Czytasz teraz
Małpa o „Kilku numerach o czymś”: to nie jest najlepsza płyta 2009 roku [WYWIAD]
Muzyka

Małpa o „Kilku numerach o czymś”: to nie jest najlepsza płyta 2009 roku [WYWIAD]

Małpa

Małpa będzie świętować 15-lecie swojej kultowej płyty, dzięki której stał się jednym z najpopularniejszych raperów w Polsce. Tylko z nami porozmawiał o kulisach jej powstania.

Małpa zagra jubileuszową trasę. Bilety znajdziecie tutaj!

Krzysztof Nowak, Going. MORE: Czy uważasz się za jednego z pierwszych propagatorów trapu w Polsce?

Małpa: Trapu?

Tak.

Małpa: Domyślam się, że nie pytasz o to bez powodu…

Owszem.

Małpa: Być może zahaczyłem kiedyś o trap, ale kiedy? Trudno mi to sobie przypomnieć. Kiedyś uważałem się za propagatora truskulu i chyba wszyscy mnie tak postrzegali. Teraz mam zupełnie inne podejście do muzy, lecz nadal daleko mi do trapu. O co ci chodzi?

W 2009 roku wspomniałeś w kawałku o technologii autotune, którą wtedy znała w kraju garstka osób. Widzisz, jakie masz zasługi dla tego podgatunku?

Małpa: Ej, te wersy były krytyczne. Co więcej, były wymierzone w konkretne osoby z Torunia, czyli członków składu PTP i ludzi z nimi związanych. Jeśli dobrze pamiętam, to ci pierwsi niezbyt często używali tune’a, natomiast osoby z ich środowiska – już tak. Gdy ja i moi koledzy byliśmy młodzi, to byliśmy też radykalni. Dziś mi to wisi. Niech każdy robi, co chce.

Wtedy wykorzystałeś okazję, by wbić szpilkę. A czy Małpa sprzed Kilku numerów o czymś to raper straconych szans?

Małpa: Wiele osób powiedziałoby, że Małpa po Kilku numerach o czymś to również raper straconych szans. I poniekąd bym się z tym zgodził. Zawsze mało nagrywałem i wydawałem. Jestem w rapie ponad 20 lat, a stworzyłem niewiele kawałków w stosunku do ludzi z podobnym stażem. Mam na koncie cztery solowe płyty, inni mają piętnaście. Nie wiem, czy z solowych i zespołowych rzeczy sprzed debiutanckiego albumu uzbierałaby się płyta. Gdybym był bardziej konsekwentny i zdeterminowany, to łatwiej byłoby mi wykorzystywać szanse.

Temat wiary jest ważny w twojej twórczości, więc do niego nawiążmy. Na początku był duet Setao. Dlaczego nic się nie stało?

Małpa: Ten początek lat 00. to są tak zamierzchłe i amatorskie czasy… Po prostu Setao nie mogło się udać. DJ Jarzomb jest bardzo miłym gościem, ale trudno było nam znaleźć wspólny muzyczny mianownik. Mam również nadzieję, że Łukasz się nie obrazi, lecz dopiero wtedy, gdy pojawił się Jinx, poczułem wyjątkową nić porozumienia. Proximite postrzegam jako pierwszy zespół, w którym upatrywałem czegoś na przyszłość.

Z Proximite też niewiele się stało, chociaż byliście doceniani na legendarnym forum Ślizgu. Pamiętam, że w jednym z wywiadów wspominałeś, iż tutaj także ciężko było wypracować kompromis.

Małpa: Spory dotyczyły kwestii artystycznych. Oczywiście wynikały z tego, że obaj mocno wierzyliśmy w swoje racje. Byliśmy w tym radykalni i nie pozwalaliśmy sobie nawzajem na swobodę. Ostatecznie nie uniemożliwiało nam to robienie wspólnych numerów, choć zrobiliśmy ich dosłownie kilka. Nadal sądzę, że w tamtych czasach byliśmy mocną ekipą w polskim undergroundzie.

Wiele osób uważało Jinksa za bardziej utalentowanego rapera. Uwierało cię to?

Małpa: Trudno mi przypomnieć sobie emocje, które mi towarzyszyły. Na pewno nie skakałem z radości, bo każdy raper chce być postrzegany jako ten najlepszy, szczególnie wśród swojego najbliższego otoczenia. Muszę zupełnie szczerze przyznać, że czułem, iż Jinx jest lepszym raperem niż ja. Nie zaskakiwało mnie, że inni też tak uważają. Był wyjątkowo zdolny i bardzo szkoda, że konsekwencji zabrakło mu jeszcze bardziej niż mi. Myślę, że gdyby było inaczej, to mógłby być przynajmniej w takim miejscu jak ja teraz.

Dopełniając tryptyk – przed debiutem działałeś też z duetem złożonym z Little’a i DJ-a Chwiała. Rzeczy się wreszcie zmaterializowały.

Małpa: Ale też zatrzymały z powodów osobistych. Po tym, jak nagrałem parę utworów, zmarła moja mama. Kompletnie straciłem ochotę na rapowanie, co było naturalne. Bodajże Little uznał, że dobrze byłoby wypuścić do internetu choćby trzynumerową EP-kę. Samych kawałków było chyba z pięć. Nie pamiętam, czemu je pominęliśmy. Poza osobistą tragedią – to ilustracja większego problemu.

Jakiego?

Małpa: Jestem leniwy i trudno mi się zmobilizować.

Nadal?

Małpa: Tak. Gdy zaczynasz z czegoś żyć, bo staje się to twoją pracą, to i tak nie zawsze masz ochotę tworzyć wtedy, gdy powinieneś to robić. Bycie swoim szefem nie jest dla każdego. Nie chciałbym żyć inaczej, ale czasem potrzebuję bata. Cieszę się więc małymi sukcesami. Czas między płytami udało się skrócić do trzech lat. Kto wie, może za 15 uda mi się wydać płyty rok po roku? To będzie wielki sukces.

Wróćmy do przeszłości i pogadajmy o egzotycznym fakcie z twojej biografii. O co chodzi z Włochami?

Małpa: Pojechałem tam na Erasmusa i napisałem tam 80, może 90% Kilku numerów o czymś. Myślę, że tworzenie szło mi tak dobrze, bo byłem odcięty od znajomych. Oprócz tego, że mogłem spacerować i spędzać czas w fajnych miejscach, to nie za bardzo miałem cokolwiek do roboty.

Dlaczego po powrocie nie miałeś problemu z domknięciem tematu?

Małpa: Zostało tylko nagranie albumu i ogarnięcie go od strony technicznej, a to zawsze przychodziło mi z większą łatwością niż pisanie. Tylko widzisz, w Miałem to rzucić, czyli numerze napisanym jeszcze przed wyjazdem, chciałem opublikować EP-kę, a nie duży materiał. Cieszę się jednak, że zrezygnowałem z tego pomysłu.

Koniec końców operacja twórczo-wydawnicza zajęła ci dwa i pół roku. W obecnych czasach rynkowych to wieczność. A wtedy?

Małpa: Nadal długo. Płyty tworzono zdecydowanie szybciej – byli ludzie wypuszczający nielegale co rok lub częściej. Znowu zaważyło moje podejście, ale chodziło o coś innego, niż ci mówiłem. Utarło się, że raperzy powinni być pewni siebie i swoich umiejętności, a ja taki nie jestem. Podchodzę bardzo krytycznie do siebie jako człowieka i artysty. Rzadko bywam zadowolony, a to spory balast. Sprawienie przyjemności słuchaczowi to nie jest dla mnie wszystko.

Co do sprawiania przyjemności – swego czasu powstały dwie teorie, które dotyczą doceniania przez ciebie legend polskiego podziemia.

Małpa: Jakie?

Tytuł płyty nawiązuje do nazewnictwa kawałków z EP-ki Smarka, Kixnare’a i Pyska.

Małpa: Zupełnie nie! Ja w ogóle miałem i mam problem z tytułowaniem płyt. Czuję, że powinienem zrobić coś wielkiego i sprawić, że słuchacz zobaczy tytuł i będzie wiedzieć wszystko. To absurd, zdaję sobie z tego sprawę. Przy Kilku numerach nie miałem żadnego pomysłu, więc poszedłem najprostszą drogą.

No to druga teoria. Ważnym punktem odniesienia dla podziemia były Brudne Serca…

Małpa: Wiadomo!

No więc: czy użycie w Paznokciach sampla z You and Me grupy The O’Jays to nawiązanie do Skandali Zkibwoya i Wankza?

Małpa: Co? To ten sam sampel?

Tak.

Małpa: Wow, stary, nie wiedziałem o tym. O to trzeba pytać Bartasa, który stworzył bit. Ja dostałem gotowy podkład i nie pytałem, czym kierował się autor.

Zastanawiam się, czym się kierował, bo w tamtych czasach wiele rzeczy było traktowanych jako zbrodnie. A to sampel ze zbyt świeżego kawałka, a to niedawno użyty przez kogoś innego…

Małpa: Pamiętam to, wiadomo. Naprawdę jestem w szoku, tym bardziej że znam ten numer Zkibwoya. Zresztą – który z wnikliwych słuchaczy underu go nie znał? Muszę sobie porównać nasze utwory. Możliwe, że faktycznie Bartas wiedział, kto go użył, ale postanowił przerobić go po swojemu.

Twój styl z pierwszego albumu kojarzy się z ciśnieniem. Brzmiałeś jak człowiek, który ma tylko jedną szansę na sukces. Tak było?

Małpa: Nie myślałem o tym. Wszystko wynikało z czystej potrzeby tworzenia truskulowego, boombapowego hip-hopu na mocnej stopie i mocnym werblu, bez rozkminiania, jaką to ma szansę na sukces. Dzięki kilku latom spędzonym w podziemiu zdawałem sobie sprawę, jak trudno przebić się z muzyką ogólnopolski rynek. Trudno było nawet marzyć o zostaniu mainstreamowym raperem, bo nad głową był szklany sufit. Nie byłem na nic przygotowywany, bo gdybym był, to nie zrobiłbym 500 egzemplarzy płyty i tłoczył jej sam, tylko szukałbym wydawcy.

Nie jestem pewien, czy byś go znalazł.

Małpa: Pewnie nikt by się tym nie zainteresował. Byłem raczej realistą, który bał się postawić wszystko na jedną kartę. W tamtych czasach studiowałem i pracowałem. Rapowanie było ważnym dodatkiem do życia. Nadal płacę za niekalkulowanie, ale przynajmniej jestem uczciwy wobec siebie.

Uczciwość wobec słuchaczy sprawiła, że twoja płyta kosztowała 15 złotych. Mało, nawet jeśli mowa o nieskomplikowanym digipacku.

Małpa: Wydanie kosztowało mnie dwa tysiące złotych, które pożyczyłem od kolegi, bo nie miałem takiej kwoty. Nie miałem kontaktów w tłoczni, pomógł mi znajomy znajomego, który miał agencję reklamową. Wyprodukowanie jednej płyty zamykało się pewnie w maksymalnie trzech złotych. Sprzedawałem krążek tak tanio, bo chciałem dotrzeć do jak największej liczby osób. YouTube nie był jeszcze tak popularny, słuchało się fizyków. Nie myślałem o zarobku.

A powinieneś?

Małpa: Gdyby Numery chodziły po 25 czy 30 złotych, to moja sytuacja finansowa zmieniłaby się diametralnie. Nie będę ukrywać, że wypuszczenie tego krążka było moim pierwszym kontaktem z większymi pieniędzmi. Nie wiedziałem, jak nimi zarządzać, więc nie odłożyłem nawet złotówki. Wszystko się zmieniło, gdy pojawił się Tytus z Asfaltu.

To on się do ciebie odezwał?

Małpa: Tak. I był to jeden z przyjemniejszych momentów na mojej rapowej drodze. Tytus cieszył się szacunkiem, a Asfalt był wytwórnią marzeń dla wszystkich truskulowców. Chociaż mam słabą pamięć, to doskonale pamiętam, gdzie byłem i co robiłem, kiedy zadzwonił telefon.

W takim razie: gdzie byłeś i co robiłeś?

Małpa: Byłem w kiblu. Nie brzmi to romantycznie, prawda? Rozmawiałem podczas posiedzenia. Była to paraliżująca rozmowa, bo po jednej stronie była legenda branży, a po drugiej gówniarz z Torunia. Byłem i bardzo zestresowany, i bardzo szczęśliwy. Ucieszyłem się, bo produkowanie i wysyłanie egzemplarzy było już męczące przez wzrastającą popularność. Własnoręcznie pakowałem wszystkie płyty, po czym niosłem 500 listów na pocztę. Nawet nie wiesz, jakie to problematyczne.

Czyli nie czujesz się, że tak to brzydko ujmę, wydojony?

Małpa: Nie patrzyłem tak na to wtedy i nie patrzę tak na to dzisiaj, Rozumiem, że Tytus jest biznesmenem i angażuje się w projekty przede wszystkim po to, by na nich zarobić. Nie miałem problemu z tym, by odpalać mu część hajsu. Poza tym z jego wytwórni brało się rzeczy w ciemno. Bez niego nie byłoby aż takiego sukcesu.

Wydaje mi się, że mógł mieć do ciebie ograniczone zaufanie.

Małpa: Czemu?

Bo ostatecznie wylądowałeś w Aptaunie, a nie Asfalcie. Nie dostałeś propozycji kontraktu?

Małpa: Nie pamiętam, serio. Zdziwiłbym się jednak, gdybym jej nie dostał. Co tu mówić – tej płyty sprzedawało się bardzo dużo, więc pewnie Tytus chętnie wydałby mój kolejny album. Do Aptaunu wbiłem zresztą później, ale też nie pamiętam, dlaczego znalazłem się akurat tam. Może chodziło o skład? Kontakty z Asfaltem ograniczały się do interesów, a z Pyskatym, Te-Trisem czy WudoE złapałem prywatny przelot.

Z 2stym też? Byłeś zatwardziałym truskulem, a blendy, które znalazły się na jego krążku Kilka blendów o hajsie, jointach i dupach! z 2010, mogły wyświadczyć ci niedźwiedzią przysługą.

Małpa: Kilka dni temu puściłem ten materiał córce, żeby jej pokazać tę konwencję. Po chwili odsłuchu byłem w szoku, że się na to zgodziłem, mając tak radykalne, twardogłowe podejściem do robienia muzy.

Zobacz również
R.E.M.

Co cię zatem przekonało?

Małpa: Faktycznie darzyłem 2stego ogromną sympatią. Wiem, że gdybyśmy się przypadkiem spotkali, to fajnie by nam się rozmawiało, bo to fajny koleś. Miałem też do niego duże zaufanie. Skoro był znany z tworzenia blendów i uważał, że to będzie spoko, to w to poszedłem. Nie czułem zażenowania, to tylko taki sympatyczny żarcik. Do tej pory spotykam ludzi, którzy żyją w przekonaniu, że to moje oryginalne utwory. Nawet na koncertach jestem proszony o Właśnie Ty pod T.a.t.u. i Olava Basoskiego.

Porozmawiajmy jeszcze o kawałku, o którym mało kto pamięta, a też pojawił się w 2010. Czy za sprawą występu w crunkowej Jednej pasji grupy PTP zdradziłeś hip-hop?

Małpa: Zdecydowanie zdradziłem! Nie wolno zapominać o tym, że znam Zela od bardzo dawna. To on prowadził mnie za rękę, gdy zaczynałem robić rap. To dzięki niemu zagrałem pierwszy koncert, bo mnie na niego zaprosił. To on pokazał mi, jak robi się bity. Naprawdę dużo mu zawdzięczam. Otwieranie głowy szło mi jednak opornie, nie czułem się komfortowo w crunkowej stylistyce. Liczyło się jednak zakopanie wojennego topora i okazanie Piotrkowi wdzięczności.

To wszystko sprawiło, że uznano cię za jedną z ostatnich nadziei podziemia. Nie na wyrost?

Małpa: Chyba nie tyle na wyrost, ile nie do końca słusznie. Mimo że wydałem nielegal, z miejsca przestałem być podziemnym raperem. Oczywiście bycie podziemnym to stan umysłu, ale bliżej mi do stwierdzenia, że to w dużej mierze lokalność działań lub bycie znanym głównie hermetycznemu środowisku takiemu jak Ślizg. Po fali propsów na forum przyszła fala hejtów. Ale co z tego, skoro nie chciałem być słuchany tylko przez nielicznych i poważany wyłącznie przez kolegów z branży? Co więcej, podejrzewam, że mogłem utorować drogę innym kolegom z branży.

Którym?

Małpa: Na przykład Biszowi, który niedługo później zrobił dużą karierę. Może dzięki mojej popularności wytwórnie zrozumiały, że na raperach z underground też da się zarobić.

Taka słodko-gorzka konstatacja.

Małpa: Nie czarujmy się.

Zastanawiałeś się czasem, dlaczego odniosłeś aż tak duży sukces?

Małpa: Złożyło się na to wiele czynników. Nie wiem, który był najważniejszy. Po prostu ci je wyliczę. Emocjonalność pomagająca ludziom identyfikować się z opowieściami. Energia w głosie. Naiwność w przekazie. Szczerość. Ksywka, która zapadała w pamięć. Do tego popularność takiego rapu się kończyła, ale wciąż miał wielu odbiorców.

Tylko tyle i aż tyle?

Małpa: Gdybym wiedział, co jeszcze wpłynęło, to bym to złożył do kupy i powtórzył sukces. A nie powtórzyłem. Nie narzekam, lecz wszyscy mamy świadomość, że coś takiego mi się nie przydarzy.

Kiedyś powiedziałeś u Rawicza, że gdybyś to nie ty nagrał tę płytę, to nie podzielałbyś entuzjazmu ludzi. Tak się zostaje męczennikiem.

Małpa: Często się tak wypowiadałem. Wcześniej kompletnie nie rozumiałem tego, co się stało, bo ta płyta nie powinna być aż taką sensacją. Wtedy wychodziły lepsze materiały niż mój.

Jakie?

Małpa: Choćby Lavorama Ortegi Cartel. To ciekawszy album, a przy tym bardzo istotny dla historii polskiego truskulu.

Okej, ale to ty zacząłeś żyć z rapu.

Małpa: To wywróciło moje życie do góry nogami, mimo że byłem tym samym człowiekiem. Na stacji benzynowej zarabiałem 1300 złotych, a nagle miałem do dyspozycji 10 tysięcy miesięcznie. To była rewolucja dla rodziny i przyjaciół. Doświadczyliśmy rzeczy, które wydawały się nam nierealne.

Trzeba jednak zapłacić za to cenę, o której raperzy nie mówią zbyt często. Jak ci wysiądzie głos, to nie zarabiasz na koncertach. Siedzisz na tykającej bombie.

Małpa: Ta bomba nawet wybuchła kilka lat po Numerach. Przez duże problemy ze zdrowiem musiałem odwołać w ciągu dwóch, trzech lat bodajże 30 koncertów.

Dotknęło cię to finansowo?

Małpa: Na szczęście mój świat się nie zawalił. Organizatorzy zrozumieli moje położone i się nie odwrócili, chociaż stracili na mnie hajs. Niestety nigdy nie dbałem o higienę głosu. Nawet teraz, gdy wychodzę na scenę i jest zajebiście, muszę sobie mówić: hamuj się, bo jutro masz kolejny koncert. Po debiucie grałem dużo więcej i w innym, bardziej ekspresyjnym stylu. Przez to, że się darłem, nie byłem w stanie normalnie funkcjonować. Trzeba jednak oddać fanom, że często rapowali za mnie, więc udawało mi się maskować problemy, a przy tym okazywali mi wsparcie i wybaczali niedyspozycję.

Czyli dołożyłeś swoje nie tylko do popularności trapu, ale też soundsystemowego grania. Strasznie dużo tych osiągów. A tak poważnie – czy jubileuszowe koncerty będą takie same jak 15 lat temu?

Małpa: Staram się być autentyczny. Zagram te kawałki jako 39-latek, a nie 24-latek. Zapewne na koncertach pojawią się słuchacze, którzy poznali album rok czy dwa lata temu. 99 procent publiczności będą stanowić jednak ci, którzy usłyszeli Kilka numerów o czymś w 2009, 2010 i 2011 roku. Ludzie przed czterdziestką mają inne oczekiwania wobec wydarzeń oczekiwania co do koncertu. Uważam zresztą, że dziś gram lepsze koncerty niż wtedy, bo przywiązuję większą wagę do jakości wykonania i mam większe doświadczenie sceniczne. Dawniej moje nawijanie wyglądało tak, że musiałem odpuścić końcówkę każdego wersu, bo brakowało mi powietrza. Po prostu w 2010 nie słuchało się mnie przyjemnie, o czym dobrze wiesz.

Słuchało się całkiem nieźle.

Małpa: Myślę, że gdybyś w tamtym roku stanął pod sceną ze swoim doświadczeniem i swoją dojrzałością, to mówiłbyś inaczej.

A czy po 15 latach, gdy wspomnienia ożywają, bycie hiphopowym bojownikiem wydaje ci się śmieszne?

Małpa: Nie. To było piękne, bo ideały są czymś zajebistym. Warto wierzyć w coś tak mocno, tym bardziej, gdy jest się młodym.

Spragnieni wspomnieniowych wywiadów? Przeczytajcie rozmowę z Mesem na 18-lecie jego debiutanckiej solówki!

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony