Lip sync i TikTok – internet bez LGBT nie byłby taki sam
TikTok jest żywym dowodem na to, że kultura queerowa była i jest o kilka kroków przed resztą świata. Wierzcie lub nie, ale ruszanie ustami do cudzych piosenek to coś więcej, niż tylko kaprys generacji Z.
Artyści sięgają po lip sync z różnych powodów. Czasami chcą ukryć wokalną niedyspozycję (każdy kto profesjonalnie śpiewa wie, że nawet 5 minut klimatyzacji potrafi zrujnować głos), innym razem – totalny brak talentu. Jeśli są w stanie zrobić dobre show, publika im to wybaczy. Gorzej, jeśli sztuka synchronizacji ust z podkładem daje więcej do życzenia niż zachwytu. Wtedy zaczynają się igrzyska… krindżu. Jednak kto z nas nie lubi dobrego krindżu?
🏳️🌈 SPRAWDŹ GOING. PROUD TOGETHER, CZYLI NAJLEPSZY PRZEWODNIK PO TĘCZOWYCH EVENTACH 🏳️🌈
Drag queen jak szamanka
Są jednak sytuacje, kiedy lip sync staje się sztuką samą w sobie. Wtedy chodzi nie tylko o perfekcyjną iluzję, lecz sam fakt posługiwania się tym głosem. Aby to zrozumieć, warto zrobić małą wycieczkę do amerykańskiego ballroomu, czyli kultury kolorowych osób queerowych, której klasyczny okres przypada na drugą połowę XX wieku. Najlepszym źródłem wiedzy na ten temat jest Paris is Bruning, dokument Jenny Livingstone, z którego można dowiedzieć się, m.in. czym jest vogueing oraz kim była Pepper LaBeija (ta wiedza to fundament!). Naprawdę obejrzyjcie ten film (ale do samego końca)! Jeśli ktoś wytrzymał dłużej niż napisy końcowe, to trafi na dodatkową scenę, a w niej ekstatyczny występ wijącej się w szamańskim spazmie drag queen do Somewehere Over the Rainbow Patti LaBelle.
Ikoniczny after po Paradzie Równości już 25 czerwca w Lunaparku
Ten ukryty diament queerowego dokumentu pokazuje, w czym tkwi sekret dobrego lip syncu. A chodzi tu o dwie rzeczy: pasję osoby performującej i siłę głosu ikony. Np. takiej, jaką była właśnie Patiti LaBelle dla czarnoskórej, queerowej mniejszości USA tamtych czasów. Doskonały synchron scenicznej obecności z wokalem ikony pozwala korzystać osobie obecnej na scenie z mocy, jaką daje wokalist(k)a. Dokładnie tak, jak dzieje się to w szamańskich rytuałach: szaman przywołuje duchy bóstw po to, aby zrobiły dla nas coś, czego sami z siebie zrobić nie możemy. Czego mogły chcieć czarnoskóre queerowe osoby tamtych czasów w Ameryce? Pewnie tego, o czym śpiewała Judy Garland, ikona białych amerykańskich gejów XX wieku, w oryginalnej wersji Somewhere over the rainbow – miejsca, które można byłoby uznać za swoje własne.
Być może nastolatkom trwoniącym czas na TikTokowych challenge’ach i queerowym osobom uprawiającym lipsync chodzi o to samo – bycie usłyszanym i wysłuchanym. W queerowej sztuce lip syncu sięgamy po cudzy, uprzywilejowany głos, aby opowiedzieć o sprawie, którą uznajemy za ważną dla nas i naszej wspólnoty. Oczywiście polityka nie wyklucza dobrej zabawy. Jeśli ktoś wątpi w edukacyjną skuteczność dragowej rozrywki, niech zajrzy do pierwszego lepszego gej baru i przekona się na własne uszy, o czym i jak lipsynkują lokalne drag queenki…
...Albo niech wpadnie na Igrzyska Extazy – lipsyncową olimpiadę w Polsce
A teraz drugi przypadek: co się dzieje, kiedy lipsync wykorzystywany jest nie przez drag queenki, a przez ikony, do których drag queenki aspirują.
Kto nie korzystał z playbacku, niech pierwszy rzuci mikrofonem
Są gatunki muzyczne, w których wokal musi być na nienagannie wysokim poziomie. Trudno sobie wyobrazić r’n’b czy soul wykonywany na pół gwizdka czy przy autotune’owym wspomaganiu. A jeśli tak się dzieje, to warto zadać sobie pytanie, czy jeszcze jest to soul? Nie bez powodu Mariah Carey, która w latach 90-tych przebiła wokalną stratosferę muzyki rozrywkowej, w sytuacji, gdy nie ma odsłuchu (np. nowojorski sylwester 2016/2017), zamiast udawać, że śpiewa, woli pogadać z publiką. Przecież w występach na żywo chodzi przede wszystkim o szczery, bezpośredni kontakt, co nie? No nie zawsze.
Zupełnie innym przypadkiem scenicznej obecności jest działalność Britney Spears. Jej show polega głównie na odtwarzaniu efektownych choreografii, którym śpiewanie mogłoby co najwyżej zaszkodzić. Internetową legendą stały się nagrania z 2018 roku, kiedy to widownia, znając dokładny przebieg koncertu, wchodziła w dialog z playbackiem Spears. Konkretnie chodzi tu o intro do Gimme More. Nim zdążyło zabrzmieć z głośników: It’s Britney, bitch!, fani retorycznie uprzedzali nagranie, pytając: Who is it? Za każdym razem pozorny dialog wywoływał życzliwy uśmiech głównej zainteresowanej. I dobrze! Bo czy w występach na żywo nie chodzi po prostu o bycie razem? Dokładnie tak, jak w dobrym szamańskim rytuale…
Nikt nie oczekiwał i nie oczekuje od księżniczki popu śpiewania na żywo. Dopiero teraz, kiedy wiemy, że Spears przez kilkanaście lat znajdowała się w stanie prawnej kurateli będącej tak naprawdę zalegalizowaną formą niewoli, wydaje się to być zupełnie zrozumiałe. W tym kontekście jej pamiętny występ z rozdania Video Music Awards w 2007 roku (również do Gimme more), ostentacyjnie wylipsynkowany od początku do końca, nabiera nowego znaczenia. Księżniczka w złotej klatce? Z pewnością. Do kogo w takim razie należał głos Britney przez te wszystkie lata? Dobre pytanie, które warto retorycznie pozostawić bez odpowiedzi.
Jednak w świecie muzyki rozrywkowej użycie playbacku nie zawsze musi pociągać za sobą problemy godne rozprawy naukowej. Czasami lip sync jest po prostu lipsynkiem, a korzystanie z niego bardziej przejawem zdrowego rozsądku, niż lekceważenia. Kiedy Beyoncé została poproszona o wykonanie hymnu Stanów Zjednoczonych na prezydenckiej inauguracji Baracka Obamy, zdecydowała się na playback. Przyznała później, że ze względu na stres i brak satysfakcjonującego soundchecku, bała się o jakość występu. Trudno odmówić powodów do przejęcia, kiedy spojrzymy na rangę i kontekst rasowy całej sytuacji. Kto wie, jak długo będzie trzeba czekać na to, aby czarnoskóra artystka znów mogła zaśpiewać hymn Stanów na zaprzysiężeniu czarnoskórego prezydenta.
Polacy nie gęsi… też lipsyncują
Historia Beyoncé i Obamy zachęca do snucia utopijnych scenariuszy naszej własnej przyszłości. Kto wie, jak długo będziemy musieli czekać na to, aż drag queen wylipsyncuje hymn polski na zaprzysiężeniu niebinarnej osoby prezydenckiej? Może pokolenie Z wychowane na TikTokowych viralach uczyni z tej queerowej fantazji całkiem realny program polityczny. W oczekiwaniu na lepszą przyszłość lipsyncujmy ile sił w ustach do muzyki, którą kochamy i która w pełni wyraża naszą miłość. Każdą miłość.
Bianca del Rio w Polsce już w lipcu
Autorem tekstu jest Tomasz Szczepanek – magister sztuki, doktor nauk humanistycznych, wykładowca i animator życia kulturalnego queerowej wspólnoty.