Słucham hip-hopu odkąd pamiętam. Do tego doszło zamiłowanie do humoru…
Herbatka z cytryną, miodem i imbirem. Gruby kocyk, jeszcze grubsze skarpety i dobra książka. Zanurzmy się w tym jesieniarskim vajbie i przejrzyjmy rapowe płyty na jesień!
Niby mamy dopiero wrzesień, ale polska pogoda zdążyła już dać nam w kość. Jeżeli pośród tej całej szarugi, zimna i krótkich dni miałbym miałbym znaleźć jakąś zaletę, to byłaby to niewątpliwie muzyka. Nic tak nie hituje na słuchawkach, jak ciężki, melancholijny, jesienny album. Są płyty, które dosłownie kisimy cały rok jak jakieś słoiki od babci, żeby w końcu je odkorkować na jesień i napawać się ich aromatem. Jesieniarzu, jesieniaro – zapraszam na przegląd jesiennych pozycji rapowych.
Taco Hemingway – Marmur
Myślę, że nie ma tutaj ani grama zaskoczenia. Dla bardzo wielu słuchaczy jest to natychmiastowe, pierwsze skojarzenie, gdy zapyta się ich o jesienne albumy. Co więcej, sporo fanów uznaje Marmur za opus magnum twórczości warszawskiego wieszcza. Warto podkreślić, że jest to jedyna płyta Taco wydana podczas tej pory roku – i stała się już wręcz legendarna. Może w końcu w tym roku doczekamy się powtórki? 👀
Myślę, że nie tylko data wydania oraz sam klimat odegrały rolę w uczynieniu tej płyty jesienną. Mam pewną teorię co do tej pozycji. Przez to, że jest to krążek w stu procentach fabularny, a słucha się go najczęściej w całości, traktujemy go trochę jak film lub książkę. Z tego powodu, gdzieś w podświadomości zaskoczył podobny mechanizm jak np. przy sprzężeniu Kevina Samego w Domu ze Świętami Bożego Narodzenia. Fabuła Marmuru to coś, co chcemy od czasu do czasu przeżyć na nowo od A do Z, a początek jesieni jest idealną okolicznością ku temu. Uważam, że jest to absolutna perełka i jedyny w swoim rodzaju album, który może zakorzenić się w świadomości jesiennych słuchaczy na całe dekady, tak jak niektóre klasyki filmowe.
Kukon – Dramat
Tytuł tej płyty bardzo dosadnie określa przeciętną październikową pogodę. Klimat Dramatu Kukona i Julii Mikuły jest bezpośrednim soundtrackiem do jesiennych wieczorów. Zawsze, gdy słucham tej płyty, wysnuwa mi się jeden wniosek – potrzebujemy więcej całych projektów w konfiguracji raper x piosenkarka. Nie na feacie, ale na równi! Warto również pochylić się nad warstwą wizualną Dramatu. Klip do wrześniowych pomarańczy to certyfikowany autumn vibe overload.
Sarius – Wszystko co złe
Niby wszystko co złe, ale co złe, to nie Sarius. Jest to ewidentnie najbardziej śpiewana płyta w całym dorobku rapera. Gitarowe podkłady Gibbsa sieją tam pogrom. Nie wiem, czy zdarzyła się kiedyś w polskim rapie większa synergia, niż wokal Sariusa i bity Gibbsa. Może po prostu wokal Gibbsa z bitami Gibbsa, ale dziś nie o tym! Wszystko co złe, to jest ten soundtrack, który leci, gdy stoisz nad wrześniowym ogniskiem, ostatnim w sezonie, i dopalasz papierosa. To jest ta melodia, która powinna grać w tle, gdy pierwszy chłód muska Twoje policzki przywykłe do sierpniowych temperatur. Jesieniarskość stwierdzona w pełnej krasie.
Deys – Roku pora piąta
Dla wielu roku porą piątą Deysa jest właśnie jesień. Album niesamowicie ciężki i gorzki, pozbawiony jakichkolwiek skrupułów. Autor czuł się trakcie pisania i nagrywania piekielnie ciężko i nie spłycił tego o ani odrobinę. Taki depresyjny hardcore może podczas szaroburej polskiej jesieni udzielić się każdemu, stąd tak duże repeat value tej pozycji w okolicach końca roku. Przy tym albumie bynajmniej się nie ogrzejemy, ale czasem nie trzeba nam niczego innego, tylko zanurzyć się muzycznie w mroku i melancholii.
Bisz – Wilk Chodnikowy
Ambitny rap dla studenciaków i licealistów alert! Nie mogłem przy takiej selekcji pominąć tego albumu. Nota bene, dosłownie wczoraj miała miejsce dziesiąta rocznica premiery Wilka Chodnikowego. Dla bardzo wielu słuchaczy jest to najbardziej bogata artystycznie i lirycznie płyta w historii polskiego rapu. Na Popkillerach 2020 Bisz otrzymał za ten krążek nagrodę „płyta dekady”. Jest to niewątpliwie dzieło kompletne i bardzo dojrzałe artystycznie. Jeżeli ktoś wrażliwy na sztukę, ale niewrażliwy ani odrobinę na rap, miałby się jednak do tego rapu przekonać, to najpewniej po odsłuchu tej płyty. No i co by tu nie napisać, jest to mocno ponura, do bólu szczera pozycja, która fenomenalnie wjeżdża na słuchawki jesienną porą.
Hodak – Zapach zimy i papierosów
Zima w tytule tego krążka może sugerować, że puszczanie jej jesienią to lekki falstart. Jakby powiedział klasyk, nic bardziej mylnego. Ten album jest po prostu must-listenem w momencie, gdy za oknem zaczyna pizgać. Nieważne, czy jest to późny listopad, czy jak w tegorocznym przypadku – połowa września. W kontekście klimatu Zapachu zimy i papierosów nie można pominąć Miroffa. Odpowiada on za stanowczą większość instrumentali, które są wręcz jak wyjęte z typowego październikowego popołudnia. Ta płyta to kwintesencja leniwego znużenia, które dopada nas w trakcie dziesiątek identycznych jesiennych dni.
Płyty na jesień to za mało? Obczajcie kto tej jesieni ruszy w trasę koncertową
Słucham hip-hopu odkąd pamiętam. Do tego doszło zamiłowanie do humoru internetowego - i tak powstał Raportażysta. Cała ta memiczna otoczka to tylko część mojej działalności - chcę również uderzać w poważniejszą publicystykę i znajdować w rapach bardziej wartościowe treści. Ostatnimi czasy doskonale odnajduję się także w tematach przyrodniczych i ekologicznych.