Czytasz
Disney umieścił w „Było sobie studio” 543 postacie ze swoich filmów. Rozpoznacie je wszystkie?

Disney umieścił w „Było sobie studio” 543 postacie ze swoich filmów. Rozpoznacie je wszystkie?

W jubileuszowej produkcji, która powstała na 100. urodziny amerykańskiej firmy, animowani bohaterowie przechadzają się po jej siedzibie. Bambi spotyka Piotrusia Pana, Kubuś Puchatek usiłuje wygramolić się z obrazu.

Wszystko zaczęło się w 1923 roku. Walt Disney ukończył prace nad krótkometrażówką Alice’s Wonderland, którą wyprodukowała jego wytwórnia Laugh-O-Gram Studio. W podobnym czasie przedsiębiorstwo zaczęło mieć tarapaty. Filmy nie przynosiły spodziewanych zysków, brakowało pomysłów na odbicie się od dna. Kres cierpieniom położył wniosek o bankructwo. Sam Disney postanowił wówczas szukać szczęścia poza Kansas City, w Hollywood. Połączył siły ze swoim starszym bratem Royem, który dochodził do zdrowia po przebytej gruźlicy. Choć początki nie należały do najłatwiejszych, pierwszy sukces przyszedł już pięć lat później. Widzowie poznali wtedy Myszkę Miki, w ślad za którą poszły inne uwielbiane postacie. Jeszcze przed II wojną światową na duży ekran trafili m.in. pies Pluto, Goofy i Kaczor Donald.

Nawiedzony dom z 1929 roku to jedna z pierwszych kreskówek, w których pojawia się Myszka Miki

Franczyza królów rozrywki

Dziś bez Disneya (lub, jak kto woli, The Walt Disney Company) trudno wyobrazić sobie współczesną rozrywkę. W ubiegłym roku firma zatrudniała ok. 220 tysięcy pracowników i wygenerowała prawie 83 miliardy dolary pzychodów. Produkowanie filmów pod własnym szyldem stanowi tylko część jej działalności. Oprócz tego przejęła inne studia (m.in. Pixar, Lucasfilm, 20th Century Studios, Searchlight), stacje telewizyjne i sieć kablową ABC. W Paryżu, Kalifornii, Tokio i Hongkongu turyści bawią się w jej tematycznych parkach rozrywki. Zarówno tam, jak i w innych krajach niedawno uruchomiono też silnego konkurenta dla HBO Max i Netfliksa – platformę streamingową Disney+.

Disney+ przywitało pierwszych subskrybentów jesienią 2019 roku. W Polsce usługę udostępniono w czerwcu ubiegłego roku

Podobne sukcesy można by wymieniać bez końca. W związku z setnymi urodzinami Disney stanął więc przed nie lada wyzwaniem. Jak celebrować tak złożoną i barwną historię, żeby o niczym nie zapomnieć i z nową energią wejść w kolejny wiek działalności? Firma nie udzieliła jednej odpowiedzi na to pytanie i postanowiła uczcić swoją okrągłą rocznicę na wiele sposobów.

Ścieżka dźwiękowa gry Stardew Valley na żywo? Takiej trasy koncertowej jeszcze nie było!

Świętować na wiele sposobów

Do sprzedaży trafiły okolicznościowe gadżety – od maskotek, przez figurki, aż po ubrania. W Londynie i Chicago odwiedzimy wystawę przypominającą o przełomowych momentach z historii przedsiębiorstwa. Do kin ponownie trafiają największe familijne i animowane klasyki: Król Lew, Toy Story oraz Iniemamocni. Nas szczególnie urzekł też pomysł na Było sobie studio. Dziewięciominutowa produkcja Dana Abrahama i Trenta Correya miała premierę na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Animowanych w Annecy, a teraz zasiliła katalog platformy streamingowej Disney+.

Sprawdź też

Film łączy ze sobą ujęcia ze świata rzeczywistego i animację komputerową. Jego akcja rozgrywa się w kalifornijskim Burbank, gdzie mieści się siedziba Walt Disney Animation Studios. Znane i lubiane postacie, podobnie jak w Harrym Potterze, ożywają z obrazów. Nie dość, że zaczynają ze sobą rozmawiać, to opuszczają ramy i zaczynają przechadzać się po korytarzach. Mają wspólny cel wędrówki: chcą zrobić sobie pamiątkowe wspólne zdjęcie. – Wszystkim, którzy puszczali wodze fantazji, śmiali się i marzyli razem z nami: Dziękujemy! – deklarują przed kamerą.

Mijają dni i lata, a Kubuś Puchatek wciąż ma problemy z wydostaniem się z co bardziej ciasnych miejsc / kadr ze zwiastuna Było sobie studio / Disney+

Duch nostalgii

W Było sobie studio pojawiają się aż 543 postacie powołane do życia przez Disneya. To choćby Pinokio, Moana, Kopciuszek, Quasimodo, Robin Hood, Królewna Śnieżka, Aladyn i Pocahontas. Niektóre z nich zaprojektowano w duchu ręcznie rysowanej animacji, inne to czysty CGI. Co ważne. w anglojęzycznej wersji dialogowej głosu bohaterom użyczyli znani aktorzy. Jeremy Irons znów stał się lwim Skazą, a John C. Reilly – Ralphem Demolką. Łezkę wzruszenia można uronić przy usłyszeniu kwestii wypowiadanych przez Dżina. Spadkobiercy po zmarłym Robinie Williamsie zgodzili się na udostępnienie fragmentów nagrań jego głosu. – Kiedy pracujemy nad jakimkolwiek filmem animowanym, wykonujemy serię prób. Dzięki temu udało nam się znaleźć takie ścieżki dialogowe, które pasowały do naszego filmu opowiada w rozmowie z portalem Polygon jedna z producentek krótkometrażowki, Yvett Merino.

Copyright © Going. 2021 • Wszelkie prawa zastrzeżone