Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich…
Wstrzymujemy chwilowo wycieńczającą pogoń za premierami, by trochę odsapnąć. Dzisiejsza, specjalna edycja feedu to selekcja muzyki, która tuli do snu i koi zszargane nerwy.
Tak, wiemy – w piątek wjeżdża długo wyczekiwane Whole Lotta Red od Playboi Cartiego. Spokojnie, na wszystko przyjdzie pora. Warto chyba nieco zwolnić i zebrać siły na wkroczenie w nowy rok pewnym krokiem. A co może nam w tym bardziej pomóc niż odpowiednio dobrana muzyka? No właśnie.
Ana Roxanne | Because of a Flower
Amerykańska artystka zadebiutowała w 2019 cudowną EP-ką łączącą field-recording z ambientem. Od tego momentu, z niecierpliwością wyczekiwałem nowego materiału. Pełnoprawny album ukazał się w listopadzie tego roku i już po pierwszym odsłuchu wiedziałem, że było na co czekać. Wydane w Kranky – dobrze znanej wytwórni wypuszczającej muzykę takich postaci jak Tim Hecker, Grouper czy Dedekind Cut – Because of a Flower nie wywraca do góry nogami sprawdzonej formuły Any Roxanne. Wręcz przeciwnie. Autorka świadomie wraca do znajomych rozwiązań wzbogacając je – o odgrywający tym razem większą rolę – spoken word. To zdecydowanie jedno z najlepszych wydawnictw tego roku w sferze przyjaznej dla ucha muzyki tła, która jest przy tym czymś więcej niż tylko wypełniaczem eteru.
Duval Timothy | Help
A gdybym tak powiedział Wam, że dostaliśmy w tym roku płytę, która intensywnie pobrzmiewa Frankiem Ocean i Blood Orange i jej jedynym problem jest to, że mówi się o niej stosunkowo niewiele – uwierzylibyście? Chyba nie macie wyboru. Duval Timothy stworzył naprawdę nietuzinkowe dzieło. Długaśny, bo aż 55-minutowy materiał, imponuje przemyślaną strukturą i różnorodnością brzmień. Zdecydowanym spoiwem jest tu fortepian, który dba o medytacyjny i lekkostrawny vibe albumu. Ale nie dajcie się zwieść! Help to nie byle plumkanie do puszczania w poczekalni – to perfekcyjne utkany dźwiękowy kolaż, który potrafi wyczarować cudowną, ciepłą atmosferę. A to – zdaję się – dość pożądana w tym świątecznym okresie właściwość muzyki.
Mary Lattimore | Silver Ladders
Kładziesz się wygodnie na kanapie z talerzykiem makowca u boku. Powoli się rozciągasz, zerkając na drzemiącego na oparciu kociaka. Nie masz żadnych zmartwień, żadnych potrzeb – no może poza odpowiednio dobraną muzyczką. Bingo! Mary Lattimore raczej na pewno nie tworzyła swojego najnowszego albumu z myślą o akompaniowaniu właśnie takiej scenie, ale nie możemy tego również wykluczyć… Silver Ladders to prawdziwe uosobienie beztroskiego relaksu i odprężenia. Nieśpieszne kompozycje, wypełnione zmysłowo rozpływającymi się delayami i delikatnymi dźwiękami gitar urzekają od pierwszych minut. Materiał ten sprawia, że nicnierobienie może stać się niezapomnianą przygodą niepozbawioną melancholijnych uniesień.
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich rapowych wersów i sposobów na przejście Dark Souls.