Bone smashing, czyli rzeźbienie twarzy młotkiem. Ten tiktokowy trend lepiej wybić sobie z głowy
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
– Szczerze mówiąc, nigdy nie spodziewałem się, że będę musiał mówić cokolwiek podobnego. Ale cóż, proszę, nie róbcie tego celowo – przekonuje chirurg plastyczny Prem Tripathi.
Pomysłów na to, żeby mężczyźni poprawili swój wygląd, nie brakuje. Jedni poddają się rozmaitym zabiegom pielęgnacyjnym, inni chodzą na siłownię i przygotowują zdrowe posiłki. W Internecie cała gama podobnych praktyk wpisuje się w definicję tzw. looksmaxxingu. – Niektórzy ludzie angażują się w nie, żeby poczuć się pewniej lub poprawić swój status społeczny. Chcą też podwyższyć poczucie własnej wartości – przekonuje Dean Robertson, twórca osobnej strony internetowej poświęconej zjawisku. Biznesmen sprzedaje plany treningowe i ochoczo dzieli się radami o podłożu psychologicznym.
Z nawyku w niezdrową obsesję
Looksmaxxing, które po polsku przetłumaczylibyśmy jako maksymalizowanie wyglądu, co do zasady jest pozytywnym zjawiskiem. W końcu nie ma nic złego w dbaniu o zdrowie czy sylwetkę. Problem w tym, że niektórzy internauci zaczynają mieć na tym punkcie obsesję. Szczególnie mocno daje się to zauważyć w środowisku inceli, czyli osób deklarujących się jako niezdolne do znalezienia romantycznej i seksualnej partnerki. Wierzą oni, że kobiety wybierają jedynie atrakcyjnych, obdarzonych najlepszymi genami samców. Będąc przekonani o własnej brzydocie, przelewają swoje frustracje na płeć przeciwną. Zamykają też się w sobie – popadają w depresję, a ci o większym samozaparciu zamiast akceptacji rozpaczliwie próbują zmienić swoje położenie. Mniej i bardziej konwencjonalne rozwiązania podrzuca im TikTok.
Boraks służy jako detergent do prania, a ludzie mimo to go piją. TikTok nie po raz pierwszy zaskakuje
Na zakola ma zaradzić przeszczep włosów, na wątłą sylwetkę – ćwiczenia siłowe. Nieco więcej trudności przysparza modelowanie fizjonomii, żeby wyglądać atrakcyjniej. Największą skuteczność mają operacje plastyczne, jednak dla większości osób pozostają nieosiągalne finansowo. Trzeba radzić sobie domowymi sposobami. – Jednym z nieinwazyjnych sposobów looksmaxxingu jest zapuszczenie brody i „wykonturowanie” nią twarzy tak, żeby ukryć cofniętą szczękę lub mało kanciaste kości żuchwy – piszą w książce Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności Aleksandra Herzyk i Patrycja Wieczorkiewicz. Autorki na liście sposobów wymieniają także bone smashing. Mimo wielu kontrowersji trend cieszy się niesłabnącą popularnością. Materiały opatrzone tym hashtagiem obejrzano na TikToku ponad 270 milionów razy.
W pogoni za komplementami
Założenie jest proste. Propagatorzy tego rozwiązania sugerują, że należy systematycznie obijać się ciężkim przedmiotem po twarzy. Może to być gruba książka, zaciśnięta pięść albo młotek. Dzięki takim zabiegom struktury kostne mają nabrać satysfakcjonujących kształtów. Szczęka stanie się kwadratowa, a kości policzkowe i łuki brwiowe – silniej zaznaczone. Utrapieniem przestanie być zbyt długi, wystający nos, dla wielu mężczyzn będący piętą achillesową. – Kiedyś wyglądałem jak podczłowiek, a moje kości policzkowe były okropne. Teraz słyszę, że przypominam modela, a do tego dostaję komplementy od ludzi w prawdziwym życiu – nie kryje zadowolenia jeden z anonimowych propagatorów bone smashingu. – To jest wyjątkowo skuteczne. Spojrzałem dziś rano w lustro i aż się przeraziłem, że zaszła tak drastyczna zmiana – wtóruje mu inny.
Piękno przypłacone ryzykiem
Rozmówcy portalu Know Your Meme zastrzegają jednocześnie, że pomysł nie jest bez wad. – Jeśli podejdziesz do tego w nieprawidłowy sposób, możesz uszkodzić nerwy albo nawet stracić wzrok. Innym efektem ubocznym są krwawienia lub wstrząśnienia mózgu – przekonuje użytkownik ukrywający się pod nickiem @Julian111. Zdaje się, że marginalizuje przy tym zagrożenie. Odpowiednia technika oraz suplementacja diety, m.in. w witaminę K2 albo D3, zrobi swoje. Dla poprawy samooceny i przyciągnięcia potencjalnych partnerek jest gotowy zaryzykować.
Eksperci oceniają sprawę zdecydowanie ostrzej. Według dr. Prema Tripathiego, chirurga plastycznego, trzeba natychmiast ukrócić praktykowanie bone smashing. – Szczerze mówiąc, nigdy nie spodziewałem się, że będę musiał powiedzieć coś podobnego. Ale cóż: proszę, nie łamcie celowo kości twarzy – apeluje na swoim TikToku. Jak tłumaczy, złamane albo pęknięte kości zrosną się same, ale nie zawsze w prawidłowy sposób. Tym samym doprowadzą do oszpecenia śmiałka, skutkując efektem odwrotnym od oczekiwanego. – Jeśli w genach nie masz zapisanej silnie zarysowanej linii szczęki, najpewniej musisz udać się do specjalisty – podkreśla. Bruce Y. Lee z Forbesa przypomina jeszcze, że twarz nie składa się z samych kości. Jej budulcem są także tkanki miękkie oraz łączne, które częściej ulegają uszkodzeniu. Siniak będzie w tym przypadku najmniejszym powikłaniem.
Teorie wyssane z palca
Bone smashing z założenia kryje jeszcze jeden problem. Oprócz tego, że utrwala nieosiągalny wzorzec męskości, to odwołuje się do już dawno obalonej naukowo frenologii. Zgodnie z popularnym w XVIII i XIX wieku poglądem określony kształt czaszki, a także obecne na niej wklęsłości i wypukłości, świadczą o psychice oraz inteligencji jej posiadacza. Takie wnioskowanie leżało u podstaw wielu stereotypów rasowych i płciowych. Wspieranie się takimi tezami nie powinno stanowić sposobu na sprostanie oczekiwaniom potencjalnych partnerek. Co bowiem w sytuacji, gdy ustawiczne uderzanie młotkiem nie przyniesie zamierzonego rezultatu? Oby wówczas nie pojawił się kolejny kontrowersyjny trend.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.