Pokemony w kabaretkach i Kaczyński w stroju catgirl – rozmowa z Julką Plebańską
Szefowa działu kreatywnego Going. Piszę i rozmawiam o książkach, feminizmie…
Nie dajcie się zwieść słodkim kotkom, króliczkom i postaciom z bajek, zapełniającym jej płótna – ten świat pełen jest niepokoju i mrocznej seksualności. Julka Plebańska podważa nasze przyzwyczajenia, a potem śmieje się (zawsze “do nas”, nigdy “z nas”) i mówi – to są po prostu głupie rzeczy, które przyszły mi do głowy.
Kiedy pierwszy raz natrafiłam na obrazy Julki Plebańskiej na Instagramie, przeglądałam je zahipnotyzowana. Koniecznie chciałam poznać historie, które stoją za tymi pracami. Odwiedziłam malarkę w jej poznańskim mieszkaniu, by pogadać o najdziwniejszych zrealizowanych pomysłach i tworzeniu społeczności poprzez sztukę.
Zacznijmy od podstaw. Co Cię inspiruje?
Inspiruje mnie chyba absolutnie wszystko. Nie mam jakiegoś jednego konkretnego źródła. Najczęściej są to postacie z popkultury, zwłaszcza popkultury z dzieciństwa, czyli bajki, kreskówki i inne podobne rzeczy. Czasem wejdę na Pinterest, zobaczę coś, co mi się spodoba i pomyślę sobie np. o, to jest fajny kolor, chciałabym namalować coś w tym kolorze. Robię podkład, siedzę i maluję, aż coś mi z tego wyjdzie. Maluję też na zlecenie, więc dużo pomysłów wychodzi od moich klientów. Często są to naprawdę fajne rzeczy. Dają mi dużo do myślenia poza moimi własnymi pomysłami i pozwalają mi się otworzyć na rzeczy, o których nie pomyślałabym, żeby je namalować. Zdarza mi się też wrzucać na Instagram pytanie typu: co namalować dalej? dajcie mi fajne pomysły. Robiłam nawet konkursy z tym, gdzie najciekawszym był zdecydowanie Jarosław Kaczyński w stroju catgirl stojący przed lustrem. Namalowałam to na bardzo dużym formacie i był to zdecydowanie jeden z moich najfajniejszych obrazów. Myślę, że sama bym na to nie wpadła. Dużą inspiracją są ludzie, z którymi rozmawiam, z którymi mam kontakt i którzy chcą oglądać moje rzeczy.
W Twojej sztuce widzę silny aspekt polityczny. Jest w niej też dużo seksualności. Na ile to dla Ciebie istotne tematy?
Z jednej strony nie lubię bardzo blisko się odnosić do tematów politycznych czy ideologicznych w sztuce, bo uważam, że sztuka nie jest miejscem, w której powinna się mówić tylko i wyłącznie o takich kwestiach. Oczywiście można i często to wychodzi fajnie, ale nie jest to do końca moja rzecz. Równocześnie przez to, że lubię podziałać aktywistyczne – na płaszczyźnie feministycznej i LGBT – to ciężko mi później oderwać od tego moje malarstwo. Podobnie jest z tematami dotyczącymi sex workingu – faktycznie te powiązania istnieją, ale nie chciałabym, żeby były dominujące w moich pracach. Nigdy też nie próbowałam przekazywać jakichś większych ideologii. To są po prostu głupie rzeczy, które przyszły mi kiedyś do głowy – typu namalowanie seksownego wypiętego pokemona. Z jednej strony faktycznie jest fajne dla mnie takie pokazywanie seksualności w nieoczywistych miejscach i robienie sobie z tego beki, ale nigdy nie zastanawiam się nad tym trzy razy, nie ma w tym głębszych przemyśleń.
Wydaje mi się, że społeczność jest dla Ciebie bardzo ważna.
Moje malowanie jest skierowane bardziej do ludzi niż do czegokolwiek innego. Bardzo dawno temu oderwałam się od malowania akademickiego. Studiowałam malarstwo przez 3 lata, ale nie podobał mi się koncept tego, że malujemy same martwe natury i postaci albo rzeczy, które profesor zaakceptuje po konsultacjach, tłumaczeniach, projektach – czyli rzeczy, których ja zupełnie nie umiem i nie lubię robić. Przy malarstwie działam bardzo instynktownie i nigdy zabierając się do obrazu nie mam konkretnie wytyczonej drogi ani planu „chcę dzisiaj namalować to i tamto”.
Masz w głowie konkretnego odbiorcę?
Czułam dużą potrzebę zrobienia czegoś, co bardziej przemawia do człowieka, który nie jest związany blisko ze sztuką. Bo to w zasadzie dla tych ludzi jest przeznaczone. Chciałabym, żeby dla nich to było coś fajnego, że mogą sobie powiesić na ścianie czyjś obraz, a często są onieśmieleni tym, że sztuka jest często bardzo poważna i bardzo niewygodna. Ludzie wstydzą się pójść do galerii, bo boją się, że nie zrozumieją jakiejś pracy. Chciałam więc malować rzeczy proste, bezmyślne, nawet głupie momentami i żeby każdy mógł się poczuć komfortowo patrząc na to i nikt nie pomyślał: nie wiem o co chodzi w tych pracach.
Dlaczego zrezygnowałaś z dyplomu?
Poszłam do profesora, który miał być moim promotorem, pokazałam mu, jaki mam plan. On był oparty mocno na wystawie, którą zrobiłam parę miesięcy wcześniej, na którą nie raczył przyjść mimo zaproszenia. Zupełnie nie miał pojęcia, o co mi chodzi i nie próbował tego zmienić. Zamiast tego cały czas odrzucał moje pomysły. Mówił mi, że to głupie i naiwne. Nie podobało mu się nic co przynosiłam. W końcu stwierdziłam, że jeżeli mam robić dyplom to chcę robić coś swojego, a nie coś dla mojego pana profesora i przez to musiałam zrezygnować.
Nie było szkoda odchodzić na ostatniej prostej?
Miałam moment myślenia: dobra, zrobię to byle jak, byleby mieć ten dyplom, ale po 5 spotkaniach, w czasie których słyszałam jedynie, jak jestem naiwna i infantylna, to mi się odechciało zupełnie. Zresztą większość profesorów, na których się natknęłam, miało poglądy bardzo zakopane w latach 80. i często nie rozumieli rzeczy, które chcieli robić studenci.
Obecnie oprócz malowania, współtworzysz również galerię.
Tak. W zeszłym roku razem z moim przyjacielem – obecnie również współlokatorem – założyliśmy galerię wracam na chatę. Jest to galeria mobilna, nie posiada swojego konkretnego miejsca. Pokazujemy się albo w innych galeriach, które udostępniają nam swoją przestrzeń, albo w pubach, na strychach czy w zasadzie gdziekolwiek się da. Czasami dlatego, że nie możemy znaleźć lepszego miejsca, a czasami dlatego, że myślimy, że to będzie śmieszne. Mieliśmy robić serię wystaw po śmietnikach, ale ostatecznie mój wspólnik stwierdził, że to trochę przesada. Ja nadal chciałabym to zrobić [śmiech]. Często pokazujemy prace ludzi, którzy nie mają kontaktu ze sztuką, którzy nie są artystami per se. Chcemy przekazywać je dalej.
Na przykład serce konia!
Mieliśmy w czerwcu albo lipcu wystawę o nazwie “Wiatr w grzywie”. Była to jedna z ostatnich naszych wystaw. Pomysł wyszedł od takiego wielkiego powiedzonka “Jeśli ktoś umie namalować dobrze konia, to umie namalować dobrze wszystko”. Zrobiliśmy open calla na absolutnie najgorsze konie jakie mogą komuś przyjść do głowy. Dostaliśmy chyba 300 zgłoszeń, coś w tych okolicach. Było tam dużo prac z dzieciństwa różnych ludzi, głównie dziewczyn, które kiedyś były koniarami – szczere prace pełne zachwytu w stosunku do koni. Znalazł się tam też koń złożony ze zdjęć penisów, które dziewczyna otrzymuje w wiadomościach prywatnych. No i dużo bardzo złych rysunków. Wystawa wyszła bardzo ciekawie. Robiliśmy ją w pubie Psychodela w piwnicy. Niektóre konie śniły mi się potem po nocach, bo były tak przerażające. Cieszyłam się, że zgłosiło się dużo ludzi, którzy faktycznie nie są artystami, tylko chcieli coś zrobić i chcieli się pokazać z czymś śmiesznym i głupim.
Macie jakieś plany na czas kolejnego lockdownu? Myślicie o działaniach online?
Póki co galeria nie funkcjonuje przez pandemię. W lutym zrobiliśmy małą wystawę dla znajomych i bliższych ludzi, żeby trzymać się zasad dystansu w związku z pandemią. Nie miała konkretnego tematu i odbyła się w mojej dawnej pracowni. Stwierdziłam, że skoro zaraz się muszę stamtąd wynieść, fajnie byłoby zrobić imprezkę na koniec. Wystawiliśmy ok. 20 prac różnych ludzi, instalacje, wiersze, hologramy, rzeźby – bardzo, bardzo dziwne rzeczy. Póki co nie mamy dalszych planów. Jeżeli chodzi o formułę online to to nie jest coś, co mi odpowiada. Jestem bardzo kiepska w technologie. Poza tym stwierdziłam, że wolę mieć kontakt z widzem na żywo – móc ze wszystkimi pogadać, żeby to nie było takie sztywne. Lubię widzieć odbiorców i ich interakcje z rzeczami, które pokazuję.
A na Ciebie wpływa pandemia?
Ja nie mam normalnej pracy. Utrzymuję się głównie ze sztuki. Szczerze mówiąc, pandemia mi trochę odpowiada, bo nie mam presji społecznej wychodzenia gdziekolwiek. Jestem osobą, która lubi siedzieć w domu i pracować nad swoimi rzeczami i czasami kogoś do siebie zaprosić. W sumie poza imprezami raz na jakiś czas niczego mi nie brakuje. Nie mogę więc powiedzieć, żeby personalnie to na mnie mocno wpłynęło. Może to źle zabrzmi, ale dla mnie poprzedni lockdown zdarzył się w idealnym momencie. Wychodziłam wtedy z kryzysu bezdomności po półtorej miesiąca bez mieszkania i tułania się po kanapach. Dokładnie w tamtym momencie odzyskałam dawne mieszkanie i pomyślałam: okej, to teraz czas na siedzenie w domu. Byłam taka zadowolona, że w końcu mam swoje łóżko.
Prace Julki możecie oglądać i kupować na Instagramie: @julkaplebanska
Szefowa działu kreatywnego Going. Piszę i rozmawiam o książkach, feminizmie i różnych formach kultury. Prowadzę audycję / podcast Orbita Literacka. Prywatnie psia mama.