Czytasz teraz
Późny debiut, bąbelki i szczęście jako wyzwanie. Kim jest Rafał Żur?
Muzyka

Późny debiut, bąbelki i szczęście jako wyzwanie. Kim jest Rafał Żur?

Rafał Żur wypuścił przed chwilą singiel Kwiaty, który zapowiada jego pierwszy solowy album. Porozmawialiśmy z ciekawym debiutantem przed czterdziestką, byście dowiedzieli się o nim więcej.

Nie ma wyboru, musimy od tego zacząć. Dlaczego wyświetlasz się solowo dopiero teraz?

Rafał Żur: No tak, określenie debiut czy debiutujący artysta przeważnie kojarzy się z kimś bardzo młodym. Na szczęście, będąc przed czterdziestką, czuję, że też mam prawo do tych określeń. Na przykład w klasyce, męskie głosy dopiero po tej czterdziestce czy pięćdziesiątce są postrzegane za w pełni dojrzałe, ukształtowane. Myślę, że w podejściu do wieku i chyba całościowo do życia, dużo zależy od nas samych. Chodzi mi również o odbiór mojej muzyki i sztuki w ogóle.

W sensie?

Rafał Żur: Jeżeli porównamy mnie do debiutujących wokalistek muzyki pop, to mogę być uważany za kogoś, kto przeczekał najlepsze lata. Tylko że ja tworzę muzykę niszową, alternatywną, a moi słuchacze to osoby wrażliwe i dojrzałe, które odnajdują w mojej twórczości siebie. Jest ona lustrem, w którym odbijają się ich doświadczenia. Lata, które mam za sobą, a wśród nich wspaniały czas bycia frontmanem kilku zespołów – choćby tworzonego z braćmi Tomkiem i Konradem Basiukami zespołu Lookier – zaowocowały tym, co słyszymy teraz.

Co do słyszenia – wydaje mi się, że w twojej kompozycji pojawia się głos dziecka. Przeprowadzałeś jakiś casting czy jak to wyszło?

Rafał Żur: To zabawna i zarazem przyjemna historia. Nagrywaniu piosenki u mojego producenta, czyli wspomnianego Tomka Basiuka, przyglądała się Nina, jego ośmioletnia córka. To bardzo muzykalne dziecko, ma to we krwi. Nuciła sobie to la, la, po czym Tomek zdecydował, że pasuje do kawałka. Uznał, że jednocześnie straszy i koi…

A jak było z bąbelkami? Czy to twoja inwencja?

Rafał Żur: Producent to mój przyjaciel. Świetny pianista i moja bratnia dusza. Kiedy przyszedłem z pomysłem i dźwiękami do Tomka – mojego przyjaciela, świetnego pianisty i jeszcze na dodatek bratniej duszy – wiedziałem, że wyprodukuje dobry utwór. Woda jest jednym z głównych tematów Kwiatów, więc nie mogło zabraknąć tych bąbelków. Myślę, że Tomek wrzucił je celowo, bo myśli bardzo obrazowo. Wiedział, jakie mam plany na teledysk, więc stworzył produkcję, która była… Hmmm, kompatybilna z przyszłym obrazem.

Wspomniałeś o teledysku. Wygląda na sporą operację logistyczną.

Rafał Żur: I tak, i nie. Jak to często w życiu bywa: wielkie szczęście składa się z małych uśmiechów. Tak było również w tym przypadku. Myślę, że los się do mnie szczerze uśmiechnął.

Dlaczego?

Rafał Żur: Przede wszystkim współpracowałem z genialną ekipą Mortvideo, a więc Marcinem Kopcem i Krystianem Tuzimskim. Z Marcinem od początku bardzo dobrze się skomunikowaliśmy. To profesjonalista, a przy tym bardzo sympatyczny człowiek. Cały czas mogłem liczyć na jego cenne uwagi, pomysły i doświadczenie. Krystek zrobił za to fajne zdjęcia. Dużo ujęć kręciliśmy pod wodą, co dla ekipy było wyzwaniem.

Czyli wracamy do wody. Nie wiem, kiedy kręciliście klip, ale wyzwanie sugeruje, że za ciepło nie było.

Rafał Żur: Początek czerwca nie jest jeszcze czasem na kąpiele, a my w tej wodzie spędziliśmy kilkanaście godzin. Szczerze podziwiam wszystkich, że nam się udało, że możemy się cieszyć z takich efektów. Lubniewice w Lubuskiem zostały wybrane nieprzypadkowo. W czerwcu jest tam naprawdę pięknie. Beata i Robert Naniakowie, którzy prowadzą restaurację Złota Rybka, zawieźli nas w niedostępne, tajemnicze i malownicze miejsca. Co więcej – ich motorówka odegrała ważną rolę podczas nagrywania scen, w których unoszę się nad wodą. Dużą satysfakcję dała mi również współpraca z Lidką Olszak i Sebastianem Cybulskim, aktorami tworzącymi przed kamerą dynamiczną i skomplikowaną relację. Idealnie wpasowali się w zamysł bitwy o duszę, która chce być wolna, która jest niepokorna i która nie zaznała spokoju. Kamila Malec zrobiła nam wodoodporny make-up, przykryła też zmęczenie i wychłodzenie. Całość dopełnia biżuteria od Poli Zag, mojej utalentowanej koleżanki. To wszystko nie udałoby się także bez mojej żony Ady, która jest mistrzem logistyki w każdym aspekcie życia. Nic dziwnego, że aktualnie jest moją managerką.

Napisałeś, że dopiero z obrazem wymowa utworu jest kompletna. Rozwiniesz?

Rafał Żur: Po nagraniu piosenki długo zastanawiałem się nad tematem klipu. Miałem wiele pomysłów, jednak żaden nie wydawał mi się do końca trafiony. Kiedy otrzymałem od Marcina scenariusz, to wszystko się rozjaśniło. Ludzie, którzy słuchają Kwiatów, mówią o przestrzeni w jej słowach, uniwersalności i mocnej emocjonalności. Emocje to temat przewodni – z nimi mamy w dzisiejszym świecie najwięcej kłopotów.

Rafał Żur i jego Kwiaty

Właśnie, twój utwór jest o stracie. Inspirowałeś się swoimi doświadczeniami? No i czy łatwo jest pisać o takich rzeczach, gdy jest się szczęśliwym?

Rafał Żur: Autorem tekstu jest mój imiennik Rafał, o nazwisku Leśniak. Ja jestem autorem muzyki i oczywiście uważam, że wszystko, co nas w życiu spotyka, zostawia ślad. Myślę jednak, że dziś trudno znaleźć ludzi po prostu szczęśliwych lub po prostu nieszczęśliwych. Dziś bycie szczęśliwym to wyzwanie. Bo czym właściwie jest szczęście? Zastanawiam się nadal, jak odbierany jest utwór i często pytam o to ludzi, którzy widzieli teledysk. Przecież równie dobrze ostatnia scena może rozpoczynać tę historię.

Zobacz również
Mariah Carey

Otwarte pod względem interpretacji utwory tworzył również Marek Grechuta. Rzuciło mi się w oczy komentarz, który porównywał cię do niego. Zawstydzające?

Rafał Żur: Nie przeszkadza mi to. Wręcz podoba mi się. Pan Marek żył w innej epoce, wiem więc, że to bardzo uogólnione porównanie. Być może zostałem z nim skojarzony, ponieważ zaśpiewałem, tak mi się wydaje, piosenkę z jakimś przesłaniem, z mądrym tekstem i ciekawą muzyką. Tak właśnie myślę o tym utworze. Nie czuję, by mnie to w jakikolwiek sposób szufladkowało. Wiem, że tworzę w swoim stylu, to najważniejsze.

Naturalnie nasuwa się pytanie o to, z jakiej muzyki, jako słuchacz, się wywodzisz.

Rafał Żur: Autorem pierwszej płyty, którą kupiłem, był Stevie Wonder. Wciąż mnie zachwyca wokalnie. Soul to moje klimaty. Mógłbym wyliczać: Erykah Badu, Bilal, Lauryn Hill, Maxwell… Kiedyś słuchałem też klasyki rocka, teraz słucham jazzu. Ostatnie lata to również inspiracje i wokalizy w muzyce żydowskiej. Nie powiedziałem też jeszcze nic o klasyce. Bach, Czajkowski, Puccini, Rubinstein, Ravel – to wielkie nazwiska, wyjątkowe również dla mnie. Ale teraz chwilę o mnie. Debiutowałem na scenie jako 10-latek. Występowałem na festiwalach i konkursach poezji śpiewanej. Dziś moja muzyka uderza o wszystkie struny, które poruszyłem jako fan.

To która stylistyka będzie u ciebie przeważać?

Rafał Żur: Na to nie umiem odpowiedzieć. Podczas współpracy z moim producentem miksują się inspiracje nie tylko moje, ale również jego, współpracuję także z kolejnymi muzykami. Każdy wnosi coś od siebie i powstaje coś oryginalnego. Poezja, jazz i elektronika to pewniaki. A co będzie dalej? Zobaczymy i usłyszymy.

Na koniec jeszcze chwilka szczerości. Czy twój charakterystyczny, barytonowy głos przeszkadza ci w jakichś momentach tworzenia?

Rafał Żur: Na płycie pokażę dużo więcej niż barytonowy głos, co nie powinno dziwić, bo uważam się też za falsecistę. Obiecuję, że będzie ciekawie.

Copyright © Going. 2024 • Wszelkie prawa zastrzeżone

Do góry strony