Ja wiedziałem, że tak będzie… – JIMEK i Goście stworzyli historię [RELACJA]
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich…
Historyczne chwile czasem wkradają się do rzeczywistości ukradkiem, a doświadczający je nawet nie zdają sobie sprawy z ich rangi. W niedzielę było inaczej.
W drodze na Lotnisko Bemowo zastanawiałem się nad moją własną relacją z rapem. Jestem książkowym odbiorcą tego wydarzenia, większość występujących była stałymi bywalcami w moim domu, ich kawałki nie schodziły z głośników ku irytacji mamy. Tych, których lata świetności przegapiłem z racji swojego wieku, sumiennie nadrabiałem, by znać kanon na wyrywki. Sentyment? No jasne, ale to nie wszystko. Nowa muzyczna interpretacja to coś więcej niż remix. To stworzenie nowego bytu, powołanie do życia nowej energii i choć brzmi to ekscytująco, nigdy nie wiadomo, jaki będzie końcowy efekt. Czy raperzy odnajdą się przy niespodziewanym akompaniamencie? Czy zwrotki skleją się z podkładem? Czy ich wokal zdoła wybrzmieć w morzu dźwięków orkiestry? Odpowiedzi na te pytania otrzymacie za chwilę. Oto relacja z koncertu JIMEK i goście.
JIMEK I GOŚCIE – HISTORIA POLSKIEGO HIP-HOPU [RELACJA]
Warmup zrobił robotę
Budujący atmosferę przed występem JIMKA i jego ekipy DJ-e idealnie odczytali motyw wydarzenia. Kacper Pliżga (grań) oraz Dymitr Liziniewicz (Amnesiac) zabrali zebranych w szybką, ale pełną atrakcji podróż po muzycznych wspominkach. Grający postawili na konsekwentne budowanie napięcia, a w ich secie nie zabrakło miejsca dla melancholijnych klasyków. Kawałki zgrywali niezwykle sprawnie przeskakując wręcz zawieszoną przez rapowych DJ-ów poprzeczkę. Zamiast szybkich cięć i przeskoków do kolejnego kawałka słyszeliśmy cierpliwe przejścia i zgrywanie motywów dwóch różnych utworów na raz. Nie można było wyobrazić sobie lepszego startu. Kiedy koło 20:00 JIMEK wraz ze swoją orkiestrą wkroczyli na scenę, wszyscy byli gotowi. Grunt został bowiem solidnie przygotowany, a myśli uczestników koncertu skierowane we właściwą stronę.
Zapis naszego koncertu niebawem będziecie mogli zobaczyć na jednej z platform streamingowych, my to zrobimy wykorzystując niesamowity The Freestyle Samsunga, którego promo mogliście zobaczyć również na bemowskiej scenie.
Chwilę później na scenę wskoczyło dwóch panów w identycznych dresach przy akompaniamencie Ja mam to co ty. Jak się okazało, była to tylko instrumentalna wersja utworu. Tłum podjął próbę odśpiewania refrenu, ale brakowało temu nieco werwy. Nie ten czas. (Dajcie nam się rozkręcić – pomyślałem). Wjazd Wzgórza był naprawdę imponujący. Będący w świetnej rapowej formie Borixon nikogo nie dziwi, wszak cały czas pozostaje aktywnym raperem. Bardziej zaskakująca mogła być bardzo dobra dyspozycja Wojtasa, który zupełnie nie odstawał. Panowie zaserwowali energiczny zestaw swoich największych klasyków (z wyjątkiem jednego, który sprytnie zachowali na później) kończąc kultowym Językiem polskim, który wywołał na scenę Kaliber 44.
Dla głodnych znalazła się wypasiona strefa Żarcia Na Kółkach, a dla pełnoletnich strefy z drinkami m. in. Ballantine’s
Magia interakcji
Była to pierwsza z kilku innych interakcji między występującymi składami i raperami. I właśnie w tym kryła się największa magia tego wydarzenia. Historia Polskiego Hip-Hopu utkana jest z wielu nici, a te często się ze sobą łączą. Wydarzenie to nie było jedynie okazją do porwania publiczności w sentymentalną podróż. Równie istotne było to, co działo się na scenie i próbach. Dzięki niemu prekursorzy muzycznego gatunku, który zawładnął sercami i umysłami nastolatków w latach 90-tych, mieli okazję powrócić myślami do początku swojej przygody. Ich radość i ekscytacja były bardzo wyczuwalne, szczególnie w trakcie wspólnych występów jak ten Wzgórza z Kalibrem.
Przepotężny hałas wygenerowało wejście Molesty Ewenement w rytm Wiedziałem, że tak będzie. Vienio, Pele, Włodi i Wilku również dowiedli, że rapowa rdza się ich nie ima. Po podkładach sunęli pewnie i płynnie, wchodzili w interakcję z publiką i wręcz tryskali zaraźliwą energią. To pewnie dlatego refren do Się żyje był pierwszym tak mocno skandowanym przez tłum.
Ostry nie byłby sobą, gdyby był kimś innym. Zaczął od przewinięcia Mówiłaś mi, potem przeszedł do rozgrzewania publiki i aktywnej konferansjerki, a skończył na szalonym, spontanicznym fristajlu. W tym miejscu warto wspomnieć o niezwykłej dynamice, jaka towarzyszyła koncertowi. Między kolejnymi występami nie było praktycznie żadnych przerw. Kolejni raperzy wskakiwali na scenę w okamgnieniu, a za krótkie przerywniki służyły instrumentalne popisy JIMKA i orkiestry wykonujących te klasyki, które nie zostały zagrane przez zaproszonych raperów.
Występy Grammatika i Płomienia 81 nie zawiodły. Oba składy zaprezentowały swojego największe szlagiery. Pierwsi zagrali chociażby Friko czy Pamiętam serwując solidną dawkę refleksyjnego brzmienia, którego chyba każdy od ich występu oczekiwał. Drudzy, ku uciesze fanów, rozpoczęli Powiedz na osiedlu w niezwykle energicznej aranżacji.
Młoda gwardia
Podczas ogłoszenia młodych reprezentantów rapowej sceny u fanów pojawiło się zdziwienie. Nie wszyscy rozumieli to rozwiązanie. Ich obecność została jednak w pełni uzasadniona, kiedy wyszli na scenę i zaprezentowali swoje kawałki. Żywiołowa interpretacja Młodego bossa Żabsona pokazała jak odjechane i niecodzinne rytmy można dziś przemycać w rapie. Melancholijny Szczyl dowiódł, że gdyby zaczynał w 95′, mógłby się pochwalić równie pokaźną dyskografią jak występujące przed nim legendy. Kizo postawił na prezentację swojego ulicznego sznytu, o którym wielu fanów może nie wiedzieć kojarząc go głównie z letnich hitów. Kontrast między weteranami a młodymi wilkami był celowo podkreślony i nadawał wydarzeniu dodatkowego znaczenia. Skoro poznaliśmy początek tej historii, szkoda byłoby nie poznać jej finału. Do tego tematu jeszcze wrócimy.
Jedno z mocniejszych wejść należało do ZIP Składu i Sokoła. Czuć było lokalny patriotyzm warszawskiej publiki. Cieszy, że ekipa poza swoimi kawałkami zagrała również fragment Jeszcze będzie czas, który był jednym z najgłośniej odśpiewanych. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to zwróciłbym uwagę na brak Nieśmiertelnej nawijki ZIP Składowej, na którą ja i pewnie tysiące zebranych mocno czekało. Zresztą, inne składy również stawiały momentami na mniej oczywiste wybory. Na szczęście w przypadku Mor W.A. nie zabrakło wyczekiwanego Dla słuchaczy, a Fenomen zagrał chociażby Teksty.
Podczas występu PRO8L3MU czuć było zbliżający się finał. Napięcie rosło, a Oskar ze Steezem przypomnieli, czemu zawdzięczają swoją niesłabnącą popularność. Techniczne zdolności tego pierwszego kładły na łopatki i mocno wyróżniały się na tle reszty występujących. Jakość jego firmowego off-beatu w studyjnych warunkach jest dość łatwo wytłumaczalna, możliwość poprawiania zwrotek i dążenia do perfekcji w obecności realizatora ułatwia zadanie. Zdolność do tak wiernego odtworzenia tych kawałków w opcji na żywo? To dosłownie wprawia w osłupienie.
Ostatni slot dla reprezentacji weteranów przypadł Tedemu. Ten postawił na przelot przez kilka perełek ze swojej dyskografii. Obyło się bez zaskoczeń. Nie zabrakło Drina za drinem, który mocno rozgrzał publikę. A chwilę później po zaproszeniu na scenę Wzgórza, Tede odegrał Ja mam to co ty. Tym razem publika nie potrzebowała dodatkowej zachęty. Po bemowskim lotnisku niósł się głośny refren, serwując godny epilog tego legendarnego wydarzenia.
SPRAWDŹ OFICJALNĄ PLAYLISTĘ Z UTWORAMI Z KONCERTU
Koniec, jaki koniec?
Po zejściu Wzgórza i Tedego zdawało się, że już jest po wszystkim. Nic bardziej mylnego. Stery przejmuje orkiestra. Dostajemy medley największych rapowych szlagierów, których nie mieliśmy okazji usłyszeć. Wybrzmiewa Głucha noc, Czerwona sukienka i wiele innych. Muzycy się nie mylą. Tempo jest zatrważające. Kawałki zmieniają się dynamicznie po kilku taktach, wszystko w idealnym rytmie. Zdajecie sobie sprawę, że koncert w tym momencie trwa już prawie trzy godziny? Ci ludzie od trzech godzin grają w pełnym skupieniu. Niebywałe, naprawdę imponujące.
Cisza. JIMEK mówi, że występ jednego rapera został pominięty. Kogo? Bedoesa. Czasem przypadek pisze najlepsze scenariusze i tak było również tym razem. Bedi rozniósł scenę, bez zaskoczenia stawiając na emocjonalny manifest, czyli 1988. Epicka interpretacja JIMKA nadawała utworowi dodatkowej dramaturgii. Oszczędne instrumentarium dawało wybrzmieć mocarnym wersom Borysa, a tętniące energią punkty kulminacyjne powodowały prawdziwe ciary.
Po tym występie nie było już co zbierać, ale jak się okazało, to nie był koniec niespodzianek. Na scenę wskoczyły Wdowa, Ryfa Ri i Rena tworzące skład WRR, by zagrać Jak zostać raperką. Weteranki sceny dostały zasłużony spotlight przypominając, że kobiecy rap konsekwentnie rośnie w siłę i jest to w dużej mierze ich zasługa. To one przecierały szlaki współczesnym postaciom. W trakcie występu WRR na scenie pojawił się ktoś jeszcze. Jakiś typ w różowej kominiarce…
Tego nie spodziewał się chyba nikt. Ostatecznym zwieńczeniem eventu była zaskakująca obecność Quebo, który niedawno ogłosił zakończenie kariery. Cudowna, lekka interpretacja SZUBIENICAPESTYCYDYBROŃ urzekała melodyjnością i niezwykłą czystością wokalu Quebonafide. Do odśpiewywania refrenu dołączył nawet sam JIMEK, a obaj artyści zeszli w pewnym momencie do publiki, aby zbić piątki z fanami. Tłum nie krył radości, w powietrzu unosiła się przyjemna aura spełnienia. To o tym historycznym momencie była mowa we wstępie. Nie wszystkie baloniki oczekiwań pękają – niektóre rzeczy spełniają pokładane w nich nadzieje i są godne swoich szumnych tytułów.
Nie można było zaplanować bardziej dramatycznego finału. A co najlepsze – ten był w pewnym stopniu zrządzeniem losu. Występ Bedoesa miał się odbyć wcześniej, ale przez splot zdarzeń został przesunięty. Finalnie, trudno było wyobrazić sobie lepsze okoliczności do odegrania tego kawałka. Jego wersy przypomniały jak długą drogę przeszedł rap. Kiedy rzucał: Nie przeszkadza mi chłopak z chłopakiem waga momentu była odczuwalna. 20 lat temu legendy tej sceny tworzyły swoją muzykę w zupełnie innych warunkach i przy innych możliwościach. Jeśli zastanawiały się kiedyś, gdzie to wszystko może pójść i jak się rozwinąć – w niedzielę dostały odpowiedź. Akompaniament i trendy mogą się zmieniać, ale fundamenty rapu pozostają nienaruszone. Z czego są zbudowane? Ze szczerości i bezkompromisowego podejścia, które nie pozwala ignorować wykrzykiwanych słów. I właśnie o tym przypomniał występ Bedoesa.
Równie znamienne były wersy Quebo:
Szok, z rapera w gwiazdę pop, w rok
I moi koledzy są z popu i ja też już jestem pop
Gdzie jest dziś hip hop?
Właśnie tu. Na przecięciu tych dwóch dróg. I dawno nie było tego czuć tak dobitnie jak w ten niedzielny wieczór podczas koncertu JIMEK i goście. Kochani, chwila była historyczna, ale to już wiecie. Nie ma nic więcej do dodania. Do zobaczenia przy podsumowaniu kolejnego rozdziału. A ten się cały czas pisze…
Kocham muzyczkę, filmy i NBA. Znam zdecydowanie zbyt dużo polskich rapowych wersów i sposobów na przejście Dark Souls.