Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE
Wspólnie z e-muzyką wyszukujemy i prezentujemy nowych artystów z Polski. Przed Wami Lunatycy Martwej Dyskoteki.
Wspólnie z platformą e-muzyka przedstawiamy Wam nowe talenty polskiej sceny. Zanim wszyscy wokół będą się nimi jarali, poznajcie ich lepiej jako pierwsi. Żeby było łatwiej, zadaliśmy im kilka (momentami nietypowych) pytań. Na pierwszy ogień idzie zespół Lunatycy Martwej Dyskoteki.
Lunatycy Martwej Dyskoteki – wywiad
Z którego z Waszych utworów jesteście najbardziej dumni?
Zdecydowanie W Innym Życiu. Utwór długo ewoluował i zawiera wszystkie elementy składowe, które są charakterystyczne dla Lunatyków Martwej Dyskoteki – oprócz kończącej utwór solówki gitarowej, na którą decydujemy się rzadko. Muzyka puentująca tekst (a nie na odwrót) to typowy patent LMD, także dosyć nietypowe rozwiązania harmoniczne.
Jedna zwrotka z Waszego utworu, która najlepiej opisuje zespół.
W innym życiu mam już ochotę na ten gar pełen zacierek, w którym znikną sprężyste odruchy, żeby je lepiej zjeść.
Lunatycy Martwej Dyskoteki
Który artysta najbardziej wpływa na Waszą muzykę?
Malik Montana, Rammstein, Phil Collins, Marcin Świetlicki, Czesław Niemen.
Chcesz zobaczyć Malika Montanę na CLOUD FESTIVAL?
Jeśli Wasza twórczość byłaby miejscem, to jakim?
Bardzo drogim drink barem, do którego wchodzi się trudno dostępne na zaproszenie, które można otrzymać wyłącznie po znajomości. W środku leci minimal techno, wszyscy są ubrani tak samo, obowiązuje zakaz wnoszenia telefonów i, pomimo szerokiego wyboru trunków, wszyscy piją ten jeden, wyjątkowy i dostępny tylko w tym miejscu drink. Wszyscy rozmawiają szeptem.
Opiszcie krótko swoją idealną wizję koncertu (nawet jeśli jest niemożliwa albo bardzo abstrakcyjna) – gdzie gracie? Obok jakiego artysty? Co dzieje się na scenie?
Idealny koncert to taki, w którym obnażamy się emocjonalnie, przez co jesteśmy jednocześnie najsłabsi i najsilniejsi. Nawiązujemy więź ze słuchaczami i wytwarzamy wspólne pole energetyczne między nami. Jednocześnie powoli wprowadzamy ich w nasz świat, otwieramy go, tworząc zbiorowe doświadczenie, które rozładowuje i wprowadza ostatecznie stan katharsis. Czyli właściwie każdy nasz występ.
Wybierzcie jedno wydarzenie kulturalne (koncert, wystawa, film), które zrobiło na Was ogromne wrażenie.
Koncert Laibach. Niesamowity brak kontaktu z publiką, wszelka interakcja była prowadzona przez syntezator mowy. Genialnie zrealizowany projekt – ich interpretacja musicalu Sounds of Music. Wszystko przypieczętowane 20 minutową owacją zachęcającą do bisów, których Laibach unika – tu jednak zrobił wyjątek.
Jeśli mielibyście żyć i tworzyć w innej dekadzie, to którą byście wybrali?
Zdecydowanie w przyszłości, lata 30-te lub nawet 40-te XXI. wieku. Patrząc, dokąd zmierza świat i jakie problemy się powtarzają, odnaleźlibyśmy się w nich, bo tematyka poruszana przez nas jest uniwersalna. Możemy mówić o bólu i traumach, by ludzie zatrzymali i zastanowili się nad nimi, może dzięki temu znajdą sposób, by odnaleźć samych siebie, albo siebie nawzajem. A najlepiej jedno i drugie.
Kolektywny umysł członków redakcji Going. MORE