Hipnotyzujący minimalizm – Michael Gira zagra dziś w Pardon, To Tu po raz drugi
Chodzę na wystawy, piszę o nich i je polecam. Z…
Za nami pierwszy z dwóch koncertów Michaela Giry w warszawskim Pardon, To Tu. Frontman legendarnej formacji Swans przyjechał do stolicy zaprezentować swoje utwory w wersji akustycznej.
Dlaczego warto wybrać się dzisiaj do Pardonu, żeby zobaczyć słynnego amerykańskiego barda? Zapytaliśmy tych, którzy wczoraj mieli okazję usłyszeć go na żywo!
Moonshye, piosenkarka, i Robin przyjechali z Czech. Moonshye sama gra na gitarze, lubi proste utwory: minimalistyczne aranżacje z mocnym przekazem. M.in. dlatego wybrała się na koncert Giry.
Robin: Przyjechaliśmy tu aż z Czech, specjalnie na ten koncert. Było warto! Niestety jutro musimy wracać, ale gdybyśmy zostali, to poszlibyśmy nawet drugi raz. To było mistyczne przeżycie.
Moonshye: Ten koncert był dla mnie jak oczyszczający rytuał. Wcześniej byliśmy na jego występie na OFF Festivalu, kiedy kuratorował jedną ze scen. Tu jesteśmy pierwszy raz. W Pardon, To Tu jest o wiele bardziej kameralnie i intymniej niż na festiwalu, co sprzyja odbiorowi tej muzyki.
R: Jest idealnie – wszyscy wszystko widzą i słyszą. Nagłośnienie jest perfekcyjne. To było wyjątkowe transowe doświadczenie – można dać wciągnąć się bardzo głęboko.
M: Dla mnie Gira jest pewnego rodzaju reinkarnacją Jima Morrisona. Łączy ich bardzo prymitywna, surowa poetyka przenikająca aż do kości. Niesamowite jest to, że songwriter jest w stanie doprowadzić ludzi do takich stanów. Chciałabym osiągnąć takie wrażenie w swoich kompozycjach.
Janek ma 15 lat. Przyjechał z Krakowa. O Swans i Michaelu Girze dowiedział się przez przypadek – sam chciał nazwać tak swój zespół i przy okazji sprawdzania, czy ktoś zajął już tę nazwę trafił na nowojorską formację. Postanowił posłuchać, co grają. Jest fanem od roku – to jego pierwszy koncert Giry.
Janek: Muzyka Swans i Michaela sprawiała, pomimo jego abstrakcyjnych i niekiedy wulgarnych tekstów, że czułem się bardziej człowiekiem. Była niezwykle wyrazista, ludzka, wręcz mityczna. Ta muzyka sprawia, że czuję się bardziej ludzki – fizycznie i spirytualnie. Różnorodność jego dyskografii jest imponująca – jest uniwersalna, ale w specyficznym tego słowa znaczeniu, nie do każdego może trafić. Bardzo się cieszę, że tu jestem. Nie chce wyjść na pretensjonalnego gościa, ale mało osób dało się tak całkowicie porwać jego hipnotyzującemu głosowi – a przynajmniej nie okazywały tego poprzez taniec. Dla mnie to była totalna hipnoza. Po prostu coś pięknego.
Patrycja słucha Giry i Swans od 2010 roku, czyli od reaktywacji zespołu w drugim składzie. Widziała ich na koncercie w Basenie Artystycznym i na OFF-ie. Teraz chciała posłuchać Giry w wersji akustycznej.
Patrycja: Najważniejsza w Michaelu jest jego charyzma – po to warto przyjść i zobaczyć go na żywo. To był mój czwarty raz na jego koncercie. Zakochałam się w jego wersjach akustycznych, kiedy usłyszałam Oxygen w takiej aranżacji – to było na jakimś singlu wydanym dawno temu. W dużym skrócie – po prostu oszalałam. To są bardzo ładne, szkicowe wersje kawałków, które potem gra z zespołem. W Pardon, To Tu można było w pełni usłyszeć jego wokal – na koncertach z zespołem jest on bardziej przytłumiony przez inne instrumenty. To jak gra na gitarze, jak jej używa jest bardzo proste – gitara stanowi tylko delikatne tło. Gira często wybija sobie parę dźwięków na kilku strunach, niekiedy nawet jedną ręką. Reszta to jego osobowość, charyzma i głos.
Oprócz dzisiejszego akustycznego koncertu Giry, artystę będziecie mogli zobaczyć również w przyszłym roku. Swans zagrają 30 kwietnia w Progresji.
Bilety dostępne są w Going.!
Chodzę na wystawy, piszę o nich i je polecam. Z wykształcenia historyczka sztuki i fotografka, z zamiłowania kartomantka. Ezo tematy nie są mi obce. Lubię rozmawiać, szczególnie z kobietami i o kobietach. Jestem związana z Radiem Kapitał, gdzie współprowadzę "Tarotiadę" i mam swoje solowe pasmo "Czeczota".