Czytasz teraz
Carpigiani: Coals opowiadają o swoim najnowszym albumie „docusoap”
xx
Opinie

Carpigiani: Coals opowiadają o swoim najnowszym albumie „docusoap”

Coals docusoap Carpigiani Wojtek Sawicki

Coals wydali niedawno swój drugi i jednocześnie najlepszy album w karierze. Duet, w którego skład wchodzą Kacha Kowalczyk i Łukasz Rozmysłowski, należy do najbardziej wyróżniających się obecnie zespołów w Polsce.

Docusoap” to zbiór 12 super kompozycji od Coals, którzy po całkiem przyzwoitym „Tamagotchi” i znacznie ciekawszej EP-ce „Klan” dowieźli wreszcie swoje najlepsze dzieło, które śmiało może kandydować do miana najciekawszej polskiej płyty początku roku. Niezwykle miło jest obserwować metamorfozę tego duetu, którego początku zupełnie nas nie grzały, a teraz możemy śmiało zakrzyknąć, że mega się jaramy. Kacha i Łukasz opowiedzieli Wojtkowi Sawickiemu aka DJ-owi Carpigianiemy o wydanej ostatnio płycie (o której napisali nasi ziomale z Poptown) i rozłożyli ją na czynniki pierwsze. Go read it!

cover fot. Luke Jascz

pearls

Lucassi: Jest to mój ulubiony kawałek spośród moich bitów. Pamiętam że wszystko zaczęło się tutaj od presetowego brzmienia wtyczki VST WAVESTATION Korga. Preset nazywa się Fire Dance. Brzmienie zawiera już rytmiczne elementy i wg mnie sam syntezator robi tutaj jakieś 80% utworu. Po stworzeniu prostej sekwencji akordzików dodałem perkusję, która dogrywa do rytmu syntezatora, a na samym końcu (pierwszego etapu tworzenia nutki) wymyśliłem melodyjkę na flecie, którą potem też wystękałem jakimś wymyślonym językiem. „Pearls” (roboczo „citrus„) leżało sobie tak na dysku, no może z rok, aż na jakimś już ostatnim etapie klejenia płyty wygrzebałem utwór i zapytałem Kachy, czy nie chce może posiedzieć nad tym bitem. Potem już wszystko poszło z górki. Kacha stworzyła tekścik, wymyśliła resztę melodyjek, podogrywała, zaaranżowaliśmy i na samym końcu dorobiłem outro inspirowane ostatnimi dokonaniami Eriki de Casier. Cały kawałek z początku brzmieniowo przypominał mi vibe’em numer „Chamakay” od Blood Orange, ale teraz brzmi dla mnie jakoś tak bardziej vaporwave’owo.

Kacha: Dla mnie to było trochę wyzwanie wokalne. Nigdy wcześniej nie śpiewałam aż tak szepcząco. A przejście z refrenu do “rapowanki” też wymaga pewnej kontroli nad oddechem. Ogólnie cieszę się, że jednak nie wyszło to jak typowa ejtisowa piosenka à la Toto, jest tutaj trochę współczesności.  Tekstem chciałam wprowadzić słuchaczy w senny, letni klimat. Mam nadzieję, że się udało. Dla mnie chyba nasz najciekawszy numer.

bitter cold

Kacha: Kawałek, który powstał bardzo spontanicznie. Pamiętam, że byłam mega wkurwiona, że nic mi nie wychodzi. Gonił nas termin oddania płyty. Napisałam tekst o tym, co czułam w tamtej chwili. Następnie przeszłam przez bibliotekę baz muzycznych Łukiego i znalazłam śliczny pianinkowy loop, który mnie urzekł za pierwszym odsłuchem. Najpierw ułożyłam melodię na zwrotkę i refren, a później przekształciłam tekst, żeby płynął z muzyką. Finalnie, nagraliśmy ten numer wspólnie u mnie w pokoju i był to mega spontaniczny i miły proces. To był moment, kiedy podjarałam się “MagdaleneFKA Twigs i stwierdziłam, że reverb jest przehajpowany i nagle mi się poprzestawiało w głowie i uznałam, że najpiękniejszy jest przejrzysty głos na autotjunie. 

Lucassi: Utworek bardzo długo był jakimś dwutaktowym loopem, który odkopaliśmy na końcu prac nad albumem. Siedziałem wtedy u Kachy w Krakowie i w jeden dzień zarysowaliśmy bazy pioseneczek „bitter cold” i „coral reef”. Wg mnie piosenki są mega podobne, jeśli chodzi o budowę. W obu są szepciki i glitche. W „bitter cold” odważnym posunięciem dla mnie był ten bit. Zrobiłem go, chociaż nie chciałem, tak troszkę z przymusu, żeby brzmiał inaczej niż reszta. Denerwował mnie fakt, że podczas układania perkusji bardzo rzadko używałem Tom-tomów, a jednak jest to bardzo ważny element klasycznego zestawu perkusji. No i się zmusiłem. Dzięki temu stworzyłem bit, który jakby nie jest mój, ale dlatego właśnie podoba mi się on bardziej od reszty. Słuchając „bitter cold” czuję, jakbym słuchał nie swojej nutki.

sleepwalker

Lucassi: Zazwyczaj za bardzo wydziwiam tworząc nutki i stwierdziłem, że zrobię typowy trapowy bit. W tle prosty syntezator, kwadratowy bit, skoczny 808. Zajęczałem sobie refren w jakimś wymyślonym języku, potem Kacha wymyśliła tekścik i zwrotki. Poukładaliśmy piosenkę w całość i tak oto wygląda ostatecznie. Aha, i na samym końcu dodałem ciutkę pierdółek, bo całość brzmiała mi jednak za „swojsko” – chodzi mi o syntezatory w 3:00.

Kacha: Pierwsza piosenka na płytę z roku 2018. Kawałek o emocjach, które towarzyszą nam podczas niepokojącego snu – gonitwa myśli, niejasna tożsamość, zamazane obrazy. Jestem zadowolona z obróbki wokalu w tej piosence. Fajnie, że jest taki chropowaty. Dobrze się gra ten numer na żywo. Trochę żałuję, że nie zrobiliśmy drugiej piosenki w tej konwencji, ale kiedy skupiliśmy się na płycie jesienią to miałam trochę Lana del Rey mood i wmówiłam sobie, że nie umiem rapować (ale teraz chcę).

loops

Kacha: Miłe wspomnienie. Najpierw skorzystałam z surowej bazy Łukasza na gitarze akustycznej i ułożyłam sobie trzy rodzaje melodii na wokal. Pamiętam, że wpadłam na te melodie od razu i uznałam, że są na tyle chwytliwe, że nie muszę już więcej kombinować. (Kto mnie zna wie, że przechodzę czasami niezłe męki przed mikrofonem wymyślając kilka typów melodii, a później i tak żadna mi się nie podoba). Skojarzyły mi się z r&b z początków lat 2000. Później Łukasz zmienił aranż bazy, przez co brzmienie stało się metaliczne i głębsze. Tekst, który napisałam jest o rytuałach (jak sama nazwa mówi – “loops”). Praktyki, które powracają nieustannie w moim życiu, cykle euforii i apatii. Nagrałam w pokoju wszystkie wokale, a później Łukasz dokonał wyśmienitego processingu wokalu i ładnie pogliczował chóras. No i piosenka sobie leżała na kompie. Kiedy kończyliśmy płytę namawiałam Łukasza, żeby składała się z dwóch części i zaczynała się od autotjunowego chóru accapella. Ale Łukasz miał już dość mojego piszczenia w każdej piosence i wymyślił coś bardziej nowatorskiego. I powstał ten „lornowy” metaliczny wstęp, gdzie Łukasz śpiewa na vocoderze. 

Lucassi: Ech, tutaj sobie utrudniłem sprawę na starcie. Odpaliłem gitarę klasyczną (ciekawostka: którą kupiłem na OLX w Cieszynie za 20zł), wymyśliłem gitarowy loop na 4 takty, z czego pierwsze 3 są klasycznie na 4/4, a ostatni na 5/4. Jakoś tak wyszło, że grając całą sekwencję na końcu na „raz” musiałem stuknąć ręką i ostatni takt wychodził nie na 4/4 tylko na 5/4. Potem czarna magia. Dosłownie ulepiałem ten utwór kawałek po kawałku. W międzyczasie podochodziły kolejne dziwne przeskoki metryczne, których już nawet nie pamiętam. Układając bit pod loop, bass i klejąc później wokal Kachy intuicyjnie przeciągałem jakieś takty i skracałem. Decyzje te nie wynikały z ogólnych założeń tylko z danych momentów w piosence. Odpalałem kawałeczek i np. dodawałem po takcie jakąś fx pauzę, bo tak akurat mi się poczuło.

ufo

Lucassi: Tutaj kompletnie na opak, porównując do poprzedniego utworu. Prosta sprawka: akordziki na gitarze, dziwny grain delay, słodki beat, bass i myk. Żadnej filozofii.

Kacha: Spontaniczny kawałek, który zrobiliśmy w całości zdalnie. Podczas pisania tekstu wyobrażałam sobie zdjęcia z wróżbitkami, ludźmi w strojach z Harry’ego Pottera, dom w ogniu, czy mojego sobowtóra. Pamiętam, że byłam zadowolona z melodii tego refrenu, choć chyba jest on trochę z kategorii “gdzieś już to słyszałam”. 

dove

Kacha: Oj, ta piosenka przeszła wiele. Zaczęło się od bogatej brzmieniowo bazy Łukasza, którą stworzył zdaje się ze 2-3 lata temu. Pamiętam, że wysyłaliśmy ją Diance na początku pracy przy EP-ce “Klan”, ale finalnie stanęło na tym, że dośpiewała się do “Satyny”. Jesienią wróciłam do tego bitu, a że zaczęłam się mocno jarać ASMR-em to stwierdziłam, że ten kawałek musi być wyszeptanym romantic songiem. Chciałam jakieś stuki, dźwięki wody, harfy. Zaczęły mi się podobać utwory nieinwazyjne wokalnie, nawet całkowicie wyszeptane. Mogłoby się wydawać, że każdy może tak zrobić i że to mega łatwe, ale finalnie sporo fałszowałam. Najpierw wymyśliłam melodię na zwrotkę i refren, który wydawał mi się dość banalny, ale chwytliwy. Zresztą założyłam, że ma to być piosenka z klasyczną budową. Tekst jest przerysowanym, romantycznym obrazem związku. Pasował mi do tej piosenki tytuł “dove”. Gołąbek miłości, ale też chyba miałam w głowie mydło Dove. 

Lucassi: Faktycznie, ten utwór z początku planowaliśmy zrobić z Dianką. Z tego, co kojarzę powstał on bardzo dawno temu. Pewnego wieczora „popianinkowałem” sobie, dodałem bit z przesuniętym werblem dla nieludzi i pośpiewałem. Wszystkie elementy, które wtedy powstały ciągle są w utworze, za wiele się nie zmieniło. Nie miałem na ten utwór w ogóle pomysłu, ale Kacha na szczęście wpadła na idealnie pasujące melodie.

Coals Carpigiani Going.
fot. Jakub Owczarek

sugar

Lucassi: Na początku prac nad albumem był to mój faworyt i pierwszy strzał, jeśli chodzi o singiel. Z czasem jakoś w mojej głowie zjałowiał i go znienawidziłem. Pewnie dlatego że utwór też powstał dawno temu, zaraz po wydaniu „Tamagotchi”. Jeśli chodzi o brzmienie to dużą inspiracją były tutaj utwory Franka Oceana, a szczególnie produkcje Malaya. Miałem taki okres turbo fascynacji Frankiem, kiedy zrobiłem parę „Frank Ocean type beatów”. Aktualnie poznajemy się z „sugar” na nowo i jak teraz tego słucham, to myślę, że jest całkiem niezły. Koncertowa wersja jest nieco inna, i co zabawne, wyniknęła z nieporozumienia. Na samym początku przygotowań do koncertów podsyłałem Kasi i Bobkowi tracki podkładów z odciętą perkusją, bassem, gitarkami, żeby Bobek mógł sobie pogłośnić dane partie i poćwiczyć w domu. Okazało się, że podupiłem ścieżki i „sugar” wysłałem Bobkowi w wersji bez perkusji. Bobek myślał, że tak ma być co go zdziwiło i zaproponował swoją perkę. Dograł taki techno bit „na jeden”. No i tak sobie teraz go gramy na koncertach. Jest bardziej tanecznie.

Kacha: Piosenka, która pierwotnie była po polsku i nawet zastanawialiśmy się, czy nie dać jej na “Klan”. Teraz wydaje mi się, że po polsku była jednak bardziej wyrazista, ale póki co, jestem zadowolona z finalnego efektu. Bardzo długo grzebaliśmy w “sugar”. Podoba mi się tutaj zestawienie dwóch światów muzycznych r&b i dream popu. Trochę souluję, ale też wchodzę w bardziej elfie wokalizy (“orinoco flow” – to hołd w stronę Enyi). Romantic song, inspirowany z mojej strony trochę Clairo i Tirzah

oblivion

Kacha: Jestem dumna z tej piosenki. Może tekst jest trochę infantylny, ale miał przywołać ducha niekończących się wakacji i ogólnie chill. Zaczęło się od tego, że jakoś we wrześniu 2018 Łukasz puścił mi bazę na klawiszach, która mi się mega spodobała. Podjarałam się mocno, a to był czas, gdzie powróciła do mnie zajawka na r’n’b i chciałam śpiewać jak ABRA (dalej chcę śpiewać r’n’b, bo mój organizm to chyba najlepiej znosi). Na spontanie, u Łukasza, wymyśliłam melodię na zwrotki i refren. Łukasz dokonał niesamowitego processingu wokalu i w ogóle to, co tutaj zrobił z perkusjonaliami to szok i sztos. Bardzo lubię ten mantryczny motyw, który się przewija przez sporą część numeru. Jak tego słucham, to mam w głowie jakąś dziwną modlitwę.

Lucassi: Jeny, to chyba najstarszy utwór. Powstał chyba przed „Tamagotchi”. Klawiszowy dziwny loop i beat na 6/8. Próbuje odświeżyć pamięć, ale kompletna pustka. Miało wyjść elektro r’n’b i chyba tak jest. Bardzo lubię tutaj wokal Kachy na refrenie. Sam nie wiem, jak to wszystko powstało, bo nie wyobrażam sobie teraz zrobić takiego utworu. Regres.

plasma

Lucassi: Utwór specjalnie zrobiony jako outro do „oblivion”. Zrobiłem coś tak odklejonego, że zaproponowałem odcięcie go na płycie i oznaczenie jako osobny kawałek. Znów słodka brzęcząca gitarka za 20 zł i magiczny beat na refren. Najwięcej roboty robi tutaj wokal Kachy, gdyby nie ta melodyjka, brzmiałoby to jak piosenka z pełnej nadziei reklamy ubezpieczeń, które ratują życie.

Kacha: Stwierdziliśmy, że kawałek “oblivion” musi się składać z dwóch sprzecznych części i pierwotnie była to końcówka tej piosenki, jednak gdy kończyliśmy płytę zdecydowaliśmy się na rozdzielenie utworu. “Plasma” powstała bardzo szybko, w końcu jest to klasyczna gitarowa pioseneczka bez udziwnień. Pamiętam, że długo szukaliśmy tytułu i w końcu Łukasz trafił na plazmę. a ja lubię takie słowa, które ładnie brzmią i mają w sobie wiele wizualności – plazma, plankton, pliocen…

oberek feat. felicita

Kacha: Zaczęło się od tego, że felicita przyjechał do Cieszyna w celu zrobienia z nami piosenki. Przygotowałam sobie przed tym spotkaniem jakąś bazę tekstów, ale jak to bywa ze mną – nie mogę nagrywać wokali przy innych ludziach. Felicita wziął gitarę Łukasza i wymyślił melodię, która stała się bazą. Następnie Łukasz zaczął dogrywać perkę, a ja ledwie zanuciłam melodię wokalu, którą zarejestrowaliśmy i rzeczywiście została ona użyta przy zwrotkach. Późniejszy etap współpracy odbył się za pośrednictwem internetu. Pamiętam, że długo szukałam melodii na refren i chórki, ale nie wychodziło z tego nic sensownego. Poczekałam więc kilka tygodni i wykluło się to podniosłe “burn up the dancefloor”. Następnie Łukasz grzebał w kawałku, felicita dodał dzikie tomy na środku. Jednak ciągle czułam, że piosenka brzmi zbyt oldschoolowo i zaproponowałam autotjun na wokalu. Myśleliśmy, że zrobimy jakiś bubblegum bass. Tekst inspirowany trochę światem felicity. Wyobraziłam sobie kwiecistą salę przepełnioną tancerzami w polskich strojach ludowych. Cały ten obrazek był jednak mocno rozmyty. 

Lucassi: Wynik jam session z felicitą. Dominik odpalił gitarę, ja dodałem bass, perkusję. Po czasie Kacha zdalnie dograła swoje wokale, zaaranżowaliśmy utwór, a felicita go jeszcze udziwnił swoimi efektami. Kawałek brzmiał dla mnie dosyć oldschoolowo i starałem się zmiksować go bardzo szeroko, trochę w stylu The Beatles. Każdy instrument rozsadzony po jakiejś stronie w panoramie. Ostatecznie brzmi to dla mnie jak niepokojąca goth-ballada. 

Zobacz również

hockney

Lucassi: ogromną inspiracją była tutaj moja ukochana piosenka Vashti Bunyan – „Just Another Diamond Day”. Musiałem stworzyć utworek z takim magicznym zreverbowanym fletem. Już nawet nie pamiętam, jak utwór brzmiał przed ingerencją Kachy, bo powstał w okolicach kończenia „Tamagotchi”. Jeśli chodzi o kwestie brzmieniowo-techniczne to mogę zdradzić, że w utworze można usłyszeć dwa brzmienia wtyczki EZ Keys. Na pewno są to jakieś klawisze z biblioteki „Dream Machine” i „Solo Flute” z przepięknej biblioteki „Mellotoon„.

Kacha: Drugi kawałek na płytę, który zrobiliśmy prawie dwa lata temu w Cieszynie. Pamiętam, że Łukasz puścił mi tę bazę na klawiszach i od razu byłam zachwycona. Pomyślałam, że brzmi jak pieśń kościelna (ale w takim miłym sensie, o jak np. “thousand eyes” u FKA Twigs). Pewnie sporo osób to zauważyło, ale kocham motyw basenu, tak więc David Hockney, czy film “Trzy kobiety” to dobre tropy przy tej piosence. Pierwotnie kawałek tonął w reverbie, ale na szczęście Łukasz dodał mi autotjuna i zrobił bardziej przejrzysty miks. 

Coals Carpigiani Going.
fot. Jakub Owczarek

coral reef

Kacha: W zeszłym roku odkryłam magię filmików na YT typu “10 godzin różowego szumu do snu” albo “10 godzin relaksacyjnych dźwięków wody”. Słuchanie zapętlonych szumów bardzo mi pomogło w stresowych sytuacjach. Uświadomiłam sobie również, że bardzo dobrze funkcjonuję, kiedy gapię się w akwaria albo w ogień. Zaczęłam też słuchać sporo field recordingów m.in. od Jany Winderen. Na tym kawałku chciałam utrwalić te miłe doznania. Tekst brzmi trochę jak mowa motywacyjna, to było zamierzone. 

Lucassi: To był chyba jedyny mój podkład/loop, którego potrafiłem słuchać w kółko bez znudzenia i mnie uspokajał. Cały utworek zarysowaliśmy podczas jednego posiedzenia w Krakowie. Kacha zaśpiewała tutaj tak ładną melodię, że postanowiłem zostawić ją bez jakichkolwiek efektów. Bardzo lubię folkowe piosenki, które bez żadnego efekciarstwa potrafią być ładne np. Alela Diane – „Oh! My Mama”. Tutaj też postawiłem na pure raw natural fresh eko brzmienie.

Pamiętajcie, że profilaktyka, higiena i przestrzeganie zasad w kontaktach międzyludzkich to teraz bardzo istotne sprawy. Poniżej przeklejamy Wam (z zaprzyjaźnionego portalu newonce) ważną informację:

– często i dokładnie myj ręce, używając mydła i wody

– kiedy kaszlesz lub kichasz, zakrywaj usta i nos – najlepiej chusteczką lub rękawem.

– zachowaj co najmniej 1 metr odległości od osób, które kaszlą i kichają.

– unikaj dużych zgromadzeń i skupisk ludzkich. Stosuj się do zaleceń i komunikatów dotyczących przeciwdziałania koronawirusowi

Jeśli masz objawy lub kontakt z osobą zakażoną, powiadom o tym telefonicznie stację sanitarno-epidemiologiczną pod numerem 800-190-590.

Nie panikujcie, uważajcie!

Siedzisz w domu? Korzystaj z usługi Empik Premium przez 60 dni za darmo!

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony