ABBA, Lil Uzi Vert i Fugees – powroty na jakie czekaliśmy i na które zasłużyliśmy
Jestem KONESEREM dobrego wzornictwa i architektury, miłośnikiem muzyki, perkusistą, didżejem,…
Kto nie robi przerwy, ten szybko traci nerwy, jak mówi stare polskie przysłowie. Trudno się z tym nie zgodzić. Życie w trasie, pod presją menedżerów, wydawców i innych facetów w garniturkach, pełne pokus trudnych do odmówienia, niesie za sobą pewne koszta.
Dlatego właśnie artyści często potrzebują zrobić sobie przerwę (jak choćby Lil Uzi Vert i ABBA). Często kończy się ona wygaszeniem działalności. A później… powrotem w glorii chwały. Czasem jest to zabieg marketingowy, czasem próba ratowania problemów finansowych, czasem jeszcze co innego, ale czy to ważne? Jak powrót udany, to co się czepiasz?!
Sprawdzajcie pięć najciekawszych powrotów ostatnich lat. Welcome back, guys.
Slowdive
Obok takich grup jak My Bloody Valentine, Ride czy Jesus & Mary Chain, angielski zespół zapisał się w kartach muzyki jako jeden z najważniejszych reprezentantów shoegaze’u . Ich druga płyta, Souvlaki, określana jest mianem kamienia milowego muzyki gitarowej lat 90. Nic dziwnego, bo faktem jest, że jest to wybitny album. Niedługo po nim światło dzienne ujrzało ich trzecie muzyczne „dziecko”, po czym… zespół zniknął na 19 lat.
Przez ten czas członkowie zespołu zajmowali się różnymi projektami, jednak fani czekali na reunion zespołu. Czy było warto? Na pewno, albowiem ich album-comeback, nazwany po prostu Slowdive, mimo że nie tak wybitny jak wspomniane Souvlaki, daje wiarę, że gitarowe granie jeszcze zupełnie się nie umarło.
ABBA
Na ten comeback czekał chyba cały świat. Wszyscy na wiele lat stracili wiarę, że ABBA kiedykolwiek powróci. Mimo że Benny Andersson przez cały ten czas twierdził, że tak naprawdę zespół nigdy się nie rozpadł. Ciężko jednak inaczej określić ponad 40-letnią przerwę. Tym bardziej, że była podsycana szeregiem plotek i pseudosensacji, jakoby członkowie grupy na przestrzeni kariery znienawidzili się nawzajem. Co najmniej połowa z tego pewnie jest nieprawdą, jak to bywa w przypadku takich rewelacji, ale faktem jest, że coś musiało się stać, skoro Szwedzi ponownie weszli do studia.
Czy pieniądze były tu kartą przetargową? Możliwe, biorąc pod uwagę rozmach towarzyszący comeback–trasie. Szkoda tylko, że singiel zwiastujący płytę Voyage nieco rozczarowuje, ale ok, poczekajmy jeszcze chwilę na resztę materiału. Parafrazując sam tytuł, let’s have some faith in ABBA. xD
HOLY OTHER
Może i najmniej znany artysta w tym zestawieniu, ale za to jaki! Niegdyś związany z nieistniejącą już wytwórnią (nad czym głęboko ubolewam!) Tri Angle Records, wydał do tej pory tylko jedną, acz genialną płytę, Held. Wielu producentów muzyki elektronicznej wypracowało przez lata specyficzne brzmienie, ale mało który zrobił to tak jak Holy Other. Prasa i blogosfera określała je jako witch house, ale to dużo głębsze i ciekawsze brzmienie, nie dające się sprecyzować jedną łatką.
A potema ziomeczek przepadł jak kamień w wodę na 11 lat, zostawiając mnie z ciepłymi wspomnieniami jednego z najlepszych setów, jakie kiedykolwiek słyszałem na katowickim OFF Festivalu. Na szczęście David Ainley wrócił i to w wielkim stylu. Singiel Lieve udowadnia, że artysta dalej jest w świetnej formie.
Lil Uzi Vert
To teraz być może najszybszy comeback w historii muzyki. Raper z Filadelfii, mimo młodego wieku, w bardzo szybkim czasie wspiął się na szczyt i zdobył ogromny following. Jarają się nim nie tylko w Stanach, ale też w Polsce. Świadczy o tym choćby fragment słynnych Schodków Maty, w których padają wersy, że (..) docierają do nas dźwięki słynnej piosenki Uzi Verta. Wydawać by się mogło, że w 2019 kariera rapera zaczęła nabierać coraz szybszego tempa. Tymczasem właściciel kryształu wszczepionego w czoło (pisaliśmy o tym tutaj) nagle ogłosił, że znika ze sceny i chcę się cofnąć do 2013 roku. Nie tylko on chciałby być młodszy i cofnąć się do czasów bez wszelkich trosk, hehehe.
Raper powrócił z nowym materiałem po… dwóch miesiącach z materiałem pt. Free Uzi. ogłaszając na Twitterze, że zmienił zdanie i [jeszcze] dwa albumy i koniec. Wierzymy! xD
Lauryn Hill i The Fugees
Zarówno pani Lauryn Hill jak i The Fugees zawiesili działalność na wiele lat. Powodów do rozstania było ponoć wiele, ale jak powodów jest wiele, to wiadomo, ze chodzi o pieniądze. Hill już kiedyś wpadła w konflikty z prawem przez rzekome nierozliczanie się ze swoimi współpracownikami.
Na dwudziestolecie legendarnej płyty The Miseducation of Lauryn Hill artystka postanowiła wrócić do koncertów i zaserwować fanom powrót do przeszłości. O jakości tych koncertów i legendarnie długich opóźnieniach powiedziano już wszystko, ale jednego nie można jej odmówić – iskra tamtej Lauryn dalej gdzieś tam się tli. Niegdysiejsza liderka Fugees przypomniała sobie o swojej miłości do muzyki i namówiła Wyclefa Jeana i Prasa Michela do powrotu. Na owoce tego powrotu musimy jeszcze trochę poczekać, ale kto nie jara się wizją usłydzenia Ready or Not na żywo?!
Jestem KONESEREM dobrego wzornictwa i architektury, miłośnikiem muzyki, perkusistą, didżejem, (jeszcze) niespełnionym producentem i (jeszcze bardziej) niespełnionym projektantem graficznym. Wyznaję słowa Milesa Davisa, który stwierdził, że “życie bez muzyki byłoby niczym”. Od kilku lat przewodzę kolektywom SONDA i SOJUZ, które skupiają didżejów i didżejki z Polski i Europy Wschodniej, tworząc bezpieczne, wolne od uprzedzeń imprezy, prezentujące różne oblicza muzyki elektronicznej.