Czytasz
Muzyka, która dotyka: Paweł Fabjański

Muzyka, która dotyka: Paweł Fabjański

Paweł Fabjański

Ilustratorzy, naukowczynie, pisarze i aktorki… W naszym muzycznym cyklu podpytujemy o dźwiękowe inspiracje i koncertowe wspomnienia osoby, które fascynują nas osobowościami. Tym razem o swoich emocjach opowiedział nam fotograf Paweł Fabjański.

Paweł Fabjański to jedna z gwiazd polskiej fotografii. Na jego koncie są współprace zarówno z największymi brandami (Adidas, Nike, Porsche, Samsung, Sony), jak i kluczowymi polskimi artystami (Taco Hemingway, Quebonafide, Żabson, Sokół) czy sportowcami (Iga Świątek czy Robert i Anna Lewandowscy). Artysta na tyle wrósł w rodzimą scenę muzyczną, że za sprawą Taco pojawia się z imienia i nazwiska w jego goścince na kawałku Tak to leciało Otsochodzi.

Styl Pawła – zarówno w projektach komercyjnych, jak i artystycznych – opiera się na grze żywymi kolorami, szukaniu nieoczywistych perspektyw i dopracowywaniu każdego najmniejszego detalu. Więcej o swoim procesie opowiedział na tegorocznej edycji konferencji POWER ON, w której również braliśmy udział.

Utwór, który zawsze poprawia mi humor:

Zdecydowanie Donna Summer I feel love – to absolutnie fenomenalny utwór, który mimo iż ma już prawie 50 lat (sic!), to nadal brzmi ultra współcześnie. Nie ma tak szarego dnia, którego by nie rozświetlił. 

Wykonawca, którego niedawno odkryłem i mogę polecić z czystym sercem:

Thor Rixon to twórca, którego odkryłem dla siebie kilka lat temu. Miał doskonały występ live ze swoim ensemble na festiwalu Garbicz i od tamtego czasu go obserwuję. Nie wszystko, co tworzy, mocno ze mną rezonuje, ale bardzo podoba mi się jego EP Hypermarket. Przypuszczam, że dużo z tej fascynacji leży w tym, że bardzo kojarzy mi się z latem, festiwalem i atmosferą czasu, w którym pierwszy raz się z jego twórczością zetknąłem. 

Wykonawca, który różni się stylistyczne od mojego ulubionego gatunku, ale nadal chętnie go słucham:

Mam takie okresy, że lubię słuchać muzyki fortepianowej. Uwielbiam czysty fortepian – nie duże koncerty symfoniczne, tylko właśnie solowe występy fortepianowe. Wtedy najchętniej odpalam Liszta, Chopina, Shostakovicha czy Mozarta. 

Artysta, którego kiedyś spotkałem na żywo:

Z racji na to, czym się zajmuję – jestem fotografem – sporo polskich artystów spotkałem na żywo. 

Paweł Fabjański
Od lewej: Taco Hemingway, Łajzol, Quebonafide, fot. Paweł Fabjański

Płyta, która nie ma żadnego słabego momentu:

Portishead Dummy – absolutny majstersztyk. 

Płyta, która z czasem przestała mi się podobać:

Wszystkie popowe płyty, które słuchałem w podstawówce. Jak na to patrzę z perspektywy, to nie mogę uwierzyć, jak mogłem tak ulegać wpływowi środowiska i słuchać takiej papki. Na szczęście miałem jakieś resztki własnego gustu i rozumu i słuchałem wtedy też hip-hopu – tu prawie wszystko, co wtedy dla siebie odkryłem, to dzisiaj klasyka gatunku. 

Sprawdźcie, kto jeszcze podzielił się z nami swoimi muzycznymi wspomnieniami

Najbardziej nieoczywiste miejsce, w którym byłem na koncercie:

To był nielegalny, industrial-noise-punkowy koncert, który odbywał się w schronie pod wiaduktem. Całość miała klimat postapokaliptycznego filmu, w którym ostatni ocaleni spotykają się w schronach czy kanałach kanalizacyjnych. Można powiedzieć, że to nie tylko był koncert, ale cały performance zespołu Jude. Niezapomniana sytuacja. 

Sprawdź też
Daniel Jaroszek

Najbardziej emocjonujący moment na koncercie, którego byłem świadkiem:

Koncerty to dla mnie miejsce, gdzie lubię obserwować ludzi. Nigdy nie interesowały mnie za bardzo pod względem wpatrywania się w wykonawców. Dlatego najbardziej emocjonujący moment dla mnie, to koncert Rolling Stones (których zasadniczo nie słucham), kiedy fragment sceny z muzykami odłączył się od głównej sceny i przejechał w pobliże tylnych sektorów. Ten moment, kiedy Jagger z kolegami podjechali bliżej swoich fanów zrobił na mnie duże wrażenie. 

Koncert, na który najbardziej chciałbym pójść:

Jakieś totalne widowisko. Jak już wspomniałem – bardziej interesuje mnie energia tłumu i niepowtarzalna atmosfera niż słuchanie muzyki na żywo, dlatego wybrałbym się na jakiś koncert, który jest megawidowiskiem. 

Koncert, który chciałbym przeżyć jeszcze raz:

Nie mam takiego, który chciałbym przeżyć jeszcze raz (po prostu lubię iść do przodu i zachowywać wspomnienia nietknięte), ale jest taki, który gdyby była możliwość cofnięcia się w czasie, to bym wybrał. Jest to Portishead zagrany w Roseland Ballroom w Nowym Jorku w 1997 roku. Bardzo zazdroszczę wszystkim, którzy tam byli. 

Koncert, podczas którego zdarzyło się coś zupełnie nieprawdopodobnego:

Koncert Thora Rixona na festiwalu Garbicz. Tłum stał się na nim jednością ze wszechświatem, hehehe. 

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone