Czytasz
Carpigiani: Gaijin Blues opowiadają o swoim debiutanckim albumie

Carpigiani: Gaijin Blues opowiadają o swoim debiutanckim albumie

Carpigiani Gaijin Blues Going. bilety

“Gaijin Blues II” to koncept album, fikcyjna japońska gra RPG, w której słuchacze i słuchaczki kompletują drużynę, zbierają przedmioty i odkrywają tajemnicę o prawdziwej i koszmarnej naturze energii zasilającej ich świat.

Ten album to także hołd – muzyczny, wizualny i fabularny – oddany klasycznym grom w rodzaju Final Fantasy VI, Chrono Trigger czy Dragon Questa. Album nagrywaliśmy w naszym lochu na Wyspie Tamka około półtora miesiąca, ale wiele zrębów i szkiców mieliśmy już wcześniej. To przygoda dla uszu i chcielibyśmy, żeby publiczność bawiła się tak dobrze słuchając, jak my nagrywając.

Dobre, bo polskie? U nas znajdziesz tego pełno!

The Mining Town Of Kakariko

Paweł: W trakcie prac nad albumem oprócz tego, że pracowaliśmy razem w studiu, każdy coś tam czasem dłubał w domu. Znalazłem bardzo fajny loop na jednym z 7” winyli z muzyką tradycyjną, które przywiozłem z Japonii i postanowiłem zrobić jakiś szkic wokół niego. Szybko powstała syntezatorowa baza – dzięki wtyczce vst udającej kultowy syntezator Juno-106, dograłem też rozleniwioną gitarę basową i zrobiłem podstawowy bit, odwołujący się do stylistyki UK funky. W studiu już razem z Michałem mocno go rozbudowaliśmy – on nagrał rewelacyjne partie syntezatorów na Arturii MatrixBrute, pojawiło się więcej elementów rytmicznych i gitara elektryczna. 

Zależało nam na tym, żeby utwór otwierający album był bardzo barwny, ale i reprezentował mniej więcej to, co będzie dalej – stąd i trapowy bit, i trochę bardziej surferska gitara na koniec i różne zmiany klimatu. Chcieliśmy też wywołać poczucie wyruszania na przygodę – w końcu to początek opowieści. Inspirowaliśmy się soundtrackami z japońskich RPG-ów także dlatego, że potrafią fenomenalnie wywoływać epicką atmosferę i budować klimat wyprawy – i dla mnie ten numer jest najbardziej przygodowy. Zresztą w wersji na żywo lubię go jeszcze bardziej, bo przeciągamy niektóre partie, a bit jest jeszcze bardziej taneczny.  Zabawne jest to, że ktoś napisał do nas, że chyba dostał zepsutą płytę, bo słyszy jakieś trzaski w tym utworze – no cóż, winyl, z którego pochodzi sampel nie był w najlepszym stanie. Ale lubimy brudne dźwięki i wykorzystujemy takie dźwiękowe niezgrabności do swoich celów.

Bahamut (The Town Provider)

Michał: Najstarszy utwór z całej płyty, nagrany jeszcze w październiku 2017 roku, czyli grubo przed ukazaniem się naszej pierwszej EP-ki. Z uwagi na rozlazły, nagrany z palca bit, rubaszne sample i stan, w jakim dogrywaliśmy perkusjonalia, lubimy mawiać, że prezentujemy tutaj styl pijanego mistrza. Utwór jest dosyć prosty i powstał bardzo szybko, wydaje mi się, że były to dwie sesje w 2017 roku, plus małe szlify już podczas domykania albumu. Podobnie jak w przypadku utworów z EP-ki, sample grają tutaj pierwsze skrzypce, największą naszą inwencją jest mały flecikowy hook z Ki-stacji, czyli mojego wysłużonego syntezatora koncertowego. To, że zaliczyliśmy z tym utworem nasz pierwszy i jak dotąd ostatni alkoholowy eksces w studio raczej nie jest najbardziej chlubną historia, ale tamta noc jest godna uwagi jeszcze z innych powodów – gdy skończyliśmy maltretować instrumenty, zabraliśmy się za słuchanie muzyki i właśnie wtedy, dzięki Pawłowi, po raz pierwszy usłyszałem utwór “Cosmic Significance” Spectral Lore, który odmienił moje życie na zawsze. Następnego dnia rano obudziłem się z krwawiącym lewym uchem (dosłownie, to nie żadna metafora) i po powrocie ze szpitala rozpocząłem zupełnie nowy rozdział w mojej muzycznej twórczości. Ale o tym cicho sza.

Gaijin Blues Carpigiani

Puff-Puff

Michał: Koncepcja tego utworu jest starsza niż sam Gaijin Blues, zrodziła się podczas jednej z moich wizyt w HMV Records w Tokio. To właśnie tam znalazłem płytę z okładką utrzymaną w mydlanych barwach, przedstawiającą fioletowowłosego młodzieńca otoczonego kwiatami i stojącego na tle księżycowego nieba, wszystko narysowane w słodkim stylu Shōjomanga z lat osiemdziesiątych. Istotnie, na krążku mieściła się ścieżka dźwiękowa do mangi dla dziewczynek – tak, soundtrack do komiksu, czy ktoś jeszcze nagrywa takie rzeczy?

Zakochałem się w tej płycie jeszcze przed położeniem jej na talerzu, a gdy igła ostatecznie zaczęła sunąć po jej rowkach, zacząłem przeżywać prawdziwie muzyczno-miłosną ekstazę. Już wtedy wiedziałem, że ta malutka bajowa miniaturka, oparta na marimbie, onirycznym wokalu i rytmie bossa nova zasługuje jak żadna inna, by dać jej drugie życie. Pomysł wcieliłem w życie równo dwa lata później, gdy prace nad “Gaijin Blues II” trwały w najlepsze. Chyba ze względu na mój intymny stosunek do tego sampla, wyszło tak, że większość utworu zrobiłem sam, przez co jest to chyba najmniej „gaijinowy” ze wszystkich naszych utworów. Paweł dodał od siebie dubstepowy halftime i ciężką stopę, wspólnie robiliśmy też ostateczny aranż i miks. Jako ciekawostkę można dodać, że podczas pierwszej wspólnej sesji poświęconej temu utworowi w studiu był z nami obecny Bartek Kruczyński, nie przyłożył jednak bezpośrednio swojej mistrzowskiej ręki do tego kawałka.

Professor Tatsuro Kensu

Paweł: Chyba najbardziej symbiotyczny numer na płycie, na którym wyraźnie słychać oba nasze własne style połączone w jeden. Zaczęło się od sampla z Tatsuro Yamashity, który przywodził nam na myśl bossa novę. Pocięliśmy go na tanecznym, lekko house’owym bicie. Szybko pojawiły się akordy od Michała, ja dograłem gitarę basową i solówkę na niej, która chyba trochę udaje gitarę elektryczną. Najfajniej rejestrowało się partię perkusyjną – Michał naprawdę wleciał w groove i aż miło się słuchało, jak bębni. “Professor…” to też najbardziej wyraźna wizytówka tego, jak powstaje nasza muzyka – bardzo często od sampla, który dostaje taneczny bit, następnie dogrywamy perkusyjne partie i kolejne warstwy syntezatorów. Lubimy też radykalne albo nieoczekiwane zmiany w kawałkach – nazywamy je twistami fabularnymi i tutaj tę rolę pełni dubowe zwieńczenie. Nie jest tak, że traktowaliśmy ten utwór po macoszemu – ale kompletnie nie spodziewaliśmy się, że to właśnie on będzie najmocniej rezonował z ludźmi. Jeśli obstawialiśmy, co może mieć potencjał na hit, to raczej było to “Puff-Puff”. Ostatecznie to “Professor…” podbija serca, ale jak słucham tego utworu z perspektywy czasu, w sumie rozumiem czemu. 

Mementos (Prison)

Michał: Pierwszy z serii 3 utworów, których szkice powstały jeszcze w październiku 2018 roku, na potrzeby naszych pierwszych koncertów w Londynie. przez długi czas używaliśmy tego wałka jako koncertowego intra – mroczne dzwoneczkowo-orkiestrowe sample ze starego anime o mechach, do tego dużo szumu na kiju deszczowym i janczarach, niespokojny flet i ciężki dubowy bit – wszystko to tworzyło bardzo gęsty, szamański nastrój. Jeśli zastanawialiście się kiedyś, co to takiego to PlayStation Yoga Music, to ten utwór (oraz ostatni na LP) są stylistycznie najbliższe temu projektowi. Kawałek ten, jako otwierający stronę B płyty, pełni rolę interludium – po słonecznej i beztroskiej stronie A historia nabiera poważniejszego tonu, bohaterowie zaczynają odkrywać mroczne sekrety i trafiają do więzienia. W naszej narracji ten utwór jest momentem największego dołu, dosłownie i w przenośni. Tytułowe Mementos to w Personie 5 podziemna metapsychiczna i metafizyczna lokacja, powstała ze zbiorowej nieprawości ludzkich serc. Jak widać, metodę samplingu stosujemy również poza warstwą muzyczną naszych utworów.

czytaj dalej: Nie tylko Quebonafide – przypominamy równie ikoniczne metamorfozy

Mako Energy

Michał: Kolejny utwór wyjammowany na żywo, a dopracowany w studio, gdzie w kilku etapach dodawaliśmy kolejne warstwy i motywy. Ze wszystkich utworów na płycie ten przeszedł najdłuższą drogę, dzięki czemu jest, w moim odczuciu, najbardziej kompleksowy i zaskakujący. Zaczęło się od kilku sampli, po raz kolejny źródłem była płyta z soundtrackiem do anime o mechach w kosmosie. Paweł zrobił do tego grime’owy bit w swoim stylu, a ja dogrywałem coś na przeszkadzajkach, w pierwotnej wersji używałem głównie kastanietów. Potem, nie jestem pewien czy na próbie, czy już na którymś z pierwszych londyńskich koncertów, wpadłem na pomysł, by do tych groźnych, militarnych smyków z sampla dogrywać coś na flecie, a dokładniej na 1/3 fletu, czyli na samym gwizdku. Efekt był taki, że po naszym drugim koncercie Łukasz Wojciechowski z Astigmatic Records (który zapewniał nam wtedy podłogę i materace do spania, a także bajgle i awokado na śniadanie, jesteśmy wdzięczni dozgonnie :3) powiedział, że musimy koniecznie nagrać i wysłać mu „ten wałek z fletem”, bo chce go na jakąś składankę. Tak też zrobiliśmy, po powrocie do Wrocławia szybko nagraliśmy to na setkę u Pawła w domu. Temat składanki ostatecznie upadł, ale szkic studyjnej wersji utworu mieliśmy gotowy. Wróciliśmy do niego parę miesięcy później, już w końcowej fazie pracy nad LP. Wtedy też dograliśmy galopujące kotły i do samplowanych bongosów dodaliśmy nasze. Prawdziwy szał nastąpił zaś w momencie, gdy do akcji wkroczyła Arturia MatrixBrute. To właśnie ten syntezator wprowadził do utworu grime’ową basową bułę i orientalizujące (ni to japońskie, ni to arabskie) melodie, które wymieniają się z wojowniczym fletem. W naszej fikcyjnej grze ten utwór to walka z głównym bossem – to chyba dosyć oczywiste.

Leaving Schwarzwelt

Paweł: Bardzo lubimy juke/footwork, ale lubimy też heavy metal. Nie pamiętam, gdzie dokładnie znaleźliśmy pętlę z gitarami i dziwną, prog-rockową rytmiką, ale długi czas stanowiła dla nas podstawę pod koncertowy wygrzew – w zasadzie od pierwszego występu. Zrobiłem pod nią nawiązujący do footworku bit, a Michał dość szybko zaczął pod to improwizować na obręczach bongosów na koncertach. Wiedzieliśmy, że to musi wejść na płytę, ale na razie to było bardzo bazowe. Już w studiu dograliśmy więcej instrumentów perkusyjnych, zagrałem luźniejszą partię gitary, a Michał marimbę zapowiadającą ostatni utwór na płycie – ten album to opowieść, a poza okładką winyla i Bandcampem ludzie mogą nie dotrzeć do fabuły “Gaijin Blues II”, więc staraliśmy się oddać ją muzyką. “Leaving Schwarzwelt” jest w moim odczuciu drugim najbardziej narracyjnym kawałkiem na płycie, zaraz po “Mako Energy”. To ucieczka z walącego się kompleksu więzienno-przemysłowego, groźna akcja z promykiem nadziei na końcu.

Grief, the aftermath and a faint hope

Paweł: Wiedzieliśmy, że album musi skończyć długi, balearyczny numer oscylujący wokół 100 BPM. Wiedzieliśmy też, że muszą się w nim znaleźć gitara, marimba i flet. Mając tę wiedzę, z nagraniami poszło nam zaskakująco gładko – to także utwór, w którym nie ma żadnego sampla. Celowaliśmy w melancholijny i bajkowy nastrój, ale z nutką niepokoju – co prawda drużynie udało się pokonać zło, ale za wysoką cenę.

“Gaijin Blues II” ma ekologiczny przekaz – Bahamut, maszyna, która zbierała energię z planety dla ludzi okazała się niszczącą świat pułapką, a koncern energetyczny po prostu oszukiwał społeczeństwo twierdząc, że pobiera bezpieczną energię. Świat w formie, jaką znali bohaterowie i bohaterki się skończył, na gruzach ekologicznej katastrofy należy zbudować coś nowego. Ale jak to zrobić? Muzyczna rozsypanka na koniec nie daje odpowiedzi. Katastrofa klimatyczna to coś, co wpędza mnie w straszny nastrój codziennie, ale zawsze staram się zachowywać odrobinę nadziei i ten utwór jest też o tym.

czytaj dalej: 8 przedziwnych filmów dla fanów surrealizmu, absurdu i groteski

Zobacz komentarze (0)

Odpowiedz

Your email address will not be published.

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone