Zenek Martyniuk nie zagra w auli UAM. A może powinien? [OPINIA]
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach…
Zenek Martyniuk miał zwieńczyć karnawał uroczystym koncertem w stolicy Wielkopolski. Jego występ odwołano bez podania przyczyny. Wiadomo jednak, że wiele osób protestowało przeciwko obecności giganta disco polo w tak reprezentatywnym miejscu. Kusi, aby wydać jednoznaczny osąd w tej sprawie i opowiedzieć się po stronie wysokiej kultury, ale spróbujmy głębiej wgryźć się w całą sprawę.
Na klientów sklepu Wydawnictwa Miejskiego Posnania czekają czarne t-shirty z napisem Wolne Miasto Poznań. Poszczególne litery zastąpiono w nich symbolami odwołującymi się do idei wielokulturowości i różnorodności. Są tu gwiazda Dawida, kolorowa tęcza, muzułmański półksiężyc oraz ekologiczne akcenty, w tym zielony listek.
Pomysłodawcy projektu piszą, że chcą nim utrwalić najważniejsze elementy polityki miasta. I faktycznie, Poznań wyróżnia się na tle Polski. Prezydent Jacek Jaśkowiak nieustannie promuje jazdę na rowerze, a aktywiści z Grupy Stonewall organizują tu jedną z największych parad równości. Stolica Wielkopolski jest też miejscem wolnym od disco polo. Przynajmniej na chwilę.
W jakim miejscu stoi dziś polska muzyka?
20 lutego karnawałowy koncert miał tu zagrać Zenek Martyniuk ze swoim zespołem Akcent. Gigant disco polo zaplanował występ w samym centrum miasta, w auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. To jeden z najbardziej reprezentatywnych budynków w Poznaniu. Co pięć lat odbywa się tu prestiżowy Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego. Na co dzień rezyduje tu Filharmonia Poznańska, instytucja o bogatym programie i dużych ambicjach. Jej repertuar uzupełniają koncerty organizowane przez zewnętrzne agencje, które wynajmują przestrzeń i dostosowują ją do swoich potrzeb. Z auli korzysta też sam uniwersytet. Dyplomanci radośnie rzucają tam na absolutoriach biretami, kończąc w ten sposób swoją przygodę z edukacją wyższą.
Niedorzeczna decyzja
Nie wszystkim spodobał się fakt, że aula UAM miała ugościć akurat Martyniuka. Głos w tej sprawie zabrało środowisko poznańskich muzyków, zespół Filharmonii Poznańskiej i Młodzieżowa Rada Miasta Poznania. Z ich oświadczeń wyłaniał się jeden podstawowy argument. Krytycy uważali, że karnawałowy koncert lidera Akcentu umniejszałby randze przestrzeni. – Jego kulturotwórcza rola jest nie do opisania. Disco polo w tym miejscu byłoby niedorzeczne – anonimowo mówił jeden z artystów.
Komentarze często odnosiły się do pojęcia kultury wysokiej, utożsamianej z teatrem, operą czy muzyką poważną. Twórczość Martyniuka w ich myśl zupełnie nie wpisuje się w tę kategorię.
Cała sprawa wyjaśniła się przed kilkoma dniami. Występ został odwołany, a osoby, które kupiły bilety, mogą je zwrócić w miejscu sprzedaży. Nie podano ani powodu odwołania wydarzenia, ani jego alternatywnej daty. Trudno jednak nie połączyć kropek i nie pomyśleć, że na decyzję organizatorów wpłynęły naciski ze strony oburzonego komentariatu. Jeszcze trudniej uwierzyć, że w blisko 600-tysięcznym mieście nie znalazła się wystarczająca liczba chętnych, żeby zobaczyć Martyniuka na żywo.
Czy aula to miejsce święte?
Zdania na temat sprawy są podzielone. Pod facebookowym postem Ruchu Muzycznego, dwutygodnika poświęconego muzyce poważnej, przeważają głosy tych, którzy cieszą się z decyzji.
– Disco polo to prostacka forma dla najniższych instynktów, masowo tworzona tylko dla pieniędzy – pisze jeden z internautów.
– Miejsce disco polo jest na śmietniku. Mam nadzieję, że docelowo tam trafi – dodaje drugi.
– Stop chamstwu i prostactwu! – wtórują inni.
Po drugiej stronie barykady stoją ci, którzy odwołanie koncertu postrzegają jako formę klasizmu. Nie brakuje też bardziej histerycznych ocen. Jedną z nich na sesji rady miasta podzielił się radny z ramienia PiS-u, Michał Grześ. – Według oponentów aula to miejsce święte. Czy rzeczywiście? – pytał cytowany przez Gazetę Wyborczą, wskazując, że budynek był ulubionym miejscem posiedzeń NSDAP. Za komuny zjazdy organizowały tu PZPR i podporządkowany jej Front Jedności Narodu. Wyciąganie takich zdarzeń z historii to nic innego jak niezbyt zręczny chwyt retoryczny. Środek może niewłaściwy, ale cel – jasny i wyraźny. O nim jednak za chwilę.
Niezmazywalny fenomen
Uważam, że Zenek Martyniuk powinien wystąpić w auli UAM. Nie chcę ograniczyć się do zabrania głosu w debacie o słuszności wyboru tego miejsca, biorąc pod uwagę jedynie walory artystyczne niedoszłego występu. Siłą rzeczy od tego należy jednak zacząć.
– Z gustami się nie dyskutuje – skwitowała w grudniu rzeczniczka uniwersytetu, Małgorzata Rybczyńska. Co do zasady przychylam się do jej słów. Reprezentantka uczelni przyznała jeszcze, że disco polo istnieje w przestrzeni publicznej – czy to aprobujemy, czy nie. Z tym również nie sposób się nie zgodzić. Autorem najpopularniejszego polskiego teledysku w serwisie YouTube wydanego w ubiegłym jest discopolowiec, Skolim. Koncerty, na których występują czołowe gwiazdy gatunku, wyprzedają się na pniu i w mieście, i na wsi. Ba, o gatunku rozumianym jako narodowym fenomenie pisze się książki. Mowa bynajmniej nie o takich stanowiących bezkrytyczną pochwałę wykonawców, tylko z pełną powagą traktujących je jako kulturotwórcze zjawisko pokrewne np. z italo disco.
Na poligonie wojny kulturowej
Sęk w tym, że Zenek Martyniuk i jego koledzy z branży – intencjonalnie bądź nie – stali się częścią politycznego sporu. Nie dzieje się tak pierwszy raz. Przypomnijmy, że piosenkę promującą kandydaturę Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta Polski było Ole Olek! grupy Top One. Teraz partia rządząca równie chętnie zaprasza discopolowców do telewizji publicznej. Grają na sylwestrach, benefisach, imprezach spółek skarbu państwa. Pomijam moralną ocenę akceptowania takich zaproszeń. Chcę tylko podkreślić, że o chodnikowym gatunku wypada mówić też jak o populistycznym narzędziu.
Jego obecnością tu i ówdzie prawicowi politycy zaznaczają, że nieobojętny jest im los i kulturalne potrzeby ludu. Zabranie prawa do wystąpienia Akcentu w auli UAM to dla nich kolejny sygnał tego, że elity odwracają się od potrzeb Polaków. To zacementowanie antagonizmu pomiędzy wielkimi miastami a wsią, poszerzenie poligonu wojny kulturowej. A może właśnie należałoby rozbroić tę minę i przekornie odebrać rządzącym całkiem dobry chwyt retoryczny?
Prymat własnego gustu
Jednocześnie nie przemawia do mnie kontrargument o obronie kultury wysokiej, na pewno nie w XXI wieku. Radny Młodzieżowej Rady Miasta Poznania, Kacper Kaźmierczak, na antenie Radia Poznań przyznał z rozbrajającą szczerością, że zaczerpnął jej definicję z podręcznika wiedzy o społeczeństwie. Czuję, że termin ten powinien spocząć tam już na dobre.
Zerwanie z określaniem kultury mianem wysokiej i niskiej oraz ich mariaże – to dzieje się od dawna, w czym bez wątpienia swój udział ma internet i chęć otwarcia się na nowości. Raperzy koncertują z orkiestrami symfonicznymi, a muzykę do spektakli teatralnych komponują producenci techno. Binarny podział zakrojony na szerszą skalę zastopowałby każdy z tych projektów.
– Ale przecież są jakieś granice! – ktoś powie. Rzucam w kontrze pytanie: kto je ustanawia i na jakiej podstawie? I czy tą podstawą powinna być subiektywna niechęć sprzężona z przekonaniem o prymacie własnego gustu? Ta sama aula w najbliższych tygodniach nie organizuje jedynie koncertów filharmoników poznańskich. Zagrają tu Sławek Uniatowski, projekt ABBA Symfonicznie, Varius Manx i Krzysztof Cugowski. Co legitymizuje ich obecność w tym miejscu? Liderowi Budki Suflera nie będzie przecież towarzyszyć emblematyczny element kultury wysokiej, czyli orkiestra, a on sam nie stoi w jednym rzędzie z Carrerasem.
Walcząc o pieniądze…
Poza refleksjami nad ogólną naturą problemu poszerzyłbym jeszcze jednostkowy kontekst całej sytuacji. Zgadzam się z tym, że przed uniwersytetami stoi zadanie kształtowania światopoglądu. Przeciwstawiania się dyskryminacjom, piętnowania szkodliwych praktyk. Idealnie, gdyby czuwały nad jak najwyższym poziomem debaty publicznej. Te same uczelnie funkcjonują jednak w warunkach konkurencji rynkowej. UAM nie wynajmuje auli różnym podmiotom tylko ze względu na własne widzimisię.
Sprawdź polskich wykonawców muzyki elektronicznej, których powinieneś obserwować w 2023 roku!
Komercyjne użyczenie przestrzeni daje solidny zastrzyk gotówki. A chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że uniwersytet, zwłaszcza w dobie inflacji i podwyżek cen energii elektrycznej, nie przędzie najlepiej. Wynagrodzenia dla kadry akademickiej budzą politowanie, wiele inwestycji stanęło w miejscu, wykładowcy przechodzą na tryb zdalny. Ciekawe, że o tym kryzysie kilka dni temu pisała również sama Wyborcza, która wcześniej ochoczo cytowała wynurzenia radnego Grzesia.
… i o nową salę
Inny aspekt, na który warto zwrócić uwagę przy okazji samego Poznania, to brak dostatecznie wielu alternatywnych przestrzeni koncertowych. To problem od dawna omawiany przez lokalne media. Łazarska Arena, goszcząca także wydarzenia sportowe, wymaga gruntownej renowacji albo wyznaczenia godziwego następcy. W przypadku organizacji potencjalnego widowiska w grę wchodzą jeszcze Aula Artis, Sala Wielka w Centrum Kultury Zamek albo Sala Ziemi. Ich grafiki bywają jednak wypchane po brzegi (także ze względu na organizację wewnętrznych wydarzeń), charakter zaś nie zawsze pasuje do anturażu koncertu.
Potrzeba dodatkowego miejsca w jednym z najważniejszych ośrodków zachodniej Polski, aspirującego zresztą do bycia ważnym punktem na kulturalnej mapie Europy, jest paląca. Może to o tym powinno mówić się głośniej?
Sekretarz redakcji Going. MORE. Publikował lub publikuje także na łamach „newonce", „NOIZZ", „Czasopisma Ekrany", „Magazynu Kontakt", „Gazety Magnetofonowej" czy „Papaya.Rocks". Mieszka i pracuje w Warszawie.