Już niebawem Ósmy Pasażer Nostromo będzie wyświetlany w szkołach na lekcjach języka polskiego o najważniejszych produkcjach filmowych XX wieku, a totalnie zblazowana młodzież z deficytami koncentracji uwagi będzie podczas seansu nudzić się jak na przymusowych wyjściach do kina na Pana Tadeusza i Przedwiośnie, scrollując feed z tik-toka na telefonie pod ławką.
Czas świąteczno-noworoczny to czas spotkań w gronie rodzinnym, wieczorów spędzonych z bliskimi, czas odpoczynku, ale i czas podsumowań, planów na nowy rok, czas skłaniający do refleksji i zadumy. Jest to także tradycyjnie czas na sci-fi i horrory klasy B z czasów wypożyczalni VHS.
Pamiętam dokładnie swój pierwszy kontakt z filmami o zombie. Miałem 6 lat, był rok 1991, a dziadek kupił za namową mojego 14-letniego kuzyna magnetowid SHARP HQ30. Wykręciłem na tarczy domowego telefonu numer 238-75, czyli numer do dziadków, żeby zapytać, czy to prawda, że mają w domu wideo. Okazało się, że tak, a mój przebywający u dziadków na wakacjach kuzyn odpowiedział, że był już nawet w wypożyczalni. – A co wypożyczyłeś? – „Pogromców duchów”, odparł kuzyn. „Fajnie”, pomyślałem i powiedziałem, że jak jutro przyjdę to chętnie obejrzę.
Gdy jednak następnego dnia przyszedłem do dziadków, okazało się, że brat cioteczny oddał już „Pogromców Duchów” do wypożyczalni, bo ich poprzedniego dnia obejrzał. -Ej, ale jak to? Chcę „Pogromców Duchów!” – Zacząłem się wydzierać. – Ej wyluzuj, mam tu coś lepszego, powiedział kuzyn i wyciągnął charakterystyczne czarne pudełko z kasetą, opatrzone naklejonym na grzbiecie numerem katalogowym. – A co to? – To „Odwet żywych trupów: zjadacz mięsa”. – Łoo a to fajne? – No, bardzo fajne. No to oglądamy.
Efektem obejrzenia przeze mnie filmu Revenge of the Living Dead: Flesheater w wieku 6 lat były wieczorne ataki paniki, obawy przed pozostawaniem samemu w pomieszczeniu i niezdolność do spania przy zgaszonym świetle przez 2 tygodnie, ponieważ wydawało mi się, że za chwilę do pokoju wejdzie zombie. Efektem długofalowym były trwałe zmiany w mózgu oraz, 22 lata później, fanpejdż Wiesławiec Deluxe.
Uważam zatem, że każde dziecko, zamiast oglądania Świnki Peppy, Listonosza Pata, Strażaka Sama, Psiego Patrolu i podskakujących Teletubisiów, powinno otrzymać organizowany i nadzorowany przez rząd cykl seansów edukacyjnych, podczas których przez okno do domu ze sklejki z białym sajdingiem wpierdala się mechanicznym, powolnym chodem koleś przebity widłami, zaś zagryziona 10 minut wcześniej przez babcię wnuczka w białej sukience wstaje i odrywa z rykiem głowę wąsatemu oficerowi policji, którego zaniepokoiły dochodzące z budynku gulgoty.
Jestem ponadto zdania, że horrory B klasy o zombie z drewnianym, telenowelowym aktorstwem w wykonaniu topornych, nisko opłacanych naturszczyków powinny być, zgodnie z rządowymi wytycznymi, uzupełnione o cykl spotkań z niskobudżetowymi filmami science-fiction, w którym armie cyborgów eksterminują niedobitki ludzkości w ruinach cywilizacji z karabinów laserowych wydających odgłos „ciubt-ciubt”, oraz o produkcje w których owadopodobne mutanty z kosmosu pustoszą miasta składając jaja w ciałach ofiar. Najlepiej, jeżeli owadopodobne mutanty z kosmosu wychodzą tysiącami ze statków kosmicznych. Ze względu na obfitość materiałów, cykl edukacyjny można rozłożyć na dwa lata i objąć nim dzieci wczesnoszkolne w wieku od 6 do 8 lat.
Tak naprawdę współcześnie dzieci w wieku 8 lat i tak przechodzą tego rodzaju cykl edukacyjny, mogą sobie przecież na Netflixie czy HBO do woli oglądać Żołnierzy Kosmosu, Dzień Niepodległości 2, World War Z, Wojnę Światów, Cloverfield i poprawić 10 sezonami The Walking Dead. Jestem też w stanie sobie wyobrazić, że już niebawem Ósmy Pasażer Nostromo będzie wyświetlany w szkołach na lekcjach języka polskiego o najważniejszych produkcjach filmowych XX wieku, a totalnie zblazowana młodzież z deficytami koncentracji uwagi będzie podczas seansu nudzić się jak na przymusowych wyjściach do kina na Pana Tadeusza i Przedwiośnie, scrollując feed z tik-toka na telefonie pod ławką. W tej scenie wybitny aktor szekspirowski John Hurt eksploduje fontanną wnętrzności z powodu wyklucia się chestburstera. A tu dorosły Xenomorph rozrywa Harry’ego Deana Stantona, znanego również chociażby z „Paris, Texas” Wima Wendersa czy licznych filmów Davida Lyncha, na pół. Zadanie domowe: czy postawa Iana Holma jako ukrywającego prawdziwy cel misji androida Asha stanowi przykład konfliktu tragicznego? Przem paniom, zapomniałem pracy domowej.
Aby zatem uniknąć takich sytuacji i wyrobić wśród współczesnej młodzieży szkolnej odpowiednie nawyki, nawyki kontaktu z horrorem klasy B z lat 80. i 90., należałoby podjąć odpowiednie kroki. Wspomnieni już Żołnierze Kosmosu, Dzień Niepodległości, World War Z, Wojna Światów, Cloverfield, czy 28 Dni Później są dostępne na platformach streamingowych. Jeżeli jednak poprzestaniemy na doborze tylko najbardziej uznanych i zarazem łatwo dostępnych produkcji, powstanie ryzyko, że spora część filmów istotnych, filmów godnych uwagi, filmów, które bawiąc uczą jednocześnie i pozwalają dzieciom rozwijać pewnego rodzaju fundamentalne kompetencje kulturowe, pozostanie przez zajęte tik-tokiem pociechy prześlepiona. Chciałbym, aby tak się nie stało i pozwalam sobie niniejszym zaproponować kilka wartościowych pozycji filmowych na świąteczno-noworoczne wieczory w gronie rodziny.
Horrory klasy B
Na początek wspomniany już Odwet Żywych Trupów: Zjadacz Mięsa.
Produkcja z 1988 roku. Scenariusz: Bill Hinzman. Reżyseria: Bill Hinzman. Kierownik produkcji: Bill Hinzman. Montaż: Bill Hinzman Obsada: Bill Hinzman, (..) Film stanowi wariację na temat klasycznej Nocy Żywych Trupów George’a Romero z 1968 roku (tak jak w pierwowzorze na początku z grobu wychodzi stary dziad i zaczyna zagryzać przechodniów), wypłukaną jednak całkowicie z elementów teatralnej inscenizacji opresyjnych struktur społecznych w przeddzień rewolucji seksualnej. Zamiast komentarza do wykluczenia rasowego, patriarchalnej przemocy w rodzinie i napięć klasowych, przeszywających społeczeństwo amerykańskie, odgrywanego w oblężonym przez zombies domu, widzimy: typa wyrywającego typowi głowę, czemu towarzyszy śmieszne bulgotanie, typiarę zjadającą dziecko, dziecko zagryzające psa, zwłoki ojca wstające z łóżka i chodzące po domu oraz martwą mamuśkę w typie midwest houswife, drepczącą w kółko po pokoju. Prawie wszyscy aktorzy wyglądają jak oderwani od kombajnu rolnicy z Kentucky. Jest też trochę śmiesznego strzelania do chodzących trupów przez tradycyjną amerykańską milicję, ale w przeciwieństwie do filmów Romero, tutaj niczego to nie symbolizuje. Bardzo dobry film.
Można także sięgnąć po klasykę horroru włoskiego, czyli po Zombi 2 Lucio Fulciego.
Kolportowany w Polsce pod tytułem: Zombi – Pożeracze Mięsa. Pomyślany jako bezpośredni sequel do Poranka Żywych Trupów Romero, obraz cechuje się oryginalną fabułą: film opowiada historię karaibskiej wyspy, na której od wieków praktykowane są kulty voodoo, a której martwi mieszkańcy wstają z grobów, by zjadać mięso żywych. Film jest bardzo zabawny, mamy dużo wolno chodzących trupów; trupy wstają ze stołów prosektoryjnych, trupy wstają spod pogrzebowych całunów, trupy wstają z rozkopanych grobów, trupy zjadają żywych i inne trupy. Aktorstwo jest tandetne i pełne staromodnej maniery, nakazującej mężczyznom komunikować się maczystowskimi warknięciami na granicy pokrzykiwania, a kobietom co chwilę wpadać w histerię. W filmie obecne są wstawki erotyczne, wyglądające jak wstęp do soft porno, stąd nie jest on rekomendowany dzieciom poniżej ósmego roku życia.
Filmy sci-fi klasy B
Gdy znudzą się nam horrory klasy B, sięgnijmy po klasykę vhs-owego science-fiction.
Film Hardware z roku 1990 osadzony jest w post-nuklearnym świecie, gdzie dziura ozonowa i efekt cieplarniany wypierdoliły pasące się na zielonych łąkach krówki i koniki z butów i teraz zamiast użytków rolnych i terenów leśnych, mamy otaczającą więzienne cyber-miasto toksyczną pustynię. Toksyczna pustynia stanowi zakazaną strefę, eksplorowaną jedynie przez tradycyjnych stalkerów. Pewnego dnia jeden ze stalkerów znajduje na pustyni głowę robota bojowego i zanosi go do miasta. Stalker opycha głowę robota bojowego lokalnemu paserowi, a ten sprzedaje ją głównej bohaterce filmu jako ozdobę domową. Pech chce, że głowa należy do robota bojowego klasy Mark 13, który aktywuje się w nocy i zaczyna proces samorekonstrukcji z dostępnych w mieszkaniu części metalowych. Hodowla Terminatora w domu podlana klimatem filmu Tetsuo: the Iron Man. Film stanowi klasykę brytyjskiego cyberpunku, zachętę dla młodych widzów na pewno stanowi fakt, że epizodyczną rolę taksówkarza gra nieodżałowany Lemmy Kilmister z zespołu Motörhead.
Warto również zapoznać młodych widzów w okresie świątecznym z produkcją Amerykański Cyborg: Stalowy Wojownik z roku 1993.
Fabuła: w post-nuklearnym świecie niedobitki ludzi gnieżdżą się na ruinach cywilizacji w specjalnych gettach, patrolowanych przez mordercze cyborgi. Ludzie są bezpłodni na skutek wszechobecnego promieniowania jądrowego. Grupie działających w podziemiu naukowców udaje się jednak wyhodować ostatnią nadzieję ludzkości – gumowy embrion w pojemniku przypominającym słój z naftaliną. Czy stylizowana na figurę Matki Boskiej blondynka będzie w stanie dostarczyć słój z embrionem do umówionego punktu przerzutowego na brzegu oceanu? Będzie trudno, szczególnie, że jej plany próbuje pokrzyżować bezwzględny robot. Oczywistym zyskiem poznawczym jest tutaj wiedza z zakresu genealogii filmów, która pozwala z Amerykańskiego Cyborga wywieść fabułę Ludzkich Dzieci z roku 2006 i jednocześnie wyprowadzić Amerykańskiego Cyborga z Terminatora 1, który z kolei motyw śmiercionośnego i nieustępliwie zbliżającego się robota wywiódł z filmu Westworld z 1973. Pro-lajfowe przesłanie obrazu doskonale wpisuje się w świąteczną refleksję nad narodzinami dzieciątka w betlejemskiej stajence.
Po emocjach związanych z cyborgami warto wyciszyć się za pomocą Dark Side of the Moon, mrocznego horroru science-fiction z roku 1990
Klaustrofobiczne wnętrza statku kosmicznego przypominające wyglądem poziomy z gier z cyklu Doom, tajemnicza istota eliminująca astronautów, trupy lewitujące w opuszczonym promie kosmicznym, ryki zewsząd i biblijno-apokalitptyczny symbolizm. Dodatkowo nieco grindhousowej erotyki ale w wydaniu, które każe pamiętać o tym, że karą za goliznę jest każdorazowo śmierć. Na motywach Ciemnej Strony Księżyca nakręcono w 1997 roku wysokobudżetowy Event Horizon z Lawrence’m Fishburnem, który może być lepiej znany młodszym widzom, jako że pozycja dostępna jest na Netflixie. Zarówno Dark Side of the Moon jak i Event Horizon stanowią wyśmienitą propozycję na dni świąteczne, można przeplatać nimi rodzinne posiłki.
Miłośnikom konwencji „jesteśmy zamknięci w stalowym cylindrze orbitującym wokół Trytona z pięciometrowym chrząszczem składającym jaja w ciałach kolejnych członków załogi” polecam również Forbidden World z 1982. Ten zacny obraz najlepiej prezentuje się na trailerze niemieckojęzycznym.
Efekt wygląda jak miks The Thing Carpentera z Odmiennymi Stanami Świadomości i włoskim filmem pornograficznym. Aufzug eines genetischen Mutantes in einer geheimen Forschungsstation wykrzykiwane głosem lektora z nazistowskich kronik filmowych polecam na okres Sylwestrowo-Noworoczny, można oglądać naprzemiennie z Turniejem Czterech Skoczni.
wszystkie felietony Wiesławca dla Going. MORE
W felietonie nie wspominam celowo o Prince of Darkness Carpentera, The Hidden Jacka Sholdera czy, broń boże, o filmach Paula Verhoevena czy Davida Cronenberga. Oczywiście można je oglądać, oglądać je nawet trzeba, warto je udostępniać szczególnie widzom najmłodszym, ale bardziej pasują one według mnie na okres po święcie Trzech Króli.