Czytasz teraz
Wiesławiec Deluxe: zimowe podróże po Polsce dla niedoszłych samobójców
Opinie

Wiesławiec Deluxe: zimowe podróże po Polsce dla niedoszłych samobójców

podróże po polsce

Jest zimno, ciemno, mokro i nieprzyjemnie. Ziemia nie pachnie, ptaszki nie ćwierkają, na zmianę wali grad i deszcz ze śniegiem. Przymrozki i odwilże następują po sobie cyklicznie, naprzemiennie maskując i eksponując pokaźne kolekcje psich kup na trawnikach.

Przed chwilą przeleciał nam Blue Monday, lecz ten, kto się jeszcze nie wyhuśtał, ma spokojnie czas przynajmniej do początku kwietnia. Jak dobrze bowiem wiemy, w Polsce w okresie następującym pomiędzy wyrzuceniem do śmieci obsypującej się choinki a brzaskiem nowej nadziei, wyznaczanej rytuałem sadzenia wielkanocnej rzeżuchy na tacce z watą, nie jest najfajniej. Co można w tym wspaniałym noworocznym okresie temperatur oscylujących między minus dwa a plus pięć, nawracających alertów smogowych, samochodów ochlapujących spodnie wodą z kałuż, sznurowadeł przerzucających mokre błoto na nogawki, nanoszenia do chaty ziemi przez psa i ociekającego z podeszwy butów na podłogę topniejącego śniegu robić? SPOILER ALERT: polecam podróże po Polsce. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Tradycyjne polskie rozwiązanie brzmi: można w tym okresie co piątek chodzić do knajpy albo na imprezy, ładować w siebie alkohol i narkotyki, sobotę spędzać jęcząc w łóżku z butelką wody i ibuprofenem, obiecując sobie że tym razem to już naprawdę był ostatni raz, w niedzielę walić taśmowo seriale na HBO i Netflixie uzupełniając niedobory tłuszczu pizzą i cukru czekoladą, potem wegetować od poniedziałku do czwartku na korporacyjnym callu o niczym, a w piątek cykl powtórzyć.

Wiesławiec Deluxe

Ma to zalety: po pierwsze, uczymy się w ten sposób, że nie możemy sobie wierzyć i nie musimy stąd traktować własnych deklaracji o „ostatnich razach” zbyt poważnie. Pozwala to także odbywać z tymi samymi osobami pod knajpą co tydzień te same, nieodróżnialne od siebie rozmowy z butelką piwa w ręku. Można też odbywać różne, kompletnie fikuśne rozmowy z osobami, które widzi się na oczy pierwszy i ostatni raz. Nie ma to w gruncie rzeczy znaczenia, ponieważ zazwyczaj nie pamiętamy, co to były za osoby i co było treścią rozmów. Nie jest to jednak rozwiązanie optymalne. Istnieje ryzyko, że po odbyciu zbyt dużej ilości opisanych cykli w pewien poniedziałek, zanim na słonecznym koniu przybędzie kwiecień-plecień, po prostu nie wstaniesz już z łóżka, by zalogować się na kolejny korporacyjny call.

Stąd rozwiązanie alternatywne: można, zamiast przed zimą kapitulować, uzbroić się i pójść z nią na wojnę pod hasłem: jestem dorosły, sam odpowiadam za swój dobrostan psychofizyczny, pory roku mogą determinować samopoczucie dzieciom w wieku przedszkolnym, lepiącym bałwany, topiącym Marzanny i śpiewającym piosenki o marcu-czarodzieju i zimie złej – huhu hej, ale nie mnie. Wówczas kupujemy: lajkry do biegania, koszulki termoaktywne, buty z bieżnikiem firmy Continental, polarobluzy, zimowe opony rowerowe z kolcami, kurtki przeciwwiatrowe i tak uzbrojeni, trzy razy w tygodniu o godzinie 18:00 wychodzimy na dwie godziny w oświetlaną osiedlowymi latarniami marznącą mżawkę biegać, jeździć, pocić się, zachlapywać błotem, z trudem utrzymywać równowagę, wzbudzać zazdrość i ostentacyjnie demonstrować przezwyciężenie nihilizmu, sapiąc pod koniec z wysiłku na mijanych na klatce schodowej sąsiadów.

Wieslawiec Deluxe poleca: bieganie. Jak biegać, żeby się nie zesrać

Po drodze można zawsze założyć, że nie będziesz biegać w kółko jak chomik, ale że sport stanowi metodę kontroli najnowszej, oddanej w mieście do użytku infrastruktury, w konwencji „jestem ciekaw, w jakim standardzie wybudowano nową ścieżkę rowerową wzdłuż południowej obwodnicy Warszawy i czy da się nią wygodnie dojechać do mostu na Wiśle”. Jest to rozwiązanie lepsze, ale praktykowane z żelazną konsekwencją zawsze prowadzi do jakiegoś fakapu typu: naderwanie ścięgna, pobolewanie mięśnia, poślizg ze stłuczeniem czy ogólne niezadowolenie, że przecież robię wszystko co w poradnikach kazali a zamiast tryskać endorfinami jestem za każdym kolejnym razem tylko bardziej wyczerpany.

Chciałem więc zaproponować rozwiązanie pośrednie, stanowiące coś w rodzaju dialektycznej syntezy dwóch przeciwstawnych strategii obrony przed styczniem, lutym i marcem. Rozwiązaniem jest

Turystyka krajoznawcza, czyli swojskie podróże po Polsce

W tej wersji, zamiast napierdolić się jak działo, w piątek nigdzie nie wychodzimy i kładziemy się grzecznie po dobranocce i dzienniku telewizyjnym do łóżka, ponieważ w sobotę już o 7:15 odjeżdża z Dworca Centralnego pociąg InterCity do Sieradza. W Sieradzu nigdy nie byliśmy, nie mamy żadnego interesu tam jechać i gdybyśmy się do tego manewru nie zmusili, moglibyśmy całe życie spędzić nigdy Sieradza nie zaznawszy. Ale czy to jest to, co chcesz przekazać swoim wnusiom w roku 2070? Że nigdy w życiu nie byłeś w Sieradzu? No właśnie.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z ograniczeń tej strategii: po pierwsze, w Sieradzu również jest minus cztery albo plus dwa. Warto więc chociaż upewnić się, że nie będzie padać. Brak całodziennych opadów deszczu ze śniegiem to tak zwany warunek progowy. Po drugie, wycieczki krajoznawcze po Polsce lepiej wychodzą jak jest maj, albo lipiec, albo czerwiec. I masz wakacje. Albo trzytygodniowy urlop. Albo jesteś strukturalnie bezrobotny, czyli robisz tak zwany freelance. Wówczas można mieć nadzieję, że Sieradz będzie miejscem niezapomnianym i bajecznym. W styczniu kompulsywny wyjazd do Sieradza tylko po to, żeby nie musieć wlewać w siebie znowu sześciu ginów z tonikiem, zajeżdża zaklinaniem rzeczywistości i psychodesperacją. Ale jest tego warty!

podróże po Polsce
podróże po Polsce: pocztówka z Sieradza

W proponowanej optyce wyjazd do Sieradza w sobotę o 7:15 rano stanowi kierowany nieuleczalnym optymizmem start nowego sezonu wycieczek, spacerów i podróży, w czasie którego po raz kolejny zwiedzać będzie można urokliwe miasteczka, peregrynować przez lokalne blokowiska, zachwycać się zaskakującymi obiektami i poznawać swój kraj, zestawiony z mini-heimatów piękniejących w oczach za unijne pieniądze. Etyczno-epistemologiczne uzasadnienie zaczerpnąć można z założenia, że robiąc ciągle to samo i powtarzając zachowania wysoko prawdopodobne, tracimy informację, czyli umieramy. Jedynie generując sytuacje mało prawdopodobne napotykamy nową informację, a więc żyjemy i przeciwstawiamy się entropii. Do tego można wyjść z założenia, że po pięciu godzinach spaceru będziesz z automatu czuć się lepiej. Nawet jeśli to Sieradz.

Żeby nie być gołosłownym, chciałbym tutaj przedstawić kilka rekomendacji miejsc, do których można się udać w wariancie jednodniowa podróż po Polsce bądź w opcji kilkudniowa podróż po Polsce, w zależności od zasobów czasowych, finansowych i lokalizacji punktu startowego. Potrzebne będą: bilet na pociąg, nocleg w hotelu/airbnb (opcjonalnie), osoba towarzysząca (opcjonalnie, ale bardzo się przydaje, bo raźniej i taniej), pies (opcjonalnie).

Podróże po Polsce z Wiesławcem: Łódź

Moim ulubionym miejscem na jednodniową wycieczkę w Polsce jest Łódź. Łódź jest wspaniała, to kompletnie inna planeta. Mimo że, podobnie jak stolica, leży w dawnym zaborze rosyjskim i dzieli ją obecnie od Warszawy 80 minut pociągiem, to miasto swoim zapachem, wajbem, układem ulic, wyglądem zachowanych kamienic, podwórek i zakątków zdecydowanie bardziej przypomina Śląsk. Polskie Detroit, ciężko doświadczone przez transformację i upadek przemysłu włókienniczego, pogrążone w procesie ciągłej, hardkorowej depopulacji, zaczęło się jakieś 10 lat temu, dzięki fali funduszy unijnych i inwestycji międzynarodowych koncernów w powierzchnie biurowe, zauważalnie odbijać.

Momentem przełomowym było tutaj oddanie do użytku największego w Polsce, gigantycznego wręcz, dworca Łódź Fabryczna, który jest absolutnie i wspaniale przeskalowany, ale nadaje dzięki temu projektowi Nowego Centrum Łodzi, wraz z otaczającymi go obecnie biurowcami i pobliskim centrum techniki EC1, rozmachu rodem z science-fiction. Otwarcie nowej Fabrycznej przeniosło Łódź z kategorii „marszrutki pod dworcem we Lwowie” do kategorii „przebudowa Potsdamer Platz w 1997”, choć nie obyło się w tym procesie bez ofiar – zdemolowanie Hotelu Centrum, zlokalizowanego do roku 2014 przy ulicy Kilińskiego, naprzeciwko Soboru Aleksandra Newskiego, to architektoniczna zbrodnia przeciwko ludzkości, którą przebija jedynie wyburzenie Palast der Republik pod replikę Zamku Hohenzollernów z wbudowanym Humboldt Forum.  

podróże po Polsce: Łódź
podróże po Polsce: nieodżałowany Hotel Centrum w Łodzi

Jeśli nie wiesz co robić z jednym wolnym dniem, jedź do Łodzi, wysiądź na Fabrycznej, przejdź zamienioną w woonerf ulicą Romualda Traugutta w stronę Piotrkowskiej, mijając modernistyczny Łódzki Dom Kultury, a potem przetnij Piotrkowską i udaj się aleją Tadeusza Kościuszki w stronę Stajni dla Jednorożców i Parku imienia księcia Józefa Poniatowskiego. Wszystko po drodze będzie wspaniałe. Łódź to niespotykana w Polsce mieszanka dziewiętnasto- i wczesnodwudziestowiecznych, imperialnych kamienic, międzywojennego modernizmu, socjalistycznych biurowych klocków z lat 60 i 70 utrzymanych w stylu międzynarodowym (wariant „Czechosłowacja”), secesyjnych willi i architektury poprzemysłowej. Miejscami lśni, miejscami się rozpada, żyje.

W mieście znajduje się pełno zajebistych budynków, z gmachem Teatru Wielkiego i kosmicznym hotelem Andel’s, umieszczonym w dawnych halach przędzalni Izraela Poznańskiego włącznie, ale konkurs wygrywa stalinowski kolos do zabawy w Ghostbusters, czyli pochodzący z 1955 roku Wieżowiec Centrali Tekstylnej przy ulicy Sienkiewicza, mieszczący obecnie TVP3 Łódź.

podróże po Polsce:
podróże po Polsce:: Wieżowiec Centrali Tekstylnej w Łodzi

W tym momencie dwie główne stacje kolejowe w Łodzi, Łódź Fabryczna i Łódź Kaliska, łączone są budowanym tunelem średnicowym, zakładającym powstanie po drodze trzech nowych, podziemnych przystanków, a więc de facto przecięcie centrum miasta tunelem premetra. Śledzę postępy prac na youtubie, kibicuję inwestycji i na pewno wybiorę się dokonać tradycyjnej kontroli infrastruktury, gdy przystanki i tunel zostaną uruchomione.

Miejsce ma bardziej prawdziwy od Warszawy, brudny, przemysłowy vibe i jest najlepszym w Polsce, obok miast Konurbacji Górnośląskiej, miejscem, by poczuć 10 marca, że nagle zrobiło się piętnaście stopni, świeci słońce, wieje ciepły zachodni wiatr, a ziemia odmarza i wydziela ten najpiękniejszy wczesnowiosenny zapach. Trudno mi to dokładnie określić, ale przyjeżdżając z Warszawy do Łodzi mam wrażenie, jakby świat był tam jednocześnie spokojniejszy i generowany na głębszej rozdzielczości, albo zawierał więcej warstw symulacji.

Wycieczki kilkudniowe: Jelenia Góra

Mam też kilka rekomendacji na wycieczki kilkudniowe, wszystkie będące owocami zeszłorocznych ekskursji. Numer jeden: Jelenia Góra. Jeśli idzie o Karkonosze, turyści zazwyczaj jeżdżą do Szklarskiej Poręby, Świeradowa-Zdroju czy Karpacza. Jeżdżą tam, bo można tam jeździć na nartach. Ja jednak nie umiem jeździć na nartach i mam lęk wysokości, który każe mi robić pod siebie na różnego rodzaju wyciągach krzesełkowych. Nie ma więc powodów, dla których miałbym preferować Karpacze i Szklarskie Poręby, zamieszkałe przez 5 tysięcy osób każda, nad liczącą 80 tysięcy mieszkańców Jelenią Górę.

Jelenia Góra jest super. Jedzie się tam pociągiem – podróż w Warszawy trwa co prawda minimum 6 godzin, ale pod koniec wysiadasz na świeżo odrestaurowanym, XIX wiecznym dworcu w otoczonym wzgórzami poniemieckim mieście i od razu czujesz, jakbyś już nie był w Kansas, tylko w czymś co przywodzi na myśl Nadrenię skrzyżowaną z Turyngią i doprawioną odrobiną czeskiej, przemysłowej melancholii. Jesteś po prostu na terenie Rzeszy Niemieckiej, w urokliwym miasteczku pełnym barokowych kościółków, średniowiecznych kamieniczek, XIX-wiecznych pałacyków i typowych, myśliwskich dworków z porożami na ścianach i sznyclem z piwkiem w ofercie.

Gdzieniegdzie są co prawda ejtisowe i najntisowe plomby, ale plomby te nie rażą, uliczki zachowują kształt, a fasady – proporcje. Plomby obwieszone są często cudownymi, oldschoolowymi bannerami. CASIO. SEIKO. KODAK. PANASONIC. SKLEP MYDŁO-POWIDŁO: artykuły wyposażenia kuchni, garnki, rondle, wagi, szybkowary, wałki do ciasta, rozpylacze przemysłowe, fartuszki, kawiarki, czajniki, miksery i maszynki do mięsa. Uwielbiam takie sklepy, a Jelenia Góra wygląda jak dotowany przez rząd ze specjalnego funduszu rezerwat dla lokalnych biznesów z cyklu: księgarnia – pasmanteria – dzianiny – modniarstwo – serwis agd. Tak wspaniałych witryn nie widziałem od 20 lat. Dopiero wizyta w jeleniogórskim rezerwacie pozwala uświadomić sobie, w jakim stopniu Polska została przeorana standaryzacją wytwarzającą wszędzie te same Lidle, Rossmanny, Pepca, drogerie Hebe i Biedronki.

podróże po Polsce

Poza wspaniałym starym miastem, reprezentacyjną Aleją Wojska Polskiego (świeży remont, nowe oświetlenie, nowe pasy, nowe ścieżki rowerowe) Jelenia ma też kwartały trzypiętrowych kamienic z pierwszej dekady XX wieku, piękne międzywojenne poniemieckie wille skąpane w zieleni i, last but not least, cudowną dzielnicę uzdrowiskową Cieplice-Zdrój, z okazałym Pałacem Schaffgotschów i przylegającym do pałacu parkiem zdrojowym. Z miasta jak na dłoni widać Karkonosze z obserwatorium na Śnieżce włącznie, na górującej nad miastem górze znajdują się ruiny zamku Chojnik, a do wejścia do Karkonoskiego Parku Narodowego możesz sobie po prostu podjechać miejskim autobusem. Pasą się tu owce, stoją korty tenisowe, a na granicy miasta i parku narodowego znajdują się domy, których nie powstydziłyby się berlińskie dzielnice Wannsee i Zehlendorf. Mega im tej Jeleniej Góry zazdroszczę.

Zobacz również
Rave

podróże po Polsce z Wiesławcem: Pałac Schaffgotschów w Cieplicach

To miasto ma w sobie coś z idei Zauberberg i zdaje się tworzyć osobny mikrokosmos, z którego wyżyn reszta Polski, z Mielcami, Tarnobrzegami, Biedronkami w Ząbkach i centrami handlowymi w Markach, wygląda jak nieprzyjemny sen, z którego na szczęście możesz się tam wybudzić. Do tego mieliśmy szczęście spać w Jeleniej Górze w najlepszym, najwygodniejszym i, przede wszystkim, najbardziej uspokajającym airbnb w życiu.

Podróże po Polsce z Wiesławcem: Bielsko-Biała

Numer dwa: Bielsko-Biała. Obecnie Pendolino do Bielska jedzie z Warszawy 3 godziny 45 minut. Z Katowic dostaniemy się do Bielska pociągiem Kolei Ślaskich w godzinę z okładem. Czyni to z Bielska najbliższą, jeśli idzie o czas przejazdu, typowo górską destynację osiągalną z Warszawy. Dlaczego typowo górską? Bielsko-Biała to wszakże 170 tysięczne miasto na granicy historycznego Śląska i Małopolski, z silnym zapleczem przemysłowym (fabryka FCA, dawna FSM produkująca maluchy) i największym na Górnym Śląsku odsetkiem ludzi o wysokich dochodach i stanie posiadania. Podobno deal jest taki, że jak jesteś managerem wyższego szczebla, zatrudnionym w dużej spółce Katowicach, to najchętniej kupujesz sobie dom w Bielsku-Białej i – w razie potrzeby – raz czy dwa w tygodniu do Kato dojedziesz, a w Bielsku na co dzień siedzisz i chillujesz zgodnie z zasadą, że całe Bielsko jara zielsko.

Bielsko to typowo austro-węgierskie miasto, wyglądające miejscami jak miniaturka Pragi czy Lwowa, z klasycznym galicyjskim Ryneczkiem, imponującym teatrem, kamieniczkami, deptakami, masywnymi austriackimi gmachami szkół i budynków użyteczności publicznej oraz z niesamowitą, stanowiącą pozostałość międzywojennej Rzeczypospolitej, modernistyczną dzielnicą, wyglądającą jak skrzyżowanie górnego Mokotowa z krakowskim Zwierzyńcem. Obok moderny na ulicy Bohaterów Warszawy totalnie warto pochodzić po tak zwanym Bielskim Syjonie oraz dokładnie obadać położony na zachód od dworca PKP kwartał zwany „Małym Wiedniem”. Jeśli lubisz duże gmachy: sądów, liceów, koszar, szpitali, czy remiz strażackich, Mały Wiedeń jest dla ciebie. To jednak w tym przypadku, jak mawiają akwizytorzy w telezakupach Mango, nie wszystko.

podróże po Polsce

W Bielsku możesz bowiem wsiąść w autobus miejski, podjechać pod dolną stację kolejki gondolowej na Szyndzielnię, zapłacić 20 zeta za bilet i w 15 minut wjechać wagonikiem na górę o wysokości rzędu 1200 metrów nad poziomem morza. Na górze jest tak jak się można spodziewać. Cudowne czyste powietrze, błękitne niebo, zielone lasy, łąki, kamienie i szlaki zachęcające do udania się na kolejną górę (np. sąsiadujący Klimczok).

Bielsko i Jelenią Górę łączy istnienie na miejscu rozwiniętej kultury roweru górskiego. W efekcie, chodząc po zielonych łąkach z drepcącym obok piesem, w obu lokacjach jesteś mijany przez przez ubrane w kaski i koszulki z lajkry z numerami startowymi ekipy zawodników na MTB, z uporem maniaków cisnących pod górę na ustawieniu przerzutki 1-8. Wygląda to wszystko bardzo fajnie, jak miejsce gdzie sympatycznie się żyje, gdzie można zachować work-life balance i które udowadnia, że nie musisz kisić się na dwumilionowym blokowisku, żeby wmawiać sobie, że wygrałeś w ten sposób życie.

Ruda Śląska

Dla miłośników mocniejszych wrażeń w stylu Burial meets Massive Attack mam jeszcze jedną rekomendację ze Śląska. Jesteś w Gliwicach lub Katowicach, Tauzen uwielbiasz ale już go widziałeś. Co robisz? Nikiszowiec, bo tak napisali w ulotce o ciekawych zabytkach? Niee. No więc plan jest taki: wsiadasz w Koleje Śląskie (6 złotych), pociąg linii S1 i wysiadasz na stacji Ruda-Chebzie.

Z uznaniem i zaskoczeniem widzisz, że dworzec po remoncie został zamieniony w działającą bibliotekę. Opuszczasz jednak dworzec i udajesz się na południe, w stronę dzielnicy Nowy Bytom. Po drodze mijasz osiedle Kaufhaus, które wygląda jak połączenie familoków z czerwonej cegły z domem handlowym, gigantyczny industrial, który okazuje się być Hutą „Pokój” i dochodzisz do rynku. Obracasz się w prawo – tadam! Jest. Na przeciwległej pierzei rynku, obok urzędu miasta stoi kościół św. Pawła Apostoła, wyglądający jak połączenie Rathaus Neukölln z jakimś owadopodobnym pół-Gaudim z kosmosu, inspirowanym dodatkowo budowlami sakralnymi południowych Węgier w typie katedry w Segedynie.

podróże po Polsce - Ruda Śląska
podróże po Polsce z Wiesławcem: kościół św. Pawła Apostoła w Rudzie Śląskiej

Do Katowic wrócić możesz tramwajem numer 9, po drodze oglądając niesamowity księżycowy krajobraz najdziwniejszej metropolii w kraju.

Felieton nie obejmował rekomendacji miast takich jak Bydgoszcz, Elbląg, Przemyśl, czy Świdnica. Są one jednak również ze wszech miar i z różnych powodów godne polecenia. Na szczęście w naszym kraju zawsze znajdzie się jakieś obiecujące miejsce, w którym się jeszcze nie było. W tym roku na pierwszy ogień idzie u mnie trójkąt Kalisz – Gniezno – Leszno. Na pewno coś ciekawego się tam znajdzie. Zaś gdy faza krytyczna minie i kwiecień-plecień zainauguruje sezon wegetacji roślin, moim marzeniem jest pojechać na Dolny Śląsk, pozwiedzać te wszystkie Legnice, Bolesławce, Lwówki Śląskie, Kłodzka i Ząbkowice, a przy okazji wejść pierwszy raz w życiu na Ślężę. Fakt, że tam jeszcze nie byłem, to po prostu wstyd.

wszystkie felietony Wiesławca dla Going. MORE

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony