach, ale i o powrocie do natury, aktywizmie czy tańczeniu do techno.
Jej nazwisko możecie kojarzyć z rozdania Paszportów Polityki sprzed dwóch lat. Została wtedy nominowana w kategorii Literatura za swój debiutancki tomik Instrukcja dla ludzi nie stąd. Oprócz niej kapituła nagrody wytypowała wówczas Igora Jarka (Halny) oraz Mirę Marcinów (Bezmatek). Ostatecznie zwyciężyła ostatnia z autorek, ale Patrycja Sikora nie myśli o tym w kategorii porażki.
– Najpierw musiałam zweryfikować, że rzeczywiście poezja tak rzadko pojawia się w nominacjach do tej nagrody. W ciągu dwudziestu lat szansę na Paszporty miały jedynie trzy albo cztery książki poetyckie. Gdy dowiedziałam się o nominacji, przyjęłam ją z dużym dystansem i niedowierzaniem. Zrozumiałam to dopiero wtedy, kiedy odezwał się do mnie sam wydawca – opowiada w rozmowie, którą przeprowadziliśmy zdalnie – ja w Warszawie, a ona w Poznaniu, gdzie żyje na co dzień. – Pisząc książkę, nie zakładałam, że cokolwiek zdobędę. Czuję, że to nie tyle nominacja dla mnie, tylko właśnie dla poezji – dodaje.
Bez specjalnego nakurwiania
Widzialność poetów i poetek w Polsce tymczasem pozostaje nikła. Żyją gdzieś na peryferiach środowiska literackiego i nie zajmują się pisaniem zawodowo. Aby się utrzymać, podejmują dodatkowe prace. – Paszporty są mainstreamową, komercyjną nagrodą. Traktuję ją jako poszerzenie obszaru docenienia moich działań. Czekałam na to, co się wydarzy. Pojawiło się zainteresowanie ze strony mediów, także tych lokalnych. Mówię o lokalności małej, rodzinnej, bo nawet prasa z powiatu wieruszowskiego się obudziła, że „nasza Patrycja” została zauważona. Przy czym książka została wydana pół roku przed nominacją i wtedy było o niej cicho – mówi Sikora. Instrukcja dla ludzi nie stąd ukazała się nakładem WBPiCAK – niewielkiej oficyny podległej instytucji publicznej. – Dystrybucja tomików jest mocno ograniczona ze względu na budżety i charakter funkcjonowania takich instytucji. Nie ma ich w Empikach czy w większych hurtowniach. Książki istnieją raczej tylko w świadomości środowiska literackiego albo znajomych. Gdy sama nie zadbam o promocję, trudno je znaleźć – przyznaje.
Patrycja Sikora otwarcie deklaruje jednak, że nie tworzy dla sławy. Właśnie dlatego nominacja do Paszportu Polityki nie wytworzyła w niej dodatkowej presji. Obcy był jej także syndrom „drugiej książki”. U niektórych twórców po wyrazistym, docenionym debiucie pojawia się przemożna chęć napisania czegoś jeszcze lepszego. – Nie pomyślałam, że muszę specjalnie nakurwiać, bo zostałam wcześniej zauważona. Na moje myślenie o literaturze nie ma wpływu to, co się dzieje naokoło: reakcja środowiska albo system nagród. Napisałam drugą książkę po dwóch latach, ale mogłam skończyć ją później. Nie byłoby z tym problemu. Fajnie, że mam bazę do wydawania, ale nie czuję się zobligowana – utrzymuje.
Oto najlepsze książki 2022 roku. Koniecznie sprawdźcie tę listę!
Wyplucie kompulsywnej flegmy
Wszyscy o nas mówią, które właśnie ujrzało światło dzienne, różni się nieco od debiutu. – [Tamte wiersze] powstawały w palących okolicznościach strajków, marszów, atmosferze wykluczenia, walki o swoje prawa, o widoczność i widzialność – mówiła wcześniej poetka o Instrukcji dla ludzi nie stąd. Dziś, z perspektywy czasu, nazywa ten zbiór „wypluciem kompulsywnej flegmy i polskości, która dotyka podmiotkę i podmioty, ale też bezpośrednio ją samą”. – Druga książka jest zaś mocno osobistym tworem, kondensacją przyzwyczajenia się i pogodzenia – podkreśla.
Wejście w intymny tryb pisania nie było dla niej łatwe. Jak przyznaje, wyzwanie okazało się być na tyle duże, że zastanawiała się nad tym, czy będzie o nim w stanie opowiadać. – Zaszła transformacja. W ciągu dwóch lat miałam momenty, w których stwierdziłam, że pora skończyć z uzewnętrznianiem, że coś jest jednoznacznie złe, a ja żyję w ucisku. W drugiej książce również jest duszno. Pojawia się za to nie tyle nadzieja, bo to duże słowo, ale zielone, pulsujące, migające gdzieś światełko. Można ułożyć sobie życie w taki sposób, żeby zbudować swój bufor bezpieczeństwa – dodaje.
W opozycji do przemocy
Dla Sikory ważne jest przy tym doświadczenie aktywizmu. – Droga była trudna i wciąż jest. Przychodzi jednak taki moment, kiedy jesteśmy w stanie użyć różnych narzędzi i wspierać resztę – przyznaje. Poetka od kilku miesięcy pracuje w Fundacji Feminoteka. Udziela tam pomocy ofiarom przemocy seksualnej. W Instrukcji dla ludzi nie stąd jednoznacznie opowiadała się po stronie słabszych i niedoreprezentowanych. Pisała o prekariuszach, kobietach pozbawionych praw reprodukcyjnych i ofiarach wojny. Tym ostatnim zadedykowała także antologię Biji Rojava, której była współautorką. – Taka reaktywność jest bardzo istotna. Trudno mi sobie wyobrazić przemilczenie niektórych spraw. Nie o wszystkim da się jednak mówić, bo jesteśmy okładani mnóstwem negatywnych zjawisk społecznych, ekonomicznych i politycznych. Nie sposób we wszystkim się udzielać. Stoję jednak w opozycji względem przemocy i wykluczania. Zawsze tak będzie – opowiada.
Patrycja Sikora najwięcej uwagi zwraca na środowisko LGBT+, do którego sama należy od lat jako wyoutowana lesbijka. – W nowych wierszach przemycam numery telefonów pomocowych. Te dla kobiet doświadczających przemocy, ale i dla dzieciaków i młodzieży mierzących się z ukrywaniem swojej tożsamości. To książka-wsparcie. Mówię na głos, że doświadczenie queerowe może zakończyć się ulgą, kiedy zdecydujemy się na coming out. Trzeba przekazywać to dalej, edukować, uzupełniać luki w systemie, przekopywać się przez skostniałe schematy – wylicza.
Jednoosobowa fundacja
O tym, że ta praca ma sens, przekonała się jeszcze przy okazji promocji Instrukcji dla ludzi nie stąd. – Po spotkaniach autorskich często podchodziły do mnie dziewczyny, także te w wieku nastoletnim. Dziękowały, wzruszały się. To były bardzo intymne momenty. Flesze dające wzajemne wsparcie i zapewnienie, że „jakby co, jestem i możesz na mnie liczyć” – opowiada. Poetka utrzymuje kontakt ze swoimi czytelniczkami. – Prowadzę prywatną, jednoosobową fundację, taki niesformalizowany element mojej działalności. Ważne, aby budować takie bezpieczne środowisko. To najlepsza część robienia literatury – opowiada.
Twórczość autorki niewątpliwie kryje w sobie performatywny wymiar – jeśli przez performatywność rozumiemy nieokopywanie się w wieży z kości słoniowej i potrzebę kontaktu z odbiorcami. Sikora zaczynała zresztą od występów na slamach poetyckich, gdzie czytała swoje utwory publiczności. Dziś nie praktykuje tego już tak często, ale jak przyznaje, ta forma ekspresji ma specjalne miejsce w jej sercu. – Lubię na nie uczęszczać. Nawet jeśli nie mogę pojawić się fizycznie, odpalam transmisję. Nadrabiam zaległości, bo slam w Polsce bardzo się rozwinął. Coraz więcej miast organizuje takie wydarzenia. Jestem baczną obserwatorką i cichą uczestniczką, ale myślę, że w końcu do tego wrócę, bo na razie czuję silne wyeksploatowanie – przyznaje.
Na autorce Wszyscy o nas mówią duże wrażenie wywarł tegoroczny wyjazd do Stanów Zjednoczonych. W Kalifornii wzięła udział w evencie-odczycie, nazywanym tam readings, w przypadku tego konkretnego Readings at Sunset. – W zależności od miejsca przychodzi na nie od 100 do 400 osób. Każdy ma prawo się zapisać, dostaje czas i nie jest w żaden sposób oceniany. To przestrzeń inkluzywna, wspierająca, multietniczna. Panuje niesamowita atmosfera, której nie doświadczyłam dotąd w Polsce. Dostajesz miejsce na to, co chcesz powiedzieć. Później następuje kolektywne dyskutowanie o literaturze. Ludzie się poznają, wymieniają kontaktami. Byłam zafascynowana tym, co się dzieje. Chciałabym, żeby to samo działo się u nas, bez inb – dodaje.
Mariana Enriquez: Klasa średnia bardziej boi się biedy niż potworów. Sprawdź ten wywiad!
Wilgotna ziemia, kury i krowy
Niezależnie od tego, czy mowa o slamach, czy o książkach, Patrycja Sikora nieustannie dba o język. Wszyscy o nas mówią ukazuje jego dwa oblicza. Pierwsze jawi się jako te ostrzejsze, kąszące, ofensywne. W utworze otóż, kurwa, nie autorka nie bawi się w półśrodki. Wbija kij w mrowisko i dokucza Polsce, która sama wyrządziła jej krzywdę. – Społeczno-polityczny aspekt jest nadal szorstki. Język musi być radykalny, żeby ugodzić. Łagodnością nie zmienisz systemu. Potrzebujemy mocnej pokoleniowej zmiany. Myślenia progresywnego, a nie regresywnego. Regres pogłębia mój wkurw – podkreśla. Zapytana o to, czy człowiek jest z natury zły i czasami trzeba uciekać się do takich środków, przytakuje. – Nie staram się tego usprawiedliwiać – kwituje.
Mocne, ofensywne frazy u Sikory nieprzypadkowo zderzają się z tymi delikatniejszymi i bardziej wyważonymi. „Migające, zielone światło”, o którym wspomniała, zapewnia bezpieczeństwo. Poznanianka szuka go nie tylko w motywie domu, ale i w ekopoetyckich wątkach. Interesuje ją powrót do natury oraz większa świadomość własnego ciała. – Dopiero niedawno dotarło do mnie, czego potrzebuję w życiu. Wilgotna ziemia, las, krowy, kury, spokój i otulenie się tym, co blisko. Jedynie wtedy zauważam równowagę w moich cielesno-myślowych trybikach – przyznaje. Połączenie fizyczności z psychiką akcentuje raz za razem. – Chciałam pokazać, jak wygląda to zestawienie. Na etapie wysyłania tomiku do redakcji miałam wrażenie, że jest on bardzo organiczny. Sporo tu fizjologicznych aspektów – przyznaje.
Poetka szuka przymierza z naturą także w miejskim środowisku. – Zaczęłam bardziej zastanawiać się nad rzeczami. Przestałam korzystać z komunikacji publicznej i przemieszczam się pieszo. Wydeptuję sobie ścieżki. Pozwalam sobie na spontaniczne gubienie się. Celem jest bycie ze sobą i wyczyszczenie głowy – wspomina i podrzuca inną czytelniczą referencję, Zew włóczęgi Rebekki Solnit.
Odczuwanie całym sobą
Poczucie wyzwolenia dla autorki niesie wreszcie i muzyka. Nie byłbym sobą, gdybym nie zapytał się o nią na łamach magazynu, gdzie najczęściej piszemy o koncertach. – Na co dzień nie wrzucam na słuchawki mocnego brzmienia. Uciekam w ambient i lo-fi beaty, bo dużo pracuję. Ewelina [dziewczyna Patrycji – przyp. red.] znalazła na YouTube radio nadające 24 godziny na dobę. Bardzo przyjemne, a w tle ma pieska, który siedzi w górach i chilluje z discmanem. Gdy dopada mnie kryzys związany z obowiązkami, lubię na niego patrzeć – opowiada. Na playliście Sikory znajdziemy też Hanię Rani, dziewczyny z zespołu Lor, grupę Moderat i Bonobo.
Poetka okazjonalnie chodzi również na imprezy z muzyką elektroniczną. To jeden z powodów, dla których swój instagramowy nick Kulturalny Karmnik przechrzciła na Dziewczynę z Technopolu. Poza oczywistą referencją do kultowego wydawcy krzyżówek kryje się w nim fascynacja techno. – Zawsze byłam dziewczyną idącą przez życie w pulsacyjnym trybie, w wiecznym rave’ie. Rave to wyzwolenie, zapomnienie, nieograniczona niczym swoboda. Pozbywasz się wszystkiego, z czym mierzysz się na co dzień. Wchodzisz w tryb muzyki i tego, co wiąże się z nią w danym momencie. Nie chodzi tu nawet o otoczenie, tylko o odczuwanie całym sobą, wchodzisz w połączenie ze swoim ciałem – mówi. Jej słowa są nieoczywistą puentą tego, co między wierszami postuluje i we Wszyscy o nas mówią, i na różnych etapach kariery.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.