Beyonce prezentuje utwór „My House”. Usłyszymy go w filmie „Renaissance”
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
– Zawsze będę cię kochać, ale nigdy nie będę oczekiwać, że to odwzajemnisz, jeśli nie pokochasz siebie – deklaruje artystka w połamanym, trapowym manifeście.
Dziś, 1 grudnia, w kinach na całym świecie odbywają się pierwsze pokazy długo wyczekiwanego filmu koncertowego Beyonce. Data jego premiery nie jest przypadkowa. Artystka zadedykowała ją swojemu wujkowi Johnny’emu, który wprowadził ją świat kultury czarnej społeczności, muzyki disco i kultury ballroomu. Mężczyzna zmarł przedwcześnie na AIDS, gdy choroba należała jeszcze do tematów tabu, a działania profilaktyczne były nieobecne w szerokim obiegu. On i inne ofiary wirusa HIV są upamiętniane właśnie na początku ostatniego miesiąca w roku.
Blisko dwuipółgodzinne Renaissance może okazać się nie lada gratką dla fanów Beyonce. Wokalistka zdążyła już wielokrotnie udowodnić, że umie tworzyć filmy koncertowe. Na duży ekran przeniosła już wspomnienia z The Beyonce Experience Live, I Am… World Tour oraz rezydencji Revel Presents: Beyonce Live w hotelu Revel Atlantic City. Tak zdobyte doświadczenie pomogło jej ukazać wyjątkowość ostatniego tournée z wielu perspektyw.
The Prodigy zmieniło tekst swojego kontrowersyjnego utworu. Czy artyści zrobili to w obawie przed konsekwencjami, czy z przekory?
Audiowizualna uczta
Z jednej strony królowa popu sportretowała produkcyjny rozmach samych koncertów, na których łącznie bawiły się nawet trzy miliony osób. Dwa występy – 27 i 28 czerwca – zorganizowano na warszawskim Stadionie Narodowym – Śpiewała ok. 30 piosenek, przeplatając nowości z albumu „Renaissance” szlagierami pokroju „Crazy in Love”, „Diva” oraz „Run the World (Girls)”. Muzykę dopełniała świetlnymi wizualizacjami, fajerwerkami i dopracowaną choreografią – opowiadaliśmy o show na początku października. Choć Queen Bey grała pierwsze skrzypce, chętnie łączyła na żywo siły z równie popularnymi wykonawcami. Przez scenę przewinęli się m.in. jej mąż Jay-Z, Megan Thee Stallion, Kendrick Lamar i Diana Ross.
Duchowe przeżycie i moc emocji
Renaissance to jednak także te migawki z trasy, które nie były dotąd dostępne zwykłym śmiertelnikom. Kamera śledziła artystkę tuż przed wyjściem do dziesiątek tysięcy widzów. Ostatnie przymiarki, rozgrzewanie głosu i gorączkowe sprawdzanie, czy aby na pewno o niczym się nie zapomniało, przypominają, że Beyonce wciąż jest człowiekiem z krwi i kości. Gotowość do odsłaniania emocji przez gwiazdę zdążyli już wychwycić recenzenci, którzy przedpremierowo zapoznali się z dokumentem. – To niemal duchowe przeżycie w swoich najbardziej ekstatycznych momentach – przekonuje Angie Han z The Hollywood Reporter. Mark Olsen z Los Angeles Times zwraca uwagę na to, że w filmie nie zabrakło też miejsca na czułość piosenkarki względem swojej córki, 11-letniej Blue Ivy Carter.
Manifest kobiecej siły
Wczoraj okazało się, że dokument kryje jeszcze jedną niespodziankę. Jego napisom końcowym akompaniuje niepublikowana wcześniej piosenka My House. Lubimy artystkę w takim wydaniu: zadziornym, szczerym i bezpardonowym. Na połamanym, trapowym beacie skleconym przez Teriusa The-Dream Gesteelde-Diamanta wraca do dzieciństwa spędzonego w Houston. Tekst stanowi także emanację kobiecej siły, intuicji i miłości, choć raczej tej ukształtowanej i świadomej, a nie labilnej. Sama oprawa wizualna singla zdaje się tylko przyklaskiwać takiemu przesłaniu. Beyonce wygląda na jego okładce jak bezwzględna, nieznająca głosu sprzeciwu bohaterka filmu sci-fi.
Dokument w Polsce wyświetlają trzy sieci multipleksów: Cinema City, Multikino oraz Helios. Bilety, podobnie jak na pokazywaną wcześniej produkcję Taylor Swift, rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Wygląda na to, że przeżywamy renesans (a może Renaissance?) filmów koncertowych.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.