Poznajcie fire paan. Jedząc tę przekąskę, naprawdę igracie z ogniem
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Nawet najlepiej przyrządzone i przyprawione curry, samosa czy pani puri nigdy nie będą wyglądać tak spektakularnie. Oto ognisty czarny koń street foodu prosto z Indii!
W styczniu pisaliśmy na łamach Going. MORE o niecodziennym azjatyckim deserze, który robi furorę na TikToku. Niezwykłość chiki ngebul, znanego także jako dragon’s breath (smoczy oddech), nie tkwi w jakości składników albo specjalnie wygórowanej cenie. W tym wypadku chodzi o oryginalny sposób przygotowania przekąski oraz jej późniejszego spożycia. Kolorowe płatki śniadaniowe w kształcie kulek zanurza się w ciekłym azocie o temperaturze ok. -200 stopni Celsjusza. Momentalnie zastygają, pokrywając się półprzezroczystą powłoką przypominającą szron. Śmiałkowie mogą ich spróbować, wyjmując je z pojemnika za pomocą specjalnego szpikulca. Gdy to zrobią, z ust wydobywają im się efektowne kłęby dymu.
Próbowanie z rozwagą
Chiki ngebul ma jednak drugą stronę medalu. Przekąska przyrządzona w niewłaściwych warunkach i zjedzona zbyt wcześnie może wyrządzić smakoszom niemałą krzywdę. Dr Dicky Budiman z Uniwersytetu Griffith zwracał uwagę na to, że konfrontacja z ciekłym azotem potrafi doprowadzić do perforacji jelit, a w skrajnych przypadkach skończyć się śmiercią. W indonezyjskich szpitalach dochodziło już do hospitalizacji z tego powodu. – Wszystko jest dla ludzi, a odpowiednio przyrządzony „smoczy oddech” z pewnością jest bardzo smaczny. Pamiętajmy jednak o tym, żeby próbować go z rozwagą – komentowaliśmy w styczniu.
Jajko smażone na chlebie, bursztynowy cukier, a może gulasz ze statku Tiger Moth? Oto książka kucharska z przepisami na dania z filmów Studia Ghibli!
Trochę używka, a trochę afrodyzjak
Dziś przypomnieliśmy sobie o dragon’s breath, bo na indyjskich stoiskach z ulicznym jedzeniem pojawiła się propozycja o podobnych właściwościach. Jest bowiem i spektakularna, i przez to potencjalnie niebezpieczna. Skrzyżowanie obu tych cech zapewniło jej równie duży rozgłos w mediach społecznościowych. Fire paan, bo tak nazywa się przekąska, stanowi niekonwencjonalny sposób podania betelu. To czwarta najpopularniejsza na świecie używka, szczególnie rozpowszechniona nie tylko w krajach Azji Południowo-Wschodniej i Południowo-Zachodniej. Ochoczo korzystają z niej także mieszkańcy Pakistanu, Iranu oraz Madagaskaru. Betel orzeźwia, lekko podnieca i odkaża przewód pokarmowy. Skutkiem ubocznym jego żucia jest za to barwienie zębów na czarno i choroby jamy ustnej.
Na używkę znaną właśnie jako paan składają się same liście rośliny, w które zawija się nasiona areki katechu – orzechy betelowe. Aby składniki nie oddzieliły się od siebie, skleja się je mlekiem wapiennym albo pokruszonymi muszlami małży. Gorzkawy smak w tym przypadku mają przełamać różne przyprawy: goździki, kardamon, gałka muszkatołowa albo wyciągi z egzotycznych owoców.
Poczuj się jak połykacz ognia
Kucharze przyrządzający fire paan, jak sama nazwa wskazuje, dokładają do tej całkiem uzależniającej mieszanki płomienie. Łódeczka z liścia ulega momentalnemu podpaleniu i w takiej formie trafia do ust śmiałków, gdzie szybko gaśnie. Czy to nie jest gotowy przepis na poparzenie przełyku? Skuteczność połykaczy ognia sugeruje, że i w tym przypadku wystarczy podejść do konsumpcji z dużą ostrożnością. Potwierdza to jeden z ulicznych handlarzy przepytany przez reporterów internetowego portalu 101 India. – Ryzyko pojawia się tylko wtedy, gdy ludzie się denerwują i cofają – przyznaje.
Zabrzmimy jak zdarta płyta, ale popularność fire paan skwitujemy krótkim stwierdzeniem – wszystko jest dla ludzi. W końcu na podobnej zasadzie działa flambirowanie, czyli skrapianie potraw alkoholem i ich późniejsze podpalanie. Gdy bierze się za to kompetentna, sprawna osoba, wszystko pójdzie zgodnie z planem. Nie ufajcie jednak amatorom, którzy chcą zmienić kuchnię w arenę pirotechników.
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.