Chłopiec z czarną dziurą w środku, czyli o zaburzeniach odżywiania
Jesteśmy grupą mężczyzn, którym było niewygodnie w sztywnym gorsecie społecznokulturowych…
W mojej rodzinie krąży anegdotka o tym, że kiedy miałem 3, 4, może 5 lat – a wtedy byliśmy biedni i wiele produktów to był rarytas – na pytanie, o co chciałbym prosić świętego Mikołaja, odpowiedziałem, że o kanapeczkę z żółtym serkiem.
Moja mama wspomina to do dziś. Zachwycona, jak – nomen omen – słodki wtedy byłem i jak niewiele było mi potrzeba do szczęścia.
Pamiętam, że…
Odkąd pamiętam byłem gruby. Przez większość swojego życia byłem gruby. Pamiętam wielki brzuch mojego taty, który przesłania mi świat i nic zza niego nie widać. Pamiętam, jak mój tata mnie wyzywa od grubasa, chociaż sam ma sporą nadwagę. Pamiętam, że jako dziecko podkradałem jedzenie, kiedy nikt nie patrzył. Pamiętam, że dojadałem kanapki po mojej kuzynce, która była niejadką. Pamiętam moje wypchane policzki, kiedy próbuję ukryć w nich jedzenie, które przed chwilą ze wstydem zjadłem. Pamiętam, że wielki brzuch mojego taty mnie obrzydzał. Pamiętam, jak pierwszy raz zorientowałem się, że bycie grubym jest złe, kiedy dzieci w przedszkolu wyzywały mnie od kiełbasy. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz w życiu poważnie się odchudziłem, nabawiłem się poważnej kontuzji kręgosłupa, która jest ze mną do dziś. Pamiętam, że kiedy dużo jadłem, uszczęśliwiałem osoby w mojej rodzinie.
Pamiętam, że mój tata był zadowolony, kiedy dużo jadł. Odkąd pamiętam moja mama była na jakiejś diecie. Pamiętam, że ciągle się odchudzała, chociaż zawsze była szczupła. Pamiętam niesmak na widok swojego grubego ciała. Pamiętam satysfakcję, kiedy udało mi się osiągnąć płaski brzuch. Pamiętam pogardę siebie chudego wobec siebie grubego. Pamiętam lęk, że obrzydzam sobą innych ludzi. Pamiętam lęk, że obrzydzam innych, kiedy jem. Pamiętam, że kilka razy w życiu wywoływałem u siebie wymioty, gdy boleśnie się przejadłem. Pamiętam, że wielokrotnie się głodziłem. Pamiętam, że nie zawsze potrafiłem rozpoznać u siebie głód. Pamiętam, że często go ignorowałem i czerpałem z tego satysfakcję. Pamiętam, że wkurzały mnie osoby szczupłe, które narzekały, że są za chude. Pamiętam swoją dziką radość, kiedy jako dorosły zobaczyłem na wadze 78 kg – najniższą liczbę kilogramów w swoim życiu.
Wstyd, radość, spełnienie, satysfakcja, przejedzenie, nienawiść, wypełnienie, przepełnienie, odcięcie, niedostatek, bezradność, smutek, komfort, głód, szczęście, cierpienie, kompulsja. Kiedy myślę sobie o mojej relacji z jedzeniem, czuję zmęczenie. Zmęczenie samym sobą, zmęczenie moją relacją z tą czynnością. I nic w tym dziwnego, skoro wiąże się z nią tyle uczuć i stanów. Sam ten felieton zaczynałem pisać kilka razy, bo nie wiedziałem od czego zacząć i jak opowiadać o tym obszarze swojego życia.
Love and hate
Od małego pamiętam napięcie związane z jedzeniem, rozciągające się na dwóch biegunach. Bo z jednej strony, kiedy jadłem, byłem szczęśliwy, odczuwałem przyjemność i czułem się kochany. Widziałem też, jak uszczęśliwiam swoją mamę, babcię czy ciocię, zjadając to, co przygotowały. Z drugiej strony z obrzydzeniem obserwowałem swojego ojca, który jadł dużo, tłusto, niezdrowo i łapczywie, o jedzenie robił awantury (np. wtedy kiedy dostał mniej ode mnie), krytykował moją mamę (choć sam nie gotował) albo wychwalał z pozycji pana, któremu i tak się należało.
Wyrastając w takich schematach, szybko nauczyłem się, że jedzenie to narzędzie kontroli i łatwodostępny sposób samoregulacji. Chcę się nagrodzić – zjem coś. Chcę się ukarać – zjem coś. Chcę sobie dopierdolić – zjem coś. Nie chcę czuć trudnych emocji – zjem coś. Chcę poczuć przyjemność – zjem coś. Chcę się dowartościować – głodzę się. I choć moja relacja z jedzeniem jest ambiwalentna, rozpięta na biegunach miłości i nienawiści, napełnienia i pustki; a do tego dochodzi polskie przekonanie, którym byłem karmiony (sic!) w mojej rodzinie, że chłopiec i mężczyzna, którzy dużo jedzą lub mają nadwagę czy otyłość, to po prostu zdrowe chłopy; to bilans dla mnie jest prosty – częściej wybierałem przejadanie się, niż głodzenie. W związku z tym przez większość swojego życia byłem gruby.
Byłem gruby i cierpiałem. Cierpiałem z powodu kompleksów, słabej kondycji, ograniczonej sprawności. Cierpiałem, bo jako dziecko byłem wyzywany i wyśmiewany przez inne dzieci. Cierpiałem, bo od małego rosła we mnie wewnętrzna pustka, którą próbowałem zapełnić jedzeniem, a to powodowało więcej cierpienia.
Autoagresja jako sposób na zbliżenie się do ojca
Dopiero teraz jako świadomy dorosły odkrywam, co kryje się za moimi schematami żywieniowymi. Odkrywam w sobie chłopca z czarną dziurą w środku. Czarną dziurą, która powstała w miejscu braku ojca. Bo choć fizycznie mieszkaliśmy pod jednym dachem, co zaznaczał na moim ciele śladami wpierdolu. To emocjonalnie w moim życiu go nie było, co zaznaczał w mojej psychice pogardą, krzykiem i wyzwiskami.
Sprawdź też: chemseks, czyli o samotności chemicznego seksu
A że od małego się go bałem, a później go nienawidziłem, to w związku z tym, wypierałem, że mi go brakuje. A im bardziej to wypierałem, tym bardziej brak był większy. I tym bardziej próbowałem go zapełnić. Jedząc łapczywie, kompulsywnie, byle jak. A więc robiłem to samo, co mój tata. Tym samym próbując, nieświadomie a symbolicznie, być bliżej niego.
Autoagresja jako próba dania sobie miłości
Jednak to nie koniec rozsupływania zagadki moich skomplikowanych nawyków jedzeniowych. Przez całe dzieciństwo nie miałem żadnych wątpliwości, co do relacji z moją mamą. Kochała mnie. Ja kochałem ją. Byłem dla niej najważniejszy. I kropka. Karmienie mnie było i jest językiem miłości mojej mamy. A że kocha mnie bezgranicznie, to i bezgranicznie mnie karmiła. Od małego byłem przez nią rozpieszczany jedzeniem. Ale kiedy jako dorosła osoba, zaczynałem być coraz bardziej świadomy swoich potrzeb, w tym żywieniowych, tym bardziej dostrzegałem, że moja mama je ignoruje. Pyta, co ugotować, nakłania do jedzenia, chce serwować dokładki, odwiedzając mnie, przywozi jedzenie, którego nie chciałem. Zrozumiałem, że replikuję ten schemat na sobie samym. Jedzenia używam, żeby w deficycie samoukochania obdarzać się miłością, jednocześnie kompletnie ignorując możliwości swojego ciała wobec tego, ile tak naprawdę tego jedzenia potrzebuję.
Sztuka balansu
Jako dorosły facet szukam dla siebie balansu. Ciągle się uczę rozpoznawania i zaspokojania swoich głębokich potrzeb, wobec nawyków zapewnienia sobie powierzchownego, względnego poczucia komfortu. Rozsupłuję swoje schematy jedzeniowe i uczę się, jak być dla siebie łagodny. Coraz lepiej dogaduję się swoim ciałem. Coraz lepiej je rozumiem. Uczę się też dyscypliny i samokontroli. Doceniam, jak dużo mi dają i jak pozwalają mi zadbać o siebie. Jednocześnie uczę się sobie wybaczać, kiedy wybiorę sobie wbrew. Uczę się, jak być szczęśliwy.
Zapraszam Cię do posłuchania odcinka podkastu „Czuła Męskość” Grupy Performatywnej Chłopaki, w którym szerzej wraz z innymi Chłopakami opowiadamy o naszym męskim kręgu. Po dwóch latach cotygodniowych spotkań, dzielimy się tym, co dał nam krąg mężczyzn i opowiadamy bardziej szczegółowo, jak taki krąg wygląda.
Autorem tekstu jest Kamil Błoch – mężczyzna queerowy, osoba twórcza; trener antyprzemocowy; współtwórca Grupy Performatywnej Chłopaki i Fundacji Czułych Mężczyzn; współtworzy i inicjuje kręgi mężczyzn, działa na rzecz czułej męskości; aktor, reżyser, poeta i piosenkopisarz; amator wolnych chwil i dobrego towarzystwa; żywe srebro i sama radość
Jesteśmy grupą mężczyzn, którym było niewygodnie w sztywnym gorsecie społecznokulturowych ról i stereotypów związanych z męskością. Eksplorujemy więc wspólnie ideę czułej męskości.