O pożytkach płynących z wyobraźni przestrzennej – wywiad z Fal-ash | MORE Flex
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie…
Jak powstała jedna z najpiękniejszych sukienek ever? I czego (nie) uczą polskie szkoły artystyczne?
Markę Fal-ash tworzą Paulina Szczepańska i Przemysław Falarz. Ich znakiem rozpoznawczym stały się zjawiskowe, wręcz architektoniczne drapowania i zaskakujące połączenia kolorystyczne. Stale balansują na granicy kiczu – świadomie bawią się konwencją, grają barwami i fakturą. Opowiedzieli mi o pracy nad projektami, piętrzących się wyzwaniach i planach na najbliższe miesiące.
Umawialiśmy się na rozmowę bardzo długo, w końcu wpadłam do Was kupić Signature Dress i siadamy do wywiadu. Nie mam przygotowanego większego planu na rozmowę, więc może pogadajmy sobie na luzie. Przedstawcie się proszę i powiedzcie, skąd się tu wzięliście.
Paulina: Hej, jestem Paulina. Jestem tu trochę z przypadku, a trochę z zainteresowań.
Przemek: Jak to z przypadku?
Paulina: Nigdy nie chciałam mieć swojej marki, a raczej nie myślałam, że mogłabym ją mieć. Sądziłam, że nie będę tego robić i po drodze rzuciłam studia. Potem wróciłam na uczelnię i postanowiłam o to zawalczyć.
Studiowałaś modę?
Paulina: Tak. Poznaliśmy się z Przemkiem na ASP w Warszawie, tylko ja skończyłam studia 2 lata później.
Przemek: Hej, jestem Przemek! Na pewno nie myślałem, że stworzę własną markę, chociaż pewnie każdy projektant na początku swojej drogi wyobraża sobie, że będzie ją mieć. Wiesz, sky is the limit, możesz osiągnąć wszystko. A potem rzeczywistość to weryfikuje. Nie wiem, czy moda to moje największe tego typu marzenie – zawsze chciałem być raczej malarzem, jednak malarstwo nie niesie ze sobą stabilności finansowej.
Paulina: Ja chciałam składać papiery na architekturę, zdawałam matematykę rozszerzoną i byłam w klasie matematycznej.
Przemek: Mamy kreatywne i konstrukcyjne podejście do wszystkiego. Oboje mamy dużą zdolność myślenia w 3D.
Paulina: Mamy wyobraźnię przestrzenną.
Przemek: Ostatnio pomyślałem o tych biednych ludziach, którzy nie mają wyobraźni przestrzennej. Jak można widzieć tylko w 2D!
Paulina: Widać to po naszej sukience.
Dokładnie! Chciałam powiedzieć, że Ci biedni ludzie potem piszą do Was z prośbą o pomoc w założeniu sukienki.
Przemek: Czasem trudno nam to zrozumieć. Ciekawie patrzeć na to jak ludzie reinterpretują te formy. To nie zawsze wygląda tak, jak sobie wyobrażamy.
Paulina: Czasem bluzka, która u nas na zdjęciu jest sercem, stawała się motylkiem, a nawet dzwonkiem.
Widzę w Waszych projektach ten styk architektury i malarstwa. Pracujecie z kolorem i tworzycie unikatowe formy.
Przemek: Tak, uwielbiamy kolor.
Paulina: Na studiach robiliśmy dekoracje na imprezy, używaliśmy dużo brokatu.
Przemek: Chyba dlatego się tak dobrze zgraliśmy – przez umiłowanie do koloru, tandety, kiczu, czegoś śmiesznego, potraktowanego z dystansem. I stamtąd to ewoluowało do momentu, w którym jesteśmy teraz.
Obserwuję, że wszystko ewoluuje u Was bardzo, bardzo… bardzo dynamicznie.
Paulina: Tok rozwoju naszej marki jest nieprzewidywalny.
Przemek: Prawie co tydzień mówimy: pomyśl sobie, co robiliśmy rok temu! To wszystko się nawarstwia i wyskakuje na nas znienacka. Czujemy się tym wszystkim coraz bardziej przytłoczeni. Mamy problem ze skalowaniem marki, na przykład nie nauczyliśmy się jeszcze zarządzać ludźmi.
Paulina: Uczymy się outsource’ować pracę, co nie jest dla nas łatwe.
Przemek: 3 dni temu zacząłem przeglądać listę lektur z Empiku o tym, jak zarządzać ludźmi, jak się z nimi komunikować. Oboje mamy bardzo duży problem z komunikacją, nawet ze sobą nawzajem, wychodzą czasem bardzo ciekawe rzeczy. Komunikacja to coś, czego musimy się nauczyć.
Paulina: Jesteśmy na początku drogi.
Przemek: Chyba trudno powiedzieć, kiedy przestaje się być na początku drogi, tylko w środku.
Jeśli macie poczucie, że jesteście na początku drogi, to znaczy też, że jeszcze bardzo dużo przed Wami.
Paulina: 2 lata temu zaczęliśmy planować firmę. Były pierwsze spotkania i pierwsze plany.
Kiedy pojawiła się nazwa?
Przemek: Trochę wcześniej. Wynikała z projektu, który robiłem sam. Paulina pracowała nad dyplomem, a ja stawiałem pierwsze kroki. Nie było to marką, nie było firmy, nic nie było sformalizowane. Nazwa się w międzyczasie już raz zmieniła, więc zostaliśmy przy niej. Plus jest po prostu zabawna, entertaining. To fonetyczny zapis mojego nazwiska w sylabach. Dla przeciętnej osoby nie oznacza nic. Na Paulinę zawsze mówiliśmy Paulash, a na mnie Falash, więc druga sylaba jest taka sama.
2 lata temu pojawił się pomysł. Co było dalej?
Przemek: Długi okres przygotowań, 8 albo 10 miesięcy.
Paulina: Zakładaliśmy spółkę w sierpniu 2 lata temu. Została zarejestrowana w lutym rok temu, bo bardzo długo przeciągały się formalności.
Przemek: Czekaliśmy też na to, by nadeszła wiosna.
Paulina: Przygotowywaliśmy na spokojnie pierwszą kolekcję, zrobiliśmy sesję na dwa miesiące zanim odpaliliśmy sklep.
Przemek: Byliśmy super przygotowani do debiutu!
Paulina: A po pierwszym tygodniu od sprzedaży zaczęły się problemy, których nie przewidzieliśmy.
Przemek: Dopiero po otwarciu firmy – 5 maja tamtego roku – zaczęło się to naprawdę dziać. Wcześniej było bardzo spokojnie.
Paulina: Wysyłaliśmy faktury kosztowe do księgowej i na tym się kończyło. Jak się pojawiła sprzedaż to wyszły różne historie wysyłkowe – na przykład co trzeba zrobić, żeby eksportować produkty. Pierwsze wysyłki zostały zawrócone od razu na granicy. Nie wiedzieliśmy, że musimy załatwiać jakieś dodatkowe formalności.
Przemek: Myśleliśmy, że to jest tak samo proste, jak wysłanie paczki przez osobę prywatną. Uczymy się na własnych błędach. Chyba nie da się tego zrobić inaczej – będąc na stażu u kogoś raczej nie dowiedzielibyśmy się o konieczności załatwienia tego typu rzeczy.
Myślicie, że na studiach przydałyby się zajęcia na temat prowadzenia firmy?
Paulina: Powinny być jakiekolwiek zajęcia z podstaw budowania wizerunku marki. Zarządzanie to może coś zbyt abstrakcyjnego – to wchodzi później, gdy ktoś chce to robić. Na pewno przydałyby się zajęcia z komunikowania – tego na uczelni zupełnie nie było.
Przemek: Nasze doświadczenie jest typowo artystyczne, nawet nie projektowe. Na ASP mieliśmy malarstwo, rysunek. Szyliśmy rzeczy, ucząc się konstrukcji, ale projekty były mocno wybujałe.
Paulina: Tok studiów miał nam udowodnić, że da się zrobić wszystko. Im bardziej niewykonalnie wygląda rysunek, tym bardziej masz go teraz zrealizować. Narysowałaś? To rób. Nasz obecny stażysta przyniósł nam pierwsze rysunki z propozycjami projektów. Wszystkie są bardzo abstrakcyjnymi formami na ciele. My już nauczyliśmy się, że pewne rzeczy na pewno nie będą tak wyglądać. Warkocz dookoła biustu nie ułoży się w serce. Staram się nie mówić mu, że to niemożliwe.
Przemek: Ja mu powiedziałem: bardzo ładne, ale jak sobie to wyobrażasz w praktyce?
Jako duet mentorów jesteście super.
Przemek: Prowadzenie biznesu urealnia każdy element projektowania, optymalizuje go. W ciągu ostatnich miesięcy zaczęliśmy wprowadzać też optymalizację cenową – coś musi być wystarczająco tanie, żeby opłacało się to wprowadzić do produkcji. Musisz mieć zapas na przecenę. Coś się może nie sprzedać i dalej się musi to opłacać. Sprawdzamy, co da się uprościć, na przykład czy formy mogą być łatwiejsze do odszycia przez krawcową.
Paulina: Oczywiście nie jak w sieciówkach, że usuwamy suwaki i kieszenie. Gdybyśmy zdecydowali się na robienie bardzo drogich rzeczy w pojedynczych sztukach, musielibyśmy działać w trybie made to order. Jeśli takie coś leży na stanie i nie planuje się sprzedać, to dla młodej marki nie ma sensu.
Jak wygląda Wasz proces? Zaczęliście współpracę z SSENSE.
Paulina: Prezentujemy kolekcję na następny sezon. Po jakimś czasie składają zamówienie, a my je realizujemy. Wysyłamy dokładnie to, co sobie wybrali.
Przemek: To daje nam poczucie bezpieczeństwa. Oni nie biorą naszych rzeczy w komis. Mieliśmy kilka tego typu propozycji, ale to nie jest model współpracy, który by nas interesował.
Paulina: Jeśli chodzi o komis, to miałam duże doświadczenie będąc na stażu w pewnej warszawskiej marce, która dużo sprzedawała na Showroom.pl. Większość butików w Polsce brało rzeczy w komis po dużo niższej cenie. Pamiętam, jak przychodziło rozliczenie i się sprzedawała 1 bluzka ze 100 rzeczy. W zawieszeniu masz dużą część produkcji. Właścicielka marki nie mogła ściągnąć ubrań z komisu, więc uruchomiła kolejną produkcję sukienek, żeby je sprzedawać u siebie.
Bardzo trudny system dla początkujących marek. Tym bardziej, że trzeba opłacić produkcję tych ubrań.
Paulina: Koszt produkcji małych ilości rzeczy jest dużo wyższy. Ostatnio rozmawiałam z panem ze szwalni. Powiedziałam mu, że 300 sztuk to dla nas bardzo dużo, a on zaśmiał się mówiąc, że dla niego optymalne byłoby 30 tysięcy. Rozmawialiśmy o jeansach. Jego ulubionym klientem był duży dyskont, do której wysłał 17 TIRów ubrań uszytych w 3 tygodnie. Moce przerobowe: 100 spodni – 2 dni max. Dla nas to wciąż abstrakcyjne pojęcia.
Przemek: Jednocześnie zależy nam, żeby nie produkować 30 tysięcy sztuk tej samej rzeczy.
Paulina: Mi na ten moment trudno sobie wyobrazić 100 sztuk tego samego modelu.
W ostatnim czasie Wasza popularność się bardzo zwiększyła. Caroline Polachek miała na sobie Waszą sukienkę supportując Duę Lipę.
Paulina: To ta sukienka, którą od nas kupiłaś. To nasz ulubiony model obecnie.
Przemek: Ten model został zaprojektowany specjalnie dla niej. Później wprowadziliśmy zmiany w podstawowym projekcie i wprowadziliśmy ją do sklepu.
Ta sukienka stała się ikonicznym produktem od Was.
Paulina: Teraz nazywamy ją signature dress. To produkt, którego do tej pory sprzedaliśmy najwięcej.
Przemek: Można ją założyć na wiele okazji. Ma elegancki sznyt, ale można ją założyć też na niezobowiązujące spotkania. Klientki często zamawiają ją z myślą o wakacjach.
Opowiedzcie jak powstała.
Przemek: Projekt powstał do serialu Euphoria. To było jeszcze przed pandemią. Pion stylizacyjny skontaktował się ze mną, żebym zaprojektował kilka rzeczy dla Alexy Demie i dla Hunter Schafer. Podczas pandemii całe Hollywood się zamknęło, zmieniła się ekipa i koncept na wiele stylizacji. Odesłali sukienkę z powrotem i zrobiliśmy z niej signature dress.
A co Cię inspirowało konstrukcyjnie?
Przemek: Paulina była przy tym. Pracowała wtedy nad swoim dyplomem.
Paulina: To konstrukcja z prostokąta!
Przemek: Kupiłem 2 metry błyszczącej tkaniny i pomyślałem: co można z niej zrobić? Postawiłem manekin,narysowałem dwie kreski, spiąłem to szpilkami. Zajęło mi to 5 minut. Tam jest 6 szwów, 6 tuneli. Nie zajęło to więcej niż pół godziny. Dla mnie to wyznacznik udanych projektów – przychodzą naturalnie, łatwo, szybko.
Ona ma wajb czegoś lekkiego, spontanicznego.
Przemek: Cały czas usprawniamy ten projekt. Z każdym nowym dropem konstrukcja się lekko zmienia.
Paulina: Jest optymalizowana.
Z pierwszej sesji pamiętam zdjęcia z butami, o które pytało później bardzo wiele osób.
Paulina: Sekret jest taki, że buty zaistniały tylko na sesji. To obiekty ulepione z papieru, folii i taśmy. Przyśniło mi się jak zrobić, żeby się dobrze trzymały – drut owinięty papierem i taśmą papierową i potem wszystko oklejone kryształkami.
Przemek: Chcieliśmy mieć viralowe zdjęcie. I w sumie się udało, bo część zdjęć miało dużo lajków.
Wspomnieliście, że brakowało Wam zajęć z PRu na studiach, ale w sumie debiutowaliście mając już dobrze wszystko przekminione i zaplanowane.
Przemek: Jesteśmy bardzo dobrymi obserwatorami. Wymieniamy się mnóstwem zdjęć. Mamy inspiracje typu plama albo mebel – wszystko może stać się źródłem natchnienia. Nie unikamy jednak też współczesnych form. Bez sensu jest uniknąć zeitgeistu, w którym żyjemy, trendów.
Paulina: Nie należy od tego uciekać, bo to nie oznacza kopiowania. Na wszystko nakładamy mnóstwo filtrów.
Przemek: Mamy takie obawy: to body wygląda jak Mugler, te spodnie jak Maximilian. To zdjęcie wyszło jak fota na czyimś profilu. Kiedy przemielimy coś na przymiarkach, dodamy swoje printy – to staje się nasze. Zawsze się boję, że nie mamy swojego stylu – on się zresztą pewnie dopiero rodzi – jednak nie próbujemy robić kopii. We wszystkim widać nasz sznyt, naszą rękę.
Wydaje mi się, że choć Wasze kolekcje są różne, widać tam “Wasz język”.
Przemek: Mamy komiksowy styl robienia rzeczy. Wszystko jest przerysowane, jest bardzo dużo kolorów.
Paulina: Cały czas dyskutujemy, że wychodzi nam zbyt elegancko, próbujemy robić coś bardzo szalonego, a potem zakładamy to ze szpilkami na przymiarkach i wygląda to klasycznie. Elegancko, ale z twistem.
Przemek: Pracujemy nad absurdalnymi konceptami na przyszłe lato.
Paulina: Chcemy odpiąć wrotki. Zaczynaliśmy nie wiedząc, w którym kierunku pójdzie marka, sięgając po rzeczy prostsze do zrozumienia czy założenia. A może nie wszystko musi być tak łopatologiczne?
Przemek: Za nami pierwszy etap badania klienta. Wiadomo, że będzie ich jeszcze kilka – kilkanaście – kilkadziesiąt, ale wiemy już mniej-więcej co się sprzedaje i podoba.
Paulina: Półtora roku temu robiliśmy plansze, gdzie rozpisywaliśmy, gdzie gdzie wydawało nam się, że klient będzie najbardziej obecny – miasta i przedział wiekowy. 80% się sprawdziło. Klikając analizę na IG czy platformie gdzie prowadzimy sklep – miasta pojawiają się w tej kolejności: Los Angeles, Londyn, Nowy Jork, Szanghaj. Doszła jeszcze Australia, której nie przewidzieliśmy.
Docieracie do odbiorców z Instagrama?
Przemek: Tylko i wyłącznie.
Macie większy ruch po tym jak założyła Was Polachek albo Brodka?
Przemek: Wydaje mi się, że nasz klient jest bardziej mainstreamowy. W Polsce i tak nasz klient nie istnieje, nie obrażając naszych klientów.
A ja? XD
Przemek: Nie no, Ty jesteś w pierwszej dziesiątce.
Myślicie, że to kwestia pewności siebie i odwagi, żeby nosić Wasze rzeczy?
Przemek: Trochę tak, ale też zwalamy to na pogodę. Nigdy się nie spodziewaliśmy, że ktokolwiek w Polsce będzie to kupować.
Cena też jest pewnym czynnikiem?
Przemek: Tak, na pewno. Zawsze mówimy, że nas samych nie byłoby stać na kupowanie tych rzeczy. Są dość drogie jak na polską kieszeń.
Z drugiej strony jest w Polsce grupa ludzi, którzy chodzą na zakupy do Vitkaca.
Przemek: Nie wiem, czy oni byliby gotowi na takie zakupy. Trzeba mieć odwagę w sobie i dużo stylu. Wiesz, ludzie którzy chodzą do Vitkaca, nie obrażając jednostek, często po prostu chodzą tam po to, żeby widać było, co noszą..
Paulina: Lubią, gdy to jest coś znanego, poważanego, drogiego. Jeżeli założą na spotkanie z kolegami czy koleżankami koszulkę z wykryształkowaną czachą to będzie wow.
Przemek: Wydaje mi się, że najpierw musielibyśmy mieć bardzo ukształtowaną pozycję na rynku, żeby niektóre modele albo printy były kojarzone tylko z nami. Vitkac nie jest firmą, która ryzykuje. Jest raczej mocno nastawiona na dużą sprzedaż i zysk. Myślę, że dla nas przyszłością są jednak mniejsze sklepy i butiki. Nie dziwi nas, że pierwsze odezwało się do nas SSENSE. Tam się pojawiają takie najbardziej cool rzeczy, które dopiero wchodzą na rynek.
Paulina: Sprzedają bardzo małe marki, mniejsze od naszych, typu ktoś robi coś na szydełku.
Czujecie, że czas pandemii trochę zmienił metody konsumowania mody i więcej osób potencjalnie szuka na Instagramie młodych marek?
Przemek: Na pewno zmienił to, że coraz więcej kupujemy w internecie. Przyzwyczailiśmy się do tego, nawet zamawiamy już żywność online. Pamiętam z dzieciństwa jakiś kabaret w tv, w którym dowcip oparty był na kupowaniu wędliny na Allego. I wiesz, kiedyś to było śmieszne!
To jest szansa dla marek takich jak Wasza, żeby docierać do potencjalnych klientów?
Paulina: Na pewno łatwiej jest to teraz zrobić. My startowaliśmy już w pandemii, dlatego nie mamy porównania. Nasze doświadczenie pokazuje jednak, że ludzie nie kupują mniej i cały czas konsumują modę. Było to bardzo widać po sprzedaży kiedy się skończyły lockdowny. Po świętach Bożego Narodzenia, jak zaczęły się pierwsze imprezy masowe za granicą, ludzie zaczęli kupować więcej wystrzałowych rzeczy, takich na jedno wyjście.
Czego możemy się spodziewać po jesiennej kolekcji?
Paulina: Wprowadzamy streetwear… żartuję.
Przemek: Nasze największę osiągniecie sezonu to pierwszy model jeansów. Od zawsze chcieliśmy pracować z tym materiałem, ale bardzo się tego baliśmy. Żeby zrobić jeans, musisz mieć możliwości. Łatwiej jest zrobić sukienkę z tkaniny.
Paulina: Do jeansu potrzebna jest profesjonalna szwalnia, która zajmuje się tylko tym. Jeansy oznaczają specjalne przeszycia, guziki, rozporki. Pojechałam obejrzeć możliwości szwalni, z którą się skontaktowaliśmy – oczywiście szukanie takiego miejsca wcale nie jest proste. To nie jest tak, że się wpisze w Google “szwalnia” i wychodzi.
Przemek: To trochę jak z lekarzami albo medycyną alternatywną – to zawsze jest z polecenia. Te szwalnie nie mają swoich stron internetowych, a później się okazuje, że szyją dla Prady albo Miu Miu.
Paulina: Okazało się na przykład, że jest tylko jedna jedyna maszyna, która szyje jeden wewnętrzny szew w jeansach i osobna, która wszywa tylko rozporek. Wszystkie paski w jeansach mają taką samą szerokość, bo jest do nich jedna maszyna.
Przemek: Od zawsze byliśmy freakami wykończeniowymi. Jaraliśmy się, że jakaś lamówka w środku jest innego koloru. To są takie smaczki dla ludzi, którzy zwracają uwagę na to, jak dana rzecz jest wykonana. A teraz możemy pojechać i zobaczyć te rzeczy w szwalni. Wow.
Paulina: Poszerza się nasz horyzont projektowy i przestajemy się bać pewnych rozwiązań.
Do tej pory korzystaliście ze szwalni, czy szyliście na miejscu w pracowni?
Przemek: Od samego początku korzystaliśmy, ale niektóre rzeczy robi się szybciej samemu, niż czekając na termin w szwalni.
Paulina: Teraz już mamy trzy duże maszyny, ale cały czas szukamy nowych miejsc. Często okazuje się, że niektóre szwalnie nie spełniają naszych oczekiwań.
Przemek: Pożegnaliśmy się już z kilkoma miejscami. Niektóre szwalnie nie przyjmują zleceń albo robią coś źle, bo po prostu nie mają doświadczenia z tego typu projektami.
Paulina: Te rzeczy nie są skomplikowane jeśli chodzi o technikę szycia. Problemem okazuje się koncepcja wychodząca poza ramę. Na przykład topik, który wcześniej mierzyłaś. On ma 6 tuneli. Jedna szwalnia uszyła prototyp, ale nie podjęła się produkowania tego, mimo, że to jest naprawdę tylko 6 szwów i 6 gumek.
Przemek: Byliśmy zaskoczeni, bo ta szwalnia pracuje dla wielu polskich marek streetwearowych. Zwłaszcza, że ten prototyp był wykonany w 100% dobrze. Nic im nie poszło źle, ale mimo to stwierdzili, że się tego nie podejmą.
Macie czasami problem z tym, że polskie szwalnie traktują was gorzej przez to, że produkujecie mniej sztuk?
Przemek: Nie, po prostu jak nie są zainteresowani to odmawiają produkcji, ale nie traktują nas gorzej.
Paulina: We wspomnianej szwalni jeansów pan chciał mi po prostu wszystko dobrze pokazać i wytłumaczyć. Nie dlatego, żeby mnie pouczyć. Wiedząc, że ma do czynienia z osobą, która pierwszy raz robi produkcję jeansu, pomyślał, że warto przedstawić mi możliwości.
Przemek: To kwestia tego, jak ktoś prowadzi biznes. Są miejsca, w których jak coś wyjdzie źle – to nie zamierzają brać tego na siebie. Natomiast kiedyś zamówiliśmy naszywki na spodnie i topy i pan się spóźnił kilka dni z produkcją. Stwierdził, że przesyła nam to za darmo, bo się spóźnił. I to jest super podejście! Dlatego produkujemy to z nim, bo zachował się fair i nie zrobił kwasu. My też staramy się przyznawać do błędów. Nie jest lekko!
Wracając do nowej kolekcji – mówiliście, że pojawią się też nieprzezroczyste tkaniny.
Paulina: Tak. W tej wersji pojawi się m.in. nasza signature dress. To odpowiedź na to, co zauważyliśmy – dziewczyny zakładają pod spód stanik, body czy szorty.
Przemek: Z naszego punktu widzenia jest to trochę ble, bo to nie tak powinno wyglądać. Jednak taki feedback też jest ważny.
Paulina: Dostaliśmy raz maila, że dziewczyna chciałaby zwrócić sukienkę. Wiedziała, że jest przezroczysta, ale nie spodziewała się, że aż tak będzie wszystko widać. Napisała, że jest jej bardzo przykro, ale musi ją zwrócić, bo jej rodzina jest bardzo wierząca. Nie chciała jednak ubrać do niej stanika i z bólem serca musiała ją zwrócić.
Przemek: Media społecznościowe są super. Kiedyś, o ile nie zobaczyłeś danej rzeczy na ulicy albo ktoś Ci czegoś nie napisał, to nie wiedziałeś w ogóle jak te rzeczy są noszone – w jakich okolicznościach, przez kogo itd. Teraz mamy w to wgląd. Wystarczy, że klikniemy w zakładkę oznaczone. Widzimy tam cały przekrój ludzi.
Zaskoczyło Was coś?
Paulina: Poza topikami łezkami zamiast serduszkami? Mnie najbardziej zaskoczyło jak skomplikowana do założenia okazała się jedna z naszych sukienek. Musieliśmy wysyłać szczegółowe instrukcje.
Przemek: To błędy, które musimy poprawić. Staramy się, żeby rzeczy były proste do założenia i żeby było jak najmniej dopasowywania. To coś nad czym stale pracujemy.
Nie mam więcej pytań, ale może chcielibyście dodać od siebie?
Przemek: Jesteśmy skromni, mimo, że tak się nie wydaje. Niech nasze ubrania o nas mówią.
Więcej naszych wywiadów
Szefowa działu kreatywnego Going. Pisze i rozmawia o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzi audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.