Pisarze, aktorki, naukowczynie, sportowcy czy reżyserzy. Ich wszystkich zaprosiliśmy do podzielenia się swoimi playlistami i najpiękniejszymi wspomnieniami z koncertów. W tym tygodniu rąbka tajemnicy na temat swojego gustu muzycznego uchyla Remigiusz Mróz.
Zainaugurowany przez nas w sierpniu cykl Muzyka, która dotyka żyje i ma się dobrze. Co sobotę gościmy w nim znaną osobistość gotową pokazać nam swoją playlistę. Jako ostatni zrobił to ilustrator Kamil Rekosz, a jeszcze wcześniej: popularyzatorka nauki i biochemiczka Joanna Wojsiat, reżyser Daniel Jaroszek oraz komentator sportowy Tomasz Ćwiąkała. Wrzesień kończymy zaś z postacią doskonale znaną większości czytelników. To najlepszy pisarz wśród prawników i najlepszy prawnik wśród pisarzy.
Sprawdźcie, kto jeszcze znalazł się pod gradobiciem muzycznych pytań!
Remigiusz Mróz: lekkie pióro i pracowitość
Remigiusza Mroza, twórcy postaci komisarza Wiktora Forsta, prawniczki Joanny Chyłki i patomorfologa Seweryna Zaorskiego, nad Wisłą specjalnie nie trzeba przedstawiać. W końcu nakład jego książek niedawno przekroczył 10 milionów egzemplarzy. Nawet jeśli żadna z nich nie trafiła jeszcze w Wasze ręce, wysoce prawdopodobne, że oglądaliście któryś z opartych na nich seriali. Behawiorysta, Wotum nieufności, Forst czy Chyłka to raptem kilka ekranizacji, a w przygotowaniu są kolejne.
Mistrza współczesnego kryminału nie pytamy dziś jednak ani o wysokie tempo pracy, ani o następne pomysły na powieści. Opolanin zgodził się opowiedzieć, co gra w jego duszy. Pewne wskazówki dotyczące preferowanych gatunków muzycznych zdążył już przemycić do swojej prozy. Wykreowani przez niego bohaterowie słuchają bowiem konkretnych wykonawców, albumów i piosenek. Teraz wspólnie idziemy o krok dalej i odkreślamy kolejne punkty z naszego kwestionariusza.
Remigiusz Mróz: Utwór, który zawsze poprawia mi humor:
Blur – Song 2. Ten kawałek niesie za sobą nie tylko uniwersalną dawkę energii i radości, ale też miłe wspomnienia. Pamiętam, jak śpiewaliśmy go ze znajomymi w podstawówce, wskakując do wody na podopolskim kąpielisku w Turawie.
Wykonawca, którego niedawno odkryłem i mogę polecić z czystym sercem:
Właściwie nieustannie odkrywam jakieś mniej lub bardziej zapomniane zespoły z lat 60. lub 70. Może The Grass Roots. Mnóstwo pozytywnych dźwięków i co jakiś czas naprawdę genialne kompozycje.
Remigiusz Mróz: Wykonawca, który różni się stylistyczne od mojego ulubionego gatunku, ale nadal chętnie go słucham:
To pytanie to chyba największe wyzwanie, bo poruszam się głównie w ramach rocka i metalu, rzadko wychodząc poza nie. Są tak szerokie, że właściwie mieszczą miriady różnych muzycznych światów. Ale gdybym musiał wybrać kogoś zupełnie spoza – Pezet.
Płyta, która nie ma żadnego słabego momentu:
The Smashing Pumpkins – Siamese Dream. Same perełki od początku do końca, podobnie jak na pierwszym albumie Iron Maiden z Brucem Dickinsonem – The Number Of The Beast. Children of Bodom – Follow The Reaper i In Flames – Clayman też się kwalifikują. A może tylko tak mi się wydaje, bo to od nich zaczęła się moja miłość do tych zespołów.
Remigiusz Mróz: Płyta, do której wróciłem po jakimś czasie:
Do większości płyt wracam po czasie. Właściwie to zdarza mi się od początku słuchać całej dyskografii Smashing Pumpkins, Iron Maiden, Deep Purple czy Blue Öyster Cult. Ale największa zabawa to powroty do tych, których słuchałem jako nastolatek i do których się potem nie przyznawałem – Limp Bizkit i Papa Roach.
Płyta, której często słucham podczas pisania:
Niestety żadna. Nie umiem pisać przy muzyce, czego ogromnie żałuję, bo towarzyszy mi właściwie we wszystkich innych czynnościach w trakcie dnia.
Najbardziej nieoczywiste miejsce, w którym byłem na koncercie:
Chyba żadne, bo byłem w życiu na niewielu koncertach i wszystkie odbywały się w raczej klasycznych miejscach.
Remigiusz Mróz: Najbardziej emocjonujący moment na koncercie, którego byłem świadkiem:
Głębokie poruszenie Małgosi Foremniak, kiedy słuchała śpiewającego metr dalej Stinga. Ale tak całkiem poważnie, nie wiem. Więcej emocji przeżywam, kiedy jestem sam na sam z muzyką.
Koncert, na który najbardziej chciałbym pójść:
Niewielka sala, do której schodzi się z niewielkiej uliczki, gdzieś w mało uczęszczanym zakątku Chicago. W środku miejsce dla kilkunastu osób, a na scenie The Smashing Pumpkins.
Koncert, który chciałbym przeżyć jeszcze raz:
Jeśli już musiałbym jakiś wybrać, to pewnie koncert Hey na WSP [Wielobranżowa Spółdzielnia Pracy – przyp. red.] w Opolu, pewnie jakieś dwadzieścia parę lat temu. Było dużo piwa i dużo dobrej zabawy, poza którą nic się nie liczyło.
Remigiusz Mróz: Koncert, o którym można byłoby napisać całą książkę:
To ten w małej salce w Chicago. O ile oczywiście na backstage’u znaleziono by ciało.
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE