Czytasz teraz
7 zagranicznych rapowych albumów, które zrobiły nam 2019 rok
Opinie

7 zagranicznych rapowych albumów, które zrobiły nam 2019 rok

TOP 2019 rapowych Going. hip-hop Kenny beats Denzel Curry bilety

2019 był bardzo udanym rokiem jeśli chodzi o rapowe premiery. Gatunek ten na dobre opanował line-upy największych muzycznych festiwali i potwierdził swoją nienaruszalną pozycję w mainstreamie.

Tak wielka popularność wiąże się oczywiście ze wzmożoną podażą, która z kolei może oznaczać spadek jakości. Mimo tego, z morza premier nietrudno było wyłowić perełki. W tym roku obserwowaliśmy zarówno powroty uznanych postaci jak i przebijanie się do świadomości szerszej grupy odbiorców newcomerów. W tej topce postanowiłem wyróżnić płyty, które były w stanie nie tylko zaintrygować, ale też sprawdzić się w kwestii użytkowej i zachęcać do ponownych odsłuchów.

Szukasz rapowych koncertów? Sprawdź naszą selekcję!

03 Greedo & Kenny Beats – Netflix and Deal

Pochodzący z LA raper odpowiada za jeden z ciekawszych albumów, które wykorzystują mieszankę doszlifowanego flow z odpowiednią dozą eksperymentów. Greedo wypada świetnie, czy to odnajdując w sobie wczesnego Thuggera lub Future’a (Honey I Shrunk The Kids, Life) czy odbijając bardziej w stronę Vince’a Staples (Maria). Istotnym elementem (a może nawet rusztowaniem) całej układanki jest wkład Kenny’ego Beatsa. Bity na „Netflix and Deal” odznaczają się nie tylko autorską wizją i dość oryginalnym sound designem, ale też sprytnymi nawiązaniami do przeróżnych rapowych trendów bez wtórnego naśladownictwa.

Maxo Kream – Brandon Banks

To był dobry rok dla krypto-wielbicieli truskulu. Freddie Gibbs z Madlibem (którzy otarli się o znalezienie w tej topce) nagrali album, który buja głową i udowadnia, że we współczesnym rapie nadal jest miejsce na podrasowany boom-bap; nawet jeśli – jak zauważa Chaciński – lirycznie bywa ciężkostrawny. Do tego dochodzi Maxo Kream i jego „Brandon Banks” oferujący poziom rzadko spotykanego już realtalku. „I put my faith in God // But now I’m losing hope // So I’ma pray to that dope // Put my faith in my work” brzmi jak idealna wypadkowa gangsterskiego bragga z niezbędną dawką luzackiego dystansu. Maxo sprawnie wykorzystuje swoje płynące, melodyjne flow, a okazjonalne wrażenie technicznego ograniczenia nadrabia charyzmą.

Tyler, The Creator – Igor

Nikt nie wypchnął w tym roku rapu na tak szerokie gatunkowe wody jak Tyler. „Igor” jest kulminacyjnym punktem dość długich poszukiwań odpowiedniej formy wyrazu artysty. W tym momencie możemy już bez żadnych zahamowań przyznać, że istnieje coś takiego, jak brzmienie Tylera: perfekcyjne operowanie emocjonalnymi skrajnościami, nieoczywiste – jak na standardy rapu – progresje i charakterystyczny niski, lecz dynamiczny wokal będą się nam już nieodłącznie kojarzyć z założycielem Odd Future. Jest to nie lada osiągnięcie, które sprawia, że Tyler jest obecnie większym i ważniejszym muzycznym wizjonerem niż zagubiony Kanye.

Denzel Curry – Zuu

„Zuu” sprawia wrażenie najmniej przemyślanego albumu w dyskografii Denzela, jednak są to tylko pozory. Brak jednolitego brzmienia z „Imperial” czy „TA1300” jest bowiem zaletą i pozwoliło Curry’emu sięgnąć po flow, z jakim nie mieliśmy dotychczas w jego wypadku do czynienia. Jak sam mówi, album ten miał być tributem dla klasycznego brzmienia Miami i kultowego składu Poison Clan, który swego czasu był inspiracją dla Biggiego. Dawno nie było tak porządnej dawki klasycznego, południowego rapu w mainstreamie i dobrze, że ktoś wpadł na pomysł by o to zadbać. Ten charakterystyczny, chłodny minimalizm w bitach, który generuje specyficzny rodzaj energii nadal ma spory potencjał i Denzel dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Raper będzie jedną z gwiazd przyszłorocznego Fest Festivalu i nie można tego przegapić.

IAMDDB – Swervvvvv.5

Wprawdzie dostaliśmy w tym roku świetny i pełen klubowych bangerów album od Megan thee Stallion czy solidne „Eve” od Rapsody, ale to ten niepozorny mixtape od brytyjskiej raperki urzekł mnie najbardziej. Pochodząca z Manchesteru IAMDDB tworzy niespotykaną fuzję r’n’b, trapu i soulowych akcentów. Całość uzupełnia niepowtarzalną barwą wokalu, która przepełniona jest studniowym reverbem nadającym całości ciekawy wydźwięk DIY. Nawet Coucou Chloe – mając za sobą kreatywnych producentów – flirtowała w tym roku z rapem, ale efekt tych eksperymentów nie jest tak dobry jak „Swervvvvv.5”.

Zobacz również

Injury Reserve – Injury Reserve

Być może w tym miejscu powinien znaleźć się najnowszy album JPEGMAFII, który z pewnością jest tworem przełomowym i ważnym. Niektórzy mogą stwierdzić, że należałoby również wyróżnić tu najnowsze clipping. Jednak to Injury Reserve oferuje coś, czego od dawna nie czułem: siłę składu, którego członkowie odznaczają się skillami i równym poziomem. Z jakiegoś powodu zdążyłem zapomnieć o potencjale kryjącym się za różnorodnością połączoną z chemią między raperami. Prostota, która może potencjalnie działać na niekorzyść w przypadku Injury Reserve jest jedną z największych zalet. Z kolei jej brak jest kluczowym czynnikiem, który wpływa negatywnie na replay value w „All My Heroes Are Cornballs”(trochę) i „There Existed an Addiction to Blood”(bardzo).

czytaj dalej: Afrofuturystyczna mitologia, filozofia Schopenhauera i przejażdżka Teslą, czyli skumaj ten świadomy rap

Triad God – Triad

Jeśli zmieniać rapowy paradygmat, to tak jak Triad God. Efekt współpracy z Palmistry jest chyba odpowiedzią na pytanie: co się stanie jeśli przeniesiemy emocjonalne i naiwne melodie z outsider house’u na rapowo-spoken wordowy grunt? Wyjątkowy album. Znam wiele przypadków osób, które odbijały się od jego stylistyki przy pierwszym odsłuchu, żeby potem wrócić i odnaleźć jego piękno. Słuchając go możemy momentami odnieść wrażenie, że jest być może najoczywistszą ewolucją najbardziej intymnej wersji Buriala wzbogaconej o nostalgiczną deklamacje. Słychać to choćby w utworze BDG, który budzi silne skojarzenia z In McDonalds szczególnie gdy zwrócimy uwagę na charakterystyczne brzmienie syntezatorów.

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony