Każdy wie, że nawet najlepszy karateka na świecie nie obroni się przed przypadkowym i niespodziewanym sierpowym na ulicy – dopowiada Jacuś. Jakie muzyczne ciosy szykuje na najbliższe miesiące?
Jacuś to artysta, który porusza się na styku muzyki alternatywnej i mainstreamu. Na koncie ma zarówno współprace ze śmietanką polskiej sceny rapowej, eksperymentalne numery i elektroniczne bangery. W czasie naszej rozmowy opowiedział mi o swoich nieoczywistych muzycznych inspiracjach, licznych talentach i o tym, czy ludzie serio chcą tylko tego, co już znają.
Bilety na koncerty Tommy Cash feat. Jacuś
Fascynuje mnie, że jesteś człowiekiem-orkiestrą. Sam dbasz o każdy aspekt swojej twórczości.
Można tak powiedzieć. Jestem indywidualistą, który tam, gdzie może włożyć swój wkład, to próbuje to robić. Trzymać pieczę. Właśnie dlatego chciałem nauczyć się jak najwięcej rzeczy – żeby być pewnym, że wszystko, co mogę sprawdzić, to sprawdzę. Trochę pracoholik, trochę indywidualista.
To kwestia Twojego przywiązania do kontroli czy raczej tego, że nie miałeś możliwości realizowania swoich projektów w przeszłości – na przykład nie czułeś się rozumiany.
Wszystkiego po trochu. Mieszkając w mieście, gdzie nie masz wszystkiego od ręki, trzeba sobie radzić inaczej. Wówczas dowiadujesz się też, że nie wszystko jest tak łatwe jak mogłoby się początkowo wydawać. Wiele rzeczy można przeoczyć, bo nie wiesz na co zwracać uwagę. Aktualnie posiłkuję się już pomocą innych ludzi, by tworzyć jeszcze większe projekty, ale umiejętność kontrolowania zawsze jest dobra. Nikt nie będzie próbował wcisnąć Ci kitu.
Wyobrażam sobie, że dzięki temu jesteś w stanie też skuteczniej komunikować swoją wizję.
Dokładnie. O wiele łatwiej się rozmawia i dyskutuje, gdy się zna język, w którym przebiega komunikacja w danej dziedzinie.
Na ile jesteś otwarty na eksperymenty, a na ile siadasz z gotowym pomysłem w głowie i chcesz do niego dotrzeć?
Jestem uważany za artystę alternatywnego, a rzeczy alternatywne głównie polegają na tym, że się eksperymentuje. W tej formie artyści potrafią wykonywać wiele różnych rzeczy na raz, bo pomaga to w procesie tworzenia. Jeżeli mamy coś w głowie, a nie do końca wiemy, jak coś przekazać, bo tego jeszcze nie było, to człowiek musi to stworzyć samemu. To nie zawsze wychodzi od razu, jest wiele prób i błędów po drodze. Co ciekawe, chociaż alternatywa nie jest siłą rzeczy uważana za muzykę głównego nurtu, niektóre podgatunki czasem przechodzą na drugą stronę i stają się bardziej lubiane niż te mainstreamowe.
A Tobie to dobrze idzie chyba? Coraz więcej osób mówi o Jacusiu, a Twoje tracki się dobrze klikają.
Staram się. To lata pracy nad własnym wizerunkiem i samodoskonalenia się. Nie ma się co oszukiwać, z czasem ludzie wymagają od Ciebie coraz więcej. Takie fory początkującego artysty z czasem mijają. Jeśli nie udowodnisz każdemu, że jesteś warty, żeby w tym zostać na takim poziomie, to możesz szybko spaść.
Jeśli chodzi o muzykę – sporo u Ciebie elektroniki, nawet hardstyle’u.
Z hardstylem jestem najbardziej kojarzony przez hity, ale jak ktoś się bardziej wgłębi, to zobaczy, że zrobiłem też dużo innej muzyki. Teraz miałem przerwę od wydawania, ale niedługo wrócę z czymś nowym, co będzie myślę pewnym zaskoczeniem dla ludzi. Ale dla tych co mnie znają – złapią, o co chodzi. Będzie to muzyka mniej rapowa, bardziej tonalna. Nie będę za dużo zdradzał! Nie słucham wyłącznie rapu – nawet powiedziałbym, że ostatnio jest w mniejszości, bo trochę mnie znudził. Trochę też zauważyłem, że to nie do końca może być moja branża czy przestrzeń, w której powinienem konkurować. Rap głównie polega na rapowaniu, a to co ja robię, to tworzenie muzyki. Pomyślałem, czy nie lepiej pójść w stronę… nie chcę mówić! Zobaczycie.
Zdradź w takim razie, czego słuchasz.
Tak jak zauważyłaś, dużo elektroniki. Proszę tylko tego nie mylić z EDM – bardziej bym to przyrównał do muzyki zespołu Empire Of The Sun. Do tego bardzo dużo rocka (indie rocka szczególnie!), starego disco. Ciężko to określić. Jest tego tak dużo, że nie da się zdefiniować jednym słowem czy zdaniem. Leonard Cohen tworzy ballady, do których bardzo lubię co jakiś czas wrócić, ale nie stwierdziłbym, że jestem odbiorcą tego typu muzyki. Przez serwisy streamingowe i szeroki dostęp do muzyki każda osoba słucha muzyki z każdego gatunku. Są bardzo duże kontrasty. Trudno więc opisać, czym się inspirujesz, bo czasem nawet podświadomie coś wykorzystasz. Ja staram się brać z każdego gatunku poszczególne elementy, które mi się podobają najbardziej.
Myślę o tym, jak budujesz swoją personę sceniczną. Nie jesteś przywiązany do bycia męskim mężczyzną, tylko to też jest pole, na którym eksperymentujesz.
Kto jak to ocenia – to jego sprawa. Czy mi to w czymkolwiek przeszkadza? Nie. Robię to, co na daną chwilę wydaje mi się odpowiednie. Zależy też, co masz dokładnie na myśli mówiąc o męskości, bo to obszerny temat do rozmowy.
Duża część rapu jest zdominowana przez wzorce siły i seksualnej dominacji. Pojawiają się jednak artyści, którzy nie wpisują się w taki schemat, szukają swojej własnej drogi.
Mam na to wytłumaczenie. Zawsze mnie to odpychało i za bardzo nie pasuje do mojego wizerunku, który koniec końców jest zgodny z tym, jaki po prostu jestem. Nigdy nie miałem z takimi postawami nic wspólnego, czułbym się z tym źle. Nie chcę mówić o szkołach muzycznych czy innych rzeczach, ale pewnie ma to jakiś swój wpływ. Z jednej strony kończysz edukację z muzyki klasycznej, a z drugiej jest ta cała popularna ordynarność. Nie uważam się za osobę w pełni bezgrzeszną jeśli chodzi o takie tematy, bo mam lepsze i gorsze teksty. Jeżeli już jednak używam takich, a nie innych sformułowań to staram się jednak, aby były one w swoim oryginalnym stylu. Tak, aby raczej nikt nie czuł się wprost nimi dotknięty.
Nie musisz być prymusem szkoły muzycznej i być czystym w tym temacie, żeby jednak rozbijać te struktury.
Nieraz obrywało mi się za moje teksty. Były kontrowersyjne, ale nie… szowinistyczne? Jestem bardzo w centrum jeśli chodzi o różne poglądy, ale w tej sferze czułbym się, tak jak już wspomniałem, się nienaturalnie.
Wspominasz o clashu pomiędzy światami, w których funkcjonujesz. Takie są też Twoje wybory modowe.
Często myślę nad odpowiednim kierunkiem, w jakim to powinno zmierzać. Zauważyłem jednak, że z czasem niektóre rzeczy przestają pasować do mojego stylu życia. Bez sensu robić coś na siłę, bo to po prostu nie wychodzi. Moje nowe wydawnictwa mogą – ale nie muszą – być lekkim zdziwieniem dla ludzi. Powinni jednak szybko to zaakceptować, bo przecież jestem podobno artystą alternatywnym. Taki jest Jacuś jakiego poznali i polubili ludzie – niebanalny.
Jacuś jako projekt artystyczny.
Dobrze powiedziane. Eksperymentowanie jest czasem niedobre dla artystów, bo ludzi się szybko szufladkuje. Często słyszę głosy – czemu nie robisz tego, co działa? Czemu nie robisz, czego chcą ludzie? Podchodzę do tego tak, że ludzie nie wiedzą czego chcą, dopóki im tego nie dasz.
Klepanie w kółko tego samego i tak mogłoby się im znudzić, a przecież nie przewidzą, co jeszcze mogliby od Ciebie dostać.
Ludzie podświadomie chcą tego, co im się podobało. Albo inaczej: tego, co inni uznali za dobre, co – mniej lub bardziej – się wybiło. To mało dojrzałe podejście. Jak się człowiek w to bardziej zagłębi, staje się jasne, że to nie jest takie proste i oczywiste.
To już jest, więc po co to znowu robić. Podoba mi się to, co mówisz. To eksplorowanie wolności kreatywnej, podążanie za wewnętrznym głosem.
Z tym byciem alternatywnym – wpływa na to wiele czynników. Zajmuję się filmem, miksem, produkcją i pisaniem. Wszystko, by połączyć to w jedność i stworzyć coś oryginalnego, żeby miało to swoją jakość. Nie ma co ukrywać, że obecnie jest dużo oryginalnych rzeczy, ale nie zawsze są to rzeczy na poziomie. Na początku każdy ma fory, a potem ludzie oczekują…
Szlifu?
Tak, właśnie.
Kiedy pracujesz nad klipami, masz jakieś konkretne inspiracje wizualne?
To często burze mózgów – przeglądanie Instagrama, Youtube’a. Jak wyskoczy mi coś, co mi się podoba, robię screena i odkładam to na później. Mam spis rzeczy zewsząd, notatnik zawalony każdą możliwą inspiracją, która mi wpadnie do głowy. Z tego potem tworzy się jedna nowa całość. Nie da się robić całkiem nowych rzeczy, ale można łączyć coś, co już było, w świeży sposób.
A muzycznie?
Im jestem starszy, tym bardziej dostrzegam jakość rzeczy, tworzonych w „Wielkim Świecie” – Kanye’go West, Travisa Scotta, Kendricka Lamara. Nie ma nikogo wyżej w tej branży. Tak samo muzyka Lany del Ray i sposób, w jaki została nagrana. Daft Punk jeśli chodzi o muzykę elektroniczną i sposób samplowania. Muzyka Tame Impali czy Maca DeMarco. Tworzone i miksowane na sprzętach, o których większości dzisiejszym artystów nawet się nie śniło. Za tym, co słyszymy w nośnikach, stoi masa inżynierów, a nie każdy jest tego świadomy. To nie chodzi po prostu o większy talent artystów zza granicy, a raczej o inwestycje w projekty, które potem inspirują cały świat.
Polska muzyka (głównie ta ze starszych lat) nie odstaje stylem. Niestety to taki VOX inspirował się Bee Gees’ami a nie na odwrót – ma to jednak też swój vibe. Mógłbym tak wymieniać do rana. Ostatnio często słuchałem też Muńka Staszczyka. Z każdej rzeczy staram się wyciągnąć, co jest najlepsze.
Zwracasz bardziej uwagę na produkcję czy to jak dana muzyka przemawia do Ciebie emocjonalnie?
Emocjonalność jest o tyle trudna w definicji, bo żeby ją przekazać trzeba mieć do tego dobre narzędzia. Jeżeli się nie jest na wysokim poziomie – tak jak np. w Stanach, gdzie na produkcję poświęca się wielomilionowe budżety i gdzie pracuje masa inżynierów, która kontroluje to, co wydobywa się z Twojego ciała – to jest to bardzo trudne. Wiadomo, że początek każdego projektu powstaje w oparciu o daną emocję. Z czasem, żeby to doprowadzić do końca, a nie zostawić porozrzucane na składowe, musisz wiedzieć, co po kolei z tym zrobić. Ale tak jak większość osób, raczej staram się skupić na emocjonalności. W końcu po to słuchamy muzyki.
Twoja ulubiona płyta jeśli chodzi o produkcję i ulubiona taka, że wajbujesz z nią.
Jeśli chodzi o produkcję to zdecydowanie Astroworld od Travisa i The Life of Pablo od Kanye’go Westa. Powiedziałbym jeszcze, że od Lany del Ray mi się mega podoba jej album Ultraviolence. Masterpiece! Produkcyjnie próbuję się inspirować też tym, co robi Tyler The Creator – sposób miksu, jak to jest tworzone. Nawet nie jakiś album, ale cała persona, to JAK to tworzy. A jeśli chodzi o album, do którego wajbuję – to będą te same, którymi się inspiruję produkcyjnie. Analizując to, wiedząc, że to jest dobre, równolegle mogę do tego na spokojnie wajbować. Wiem, że tam jest wszystko, co powinno być.
Jaki masz znak zodiaku?
Niestety lub stety jestem rakiem. Nie wiem, czy jesteś zodiakarą, ale zauważyłem, że bardzo dużo artystów jest spod tego znaku. Nie wiem, co to za związek. Cechy ludzi spod znaku Rak kompletnie nie pasują do wizerunku tych artystów. Jest też opcja, że każdy przypisuje sobie akurat takie cechy jakie mu sugerują w internecie. Znaki zodiaków są bardzo ogólne i mało co można z nich wywnioskować. Ale jakbyś sprawdziła raperów to mi się wydaje, że 3 na 5 będzie z lipca.
Może są zamknięci w sobie, ale mają bogate życie wewnętrzne.
Może. Nie chcę tego wychwalać za dużo, bo raki to najgorszy znak jaki istnieje, o ile się w to wierzy w pierwszej kolejności.
Czemu?
Jesteśmy strasznie ciężcy jeśli chodzi o sferę emocjonalną.
No tak, jest pancerz, a miękki brzuszek chowacie pod spodem. Pozwól, że zapytam Cię jeszcze o Tommy’ego Casha. Jedziecie razem w trasę.
Tommy Cash jest crazy jeśli chodzi o styl bycia. Szanuję go za to, co robi. Jest w tym oryginalny, czasem może za bardzo, ale to jego styl i na nim opiera swoją twórczość. Bardzo dużo ludzi mnie skojarzyło z nim, bo sam też stworzyłem coś w miarę oryginalnego, może trochę kontrowersyjnego. I tak już zostało. Wydaje mi się, że w jakiś sposób go rozumiem. Czy potrafiłbym tworzyć podobny kontent? Raczej nie, bo nie jestem aktualnie aż tak „odważny”. Trochę ludzi twierdzi też, że coś z twarzy mamy podobnego. Jak miałem wąsa, pewnie było to bardziej zasadne. Co do koncertów – cieszę się, że do tego doszło, że mogę dołożyć tam coś od siebie.
Sprawdź też: Tommy Cash i jego psychodeliczne uniwersum
Mam jeszcze ostatnie pytanie od naszego kolegi redakcyjnego – Raportażysty: czy wolałbyś być zaatakowany przez 1 kaczkę wielkości konia czy 100 koni wielkości kaczek.
Zdecydowanie przez 1 kaczkę wielkości konia. Uważam, że o wiele trudniej byłoby konkurować z większą ilością zwierzyny, aniżeli jednym silniejszym osobnikiem. Rozumuję świat tak, że siła jest w masie, a rozum w jednostce. Każdy wie, że nawet najlepszy karateka na świecie nie obroni się przed przypadkowym i niespodziewanym sierpowym na ulicy. Taka jest właśnie siła liczebności. Nie przewidzisz.
Przeżyłam plagę komarów i od tamtej pory jestem w Twoim teamie. Dużo czegoś, nawet bardzo małego, to instant przegrana.
Nawet jeśli coś jest bardzo duże, to jesteś w stanie przewidzieć jego zachowanie i mieć jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją. Przy większej ilości musisz trzymać zwierzynę przed telefonem i telewizorem, żeby nie chciała Cię zaatakować. Bardzo fajne pytanie!
Szefowa działu kreatywnego Going. Piszę i rozmawiam o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzę audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.