Czytasz
W Pardon, To Tu zagrał jeden z ostatnich występów w życiu. Teraz upamiętnią go tam inni

W Pardon, To Tu zagrał jeden z ostatnich występów w życiu. Teraz upamiętnią go tam inni

Peter Brötzmann, jeden z najważniejszych europejskich improwizatorów jazzowych, zmarł w czerwcu ubiegłego roku. Gdzie złożyć hołd tak wszechstronnemu i wyrazistemu muzykowi? To chyba oczywiste, że na scenie.

Kreślenie sylwetek postaci o takiej klasie należy do zadań prawie niewykonalnych. W końcu mamy do czynienia z artystą, który stawiał pierwsze kroki na scenie ponad sześć dekad temu.

Już jako 15-latek pojawiał się w amatorskich zespołach swingowych. Bodźcem do zajęcia się jazzem było dla niego usłyszenie Sidneya Becheta, amerykańskiego saksofonisty. Między nim a gatunkiem rodem z Nowego Orleanu szybko zaiskrzyło. W Wuppertalu, mieście położonym na zachodzie Niemiec, studiował sztuki plastyczne, ale jednocześnie ćwiczył grę na klarnecie. Nie porzucił go na dobre, choć na scenie częściej można było spotkać go z saksofonem albo tárogató – węgierskim instrumentem ludowym.

Tak Peter Brötzmann prezentował się na festiwalu Jazz Jamboree w 1974 roku

Cielesne doświadczenie

Bez opowiedzenia, kim jest Peter Brötzmann, trudno mówić o historii europejskiego jazzu. To on spopularyzował na Starym Kontynencie jego improwizacyjny nurt. Nie bez powodu bywał nazywany spadkobiercą myśli Alberta Aylera, Amerykanina uznawanego za twórcę free jazzu. Do nagrywania płyt i występów na żywo podchodził z energiczną dezynwolturą. Nie chodziło mu jednak o techniczną niedbałość, tylko o gotowość do przekraczania granic i wyciśnięcie z dźwięków jak najwięcej.

Koloryt jego stylu w artykule opublikowanym na łamach portalu Jazzarium dobrze podsumował Piotr Jagielski. – Doświadczanie muzyki Brötzmanna jest doświadczaniem nie tylko rozumowym, ale również cielesnym. Brzmienie jest zbyt silne, żeby dało się go słuchać w spokoju i bezpieczeństwie – przyznał, wspominając o tzw. brötzen. Termin ten, etymologicznie zbieżny z nazwiskiem Niemca, oznacza sposób, w jaki brawurowo grał na saksofonie. Rzemieślniczy sznyt uzupełniał energią, jakiej mogłoby mu pozazdrościć wielu zbuntowanych punkowców.

Próbka improwizacyjnych umiejętności Petera Brötzmanna z 2006 roku

Peter Brötzmann. Artyzm na wielu polach

Rozglądam się naokoło i szukam wszelkich okazji, żeby zrobić coś ciekawego z interesującymi ludźmimówił Peter Brötzmann w rozmowie z magazynem Diapazon. Podejściu temu hołdował prawie od zawsze, zajmując się nie tylko muzyką, ale też szeroko rozumianą działalnością artystyczną. Nie był profesjonalnym malarzem, lecz dzięki wspomnianym studiom plastycznym i związkom z ruchem Fluxus nabrał ogłady w sztukach wizualnych. Niestrudzenie projektował okładki większości swoich płyt. Miał też epizod w środowisku anarchistycznym i komunistycznym. Ich manifesty próbował zderzać z muzyką, w której upatrywał wyzwolenia na wielu poziomach.

W długim, ponadgodzinnym wywiadzie zrealizowanym przez Red Bull Music Academy, Peter Brötzmann opowiedział więcej o swoim podejściu do awangardy.

Powrót na scenę

W ostatnich latach życia Peter Brötzmann nie występował tak często. Wiek robił swoje, a saksofonowe solówki, które przez dekady były jego domeną, potrafiły być wyczerpujące. Niemiec nie zamierzał jednak tak łatwo się poddawać. W 2022 roku ukazała się jego płyta An Eternal Reminder of Not Today. To zapis koncertu z niemieckiego Moers, na którym dzielił scenę z noise’owym zespołem Oxbow. Chwilę po jej wydaniu jazzman reaktywował na krótkie tournée swój kwartet. W jego skład weszli wibrafonista Jason Adasiewicz, kontrabasista John Edwards oraz perkusista Steve Noble.

Sprawdź też
TV Girl

Płytę An Eternal Reminder of Not Today Peter Brötzmann nagrał z Oxbow

Peter Brötzmann i spółka podczas ostatniej trasy dwukrotnie zagrali w warszawskim Pardon, To Tu. Niemiecki jazzman lubił wracać nad Wisłę nie tylko ze względu na fakt, że miał tu bliżej niż gdziekolwiek indziej. Z trębaczem Tomaszem Stańką należał do orkiestry Cecila Taylora. Mikołaj Trzaska, trójmiejski klarnecista, nagrał z nim w poznańskim klubie Dragon płytę Goosetalks. Artysta znał także Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego, wziętego kompozytora i popularyzatora jazzu. Peter lubił Polskę, a Polska lubiła Petera. Stołeczny gig tylko przypieczętował tę wzajemną sympatię.

Nieśmiertelna muzyka

O saksofoniście nie piszemy w czasie przeszłym bez powodu. W czerwcu ubiegłego roku odszedł w wieku 82 lat, co nie pozostało niezauważone przez europejskie środowisko free jazzu. Do prób jego upamiętnienia szybko dołączyło się wspomniane Pardon, To Tu. – Jego postrzeganie muzyki wywarło na nas osobiście i na historię klubu ogromny wpływ. Chcąc wyrazić naszą wdzięczność za jego wieloletnie wsparcie, przez ostatnie miesiące wraz z kuratorami tego hołdu – saksofonistą Matsem Gustafssonem i chicagowskim promotorem, wydawcą i jednym z inicjatorów słynnego „Chicago Tentet”, Johnem Corbettem – pracowaliśmy nad tym, aby pod koniec maja mogli się spotkać na naszej scenie muzycy, z którymi na przestrzeni ostatnich dekad Peter Brötzmann współpracował i dla których był niezwykłą inspiracją – piszą włodarze stołecznej miejscówki.

Trzy noce w hołdzie Brötzmannowi. Zdobądź swoją wejściówkę na te koncerty!

Muzyczny hołd przy al. Armii Ludowej 14 będzie składany aż trzy dni – od 27 do 29 maja. Dla zgromadzonej publiczności w różnych konfiguracjach zagra wówczas piętnaścioro artystów, w tym wspomniany Gustafsson, gitarzysta Stephen O’Malley oraz perkusista Hamid Drake. Poza koncertami przewidziano także wystawę fotograficzną autorstwa Žigi Koritnik oraz projekcje filmów dokumentalnych. W sprzedaży zostały ostatnie karnety na całe wydarzenia oraz jednodniowe bilety. Zdobądźcie swoje wejściówki i przekonajcie się na własnych uszach, że dźwięki mogą być czymś nieśmiertelnym.

Peter Brötzmann
3 Nights In Tribute to Peter Brötzmann / plakat zapowiadający wydarzenie / materiały prasowe
Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone