Iwona Skv o pochwale dojrzałości, damskiej przyjaźni i teatrze [WYWIAD]
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Poznańskie Muchy śpiewały na swojej drugiej płycie o Notorycznych debiutantach. Iwona Skwarek chyba zalicza się do tej grupy: po latach pracy zespołowej nagrała solowy krążek 1986, komponuje muzykę do spektaklu muzycznego oraz proponuje nowy format koncertowy. Jak radzi sobie w nowych rolach?
Stanisław Bryś, Going. MORE: Ostatnią płytę w duecie Rebeka, czyli Post Dreams, wydałaś w 2019 roku. Czy już wtedy wiedziałaś, że chcesz spróbować sił w innych projektach?
Iwona Skv: Już po wydaniu naszej drugiej płyty Davos zaczęłam osobny projekt z Asią (Joanna Bielawska – red.). To były takie weekendowe spędy, bardzo szybko nam szło. Kilka spotkań i nagle mamy pięć kawałków. Później pamiętam moment, gdy spotkałam się z moim ówczesnym menadżerem i zapytałam go: Słuchaj, kończę Rebekę i nie wiem, co robić. Mam solowe rzeczy i girlsband. Co myślisz? I on powiedział, żebyśmy poszli w zespół. Posłuchałam go i wydałam muzykę w takiej kolejności, bo zupełnie nie wiedziałam, co wybrać, a obie rzeczy wydały mi się tak samo ciekawe. Cieszę się, bo myślę, że dużo się dowiedziałam przy Shyness! i te wszystkie umiejętności wplotłam w solową płytę.
Shyness! to projekt na jedną płytę czy myślicie, żeby grać dalej?
Będzie kontynuacja. Iwona Skv i zespół to dwa zupełnie różne projekty. W Shyness! wszystkie dziewczyny śpiewają, piszą i produkują piosenki. Ja dopracowuję dość zaawansowane pomysły, ale songwriting nie jest już tylko na mojej głowie, co mi się bardzo podoba. W solowym projekcie wszystko chcę zrobić sama i ma to zupełnie inny wymiar. Ale cieszę się z grania z Shyness!, bo uważam, że to magiczny projekt. Nawet nie wiedziałam, że będzie aż tak indie-popowy. Myślałam, że pójdzie w stronę elektroniki, a jednak dotarł do gitar. Łączy mrok, tajemnicę i słodycz. No i dziewczyny są super utalentowane – jestem wielką fanką wokalu Aśki, jednego z najlepszych głosów w Polsce.
Iwona Skv: Przeciwko krzywdzącym przekonaniom
Pamiętam, gdy usłyszałem Shyness! na katowickim Tauronie. Od razu przyszło mi do głowy pytanie: dlaczego w Polsce nie gra więcej girlsbandów?
Czuję, że laskom w Polsce strasznie się obrywa. Nieważne, czy są instrumentalistkami, wokalistkami, są bardziej oceniane, więc boją się popełniać błędy, próbować, bo kiedy coś im się nie uda, to zaraz padają teksty, że dziewczyna się nie nadaje, że to nie dla niej miejsce. To nawet tkwi we mnie. Przecież tyle lat siedzę w muzyce, a i tak cały czas boję się, że tak naprawdę technika nie jest mi pisana.
Sama bezpośrednio stykasz się z seksistowskimi komentarzami?
Przywołam jeden przykład. Nagrywałam kiedyś gitary w jednym studiu. Zamiast Telecaster, Stratocaster czy Jaguar mówiłam czerwona gitara, czarna gitara. Po prostu nie chciało mi się mówić tych nazw, a facet na to: Ech, kobiety w studiu. Wystarczyło powiedzieć: Używaj, proszę, nazw gitar, bo mam tak opisane kanały, a nie sprowadzać tego do jakiegoś mitycznego bycia kobietą, która nie jest w stanie opanować terminologii. Ale muszę przyznać, że na ogół mam dobre doświadczenia współpracy z chłopakami. Z Bartkiem (Szczęsnym, współtwórcą duetu Rebeka – red.) dobrze mi się pracowało. Problemem są powszechne przekonania, które wrastają w nasze umysły i niewolą nas milcząco. Jeżeli w twoim środowisku pracy spotykasz samych mężczyzn, to rodzi się w tobie przekonanie, że to nie jest dla kobiet, dziewczyn.
Iwona Skv: Czasy ciekawe, czasy frustrujące
Mam wrażenie, że twoja nowa płyta stawia wyzwanie takim przekonaniom. Myślę choćby o piosence Szambo.
Szambo jest bezpośrednio inspirowane wypowiedzią pewnego aktora, który powiedział, że wszystkie polskie wokalistki śpiewają jak cipy. Zasmuciło mnie to. Uważam, że niech każdy sobie śpiewa tak, jak chce. Nie lubię generalizowania, że nagle wszystkie dziewczyny są głupie i śpiewają o niczym. Poza tym jakoś tak się zrobiło z muzyką popularną (nie mówię o trapie i rapie), że mało jest miejsca na mroczniejsze, smutniejsze kompozycje w stylu starego Varius Manx (Zabij mnie, nim ona to zrobi) i może społeczeństwo po prostu nie chce słuchać niewygodnych treści. Muzyka popularna jest odpowiedzią na potrzeby tego przebodźcowanego, przemęczonego kapitalistycznego społeczeństwa, gdzie narzuca nam się nieustanny wyścig w kierunku sukcesu i gromadzenia kapitału. Może stąd chęć wiecznego chillu w muzyce popularnej i sukces lżejszych form.
W tym, co mówisz, czuję dużą niezgodę na rzeczywistość.
Już sama nie wiem, co myśleć o tym świecie. Na pewno te czasy są dla mnie strasznie ciekawe, ale też frustrujące. Zupełnie zmieniły się okoliczności mojego grania. Gdy rozpoczynałam dziesięć lat temu z Rebeką, miałam wrażenie, że jest bardzo dużo miejsca na scenie. Wiesz, ciągle dzwoniły telefony: Chodźcie do nas, zagrajcie tutaj. Teraz jest bardzo dużo debiutantów. Media społecznościowe niby wszystko zdemokratyzowały, a tak naprawdę. jeśli ktoś nie ma do nich drygu, jego muzyka może się nie przebić. Pojawia się ogromny szum informacyjny. Jest we mnie niezgoda na to, że muszę robić z siebie pajaca w social mediach, bo lepiej klika się filmik, w którym gadam coś głupiego niż sama muzyka. Z drugiej strony czuję, że moja płyta nie jest dla wszystkich i wymaga więcej skupienia, ale wierzę, że ludzie, którzy chcą słuchać czegoś eksperymentalnego i różnorodnego, też istnieją.
Iwona Skv: Zmysł krytyczny względem samej siebie
Myślisz o tych odbiorcach na etapie pisania piosenek?
Na pewno myślę o tym, że ktoś będzie ich słuchać, ale chcę przede wszystkim wyrazić siebie i znaleźć prawdę. Zauważyłam to, gdy zaczęłam robić muzykę do spektakli teatralnych. Tam dostaję gotowe teksty, do których muszę dokomponować muzykę i idzie mi to dużo szybciej. Nie mam obsesji, że to musi być niesamowicie szczere, że powinnam dotykać swojej duszy, gdy słyszę każdą nutkę. Jest w tym dużo zabawy i frywolności. W solowej działalności mam inaczej. Tekst do Pustostanów pisałam chyba trzy lata. Większość udało mi się zaimprowizować w jeden wieczór, ale zostały mi po dwie puste linijki w każdej zwrotce i refrenie. Nie mogłam znaleźć tych słów. Pojechałam na tydzień do Domu Pracy Twórczej, otoczyłam się książkami i dopiero wtedy to wymóżdżyłam.
Chyba masz coś z perfekcjonistki.
Malarz Francis Bacon powiedział kiedyś, że o byciu dobrym artystą nie decyduje moment tworzenia, tylko selekcji. Zresztą chyba Tadeusz Różewicz też o tym wspominał, że pierwsze rymy, które mu przychodzą do głowy podczas pisania, są zwykle banalne, musi poszukać, poodrzucać to, co uzna za kiepskie. To zmysł krytyczny względem samego siebie jest tu tak istotny. Bacon spalił wiele ze swoich obrazów i zostawiał tylko te, o których myślał, że są dobre. Sama czuję, gdy coś nie gra. Nawet do tej pory mam tak z jednym tekstem Rebeki. Ostatnio powiedziałam o tym mojej siostrze: Kurczę, nie lubię tej frazy na końcu piosenki „Zachód”. To nie jestem ja, bo powiedziałam, że będzie dobrze, a przecież jestem pesymistką. Zawsze staram się, żeby po wydaniu kawałka żadna fraza mnie nie gniotła.
A teraz czujesz, że będzie dobrze? Tak interpretuję drugą część 1986. Po wielu problemach współczesnego świata – seksizmie, homofobii, kryzysie klimatycznym – pojawia się nadzieja.
W życiu chyba tak bywa, że raz coś cię strasznie denerwuje, a za chwilę masz dobry dzień, spędzasz wartościowy czas z przyjaciółmi i myślisz; Ej, jednak fajne jest to żyćko. Dlatego bardzo ważna jest dla mnie piosenka Dziewczyny, chociaż miałam z nią pewne przeboje. Dostawałam komunikaty, że jest kiepska, że przypomina Baśkę Wilków, tyle że w złym sensie.
Iwona Skv: Coming out przed nieznajomymi
Dostrzegam powiązania chyba tylko na polu wymieniania imion.
Myślę, że to piękna piosenka, bo szczerze porusza pomijany temat, jakim jest kobieca przyjaźń i wsparcie. Gdyby nie moje przyjaciółki, nie wiem, co bym zrobiła.
Mam wrażenie, że w mediach cały czas pada przekaz: Możesz więcej i lepiej. Wyskakują posty mówiące, co jeszcze może być z tobą nie tak, co możesz poprawić, jaki produkt sprawi, że będziesz bliżej ideału. Tymczasem te naprawdę dobre rzeczy są nie do kupienia w sieci, więc chciałam je pochwalić w tej piosence. Nie wszystkie dziewczyny zgodziły się wystąpić w teledysku: jedna pracuje publicznie, inna nie lubi występować przed kamerą. Te, które zagrały, pisały mi jednak potem, że bardzo się wzruszyły i oglądały klip dziesięć razy. Cieszę się, że mogłam dla nich coś takiego zrobić, chociaż to było onieśmielające. Trochę się wstydziłam, chociaż z niektórymi znam się ponad 20 lat.
Nie tylko w tym tekście mocno się odsłaniasz.
Robię to naturalnie, a dopiero potem się budzę i uświadamiam sobie, co zrobiłam. Ostatnio zabookowano mi koncert w Kołobrzegu. Ludzie idą na plażę, a ja mam stać i grać. Niby w anglojęzycznych tekstach Rebeki też się odsłaniałam…
… ale w obcojęzyczne piosenki czasami nie wsłuchujemy się aż tak bardzo.
No właśnie – dostrzegasz emocje, które są w tym głosie, ale niekoniecznie rozumiesz słowa. A wracając do tego Kołobrzegu, zastanawiam się, czy mam robić coming out przed ludźmi, którzy idą na plażę. Co innego zagrać w klubie dla ludzi, którzy kupili bilet konkretnie na twój koncert.
Iwona Skv: Orientacja jako coś zwyczajnego
Czujesz się orędowniczką społeczności LGBTQ+ w muzyce?
Myślę, że to zaangażowanie społeczne pojawiło się u mnie jako skutek prywatnego impulsu. Wszystko jest u mnie bardzo prywatne i osobiste. Nawet gdy komentuję rzeczy polityczne, i tak zawsze przepuszczę je przez siebie. Myślę, że każdy powinien walczyć o prawa na swój sposób.
Chciałabym, by odmienna orientacja była czymś zwyczajnym, czymś, co nie dzieli społeczeństwa na pół. Nigdy nie byłam osobą walczącą na pierwszej linii frontu, z wielką flagą tęczową, tylko szłam gdzieś z tyłu, ubrana w szare, milenialsowe ciuchy. Nie byłam taka odważna jak te queerowe dzieciaki. Ostatnio byłam na Slamce w Poznaniu i przeczytałam swój wiersz przed młodą ekipą. Byłam onieśmielona tym, jak bardzo jest progresywna. W ich wieku byłam zahukaną, zupełnie bojącą się rzeczywistości dziewczyną. Oni chcą bardziej działać, to zupełnie inny świat.
Rozmawiamy w trakcie Miesiąca Dumy. Od twojego coming outu minęło pięć lat. Czy czujesz, że w tym czasie zmieniły się nastroje w Polsce?
Istnieją ludzie, którzy wciąż się nakręcają i są na nie, ale mam wrażenie, że jest jakoś lepiej. Tacy artyści jak Krzysiek Zalewski wychodzą z tęczowymi flagami, a wiele osób się wyoutowało. Wioślarka Katarzyna Zillmann pozdrawia na zawodach swoją dziewczynę i jakoś nagle jest nas więcej w tej strefie publicznej, co daje dużo otuchy. Jednakże to poczucie może być zniekształcone, gdy żyje się w dużym mieście.
Iwona Skv: Teatralny skok na głęboką wodę
Co masz na myśli?
Musimy pamiętać, że duże miasta mocno różnią się światopoglądowo od tych mniejszych. Mam znajomą, która wie, że z androgenicznym wyglądem nie czułaby się bezpieczna w mieście mniejszym niż Warszawa czy Wrocław. Czasem prowadzę warsztaty muzyczne w busie przerobionym na studio nagraniowe. Wszystko dzieje się w ramach Stowarzyszenia Arbuz with Others. Jego założycielem jest mój przyjaciel Oskar Piotr Martin, który stara się pomagać wykluczonym i straumatyzowanym osobom poprzez sztukę.
Ostatnio prowadziliśmy warsztaty w Gdańsku oraz w kilku malutkich miejscowościach. Różnica była diametralna. W Gdańsku przyszła do nas queerowa ekipka, cała tęczowa i wyoutowana, nagrywaliśmy razem muzykę. A w małych miejscowościach, w zwykłej kłótni między chłopakami o to, kto pierwszy ma nagrywać rapsy, padły już stereotypowo obraźliwe słowa uderzające w osoby LGBT+. Myślę, że dużo samotniej i trudniej jest tam być osobą nieheteronormatywną.
Skoro odeszliśmy na chwilę od płyty, wróciłbym jeszcze do twoich działań teatralnych. Opowiesz o nich coś więcej?
To całkiem niezła akcja, bo robię spektakl muzyczny na podstawie Balladyny Juliusza Słowackiego. Będzie wystawiany w warszawskim Teatrze Rampa, reżyseruje Joanna Zdrada. To dla mnie taki skok na głęboką wodę, bo wcześniej robiłam tylko kilka spektakli dla dzieci, gdzie muzyka była raczej instrumentalna, ambientowa. Tutaj nagle wszyscy mają swoje piosenki: Goplana, Balladyna, Kirkor. Trzeba wejść w różne charaktery, zinterpretować Słowackiego na modłę śpiewania.
Przyznam, że w momencie, kiedy zakończyłam nagrywać jako Rebeka, zastanawiałam się nad tym, co dalej robić. Do tej pory żyłam tylko z muzyki. W tym czasie wszyscy robili kursy programowania, sama zresztą miałam w planach uczyć się podstaw HTML-u. Ale zaproszono mnie do spektaklu. Zorientowałam się, że mam muzyczne umiejętności, które mogę wykorzystać w różny sposób: warsztaty, piosenki dla dzieci, jedno przedstawienie, drugie. Wszystko zaczęło się jakoś kręcić. Czuję, że żyję razem z muzyką i przestaję mieć obsesję tylko na punkcie autorskiej twórczości. W Balladynie reżyserce podoba się moja muzyka, więc czuję spokój. A tu robisz solową płytę trzy lata i masz sporo niepewności. Co to będzie? Czy ktoś przyjdzie na koncert? Czy cyferki będą się zgadzać pod klipami?
Iwona Skv: Niesłabnąca fascynacja bitami
Jak udaje ci się przechodzić między tymi różnymi rolami muzycznymi?
Tyle lat się nie rozdrabniałam, że teraz mam ochotę się rozdrobnić. Poza tym, gdy mam inne rzeczy na głowie, zaczynam tęsknić za solową twórczością. Bardziej konkretne stają też się moje plany: chciałabym zrobić kilka utworów z artystami, których cenię. W niektórych przypadkach jestem już po wstępnych rozmowach. Poza tym jest jeszcze Shyness!. Kilka utworów leży w szufladzie. Trzeba je tylko podszlifować i spokojnie można wypuścić EP-kę.
Baby Lasagna: Szaleństwo na scenie [WYWIAD]
Do czego dziś ci muzycznie najbliżej? Na 1986 słyszę nie tylko wyrazistą warstwę liryczną, ale też autorski, charakterystyczny styl.
Nadal najbardziej fascynują mnie syntezatory i bity. Będę próbować korzystać ze swojego głosu w jak najszerszy sposób, np. żeby tworzył warstwę instrumentalną. Myślę, że w Dziewczynach mi się to udało. Wszystkie wokale w tle należą do mnie, są po prostu przetworzone przez różne narzędzia. Przy okazji prac nad Balladyną odkryłam nowy typ głosu, przypominający nieco biały śpiew, być może będę także to eksplorować.
Iwona Skv: Nie wiem, co czeka tę ludzkość
Zatrzymajmy się na tych narzędziach. Czy według ciebie AI zabierze pracę muzykom tworzącym elektronikę?
Myślę, że niektóre narzędzia są użyteczne i na pewno warto z nich korzystać. Jest na przykład taka wtyczka AI, która przetwarza muzykę w taki sposób, jakby zaśpiewał ją bałkański chór. Wielu osób nie byłoby stać na to, żeby zaangażować tyle osób i stworzyć tak ciekawe sample. Jest to trochę przerażające, ale wierzę w to, że ludzkość jakoś radzi sobie z nowymi wynalazkami. Fotografia nie zabiła malarstwa, film nie zabił fotografii. Mam nadzieję, że AI nie zabije nas, muzyków.
Zadaję to pytanie także kontekście piosenki Siri.
W Siri myślę o AI jako zastępującej przyjaciół, terapeutów, to się wydaje trochę przerażające. Możesz strasznie cierpieć, zwracać się do AI: Siri, pomóż, a ona puści Ci wesołą piosenkę, czym pocieszy w zupełnie nieadekwatny sposób. Zagrożenie plagą samotności, społeczeństwo, które nie umie już ze sobą rozmawiać, tworzyć więzi, które pędzi ku skrajnemu indywidualizmowi – to mnie niepokoi. Nie wiem, co czeka tę ludzkość. A tak nawiasem mówiąc, czuję, że żyjemy na małej, przeludnionej planecie.
Podobnymi przemyśleniami dzielisz się w piosence Antropocen, którą nagrałaś z Kachą z Coals. Jak w takich okolicznościach bardziej świadomie żyć?
Chyba nie do końca wiem, bo mi ogólnie trudno żyć (śmiech). Nie udaje mi się żyć tak, jakbym chciała. Żałuję, że nie mam domku przy plaży. Chciałabym pójść nad morze, ale ciągle mnie stresuje, że nie ma ucieczki od hałasu, głośniczków na Bluetooth, grillowania. Że musisz mieć duże pieniądze, żeby wynająć miejsce, gdzie faktycznie nie będzie nikogo, gdzie można poczuć spokój.
Ostatnio wybrałam się w Tatry i było tam niesamowicie. Poczułam coś mistycznego w tym, jak natura potrafi oczyścić. Nie jesteś w stanie doświadczyć tego w mieście, nawet jeśli jest w nim dużo parków albo jezior. Sama musiałam kupić słuchawki, które tłumią hałas, inaczej trudno mi wytrzymać.
Iwona Skv: Chcę pośpiewać o moim życiu
Zawsze tak miałaś?
Nie, dopiero jakoś niedawno. Może po trzydziestce pojawiła mi się taka obsesja. Zdaję sobie sprawę, że to może być trochę neuroza, ale ludzie czasami nie potrafią zrozumieć, jak bardzo inwazyjne potrafią być dźwięki: powiadomienia, klikająca klawiatura, tiktoki zmieniające się co kilka sekund, kiedy podróżujesz komunikacją publiczną.
Sama wywołałaś do tablicy swój wiek, więc spytam. W jakim stopniu postrzegasz 1986 jako manifest pokoleniowy?
Świat zmienia się bardzo szybko. Nie rozumiem już niektórych rzeczy, ale gdybym była o dziesięć lat starsza, pewnie nie rozumiałabym więcej. Raczej mówię oczywistą rzecz, ale chyba wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, że należę do pokolenia, które wychowywało się bez telefonu. Moją pierwszą komórkę miałam w wieku 17 lat, mogłam za jej pomocą tylko odbierać SMS-y i rozmawiać.
Poczułam, że popełniam błąd, zawstydzając się starzeniem. Tymczasem to świetny czas: już wiesz, kim jesteś, masz trochę poukładane w głowie, dysponujesz środkami do życia. Czemu my tak strasznie wstydzimy się tych zmarszczek? Dlatego stwierdziłam stanowczo: Tak, urodziłam się w 1986 roku, za chwilę będę miała 40 lat. Chcę pośpiewać o moim życiu.
Czujesz, że wydałaś przez to świadomą płytę?
Pamiętam pierwszy koncert, który zagrałam z tym materiałem. Moje przyjaciółki, które towarzyszą mi od 2008 roku, powiedziały: Iwona, w ogóle co to za płyta! Masz tę wcześniejszą energię, świeżość, a zarazem doświadczenie tych wszystkich lat. A do tego słychać w tej muzyce wszystkie twoje ukochane inspiracje. Mam nadzieję, że tak rzeczywiście wyszło.
Jak wyobrażasz sobie dalszą ścieżkę Iwony Skv?
Być w Męskie Granie Orkiestrze (śmiech). Ale tak naprawdę nie wiem. Z jednej strony zazdroszczę popularnym artystom, z drugiej – nie odnalazłabym się w ich skórze. Tak naprawdę chciałabym grać tylko koncerty klubowe, ze swoją publicznością. Nie muszę wtedy przekonywać wszystkich naokoło, że jestem warta słuchania, a rola debiutującej osoby znów stawia mnie w takiej sytuacji.
Miło, gdyby ludzie oszaleli na punkcie mojej muzyki, każdy artysta i każda artystka tego chce. Ale lubię też teatr, lubię bycie częścią zespołu, elementem konstrukcji, gdzie dopiero po dodaniu wszystkich klocków mamy całość. Chciałabym komponować swoją muzykę i teatralną. Rozwijać umiejętności producenckie, tworzyć coraz lepszą muzykę.
Iwona Skv: Nie chować się za syntezatorami
Wspomniałaś o koncertach. Jak zamierzasz przedstawiać 1986 na żywo?
Jestem sama na scenie: postawiłam na bardzo minimalistyczny setup. Chciałam tę energię skondensować w sobie. Mam trochę sprzętu elektronicznego, w tym dwa mikrofony. Jeden jest zwykły, do śpiewania tekstów, a drugi – uzupełniony różnymi efektami. Zaprojektowałam autorski, spersonalizowany set w Abletonie, z osobiście dobranymi presetami. Zależy mi na tym, żeby to była pulsująca elektronika z zabawą wszystkimi gałkami, połączona ze śpiewaniem, ale nie zamykam się, nie siedzę tylko za rzędem syntezatorów, tylko wychodzę do ludzi. Bardzo szukam z nimi połączenia. Myślę, że to coś, co zaczerpnęłam z koncertów Nicka Cave’a. Taką artystką jest też Alex Freiheit z Siksy: zobaczenie jej na żywo to wielkie przeżycie, intensywne spotkanie.
Wiesz, niektórzy mają wszystko zaplanowane: kiedy, gdzie i co powiedzą, a ja idę na żywioł i jest w tym element improwizacji. Tak to sobie wymyśliłam.
Płyta „1986″ ukazała się 7 czerwca nakładem wytwórni 33 Records. Spektakl „Balladyna. Kryminalne zagadki stolicy” z muzyką Iwony Teatr Rampa zaprezentuje od 20 września. W październiku artystka rusza na jesienną trasę koncertową, która obejmie Poznań (05.10., w_sercu), Łódź (12.10., UV Klub), Warszawę (13.11., Chmury) oraz Katowice (30.11., Piąty Dom).
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.