Fever Ray w dystopijnym biurze. „What They Call Us” to ich wielki powrót
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Tegoroczna jesień obfituje w muzyczne comebacki. Ten cieszy nas wyjątkowo, bo od premiery płyty Plunge minęło już pięć lat. Karin Dreijer wracają* z nową piosenką, którą udowadniają, że ich pozycja w panteonie gwiazd synthpopu pozostaje niezagrożona.
Niewiele ponad tydzień temu w mediach społecznościowych Fever Ray pojawił się tajemniczy, skąpany w biało-pomarańczowych barwach plakat. Afisz nie zapowiadał koncertu Szwedek, ale „specjalną noc w biurze, która uczci ostatni dzień w pracy naszego kolegi”. Gościom wydarzenia zasugerowano, żeby nie zakładali ubrań w jasnym kolorze. W przeciwnym razie zostaną wyproszeni już przy wejściu na stołówkę.
Pięć lat nieobecności
O co chodziło w korporacyjnym ogłoszeniu udostępnionym przez artystki? Wszystko stało się jasne wczoraj, zgodnie z datą zaprezentowaną na plakacie. Cała akcja promuje What They Call Us – najnowszy singiel Karin Dreijer. To ich pierwsza solowa piosenka od czasów entuzjastycznie przyjętej płyty Plunge z 2017 roku. W międzyczasie zaprezentowały jedynie serię remiksów, do których stworzenia zaprosiła m.in. Björk. Same odwdzięczyły się przygotowaniem nowej aranżacji jej singla Features Creatures.
5 najlepszych utworów Bonobo. Czekamy na jego koncerty w Polsce!
W What They Call Us Fever Ray nie zbaczają ze ścieżki, którą konsekwentnie kroczą od czasu debiutanckiego krążka. Gatunkowo znów króluje u nich wyrazisty, drapieżny synthpop z wyraźnie zaznaczonymi ścieżkami klawiszy i bębnów. Nie mylą się ci, którzy w utworze słyszą odniesienia do twórczości macierzystego zespołu artystek, czyli The Knife. Współproducentem piosenki jest brat Dreijer, Olof, dziś również występujący solo pod pseudonimami DJ Coolof oraz Oni Ayhun. Jayson Greene, dziennikarz branżowego portalu Pitchfork, określił owoc ich kooperacji mianem „zmagań z duchowym uwięzieniem”. Trafniej byśmy tego nie nazwali.
W biurze dziś nie zaśnie nikt
Singiel został opatrzony teledyskiem wyreżyserowanym przez Martina Falcka, artystę odpowiedzialnego za całą identyfikację wizualną twórczości Szwedek. Już jego pierwsze sekundy wyjaśniają, dlaczego Fever Ray zapraszały wcześniej na imprezę korporacyjną. Akcja klipu rozgrywa się w dystopijnym biurze, gdzie kserokopiarki, kubki z niedopitą kawą i stosy papierów blakną w zimnym, nieprzyjaznym świetle. Dreijer, ucharakteryzowane niczym white-collar zombie, podjudza w nim swoich współpracowników do mrocznego świętowania ich pożegnania z firmą. Śpiewane przez nie słowa „Po pierwsze, chciałabym powiedzieć, że jest mi przykro. Zrobiłam wszystko, co mogłam” w tak niepokojącym anturażu są jeszcze bardziej wymowne. Co ciekawe, autorką zdjęć do teledysku jest absolwentka łódzkiej filmówki, Karolina Pająk.
*Fever Ray jest osobą identyfikującą się jako gender fluid. W języku angielskim używa zaimków they/them, zaś w szwedzkim, który zna jako ojczysty – hen.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.