9. edycja białostockiego festiwalu Up to Date zbliża się wielkimi krokami. Porozmawialiśmy o idei, która przyświeca temu wydarzeniu, o jego najważniejszych momentach i tym, co odróżnia go od pozostałych. Przeczytajcie kolejny wywiad z serii Nasi Ludzie – tym razem na pytania odpowiadał Jędrzej „Dtekk” Dondziło, dyrektor artystyczny festiwalu.
Jak opisalibyście Up to Date – w jakich okolicznościach powstał, jaka jest idea, cel i założenia?
Pomysł na Up To Date snuł się w mojej głowie kilka dobrych lat. Marzyłem o tym, żeby zorganizować coś większego, istotnego – coś, co zmieni krajobraz kulturalny wschodniej Polski. Ludzie nie wierzyli w powodzenie tego projektu, aż do 2010 roku, kiedy odpaliliśmy z przyjaciółmi pierwszą edycję. Dziś, przy dziewiątej edycji, w dużej mierze współtworzy go ta sama ekipa. Festiwal powstał z potrzeby dzielenia się miłością do muzyki i tym, co uważamy za wartościowe i ważne w życiu. Istotne przy tym zawsze było to, by nie zamykać się na nikogo, sprawić, by wszyscy uczestnicy czuli się mile widziani – nie tylko ci, którzy na co dzień dzielą z nami pasję do muzyki i sztuki. Niezmiennym elementem misji UTDF jest prezentacja tego, czego ludzie nie znają i zarażanie ich tym, co jara nas. Od samego początku nasz “festyn” organizujemy instynktownie, bez programowych kalkulacji, często bardzo spontanicznie. Wychodzimy z założenia, że skoro festiwal nieustannie się rozwija to warto kontynuować pracę w tych kierunkach.
Czym się kierujecie dobierając artystów na Wasze imprezy?
Nie ma tu co ukrywać, że za doborem artystów idą często nasze osobiste preferencje. Jednakże kierunki, w jakich podążamy, wynikają nie tylko z naszych gustów, ale też z założeń, jakie sobie stawiamy. Staramy się co roku wchodzić jeszcze głębiej w muzykę, w szczególności w techno i sąsiadujące gatunki, by pokazywać to, co jest jeszcze nieodkryte. Często jesteśmy pierwszymi, którzy prezentują danych artystów, nierzadko też jedynymi – np. z rejonu electro. Nie są to wielkie nazwiska w sensie komercyjnym. Wielkie nazwiska grają wszędzie wokół, a my staramy się od tego zdystansować, nie tylko z powodów budżetowych, a przede wszystkim z powodów filozoficznych. Udało nam się wypracować sytuację, w której nasza publiczność to w dużej mierze ludzie, którzy przyjeżdżają na UTDF właśnie po to, by usłyszeć coś nowego, niekoniecznie tylko swoich “ulubieńców”. W ramach takich założeń staramy się sięgać po artystów dopiero co wypływających i intrygujących oraz tych, których wkład w kształt sceny i gatunków muzycznych jest definiujący.
Z jakich bookingów do tej pory jesteście najbardziej dumni, jaka impreza najbardziej zapadła wam w pamięć i dlaczego?
Przy tak wielkiej liczbie artystów i jeszcze większej liczbie wszystkich imprez, które zorganizowaliśmy naprawdę ciężko jest wyłonić te kilka osób lub te kilka chwil. Myślę, że największym źródłem satysfakcji jest to, że po tylu latach nadal idziemy do przodu a nasza filozofia muzyczna czy promotorska ewoluuje nie z powodu trendów, lecz przekonań – i to wciąż działa.
Gdybym miał się skupić na UTDF, powiedziałbym, że jednym z przełomowych momentów był między innymi booking Evidence’a w 2012 roku. Takiej postaci ze świata rapu nikt się w Białymstoku nie spodziewał. 2012 przyniósł występy DVS1, Shifted, I-F czy Dopplereffekt. Rok wcześniej odwiedzili nas Biosphere, Robert Hood, Aux88 czy Silent Servant. Jak dla mnie, przełomy zdarzają się co roku. W tym roku np. występ Lorna, premierowy live Shlømo i Antigone jako Luxor czy pierwsza wizyta megagwiazdy rosyjskiego rapu – Face’a.
Corocznie Wasze działania wizualno-promocyjne osiągają spory rozgłos i są dość nietypowe, jak na undergroundowy festiwal. Skąd inspiracje, pomysły?
Głową naszej promocji jest Czarek Chwicewski. To on odpowiada za większość nietypowych pomysłów. Nie jestem w stanie stwierdzić, skąd czerpie inspiracje, ale cieszę się, że mamy takiego “mózga” w teamie. Dzięki niemu nauczyliśmy się przez lata patrzeć inaczej na otoczenie i, lekko przekornie, zwracamy uwagę w naszej komunikacji na coś innego niż inne imprezy. Line-up jest kluczową sprawą, ale festiwal może być bytem znacznie szerszym niż tylko harmonogram koncertów. Liczą się wrażenia, ale nie tylko one. Myślę, że przewrotne myślenie o komunikacji pozwala nam nie tylko zwiększać zainteresowanie festiwalem, ale też skuteczniej zwracać uwagę na jego głębsze aspekty i ludzkie oblicze.
Jesteście festiwalem niezwykle przyjaznym dojrzalszej części uczestników – rodzice, a nawet dziadkowie są u Was mile widziani. Opowiedzcie więcej o programie 50Plus.
Przybliżamy “kulturę młodych” także nieco starszym „nastolatkom”. W miastach nie będących dużymi ośrodkami czy europejskimi stolicami, łatwiej jest o niezrozumienie dla działań artystycznych. Dlatego od zawsze staraliśmy się przełamywać stereotypy związane z kulturą muzyki elektronicznej, a także te związane z samym festiwalem. Seniorzy już dwa lata temu tłumnie stawili się na bramkach festiwalu i aktywnie w nim uczestniczyli. Nie ukrywam, że było to powodem wielkiej radości i wielu wzruszeń – widok rodziców z dziećmi czy dziadków z wnukami pod sceną jest bezcenny. Osobiście jestem zaskoczony poziomem otwarcia naszej starszej publiczności. Wszystko to dodaje do już pozytywnej atmosfery panującej na UTDF – kto był, ten wie.
Wasz festiwal to miejsce o niezwykle rodzinnej, przyjaznej atmosferze. Myślicie, że to wynika z hermetycznego środowiska muzyki klubowej, czy może udało Wam się to zbudować na zupełnie innych fundamentach, jakich?
Nie uważam, że środowisko muzyki klubowej jest hermetyczne. Przynajmniej nie widzę tego przez pryzmat UTDF – wydaje mi się wręcz, że na festiwalu panuje maksymalne otwarcie. Publiczność pojawiająca się na Up To Date to nie tylko fani muzyki z całej Polski, Litwy, Białorusi i innych krajów. To też ludzie, którzy mają z muzycznym światem mniej wspólnego. Dzięki temu, że od 2010 roku mamy w programie równolegle i rap, i elektronikę, a w ramach niej i muzykę basową i 4/4, możemy cieszyć się mieszanką przeróżnych ludzi przybywających na nasze wydarzenie. Up To Date jest imprezą ciepłą nie tylko komunikacyjnie. To ciepło, gościnność, swoboda i otwartość muszą istnieć na festiwalu, inaczej bylibyśmy hipokrytami. Nasze podlaskie pochodzenie i generalnie lokalność naprawdę mocno przenoszą się na klimat, jaki panuje na koncertach – pod barami też. My, jako lokalesi, nie do końca jesteśmy w stanie to “zmierzyć”, ale ogromnie cieszymy się z tego, że cementuje to ludzi ze sobą.
Opowiedzcie o wydarzeniach towarzyszących głównej części festiwalu. Czego możemy spodziewać się w tym roku?
Scenami muzycznymi, które są niejako “obok” głównej części odbywającej się na Stadionie Miejskim są Centralne Salony Ambientu. Salon Ambientu to nasz mały powód do dumy, bo udało się stworzyć cykl wydarzeń, w czasie którego ludzie autentycznie słuchają muzyki i się nią rozkoszują. Czasami dyscyplina podczas występów jest wręcz filharmoniczna. To jest piękne. Kulminacją działań rozsianych po Polsce jest spotkanie właśnie na Centralnym Salonie podczas UTDF. W tym roku w ciemnej i doskonałej akustycznie sali kameralnej Opery i Filharmonii Podlaskiej wystąpi niezwykle rzadko koncertujący przyjaciel festiwalu bvdub, genialna Kanadyjka Sarah Davachi oraz duo podbijające serca miłośników modern classicalu, ambientu i elektroniki ogólnie – Nanook Of The North (Stefan Wesołowski i Piotr Kaliński). Następnego dnia spotykamy się w majestatycznym gmachu Pałacu Branickich i barokowej sali będziemy mogli przeżyć występy Abula Mogarda (ach!), wiolonczelistki Resiny, a także Giulio Aldinucciego, co stanowi ultra emocjonalną mieszankę.
Rok 2018 przyniósł też narodziny Pozdro Techno Sound Systemu. Nowej inicjatywy, będącej kołem zamachowym filozofii stojącej za cyklem imprez o tej samej nazwie. Imprezy odbyły się do tej pory w Białymstoku, Gdańsku i Warszawie. Wszystko odnosi się do hasła PLUR – Peace, Love, Unity, Respect (Pokój, Miłość, Wspólnota i Szacunek). Są to cztery proste wartości, na fundamentach których wyrosła nasza społeczność. To spuścizna, o której przy natłoku kolejnych muzycznych imprez rzadko kiedy się jeszcze pamięta. Imprezy, podczas których trudno odczuć esencję tego niezwykłego zjawiska, zaś samo słuchanie i przeżywanie muzyki schodzi na dalszy plan. Dlatego też postanowiliśmy zwrócić uwagę na kwestie, które bliskie są naszemu sercu i… działamy. Do końca roku odpalimy jeszcze kilka imprez, a sam sound system stanie na scenie Pozdro Techno w czasie festiwalu w pełnej krasie.
Jaka jest przyszłość Waszego festiwalu (w perspektywie 5-10 lat), co planujecie zmienić, może ulepszyć?
Być może jest to błąd, ale nie myślimy o UTDF w takiej perspektywie czasowej. Przy tak trudnych realiach organizacji i finansowania życzyłbym sobie, by festiwal po prostu trwał i mógł się rozwijać, nabierać stabilności. Mamy milion pomysłów leżących na półkach, od lat czekających na realizację. Mam nadzieję, że 10. edycja festiwalu przyniesie upragnioną stabilność i pozwoli nam na rozwinięcie skrzydeł w kierunkach, których wcześniej nie zdradzaliśmy.
Podzielicie się jakąś anegdotą? Wymyślne oczekiwania i fanaberie artystów, zaskakujące zwroty akcji, przygody mrożące krew w żyłach etc.?
Staramy się nie zdradzać tych najbardziej hardkorowych, mrożących krew w żyłach sytuacji z backstage’u – a było takowych wiele, szczególnie gdy byliśmy mniej doświadczeni niż dziś. Jedna z nerwowych akcji miała miejsce z DJ Assaultem, który wysłał nam błędny rider techniczny. Gdy dotarł spóźniony na miejsce, musiał zaraz wbiegać na scenę. Tam okazało się, że stoi zupełnie inny sprzęt niż się spodziewał… W ciągu 15 minut obiegłem wszystkie sceny festiwalu, by skompletować, co należy, wręcz wyrywając mikrofon z ręki właśnie kończącego koncert artysty na scenie hip-hopowej. Warto było, bo to, co zrobił Assault, jest wciąż żywe w mojej pamięci. Awantur o brak najlepszego szampana na scenie nie miewaliśmy, ale w gruncie rzeczy nie jesteśmy typem festiwalu, w czasie którego takie kłótnie powinny mieć miejsce.
Trzy hasła, które najlepiej Was opisują, to:
Autentyczność, miłość, swojskość