100 tysięcy nut na godzinę. Poznajcie wyjątkowego pianistę Lubomyra Melnyka
Przez długi czas niedoceniany, przez wielu zapomniany. Po trudnych latach otrzymał swoje zasłużone 5 minut sławy. Przedstawiamy sylwetkę osobliwego i wyjątkowego artysty zajmującego się 88 klawiszami.
Już dzisiaj, 24 października, w Studio Koncertowym im. Lutosławskiego wystąpi ukraiński pianista Lubomyr Melnyk. 71-letni kompozytor znany jest głównie z niezwykłego stylu grania charakteryzującego się niebywałą szybkością przy jednoczesnym zachowaniu budzącej podziw precyzji. Cały koncept nazwany został przez niego continuous music. Słychać w nim wpływy nie tylko mistrzów klasyki, ale również muzyki hinduskiej czy minimalistycznej. Wyobraźcie sobie, że potrafi on zagrać 19 nut (na każdą z rąk!) w ciągu jednej sekundy. W zasadzie nie mamy już nic więcej do dodania, gra zamknięta.
Przez większość swojego życia Melnyk prowadził dość koczowniczy tryb życia. Posiada on ukraińskie korzenie, urodził się w Monachium, skąd później wyemigrował do Paryża. Jego kolejnym przystankiem była Szwecja, gdzie zadomowił się na dłużej. Właśnie tam, w 1989 roku, pobił światowy rekord w liczbie nut zagranych na godzinę. Usiądźcie wygodnie i postarajcie się to ogarnąć – 93,650 nut w przeciągu jednej godziny. Tak po prostu, od ręki.
Co ciekawe, na należyty międzynarodowy rozgłos i w pełni artystyczny sukces musiał czekać aż do początku drugiej dekady XXI. Wtedy to podpisał kontrakt z Erased Tapes Records, czyli londyńską wytwórnią, w której muzykę wydają m.in. Ólafur Arnalds, Peter Broderick, Nils Frahm, Rival Consoles czy Douglas Dare. To wydarzenie otworzyło mu drogę do zupełnie innej publiczności niż ta konserwatywna, związana stricte ze środowiskiem muzyki klasycznej, która nigdy nie potrafiła w pełni docenić talentu i umiejętności Melnyka. Od tego momentu wiele miało się zmienić.
Do Polski przyjechał po raz pierwszy w 2016 roku na festiwal Tauron Nowa Muzyka. Kilka godzin przed tym koncertem udało mi się z nim zamienić kilka słów. Muzyk o aparycji sędziwego starca z gęstą brodą, wysokim czołem, bujną czupryną i solidnie wyrzeźbioną fajką w ręku wydawał się pochodzić z nieco innego świata. Zafascynowany słowiańską i hinduską duchowością, niezwykle szczery, łatwo łapiący kontakt i jednocześnie używający w swoich wypowiedziach wielu metafor. W jego oczach widać było jakąś niewypowiedzianą tęsknotę, wyjątkowo sugestywną melancholią. Nie do końca wiedziałem, czy mam do czynienia z geniuszem czy hochsztaplerem. Podczas tej niespełna godzinnej rozmowy wyczuwałem bliską więź z jego poczuciem wrażliwości, rzadko spotykaną empatią i trzeźwym spojrzeniem na egzystencję we współczesnym, pędzącym społeczeństwie.
Melnyk miał wystąpić w małej sali NOSPRu, do której ustawiła się kolejka tak ogromna, że spora część zainteresowanych po prostu się nie zmieściła i musiała obejść się smakiem. Na całe szczęście, jeszcze w tym samym roku pianista wrócił do Katowic, a od tego czasu stara się regularnie odwiedzać nasz kraj. Tym razem padło na Warszawę.
Interesujesz się muzyką klasyczną? Sprawdź naszą selekcję wydarzeń!
Do dziś pamiętam anegdotę, którą opowiedział mi jeden z ówczesnych organizatorów festiwalu. Podobno Lubomir Melnyk przyjechał na festiwal z torbą pełną swoich płyt. Tyle, że nie wydanych oficjalnie – z ładną książeczką, pięknie zaprojektowaną okładką i w solidnym jewel case. Nie, zabrał ze sobą kilkadziesiąt nagranych domową metodą i własnoręcznie opisanych płyt CD, na których znajdowała się jego muzyka. Okazało się, że w Szwecji, gdzie mieszka artysta, nawet takie płyty są bardzo drogie i zwyczajnie nie było go w tamtym momencie stać na regularne ich kupowanie. Kiedy organizatorzy to usłyszeli, zabrali pianistę do sklepu i sprezentowali mu pokaźną liczbę czystych płyt, na których muzyk mógł kontynuować swoją osobliwą metodę ich nagrywania. Możecie sobie tylko wyobrazić szczerą radość tego sympatycznego staruszka.
Dla kogoś, kto bacznie śledził jego najnowszą karierę jasne jest, że Melnyk wreszcie zdobył zasłużony rozgłos i szacunek. Współpracował m.in. z Boiler Roomem, który jest największą platformą streamingową w undergroundowym świecie. Od czasu debiutu w Erased Tapes nagrał tam 3 studyjne płyty, a w kilku innych wytwórniach wypuścił ich w sumie 12. Sporo jak na sześcioletni okres. Na lata 2020/2021 planowana jest premiera pełnometrażowego dokumentu poświęconego temu pianiście. Koniecznie wypatrujcie newsów w tym temacie, bo może się okazać, że pod względem komercyjnym i zasięgowym będzie to rzecz porównywalna do (ponoć wątpliwej) historii Sugar Mana.
A tymczasem koniecznie wbijajcie na koncert tego niepowtarzalnego artysty. Już dzisiaj, 24 października, Studio Koncertowe im. Lutosławskiego. Będzie pięknie i mistycznie!
Bilety na koncert Lubomyra Melnyka są jeszcze dostępne w Going.!