– Moi znajomi i rodzina uważają to za coś dziwnego – zdradził nam Łódzki Windziarz. Mimo to niestrudzenie prezentuje na TikToku kolejne dźwigi.
Od dłuższego czasu przy warszawskim pl. Trzech Krzyży, pl. Piłsudskiego albo na zatłoczonych ulicach Wilanowa zbierają się tłumy nastolatków. Niektórzy są wyposażeni jedynie w smartfony, inni na poważnie podchodzą do sprawy i koczują z aparatami przymocowanymi do statywów. Wszyscy mają jeden wspólny cel – chcą uchwycić na zdjęciu luksusowe samochody. – Przygazuje pan? Daj mu, daj mu – proszą kierowców niektórzy odważniejsi pasjonaci. Gdy ktoś się zgodzi, zarejestrują gromki ryk pobudzonych koni mechanicznych.
Elevator spotting: podróże bez wychodzenia z budynku
To, co dzieje się w prestiżowych lokalizacjach stolicy, Anglicy określają mianem carspottingu. Trend stanowi część większego zjawiska, jakim jest sam spotting. Fascynacja cudami techniki skłania ludzi do gonitwy za rozmaitymi środkami transportu. Trainspotterzy śledzą pociągi, plainspotterzy krążą wokół lotnisk, żeby złapać samoloty, a tubespotterzy rezydują całymi dniami w metrze. Nieoczywistą odnogę tej aktywności stanowi elevator spotting. Windy teoretycznie pozwalają nam się przemieszczać, ale w praktyce znajdują się wewnątrz budynków. Taki dysonans nie stanowi jednak problemu dla entuzjastów, którzy w pocie czoła dokumentują przejazdy dźwigami, sprawdzają ich specyfikację techniczną i szukają ciekawostek. Niestraszne byłoby im nawet utknięcie w szybie, co dla klaustrofobików brzmi przecież jak najczarniejszy scenariusz.
Bodziec? Wymiana windy
O nietypową pasję pytam właściciela tiktokowego konta Łódzki Windziarz. Filmy 13-latka, które stopniowo zdobywają coraz większą popularność, wyglądają dość podobnie. To nagrania z przejazdu między piętrami, najczęściej opatrzone krótkim objaśnieniem i komentarzem. – Szczerze mówiąc, nie wiem, skąd mi się to wzięło. Pamiętam, że w grudniu 2022 roku wymieniano windy w bloku mojej koleżanki. Później dostaliśmy wiadomość o podobnej akcji od naszej spółdzielni – przywołuje swoje początki chłopak. Po wizycie w znajomych budynkach zaczął zataczać jeszcze szersze kręgi. Dziś krąży po całym mieście.
Ciekawiło mnie, jakim kluczem doboru wind kieruje się Łódzki Windziarz. – Przede wszystkim interesuję się ich stanem technicznym. Cenię też design, ale w mniejszym stopniu. Na pewno istotna jest szybkość, zwłaszcza w 10-piętrowych budynkach – tłumaczy. Według niego jakość dźwigów pozostawia jednak wiele do życzenia. – Większość, którymi jeździłem, jest utrzymana w średnim stanie. Jedna, przy al. Wyszyńskiego 40, była tragiczna – zdradza.
Polacy za mało się śmieją. Królowa Śmiechu chce to zmienić i poprawiać humor rodakom
Inni uważają to za dziwne
13-latek jest mocno zaangażowany w swoją pasję. Nie wszyscy ją jednak podzielają. – Dwa razy zdarzyło mi się być wyproszonym z budynku. Gdy byłem z moim kolegą na ul. Tomaszewicza, podszedł do nas chłopak, na oko 18-20 lat. Powiedział, żebyśmy spadali, bo inaczej nas pobije. Innym razem jakiś mieszkaniec miał coś przeciwko – opowiada. Elevator spotting w jego wykonaniu spotyka się też z niezrozumieniem ze strony bliskich. – Moi znajomi i rodzina uznają to za coś dziwnego – kwituje. Podobne emocje wzbudza u internautów, którzy komentują popularniejsze filmy.
Łódzki Windziarz stara się jednak nie przejmować negatywnymi komentarzami. Planuje już kolejne wyprawy: w mieście rodzinnym zamierza odwiedzić 23-piętrowy blok w Śródmiejskiej Dzielnicy Mieszkaniowej, który zwykło nazywać się Manhattanem. A co będzie dalej? Czy chciałby rozwinąć swoją działalność i popularyzować swoją zajawkę za pośrednictwem innych kanałów? Odpowiada na to prosto i konkretnie. Na razie robię to, bo lubię. Nie mam jeszcze pomysłów, co będzie dalej.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.